Adam, Ewa i cała reszta, czyli gody miedziane, w cynę oprawne - część 3 z 3 (11/11)

Adam, Ewa i cała reszta, czyli gody miedziane, w cynę oprawne - część 3 z 3 (11/11)ROZDZIAŁ 11/11

***

     NIEDZIELA

     – Dobrze, wystarczy już! Przestań mnie obcałowywać, bo dzieci… – Ewa leniwie machnęła dłonią.
     – Co dzieci? Już ci buziaczka we włosy nie mogę dać? Wybacz, ale po wczorajszym szczuciu cycem nic bardziej gorszącego raczej nie zobaczą – roześmiał się Adam, choć po prawdzie zeszłego popołudnia wcale nie było mu wesoło.
     – Ty się ciesz, że poduszki mieliśmy pod ręką, bo byś musiał chyba kaktusem wacka przysłonić! – odparowała.
     – Od kiedy my mamy kaktusy w sypialni? – zastanowił się zbity z tropu.
     – Fakt. Chociaż może i dobrze, że się tak stało? – spytała po raz kolejny, nadal oczekując nie wiadomo jakiej odpowiedzi. – Ostatecznie jak długo zamierzaliśmy udawać, że sypialnia służy tylko do czytania książek albo chrapania? Ile razy któraś z nich przyłapała nas z dupą na wierzchu?
     – O tak, zwłaszcza Zuzka! Ja naprawdę nie wiem, jak ona potrafi zachowywać się tak cicho! Pojawia się znikąd o krok za tobą i dopóki sama nie będzie chciała, to się o tym nie dowiesz! – wzdrygnął się lekko, nie wiedzieć czemu przypominając sobie o pewnej blondynce z podejrzanym upodobaniem do gadziej biżuterii.
     – A pamiętasz, jak po Wigilii byliśmy pewni, że obie dawno śpią i zaczęliśmy harce? Nasze szczęście, że zanim rozebrałam się do końca, poszłam jeszcze do łazienki, bo mogło być różnie. Albo kiedy obie wróciły wcześniej ze szkoły? Wiesz, miałeś urlop i pod prysznicem…
     – Dobrze, nie musisz mi wszystkiego wyliczać! Teraz jest najważniejsze, że zrobiliśmy, co zrobiliśmy, wyszło, jak wyszło i już tego nie zmienimy. A bardziej serio, trzeba będzie na spokojnie przysiąść jeszcze raz do tego tematu. Może nawet dzisiaj pod wieczór? Tak na świeżo? Świetnie udaje ci się z nimi dogadywać, więc może lepiej zostawię to tobie? Bo… dumny z ciebie jestem!
     – Ty mi nie kadź! – prychnęła, mimo że faktycznie czuła niemałą satysfakcję, że udało się wybrnąć z niezręczniej sytuacji z twarzą, a nie pipką.
     – Ale ja naprawdę nie potrafiłbym tak rozmawiać ani z nimi, ani pewnie z nikim innym. Chociaż i tak podejrzewam, a chwilami byłem wręcz pewien, że one i tak doskonale wiedziały już wszystko, co wczoraj im powiedzieliśmy. A pewnie i sporo więcej.
     Tutaj Ewa zamyśliła się na dłuższą chwilę, po czym wróciła do rozmowy znacznie cichszym głosem. Błyskające ognistymi refleksami rozwianych w ostatnich promieniach zachodzącego słońca włosach bliźniaczki – testujące właśnie normy wytrzymałościowe postawionej parę metrów obok huśtawki – mogły ich widzieć, ale wcale nie musiały słyszeć.
     – Wiem że to nie jest najlepszy moment, ale chodzi mi ta sprawa po głowie. Twoje dłuższe wyjazdy, moje wyjścia do Sofi… najlepiej powiem bez owijania w bawełnę: co byś powiedział, ale tak szczerze, gdybym miała ochotę na kogoś innego? Konkretnie na – zrobiła zamierzoną, długa pauzę – kobietę?
     – O czym ty do mnie rozmawiasz? – wolał się upewnić, czy dobrze zrozumiał. Oby nie… – Ewa, przecież mówiłaś mi tyle razy, że nie interesują cię…
     – Wiem, co mówiłam, ale nie chcę też cię okłamywać. Nie, nie przespałam się z Sofią, jeśli wciąż masz takie podejrzenia! Tylko… dziwnie mi było w jej obecności. – spuściła wzrok. Niby nie skłamała, ale wcale nie czuła się lepiej. – Niby wiedziałam, że nie mogę czegoś zrobić, ale miałam na to coraz większą ochotę.
     – Tylko nadal nie rozumiem, czy mnie o coś pytasz, prosisz czy właściwie co?
     – Bardziej chciałabym – zawahała się na moment – złożyć ci pewną propozycję, o której już kiedyś rozmawialiśmy.
Adam zamrugał oczami, zdając już sobie doskonale sprawę, do czego zmierza Ewa. I nad czym on sam myślał wcale nie tak dawno.

*

     I cóż mam ci rzec, Ewo? Czy chciałbym kochać się w trójkącie z tobą i drugą kobietą? Nie wiem. Naprawdę. Choćbym się nie wiadomo jak starał, nie jestem w stanie jednoznacznie szczerze i w całkowitej zgodzie z własnym sumieniem odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony – tak. Może wyjdzie ze mnie stereotypowy facet, który myśli tylko o jednym, ale przyznaję: nie raz i nie dwa chodziło mi coś takiego po głowie. I choć były to czysto hipotetyczne rozważania, otworzyły mi oczy na kilka spraw. Choćby pierwszą i podstawową, czyli jak właściwie wszystko miałoby wyglądać?
     Załóżmy, że trzecią do pary byłaby faktycznie Sofia, w której kierunku i tak zmierza cała dyskusja. Może i dobrze, bo jej wybór powinien być ułatwieniem. Przynajmniej teoretycznie, bo praktycznie nie wiem, czy w ogóle dałbym radę. Musisz wiedzieć, że od czasu naszego pierwszego spotkania, czyli jakby nie liczyć równo dekady, nawet nie dotknąłem innej kobiety. Dosłownie. Nawet wówczas, gdy nie wiodło się nam najlepiej i bardziej niż przytulić, miałem ochotę rozszarpać cię na strzępy. Albo jak nie widywaliśmy się całymi tygodniami, a ja dzień w dzień musiałem oglądać cycate lachoniary, wystrojone zgodnie z najnowszymi trendami obowiązującymi na szkoleniach biznesowych. Czyli z dekoltami do pępka i połową – zwykle tą większą – tyłka na wierzchu, które nieraz nawet nie ukrywały, dokąd chciałyby mnie zaciągnąć i w jakim celu. Wtedy też pozostałem ci całkowicie i jednoznacznie wierny, ucinając łby zdradzieckich żmij od razu, gdy tylko wyłoniły się z kolczastych krzewów rozpusty.

     Przyjmijmy jednak, że wszyscy – czyli ja, ty i Sofia – zdecydujemy się na ten krok. Odwieziemy wówczas dzieci do moich rodziców na cały dzień i od razu najlepiej noc, po czym udamy się we troje do hotelu. Nieistotne, którego konkretnie, byle trzymał pewien standard i miał odpowiednio dużą i elegancką sypialnię. Albo może zamiast typowych pokoi wynajmiemy mały domek letniskowy? Czy raczej wybierzemy ośrodek typu spa z takimi niewielkimi, zamkniętymi basenami lub sauną do ekskluzywnej dyspozycji? Lub… możliwości mielibyśmy dużo.
     Jesteśmy więc: gotowi, chętni oraz, by nie przedłużać, odpowiednio rozebrani. I co dalej? Nigdy właściwie nie pytałem cię, zarówno kiedy byliśmy w wolnym związku, jak i od chwili, w której zostałaś mi poślubioną, w jaki sposób chciałabyś przeżyć takie spotkanie? Czy nasza wspólna towarzyszka pieściłaby ciebie, czy ty ją? A może robiłybyście to razem? I gdzie w tym wszystkim byłbym ja sam? Żeby odpowiedzieć na te wszystkie pytania, musimy wrócić do samego początku. I od razu założyć, że skoro już idziemy do łóżka we troje, robimy wszystko – jakby powiedziała Sofi – na pełnej piździe. Bez żadnych zahamowań, zbędnej pruderii i niepotrzebnego wstydu. Co tylko zechcemy i w jaki sposób zechcemy.

     Leżysz więc na łóżku ma najdroższa, jedyna Ewo, ubrana w ponętną, koronkową bieliznę. Wspierasz się na jedwabiście miękkich poduszkach niczym najprawdziwsza królowa a odziana w wyuzdany, kurewski wręcz kostium niewolnica zaspokaja twe najskrytsze pragnienia. Bo przecież jesteś królową i tym bardziej byłabyś nią w tej sytuacji: panią, władczynią, cesarzową, której każde życzenie byłoby dla nas rozkazem. Nie ukrywam, chciałbym to zobaczyć. Oglądać, jak inna, całkowicie posłuszna kobieta, pieści cię tak, jak tylko zapragniesz. Ssie przewspaniałe, ogromne piersi. Całuje apetyczną, ociekającą lepką namiętnością cipkę. Wciska język głęboko pomiędzy niesamowite, zapierające dech pośladki. Choć bardzo podobasz mi się wygolona, tak w tej konkretnej sytuacji wolałbym się znów mocno zarośniętą. Niech Sofia rozgarnia ustami gęste, intensywnie pachnące owłosienie i wylizuje cię tak, byś dotarła pod samą bramę królestwa rozkoszy.
     I wówczas do niej dołączam. Całuję cię w usta, pieszczę biust i brzuch, aż w końcu także wślizguję się pomiędzy nogi. Odsuwam głowę Sofi na bok i teraz to ja adoruję najcudowniejszy fragment twego ciała, spijając ustami nektar wypływający z wnętrza boskiej kobiecości. Podczas gdy ona z pełnym oddaniem i zaangażowaniem zajmuje się resztą ciebie. A może ty zajmujesz się nią? Pozwalasz, by usiadła nad twoją twarzą i zaczynasz ją lizać? Wzdychacie obie coraz głośniej, co ogromnie mnie podnieca. I wówczas Sofi, do tej pory odwrócona do mnie plecami, przekręca się przodem i pochyla w raczej jednoznacznych zamiarach.
     Chwytam ją za szyję i przyciągam ku sobie. Od lat nie całowałem innej kobiety i dlatego przez chwilę waham się, czy powinienem. Lecz po pierwsze, ona otwarcie mnie do tego zachęca, a po drugie, jej usta wciąż pachną tobą. Oraz – jak się po chwili okazuje – także smakują. Choć słabiej, niż mogłem się tego spodziewać i tak naprawdę miałem nadzieję. Dlatego dość szybko odsuwam się, skupiając całą uwagę na … podsuwam ci pod pupę jedną z poduszek, tak by ją nieco unieść, przyciskam twarz Sofi do kobiecości, a samemu rozchylam ci pośladki.

     Czy powinniśmy już teraz zainteresować się tą częścią twego ciała? Wiem, że zabawy dupcią doprowadzają nas oboje do szaleństwa, ale co z naszą towarzyszką? Może ona za nimi nie przepada? Albo po prostu nie odkrywajmy od razu wszystkich łóżkowych sekretów przed obcą osobą? Czy może przeciwnie? Skoro jesteś tak podniecona, że otoczone spiralnym wachlarzem włosów słoneczko samo otwiera się na całą szerokość, wykorzystajmy nadarzającą się okazję?
     Momentalnie pochylam się więc i zaczynam cię lizać, jednocześnie zachęcając Sofi, by ssała twą rozpaloną łechtaczkę. Ciekawi mnie bardzo, gdzie dokładnie ją całujesz, lecz wolę pozostawić niektóre rzeczy wyobraźni. Nie mija wiele czasu, a twoje ciało zaczyna drżeć. Czuję, że mój język już ci nie wystarcza, lecz nie decyduję się na więcej, a przynajmniej na razie. Zachęcam jedynie naszą towarzyszkę do jeszcze większego zaangażowania, co bardzo szybko przynosi efekty.
     Muszę otwarcie przyznać, że dawno nie widziałem u ciebie tak ekspresyjnego, głośnego i zostawiającego obfite ślady orgazmu. Nie wiem jeszcze, czy sam będę chciał w przyszłości to powtórzyć. Niemniej jeśli tylko sama zechcesz, to widząc, jaką czerpiesz z tego przyjemność, nie będę się sprzeciwiał. Chyba. Tymczasem dam ci odpocząć. Połóż się wygodnie i zbierz siły, a tymczasem ja sprawdzę, co potrafi Sofia. I przede wszystkim czy jest tylko i wyłącznie les, czy jednak chociaż trochę bi. Najprościej będzie, jeśli bezczelnie udostępnię jej penisa.
     Nie pytałem przecież otwarcie, jak bardzo jest doświadczona w tym temacie, niemniej jej sprawność mnie zaskakuje. Bierze mnie w usta płyciej niż ty, nadrabiając jednak intensywnością ruchów oraz odwagą. Szybko schodzi w dół, pomiędzy moje nogi. Spoglądam wtedy na ciebie, ale nie dość, że nie protestujesz, to sama wyraźnie zainteresowałaś się takim obrotem spraw. Przewracam Sofię na plecy, kładę tak, by zwiesiła głowę z krawędzi łóżka i od razu wchodzę między rozchylone wargi. Z początku płytko, ostrożnie, by przyzwyczaić ją do zdecydowanie nie wszystkim odpowiadającego odczucia. Wówczas ty niespodziewanie wkraczasz do akcji, rozkładając się pomiędzy zgiętymi w kolanach, rozłożonymi udami i bez specjalnych wstępów zaczynasz lizać jej cipkę. Podnieca mnie to tak mocno, że aż muszę przerwać, wysunąć się z ust Sofi i zastanowić, co dalej.

     Jak więc w końcu z tobą jest? Zarzekałaś się wielokrotnie i nieraz tak zdecydowanie, jakby zależały od tego losy świata, że nie ciągnie cię do kobiet! Tymczasem właśnie ty zaczęłaś temat i rozwinęłaś go na tyle, że z czysto teoretycznych rozważań zmienił się w… właśnie, co? Perwersyjny obraz rozłożonej na łóżku młódki o urodzie wokalistki garażowego, punkowego zespołu, która tyle co obciągała mi po same jaja! A gdybym jej nie powstrzymał, najpewniej doprowadziłaby mnie do finału. I której ty rozpychasz piczkę nie tylko językiem, ale z tego co widzę, jeszcze przynajmniej dwoma palcami.
     Będę cię musiał o to zapytać, najukochańsza Ewo. Później. Teraz spoglądam na naszą… w tej chwili już wspólną kochankę. Widzę, jak bardzo jest zaangażowana i oddana temu, co robi, a i umiejętności najwyraźniej jej nie brakuje. Pozostaje ostatnie pytanie – czy Sofia w jakikolwiek sposób mi się podoba? Różni się od ciebie chyba wszystkim: wiekiem, figurą, typem urody a nawet strojem, w tym momencie składającym się z czarnego, zapinanego pod samą szyją, lateksowego body. Odsłaniającym jedynie dłonie, stopy, piersi i krocze, w którym wygląda jak tania, by nie powiedzieć: tandetna dziwka. Względnie centralna postać wyjątkowo niskobudżetowego, hardkorowego pornosa. I nawet jeśli nie jestem amatorem takich kreacji i staram sobie nawet nie wyobrażać, jak ty byś w nich wyglądała, jej to po prostu pasuje!
     Dlatego z powrotem nasuwam się nad głowę Sofi i celowo tak rozchylam nogi, by mogła wylizać mi wszystko, do czego tylko sięgnie. Nie powiem, żebym odczuwał jakąś specjalną przyjemność, ale ostatecznie przecież ona sama zaczęła mnie tam pieścić, więc niech teraz się wykaże. Chwytam palcami niewielkie, wręcz nastoletnie piersi, tarmosząc twarde, szpiczaste sutki. I wtedy spoglądam ci w oczy. A właściwie chcę spojrzeć, bo tak zapamiętale zajmujesz się jej piczką, że w ogóle nie zwracasz na mnie uwagi. Za to ja widzę doskonale, że twoje – i nie tylko, bo moje zaangażowanie w obszarze biustu także musi mieć z tym coś wspólnego – pieszczoty przynoszą skutek.

     I tu nasza kochanka zaskakuje mnie po raz kolejny. Szczytuje co prawda dość energicznie, lecz nie aż tak, jakbym mógł się spodziewać. A już na pewno nie zbliża się nawet do twych ekstatycznych spazmów. Ale zanim znajduję choć chwilę, by się nad tym zastanowić, podnosisz głowę spomiędzy jej ud i bardzo jednoznacznie zachęcasz, bym i ja doszedł. Choć waham się przez moment, siadasz na równie zaskoczonej co ja Sofi, chwytasz ją za brodę i ponownie nadstawiasz twarz wprost pod penisa.
     Wchodzę w jej usta. Zdecydowanie zbyt ostro, wręcz brutalnie, lecz nie jestem w stanie się powstrzymać. Pragnę urzeczywistnić najgłębiej skrywane, perwersyjne pragnienia. Zdominować ją, zerżnąć, doprowadzić nie tylko do samej granicy tego, co jest w stanie wytrzymać wykorzystywana kobieta, lecz i ją przekroczyć. Zrobić z Sofi szmatę. Dziwkę. Ostatnią kurwę.
     Widzę, jak wyraźnie chce się ode mnie odsunąć, ale jej nie pozwalasz, przyciskając do łóżka całym ciężarem i dodatkowo krępując ręce. Wtedy ja podtrzymuję jej głowę w sadystycznym uścisku i pieprzę tak jak ciebie, ma najdroższa żono, nigdy bym się nie odważył. Wciskam się w gardło tak głęboko, aż widzę ogromnego, niemalże napuchniętego z podniecenia fiuta, przesuwającego się pod skórą szyi. Czuję, jak bezwolnie wierzga pod nami, krztusząc się, dławiąc i charcząc przeraźliwie. Łapię ją jeszcze mocniej za grdykę i przyduszam, a w tym samym momencie ty, nadal starając się nie wypuścić jej spod uścisku pełnego ciała, pochylasz się ku mnie, gryząc w sutki.
     Chociaż staram się z całej siły, nie jestem już w stanie przedłużać tego chorego spektaklu. Mój bestialsko wciskany w usta członek zaczyna pulsować, pompując kolejne porcje spermy wprost do przełyku Sofi, wijącej się pod nami w nieprzytomnym bólu.

     Spoglądam na jej twarz. A właściwie chciałbym spojrzeć, ale mogę jedynie odwrócić ze wstydem wzrok. Czuję narastające pragnienie natychmiastowej ucieczki, a przede wszystkim obłapiający mnie ohydnymi mackami, obezwładniający wstręt, niepozwalający złapać oddechu. Może i ty, jakże przecież czuła i opiekuńcza Ewo, nie jesteś wcale tak niewinna, jak ci się wydaje, lecz to właśnie ja odegrałem w owym zwyrodniałym teatrzyku główną rolę. Moje ręce, mój członek i moja wola zmieniły Sofię z pełnej życia, młodej dziewczyny w wynaturzony wrak człowieka.
     Przełamuję się w końcu i zatrzymuję na niej sparaliżowany strachem wzrok. Boję się. Zdaję sobie w pełni sprawę, że posunęliśmy się za daleko. O wiele za daleko. W najlepszym razie nasza wspólna… przygoda skończy się na wzajemnych pretensjach, zerwaniu kontaktów z Sofią i najpewniej kryzysem małżeństwa. W najgorszym wizytą na komisariacie policji. A jestem aż nadto pewien, że ani ty, ani tym bardziej ja, nie wywiniemy się z tego tak łatwo. O ile w ogóle.

     I wówczas robisz coś, co obserwuję z autentycznym, przenikającym do samej głębi jestestwa szokiem. Nie mam pojęcia, skąd w ogóle takie skojarzenie pojawiło się w mojej głowie, ale najwyraźniej będę musiał poważnie rozważyć wizytę u psychologa. Psychiatry. Psychoanalityka. Sam już nie wiem. Niczym znająca życie na wylot kocica, która w odruchu serca przygarnęła porzucone, najsłabsze z miotu, obce kocię, przysuwasz się do leżącej bezwładnie Sofi. Pomagasz jej się podnieść i tulisz do siebie. Z niewypowiedzianą czułością obejmujesz zmaltretowaną, przestraszoną istotkę, jedną ręką podtrzymując ją za plecy, a drugą przeczesując skołtunione włosy. Szepczesz jej do ucha, uśmiechasz się i oddajesz czemuś, co równie dobrze może być szczytem największej wrażliwości, oddania i miłości, lub też obrzydliwej, przekraczającej wszelkie granice perwersji.
     Powolutku, pociągnięcie za pociągnięciem, zlizujesz z twarzy Sofi spienioną, ciągnącą się lepkimi strugami mieszaninę śliny, nasienia i wolę nie domyślać się czego jeszcze. Zbierasz ją językiem, siorbiąc cicho, z jej zmarszczonego czoła, zapadniętych policzków i napiętej, pulsującej sinymi tętnicami szyi. Z przymkniętych powiek, złączonych zlepionymi rzęsami i milczących, drżących ust. Dopiero, gdy owe surrealistyczne ablucje dobiegają wreszcie końca, zbieram się w sobie, przysuwam i otaczam was ramionami. Obie. Nie potrafiąc ukryć słonych kropli, perlących się w kącikach oczu.

     Nigdy nie zrozumiem kobiet. Ba, nie będę się nawet starał! Dlaczego ty, po wszystkim, co się stało, wciąż masz ochotę na seks, mogę jeszcze jakoś wytłumaczyć. Ale Sofia? Nie dość, że po zrzuceniu poplamionego lateksu i wyskoczeniu spod prysznica wygląda jak nowo narodzona, to jeszcze sama zaczyna równie zabawnie, co mało cenzuralnie, komentować nie tylko nasze, ale i własne wyczyny? A na koniec pyta, czy może chcielibyśmy więcej? Tego nie jestem w stanie ogarnąć żadną miarą.
     Spoglądam to na nią, to na ciebie. Czy mam ochotę na więcej? Wbrew pozorom – tak. Czy chcę? Cóż, to jest kwestia do dalszej dyskusji. Czy raczej byłaby w normalnych okolicznościach, a te na pewno takowe nie są. Zastrzegam sobie więc tylko jedno: koniec z szaleństwami! Przynajmniej dla mnie. Chociaż wiem, że do niektórych rzeczy doprowadzę teraz, albo już nigdy.

     Nie będę nawet ukrywał, że interesuje mnie seks analny. A dokładniej połączenie go z oralnym. Czyli coś, czego z tobą, moja najdroższa i jedyna żono, nigdy nie zrobiłem i nie zrobię. Nawet gdybyś sama mi to zaproponowała, nalegała, prosiła lub groziła rękoczynami. Natomiast we trójkę… Tylko czy byłoby to dla mnie jakimkolwiek usprawiedliwieniem? Gdybym najpierw wyruchał w dupę ciebie, potem naszą towarzyszkę, a na koniec kazał jej sobie obciągnąć? Albo raz po raz wsadzałbym chuja najpierw do twojego tyłka, potem jej ust i tak co chwila zmieniał wasze dziurki? Mniejsza już o pozycję – mogłabyś wtedy leżeć na plecach, klęczeć, nawet stać, byle było ci wygodnie. Chodzi o sam fakt.
     Zamykam na chwilę oczy i przygryzam wargę tak mocno, aż czuję drażniąco żelazisty posmak na języku. Nie ma takiej możliwości! Nie zrobię takich rzeczy nigdy i z żadną kobietą. Bo nie. Dlatego, by ostatecznie przepędzić niechciane myśli, przytulam się do ciebie czule. Całuję w szyję, uszy oraz obojczyki, przez chwilę całkowicie ignorując obecność trzeciej osoby. Ale wiem doskonale, że ona tam jest i nim na powrót zaczniemy się kochać, musimy ustalić pewne zasady.
Zgadza się, pieściłem przecież piersi Sofi. Pocałowałem ją w usta, przeżyłem w nich wytrysk… i na tym chciałbym poprzestać. Dlaczego więc, chociaż daję ci wyraźnie do zrozumienia, że nie zgadzam się na więcej, żądasz tego ode mnie? Czemu obie żądacie?
     Sofia kładzie się przede mną, bezwstydnie rozchyla nogi i zaczyna gmerać palcami pomiędzy nimi. I chociaż bardzo się stara, to jej wysiłki nie robią na mnie specjalnego wrażenia. Nie w tym rzecz, że jest obiektywnie brzydka, wręcz przeciwnie! Mimo że ma zdecydowanie nie każdemu pasującą, niespotykaną i jakże inną od ciebie urodę, a fizycznie mam na nią coraz większą ochotę, to psychicznie nie jestem w stanie się przemóc. Nawet wówczas gdy… Wiedziałem, że podejdziesz mnie od tej strony! Każesz zaskoczonej Sofi uklęknąć, wypiąć się ku mnie i rozchylasz dłońmi jej pośladki, dla zwiększenia efektu i przeciągając po nich językiem.

     Przyklękam i zaczynam lizać jej wytatuowany tak samo, jak cała reszta nagiego ciała tyłeczek. Gładziutko ogolony, napięty i twardy, z którego powoli, centymetr po centymetrze, schodzę ku dołowi. Ku cipce. Nie tak miękkiej jak twoja, nieoczekiwanie szorstkiej i o bardzo subtelnym, ledwo wyczuwalnym zapachu oraz słodko-słonawym smaku. Przyznam, że niespodziewanie okazuje się ona naprawdę bardzo podniecająca, więc gdy jest już wystarczająco nawilżona, w końcu wsuwam w nią zabezpieczoną zawczasu prezerwatywą męskość, zachęcaną dodatkowo przez twoją dłoń. Tak, twoją, bo właśnie ty celowo nakierowujesz penisa swego męża ku kroczu obcej kobiety.
     Czy to oznacza, że cię zdradziłem? A może uczyniłem to już dawno? Przy pierwszym dotyku i pocałunku? Albo, skoro jesteś obok i sama mnie do tego namawiasz, wciąż mogę uznać, że byłem i jestem ci wierny? Czy da się w ogóle jednoznacznie i w zgodzie z własnym sumieniem odpowiedzieć na te wszystkie pytania?
     Łapię Sofię za biodra: wąskie i chude, z wyraźnie wyczuwalnymi pod skórą kośćmi miednicy. Poruszam się w niej wolno, ostrożnie starając przyzwyczaić do nowej sytuacji. Wówczas ty siadasz przed nią i bezpruderyjnie kierujesz jej głowę pomiędzy uda, na co ja zwalniam jeszcze bardziej. Może i wciąż czuję się nieswojo, lecz nie mogę zaprzeczyć, że mnie to podnieca. Zdecydowanie za bardzo.
     W reakcji odsuwasz się od Sofi, która jakimś tajemnym sposobem, nie dopuszczając do wysunięcia penisa z siebie, obraca się na plecy. Wtedy przysiadasz tyłem nad jej twarzą i w akompaniamencie wyjątkowo głośnych cmoknięć, siorbnięć i stękań, zaczynasz całować mnie w usta. Nie pożądliwie, z niepowstrzymywaną dzikością, lecz subtelnie, delikatnie, nieśmiało niemalże. Co kilka chwil przerywasz, szepczesz mi czułe słówka, zapewniając o uczuciach i afektach, jakie do mnie żywisz, po czym znów splatasz nasze wargi.
     Odpowiadam ci pomysłem, który przyszedł mi właśnie do głowy. Nie jesteśmy oboje pewni, co sądzi o nim sama zainteresowana, więc schodzisz z Sofi i podpytujesz, czy miałaby ochotę na kolejne spełnienie. Waha się chwilę, wyraźnie rozważając, jak daleko może i chce się posunąć, aż w końcu prosi cię tylko o pocałunek. I nic więcej. Przymykam oczy, starając się opanować wzbierające podniecenie i nie zwracać uwagi, co się właściwie ze mną dzieje.
     Uprawiam czysty, właściwie pozbawiony głębszych uczuć seks się z Sofią. Całkowicie obcą, młodszą ode mnie ponad dziesięć, a od ciebie o dwadzieścia lat kobietą. Do tego ponoć zadeklarowaną amatorką wdzięków osób własnej płci. Leżącą pode mną w pełnym rozwarciu i coraz odważniej pieszczącą rozchylone szeroko płatki, otaczające tak sztywnego członka, jak i rozpaloną łechtaczkę. Jedną dłonią, bo drugą odgarnia ci włosy, spływające swobodnie po jej twarzy. Zza których widzę aż nadto wyraźnie wasze złączone w gorącym, głębokim pocałunku usta.

     Muszę was obie przeprosić, ale nie dam rady dłużej wytrwać w tej pozycji. Dlatego wysuwam się i robię jedyne, co przychodzi mi do głowy, czyli zamieniam penisa na język, doprowadzając Sofi do znacznie intensywniejszej rozkoszy, niż mógłbym się spodziewać.
     Nie wiem – po raz kolejny – czy to najlepszy pomysł, lecz nie mam zbyt wiele do powiedzenia w kwestii wyboru sposobu, w jaki zakończymy nasze spotkanie. Tym bardziej że coraz mocniej odczuwam efekty uboczne wspólnych ekscesów, które – jakby nie patrzeć – trwają bodaj trzecią godzinę. Nie dość, że jestem najzwyczajniej zmęczony i boli mnie kręgosłup, to mięśnie zaczynają drżeć w momentach, w których zdecydowanie bym sobie tego nie życzył. Na dodatek jest mi coraz trudniej jest utrzymywać ciągłą gotowość. Nawet jeśli na wyciągnięcie ręki widzę ciebie, ma dojrzała, apetycznie krągła żono, klęczącą w pozycji sześćdziesiąt dziewięć ponad młodziutką kochanką. Oddającą się namiętnemu seksowi oralnemu. Z wzajemnością.

     Aż z tej odległości dociera do mnie twój wyraźny, ostry zapach. Mam ogromną ochotę wylizać cię calutką, od nasady ud po miejsce, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, lecz postanawiam nie przerywać waszych symultanicznych karesów. Pieśćcie się tak, jak tylko macie ochotę! Dlatego tylko przysuwam się ostrożnie, składam jeden jedyny pocałunek pomiędzy twoimi pośladkami – bardziej dla zaanonsowania, że „już jestem” – i delikatnie wchodzę w mokrą tak od twojej namiętności, jak i jej śliny, kobiecość. Kołyszę się rytmicznie, ugniatając rękoma rozłożyste pośladki i uroczo mięciutkie boczki.
     Musiałaś być naprawdę napalona, bo pierwsze oznaki nadchodzącego orgazmu dopadają cię zaskakująco szybko. Czuję, jak napinasz mięśnie i drżysz. Twój oddech staje się coraz głośniejszy, aż w końcu załamuje się, przechodząc w długi, narastający jęk rozkoszy. I choć doskonale wiem, że najchętniej opadłabyś teraz na łóżko i zamknęła oczy, to podnosisz się tak, by przylgnąć do mnie plecami. Łapię jedną ręką za cudownie falujący pod mym dotykiem, pulchny brzuszek, drugą podtrzymuję ciężkie piersi. Odwracam ci lekko głowę, by móc złapać ustami za płatek ucha. Ostatecznie popuszczam wodze rozszalałego podniecenia i dochodzę.

     Jestem tak wykończony, że ledwo rejestruję, co dzieje się później. Nie pozwalasz mi z siebie uciec, więc mogę się tylko domyślać wyczynów Sofi, nadal leżącej pomiędzy twoimi nogami. Zwłaszcza że znów czuję jej łaskoczące włosy i wilgotny język w dziwnych miejscach. I choć staram się czerpać z tego jak najwięcej przyjemności, siły opuszczają mnie w błyskawicznym tempie. Ostatnim, czego jestem jeszcze jako-tako pewien, jest dotyk miękkiego materaca pod plecami. I twoje ciało, oglądane kątem półprzymkniętego oka, zastygłe w pozycji świadczącej raczej jednoznacznie, że nie skończyłyście się jeszcze ze sobą zabawiać.
     A potem nagle ktoś mnie woła.
     – Adam. Adam?

*

     – Adam! Słyszysz mnie? Bo tak siedzisz i nic nie mówisz… przepraszam, nie powinnam w ogóle poruszać tego tematu – Ewa zaczęła się tłumaczyć.
     – Spytać możesz o wszystko i zawsze! – odpowiedział Adam mechanicznie, starając się zebrać myśli skupione na zdecydowanie nie tej kobiecie, co trzeba. – I tak właściwie, dziękuję ci.
     – Ale za co? – zdziwiła się szczerze.
     – Nie będę ci kłamać: sam myślałem o tym nie dalej, jak wczoraj. I też brałem pod uwagę Sofi. Sofię. A, nieważne… Z tą różnicą, że u mnie była czystą teorią.
     – Wybacz mi, nie chciałam – zmieszała się.
     – Ewa, dość! Na kartce napiszę i na lodówce przykleję, że nie będę wymagał od ciebie spowiadania się ze wszystkiego! Natomiast odpowiadając w końcu na pytanie, ja chyba… – Adam odkleił plecy od zimnego oparcia ławki, oparł brodę na złożonych rękach, te na kolanach i odetchnął, zbierając siły. – Powiem ci wprost, bo tak będzie najlepiej: wiesz, że nie zniósłbym twojej zdrady z innym mężczyzną. I nawet nie będę na ten temat dyskutował. Hipotetycznie, gdybyś zdecydowała się na kobietę, powinienem postąpić tak samo, ale… nie wiem. Nie będę więcej pytał, co właściwie łączy cię z Sofią, ale skoro widujecie się ostatnimi czasy coraz częściej i najwidoczniej dobrze dogadujecie, bo bez tego na pewno nie pozwoliłabyś sobie cipki wymalować – parsknął szczerym śmiechem, mając nadzieję, że choć trochę rozładuje emocje – to podejrzewam, że między wami jest coś więcej, niż tylko zwykła przyjaźń. Przy czym ja i tak nigdy nie pojmę relacji między kobietami.
     – Ja też nie, nie martw się – powiedziała Ewa bardziej do siebie.
     – Natomiast wracając do właściwego zagadnienia… jeśli zechcesz się z nią kochać, nie będę z tego powodu najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ale ci tego nie zabronię, ani nie będę potępiał! Mam tylko prośbę, czy raczej dwie: powiedz mi o tym, to raz. A dwa, niech to nie będzie miało wpływu na dziewczynki, dobrze? Bo tego jednego ci nie daruję i – zrobił krótką pauzę, marszcząc brwi i ściągając usta – choćbym miał poruszyć niebo i ziemię, nie pozwolę, żeby cokolwiek złego stało się naszym córkom.
     Ewa spojrzała w wąziutkie szparki oczu Adama i przełknęła ślinę. Jedyną emocją, jaką teraz odczuwała, był strach.
     – O to nie musisz się bać... – spuściła głowę.
     Adam rozchmurzył się błyskawicznie, przyciągnął ją do siebie zdecydowanie i pocałował. Nie we włosy czy policzki, lecz w usta. Na razie tylko przez chwilę.
     – Natomiast czy ja chcę, byśmy poszli do łóżka we trójkę? – wznowił dyskusję, przecierając wargi ze śladów szminki. – Przepraszam, ale nie. Dziękuję ci za szczerość i postawienie sprawy wprost. Przyznam, że pod pewnymi względami mnie to kręci. Zwłaszcza że sam znam facetów, którzy po takiej deklaracji ze strony dziewczyny, żony czy kogo tam jeszcze, z miejsca umawialiby spotkanie trójstronne na najwyższym szczeblu. Ale ja po prostu odmawiam. Nie, Ewa. Nie mógłbym tego zrobić ani tobie, ani sobie samemu. Ciebie kocham, ciebie chcę i tylko ciebie pragnę do końca swoich… Ewa, co ty?

     Odepchnęła go tak, by usiadł wyprostowany i wskoczyła na kolana niczym rozszalała, upojona buzującymi hormonami nastolatka, przygniatając dopiero co przygruchanego chłopaka. I nie czekając na pozwolenie ona wpiła się w jego usta, pieszcząc je długo i namiętnie, aż ślina spłynęła obity futrem kołnierz płaszcza.
     – Ekhem, ekhem. Ja rozumiem, że lubicie być ze sobą i kochacie się tak mocno bardzo, ale… Mamo, złaź z taty, ludzie patrzą! – fuknęła mała rudzielca, która nie wiedzieć kiedy zmaterializowała się obok ławeczki, zerkając z jawnym pożałowaniem to na będącą adresatem tych słów parę dorosłych, to towarzyszącą jej bliźniaczkę.

*

     Prychnął kilkukrotnie, starając się zdmuchnąć pachnące waniliowymi perfumami włosy, łaskoczące go w nos, lecz ostatecznie uznał, że i tak nic w ten sposób nie wskóra. Dlatego odsunął się, uniósł na łokciach ponad zmaltretowany regularnymi ekscesami materac i wyjrzał przez niezasłonięte, mimo późnej pory, okno. Poobserwował opadające bez zbędnego pośpiechu, migoczące w świetle ulicznych lamp płatki śniegu i płynące ponad nimi, zasnuwające granatowoczarne niebo ołowiane chmury. Obrócił wzrok, skupiając się na leniwie prężącej się przez całą długość łóżka, wielbionej ponad wszystko żonie. Dobrą dekadę starszej od niego, lecz wciąż niezmiennie atrakcyjnej i ponętnej, której pożądał do szaleństwa dniem i nocą.
     Ubranej aktualnie w koszulkę ze srebrno białej satyny, która nijak nie potrafiła zdecydowanie przykrótkim krojem utrzymać w ryzach pełnej, można by powiedzieć, że wręcz pulchnej figury. Podziwiał kształtne uszy, przystrojone złotymi kolczykami w kształcie róż. Stanowiącymi komplet z niewielkim naszyjnikiem, zwieszającym się pomiędzy ogromnymi piersiami, podkreślonymi kręgami ciemnych, przebijających się przez cieniutki materiał sutków. Rozkosznie zaróżowione policzki, okalające uroczo zadarty nosek i cudowny pomimo – a może właśnie dlatego? – drobnej wady w postaci lekko cofniętych dwójek uśmiech, tajemniczo snujący się po namiętnych wargach.
     Westchnął cicho, starając się bez większego przekonania okiełznać ciepło promieniujące poniżej pasa. Przesunął spojrzenie niżej, ku apetycznie wystającemu brzuszkowi i smakowicie rolującym się boczkom, na których konsumpcję poczuł nagłą ochotę. Nie wspominając o rozłożystych biodrach, przechodzących w mocne, szerokie uda, pomiędzy którymi pyszniło się od niedawna wygolone łono, ukoronowane ciemnoróżową perłą łechtaczki, wystającą ponad jedwabiste płatki kobiecości.

     Tymczasem właścicielka owych fantastycznych kształtów ziewnęła płytko, odgarnęła półdługie, lśniące mahoniowymi pasmami włosy za ucho. Uniosła podmalowane brokatowym cieniem powieki, ukazując migdałowate w kształcie oczy o niedającym się jednoznacznie określić kolorze. Otaksowała uwodzicielsko obejmującego ją ramieniem czterdziestoparolatka, zakręconego do szaleństwa na punkcie jej niepospolitych wdzięków. Wspaniałego, namiętnego męża i wyrozumiałego, pełnego ciepła ojca dwóch przecudownych córeczek.
     Ów mąż, choć grzecznościowo i z wrodzonej skromności regularnie temu zaprzeczał, był zdecydowanie najseksowniejszym facetem, z jakim kiedykolwiek dzieliła nie tylko łoże, lecz i jakiekolwiek inne miejsce, nadające się w choćby minimalnym stopniu do uprawiania seksu. Z może nie tak bardzo wysportowaną, jak jeszcze kilka lat wcześniej, lecz wciąż ociekającą testosteronem, jędrną sylwetką. Oraz znacznie wykraczającym ponad średnią krajową penisem, którego już sam widok sprawiał, że nie mogła opanować rozszalałych pragnień. O niesamowicie męskiej, dodatkowo podkreślonej pierwszymi głębszymi zmarszczkami twarzy i zaczesanymi do tyłu, szpakowatymi włosami, których pojedyncze pasemka zsuwały się niesfornie na czoło.
     Wiedząc, że i tak nie da rady się powstrzymać, co zresztą nie leżało w jej naturze (a w tej konkretnej chwili było całkowicie zbędne) postanowiła nie przedłużać wzajemnych oględzin. Mimo że zdawała sobie sprawę, że na namiętne zabawy nie mają teraz za bardzo siły, i tak chciała jak najlepiej wykorzystać ostatnie chwile kończącego się właśnie, rocznicowego weekendu. Wzięła więc swego poślubionego za rękę i przyciągnęła do siebie tak, by spletli wargi w jedność.

     Jedną dłoń podłożył pod jej kark, a drugą odważnie złapał za wciąż ukrytą pod śliską satyną cudownie miękką, pełną pierś, miętosząc ją w silnym uścisku. W zamian poczuł, jak zakończone długimi paznokciami palce wdzierają się pod bokserki, ściągają je i bez dalszych ceregieli oplatają prężącą się całkowicie swobodnie, sztywną męskość. Rozochocony bezpośrednim gestem, postanowił odwdzięczyć się równie namiętnie. Szybko rozchylił uda dłonią i momentalnie wniknął pomiędzy nie, zanurzając się głęboko w oczekującej go ciepłej, śliskiej wilgoci.
     Jedną ręką ścisnęła mocniej pokaźnego penisa, zwiększając jednocześnie szybkość ruchów. Drugą zaś, wciąż wolną, zatoczyła kilka okręgów po szerokiej, umięśnionej klatce piersiowej, gdzie zatrzymała się finalnie na jednym z sutków, zawzięcie go podskubując. Oderwała usta od jego ust i zaczęła obcałowywać lekko szorstkie, pokryte starannie wypielęgnowanym zarostem policzki, od czasu do czasu sięgając jeszcze dalej, by czule podgryzać płatki uszu.

     Przez głowę przeszła mu myśl, by w pełni wykorzystać nadarzającą się okazję. Chciałby obrócić kochankę plecami do góry i rozchylić ją bezwstydnie, niemal obscenicznie, po czym bardzo starannie wylizać, nie pomijając nawet najmniejszego kawałeczka ponętnie krąglutkiego ciałka. Ze szczególnym uwzględnieniem pachnącej delikatnym, kwiatowym mydłem dupci. A potem zafundować Ewie tak ostrą jazdę, że będzie na przemian wyć z rozkoszy i błagać o litość.
     Pomyślała, że miałaby ochotę na coś więcej. Chciałaby położyć się wygodnie na brzuchu, wypiąć i pozwolić kochankowi najpierw obcałować ją calutką od tyłu. Po czym zachęcić do wślizgnięcia się nie tylko pomiędzy chętne falbanki piczki, ale także w szeroko otwarty i jak zawsze odpowiednio przygotowany do takich pieszczot tyłeczek. I kazać Adamowi – tak, kazać, bo będzie to jej wyraźne życzenie – rżnąć ją tak długo i bezlitośnie długim, grubym chujem, aż przeraźliwe krzyki przenikną daleko poza cztery ściany sypialni, roznosząc się po całym parterze.

     Oboje równocześnie przerwali wzajemne pieszczoty, odsuwając się na odległość oddechu. Po tysiącach i tysiącach godzin spędzonych wspólnie jak ich Pan Bóg stworzył, rozumieli się bez słów. Dlatego wystarczyło im tylko jedno, krótkie spojrzenie, aby dojść do wniosku, że nie tędy droga.

     I wówczas Ewa, jak zazwyczaj bywało nie tylko w sypialni, przejęła całkowicie inicjatywę: obróciła się i leżąc na boku zamieniła dłoń, dzierżącą do tej pory penisa, na swoje wargi. Jednocześnie podstawiając kobiecość ku twarzy ukochanego. Lizała męskość powolutku i czule, nigdzie się nie spiesząc i napawając słodko-słono-samczym smakiem, rozpływającym się po wnętrzu ust. Co parę chwil, by nie popaść w rutynę czy monotonię, składała całusy na ogolonym wnętrzu jego ud, a raz na jakiś czas schodziła nawet niżej. Aż do momentu, w którym została tam na dłużej, odważnie rozchylając dłońmi pośladki męża.
     Adam odpowiedział na dość nieoczekiwaną, choć przecież doskonale mu znaną pieszczotę tym samym – z głośnym cmoknięciem wypuścił z ust dużą, niemal bordową łechtaczkę żony. Zaczął całować jej apetyczną pupę, powolutku rozszerzając ją twardym językiem. Jednak, mimo że bardzo chciał, nie mógł wytrzymać zbyt długo w tak wysilonej pozycji i dlatego po zaledwie kilku liźnięciach, pozostawiających za sobą lepkie nici śliny, rozprostował się i zachęcił ukochaną do tego samego.

     Usiadła na materacu, ściągnęła przez głowę i tak całkowicie wymiętą koszulkę, uwalniając ciężkie piersi, opadające swobodnie na wydatny brzuszek. Nieco ponad dziesięć lat wcześniej, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że przecież jej ciało było wówczas smuklejsze i bardziej jędrne, z zażenowaniem przysłoniłaby ponadprzeciętne kształty. Lecz dziś, w tym, a nie innym wieku i z tym, a nie innym mężczyzną nie dość, że niczego się nie wstydziła, to wręcz dodatkowo zachęcała go do okazywania specjalnych względów jej pełnemu ciału. Czerpiąc nieukrywaną przyjemność z silnych, zdecydowanych palców wbijających się głęboko w pulchniutkie fałdki, opadła całym ciężarem rozłożystych bioder na leżącego pod nią, młodszego kochanka.
     Przytrzymał dojrzałą kochankę za pośladki, pomagając jej tym samym w okiełznaniu przecudownych krągłości. Przylgnął twarzą do nieziemskiego, falującego wraz z kołysaniem się ich splecionych ciał biustu. Odsunął nosem zwieszające się na drobniutkim łańcuszku dwie splecione róże, z których jedna mrugała oczkiem jaskrawozielonego szmaragdu, druga zaś głębokim błękitem szafiru i oddał bez reszty całowaniu bosko pachnącego dekoltu. Przesunął usta ku teoretycznie wręcz niepożądanym, a przecież tak mocno podniecającym go od pierwszego spotkania apetycznym fałdkom w zagłębieniach ramion i zassał je delikatnie, cmokając z nieukrywanym zadowoleniem.

     Czując nie tylko wzbierające podniecenie, lecz i pierwsze oznaki zmęczenia, Ewa odsunęła pożądliwe usta Adama i korzystając z powstałego w ten sposób miejsca, skierowała palce ku kobiecości. Pieściła się energicznie, dysząc ciężko w akompaniamencie głośnych plasknięć podskakujących miarowo bioder. Będąc o krok od spełnienia spięła mięśnie i na ten sygnał poczuła zdecydowane dłonie, które z ud szybko powędrowały ku sutkom, ściskając je mocno. Doznanie, które przeszyło na wskroś jej ciało, było tak intensywne i pobudziło tak nieprzyzwoite obszary seksualnych potrzeb, że w ostatniej chwili zmieniła pierwotny plan i zamiast spokojnie zanurzyć się w oceanie orgazmu, postanowiła wskoczyć do niego w pełnym pędzie. Uniosła się na kolanach, uwalniając penisa, przeciągnęła ociekającą własną namiętnością dłonią pomiędzy pośladkami i jednym ruchem znów nabiła się nimi na jakby tylko czekającą na to męskość. Stęknęła głośno, przygryzając na moment wargę, lecz już po chwili opanowała nadmiar emocji i znów zaczęła się rytmicznie kołysać, jednocześnie na powrót uciskając łechtaczkę. Tym razem jednak znacznie mocniej, czego już po chwili aż nadto widocznym efektem stało się rozchlapane wszędzie dokoła świadectwo nieokiełznanej żądzy.
     Przytłoczony boskim ciężarem Adam, zalewany obficie tryskającymi sokami, spływającymi po podbrzuszu i mocno ściskany napiętym, spragnionym tyłeczkiem, nie był w stanie ani chwili dłużej utrzymywać rozszalałych pragnień w ryzach. Dlatego też uczynił jedyne, co mu pozostało – przywarł mocno do ciała Ewy i wcisnął twarz w śliską tak od jego śliny, jak i jej potu, cudownie miękką dolinę pomiędzy piersiami.

*

     Ostatnim uczuciem, którego doświadczyła Ewa nim bezprzytomnie poddała się napierającemu szczytowaniu, było pulsowanie męskości głęboko w jej wnętrzu, zalewające ją lepkim, pieniącym się żarem.
     Ostatnie, co usłyszał Adam przed odpłynięciem w niezmierzone niebiosa rozkoszy, były tak niby proste, a przecież najważniejsze na świecie słowa, wypowiedziane ledwo przytomnym głosem:
     – Kocham Cię.

***

Tekst i zdjęcie: (c) Agnessa Novvak

Opowiadanie w powyższej, poprawionej wersji, zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 03.03.2020. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj oraz odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz