Ewa, do czego to? Do dupy, Adamie, do dupy, czyli suplement do części poprzedniej (6/11)

Ewa, do czego to? Do dupy, Adamie, do dupy, czyli suplement do części poprzedniej (6/11)ROZDZIAŁ 6/11

***

     NIEDZIELA

     Od dobrych kilku minut zastanawiał się, czy powinien zaczynać jakąkolwiek dyskusję. Zwłaszcza w mało sprzyjającym deliberacjom położeniu, w którym się aktualnie znajdował. Lecz im dłużej zwlekał, tym bardziej ciążyło mu drażniące poczucie niepewności.
     – Ewciu, najdroższa moja, miałbym pytanie…
     – Teraz ci się zebrało na rozmowy? W takim momencie? – przerwała z nieukrywanym wyrzutem.
     – Przepraszam, ale nie mogę przestać o tym myśleć. Odpowiedz mi wprost: czy my nie przesadzamy?
     – Że niby z czym? – prychnęła, coraz bardziej poirytowana.
     – No, z tym… wszystkim. Oczywiście jest mi z tobą cudownie i bardzo się cieszę, że moje starania sprawiają ci przyjemność! Ale nie kochaliśmy się tak nigdy przez cały zeszły rok, a teraz robimy to który raz? Trzeci? Czwarty? W ciągu półtora dnia?
     – I co z tego? Adam, ja mam ochotę na seks, a nie telewizję śniadaniową!
     – Ja też, wiesz przecież! – potwierdził nerwowo. – Tylko się zastanawiam, czy nie posuwamy się za daleko? Bo mam wrażenie, że gdyby nie piątek…
     – To co? Nie dymałbyś mnie teraz w dupę? – odparowała złośliwie.
     – Wiesz, że to nie tak! – oburzył się.
     – A niby gdzie właśnie trzymasz… zresztą nieważne! Ja tego chcę, Adam! Nacieszyć się chwilą! Tobą! Nami! – nieoczekiwanie eksplodowała emocjami. – Skąd miałbyś wiedzieć, czy jutro nadal ze sobą będziemy? Skąd ja wiem, czy dożyję i…
     – Ewa, nie mów tak! Nie wolno ci! – przerwał jej przestraszony.
     – Będę mówiła i robiła, co zechcę! To jest moje życie i moje szczęście! Pieprzę zasady, pieprzę konwenanse i pieprzę, co inni myślą! Powiem więcej, pierdolę to! – nakręcała się coraz mocniej. – Pierdolę wszystko i wszystkich! A ty pierdol mnie, jakby jutra miało nie być i… No nie, kurwa, teraz masz zamiar przestać? Dobra, sam tego chciałeś! Wysuń się! Ale już, wychodź!

     Posłusznie – i mimo wzbierającej złości bardzo ostrożnie – wyciągnął męskość spomiędzy lśniących od żelu nawilżającego pośladków Ewy. Pomyślał, że może wreszcie porozmawiają spokojniej, ale szybko stracił złudzenia. Od razu, gdy tylko się obróciła, złapała go za kark, przyciągnęła brutalnie i wpiła ustami w jego usta.      Namiętnie, pożądliwie, aż ich ślina spłynęła po jej brodzie, szyi, aż po dekolt. Chwyciła mu ręce, kładąc jedną do piersi, a drugą wciskając między uda.
     – Tyle razy ci mówiłam, że uwielbiam, jak bierzesz mnie tak mocno! Więc bierz!
     Złapała nadal śliskiego od lubrykantu penisa i zaczęła intensywnie pobudzać.
     – Dość! Zaczekaj! – odsunął się gwałtownie, z grymasem bólu na twarzy.
     – Nie będę czekać! Chcę tego! Ciebie, teraz i zaraz! Wyliż mi cipkę, wyliż mi dupcię! Tak, jak tylko ty potrafisz! Przeleć mnie! Zerżnij do nieprzytomności! A jeśli poczujesz, że już nie dasz rady, dojdź we mnie i skończ palcami! Gdybym zaczęła krzyczeć, zatkaj mi usta i ruchaj dalej! A potem niech wali się świat!
Rzuciła poduszkę na łóżko i wskoczyła na nią brzuchem. Wypięła mocno pośladki, głęboko wbiła w nie palce i rozsunęła najszerzej, jak tylko potrafiła.
     – Patrz na mnie i podziwiaj! I nie myśl sobie, że tylko swoje zachcianki mam zamiar spełniać! Twoje też! Skoro lubisz mnie taką naturalną, obiecuję ci, że od dzisiaj będę goliła tylko nogi, a całą resztę zostawię zarośniętą! A może chciałbyś, żebym jeszcze bardziej się zaokrągliła i była taka, jak za młodych lat? Jak ci wtedy pokazywałam? Żebym była… gruba? – celowo podkreśliła to właśnie słowo, podśmiewając się lubieżnie. – Wiem doskonale, że cię to pobudza, nie zaprzeczaj!      Podniecają cię grubaski, Adam! Dojrzałe, owłosione grubaski! Przecież widzę, z jaką pasją miętosisz moje pulchne kształty, liżesz apetyczne krągłości, wsuwasz się w moją mięciutką…
     – Ewa, przestań proszę! – spanikowany spróbował wejść jej w słowo, ale bezskutecznie.
     – Nie przestanę! Akurat w moim wieku i przy skłonnościach do tycia to żaden problem, żebym złapała jeszcze parę kilo. Poproś tylko, a zrobię to dla ciebie! Ale uprzedzam, będę wtedy jeszcze bardziej napalona! Z większymi cyckami, pełniejszą dupą – w tym momencie zamaszyście zakołysała podniesionymi wysoko biodrami – i dużym, miękkim brzuchem, który tak cię kręci! Kupię sobie nową bieliznę, specjalnie za małą, żeby tym bardziej wrzynała mi się w ciało. I koniecznie białą, niech tym wyraźniej podkreśla ciemny zarost!
     – Ewcia, ja już nie mogę – podjął ostatnią, rozpaczliwą próbę jej przystopowania, nim będzie za późno.
     – Będę się z niej wylewać, Adam! A ty będziesz mnie ciągle oglądał, bo celowo zacznę ubierać się tak na co dzień. Zacznę chodzić po domu w pończochach i biustonoszu, gorsecie albo w całym body… ale na pewno bez majtek! – droczyła się. –      Za każdym razem czyściutka i świeża, tak żebyś nie musiał czekać, tylko od razu mnie wziął! Będę cię prowokować i kusić, aż mnie złapiesz i… Adam! Dlaczego ściągasz…? Nie tak ostro, kochanie, co ty mi…?

     Nie miał zamiaru odpowiadać. Zamiast tego jedną splątaną pończochą skrępował jej ręce, wykręcone na plecach, a drugą wepchnął w usta.
     – Ostrzegałem cię, Ewa. Wielokrotnie – westchnął i zaczął do niej przemawiać na tyle łagodnie, ile tylko był w stanie. – Tak, szaleję za twoimi fałdkami, boczkami, całą tobą. Ale wierz mi lub nie, ja naprawdę wolę się kochać spokojnie, delikatnie, czule... Pragnę adorować twoje ciało i wycałowywać każdy jego fragment. Upajać się jego kształtem i ciężarem. Zapachem włosów, smakiem ust, fakturą skóry. I nigdzie się przy tym nie spieszyć.
     Rozchylił Ewę i powoli przeciągnął językiem po całej długości zarostu: od pulchnego wzgórka, przez rozpaloną łechtaczkę, wilgotne wargi, aż po nasadę szerokich pośladków, ignorując po drodze nerwowe jęknięcie.
     – Ale skoro masz ochotę na coś innego, spełnię twoje życzenie! Chciałaś, żebym cię najpierw wylizał? A może ja nie? I od razu się w ciebie wsunę? Albo mam jeszcze lepszy pomysł, tylko poczekaj, wyjmę z szuflady… Dlaczego tak na mnie patrzysz? Przecież doskonale wiem, co tam trzymasz!
     Wyciągnął pończochę z jej ust i włożył w nie niewielkie, silikonowe jajeczko zaopatrzone w długi, giętki uchwyt. Poruszał nim energicznie, tak że po chwili całe spływało śliną, ale i ostrożnie, by nie sprawić Ewie przykrości. Dopiero gdy uznał, że jest wystarczająco mokre, wyjął wibrator spomiędzy warg i momentalnie znów zakneblował je zwitkiem materiału.
     – Nie mam zamiaru zaprzeczać, że ubóstwiam twój wielki tyłek. I chcę, żebyś się nie goliła, bo im bardziej zarośnięta jesteś, tym mocniej mnie podniecasz! Nie mam właściwie pojęcia dlaczego, ale wystarczy, że cię zobaczę i choćbym nie wiem, jak był zmęczony czy zestresowany, od razu mam na ciebie ochotę. Nie udawaj, że o tym nie wiesz, przecież regularnie i z pełną premedytacją kusisz mnie w ten sposób! Niby nic się nie dzieje, nie mam nastroju, ale wystarczy, że ściągniesz majteczki, odwrócisz się do mnie tyłem i…

     Najpierw delikatnie wprowadził w jedną dziurkę Ewy niegrzeczną zabaweczkę, a dopiero potem usiadł na niej okrakiem i, dla odmiany zdecydowanie, samemu wszedł w drugą. Wcisnął kciuki w dolinkę na granicy ud, a pozostałe palce wbił w miękkie pośladki, równocześnie napierając na nie całym sobą. Zanurzając się tak głęboko, jak tylko był w stanie.
     – Nie jęcz… albo jęcz sobie, ile tylko chcesz! Z wibratorem w cipce i moim kutasem w dupci. Ogromnej, gorącej i wilgotnej dupci. A czy chciałbym, żeby było jej jeszcze więcej? Cóż, nie wiem… – zastanowił się teatralnie, ani na moment nie przerywając ruchów. – Tę decyzję zostawię chyba tobie. Najważniejsze, żebyś dobrze się ze sobą czuła. Nie powiem, perspektywa jest bardzo interesująca, bo skoro już teraz tak bardzo pociągają mnie twoje pulchności, to naprawdę nie wiem, jak bym się zachował... – przez dłuższą chwilę zastanawiał się, co i jak właściwie chce powiedzieć. –      Zgodnie z twoimi własnymi słowami: gdybyś była gruba. Gruba, Ewa. Gruba, gruba i jeszcze raz gruba! Big beautiful woman pełną… dupą – zaśmiał się. – Tak, bardzo bym chciał, żebyś mnie taka dosiadała, kładła się na mnie, dawała wycałowywać. A potem posuwałbym cię taką grubą, aż łóżko by trzeszczało! Ruchałbym twoją grubą piczkę, gruby tyłeczek, ugniatałbym… albo nie. Natarłbym twoje grube ciało olejkiem, a potem posuwał twoje grube cycki, grube uda i spuszczał się na twój gruby brzuch.

     Samo wyobrażenie Ewy w takiej sytuacji było wystarczające do natychmiastowego przywołania rozkoszy, lecz nie chciał się spieszyć. Dlatego zwalniał stopniowo, aż w końcu całkowicie przystanął. Klepnął ją parę razy po pupie, poprawił pozycję, po czym znowu wszedł jak najgłębiej, ale tym razem tylko dla wypełnienia, resztę zostawiając rozkręconemu na pełną moc wibratorowi.
     – Jest ci teraz dobrze? Chyba tak, bo stękasz coraz głośniej. A stękaj sobie, i tak nikt cię nie usłyszy! Lubisz, jak cię poklepuję? Więc masz jeszcze raz! I mocniej! Czuję, jak mocno wibrujesz! Jak to uczucie rozsadza cię od środka, jak… Ewa, to już? Tak szybko? No, nie wierzgaj, zachowaj siły na dalszy ciąg! – przytrzymał jej unieruchomione ręce na plecach. – Zgadza się, będzie dalszy, bo dziś wcale nie mam zamiaru skończyć od razu! Przyznaję, że nie wiem, co to właściwie było, ale w nocy zrobiłaś się taka mokra, dużo bardziej niż zwykle… A może teraz specjalnie uda mi się do tego doprowadzić? Bo czytałem gdzieś – głośno myślał – że jeśli kocha się z kobietą analnie i jednocześnie zacznie mocno pobudzać łechtaczkę i uciskać dół brzucha, to wtedy może mieć… wytrysk? U was to się też tak nazywa? Tak czy inaczej, zaraz się przekonamy, jak to faktycznie działa. Tylko wezmę więcej żelu i cię lekko obrócę, bo… O nie, nie uciekniesz mi! Nawet nie próbuj, i tak ci się nie uda!

*

     Siedzieli na ławeczce w zaśnieżonym, pustawym o tej porze parku. On zamyślony, jakby nieobecny, wpatrzony w bliżej niesprecyzowany punkt gdzieś w oddali. Ona wyraźnie senna, z półprzymkniętymi, rozmarzonymi oczami, uśmiechająca się do zimowego słońca.
     – Wiesz co, Adam?
     – Hmm? – jego myśli wciąż krążyły w nieokreślonej czasoprzestrzeni.
     – Następnym razem, jak będziemy chcieli naprawdę zaszaleć, zróbmy sobie parę dni przerwy na zebranie sił. Aha, i koniecznie musimy zacząć trzymać przy łóżku jakiś… duży ręcznik, bo…
     – Ewuniu, czego ty się wstydzisz? Nie rozumiem cię, najpierw sama zachęcasz i prowokujesz mnie do odważniejszego seksu, a potem udajesz, że go nie było? Ale chwila, co ty taka blada jesteś? Źle się czujesz?
     – Cudownie, tylko jestem taka wykończona, że mogłabym spać chyba do pojutrza i… zaraz, to nie twój telefon? – dalsze łóżkowe dywagacje przerwał złowrogi motyw marsza imperialnego.
     – Mój. Kto i co chce o tej porze?
     Zaskoczenie było udawane. Doskonale wiedział, kto dzwoni, bo ten akurat sygnał miał ustawiony jedynie dla dwojga osób. Na dodatek niezależnie, która z nich dzwoniła, i tak robiła to zwykle w towarzystwie drugiej.
     – No odbierzże wreszcie! – burknęła zniecierpliwiona Ewa.
     – Jesteś pewna? – odburknął Adam.
     – Mnie się pytasz? Przecież do ciebie dzwonią! A właśnie, kto w końcu…
     – Halo? – przerwał jej gestem ręki, jednocześnie podnosząc się z ławki – Jakbym nie mógł rozmawiać, to bym nie odebrał! Nie, nie jesteśmy w domu. Ale dlaczego… szkoda, że dopiero teraz mnie informujecie! Dobrze, tylko zaczekajcie kilka minut. – zakończył połączenie.
     – Ale jak to „zaczekajcie”? – Ewa zdziwiła się całkowicie szczerze.
     – Zastanawiałaś się, co będziemy robić po południu? Przyjmować moich rodziców, którzy postanowili nas odwiedzić. Czy raczej już to zrobili – odpowiedział, wciąż wpatrując się w ekran.
     – Ale przecież mówiłeś, że nie znają adresu!
     – Najwyraźniej poznali, bo stoją pod furtką.

     Jak mówi prastare hotentockie przysłowie: strzeżcie się, bo nie wiecie, kiedy mamusia z wizytacją przybędzie. Zwłaszcza z obstawą tatusia, w ewidentnie nowym futrze i pełnoletnim, butikowym single maltem pod pachą. Co prawda po drodze Ewa burzliwie przedyskutowała z Adamem co ciekawsze opcje pozbycia się niespodziewanych gości, lecz ostatecznie – gdy już stanęli przed domem – stwierdzili, że są jakieś granice przyzwoitości. Poza tym salon i tak lśnił czystością, sypialnia była szczelnie zamknięta, a kuchnia zaopatrzona w herbatę, kawę i nawet jakieś słodkości.      A gdyby zaszła potrzeba, także tłuczek, wałek, tasak i inne potencjalne narzędzia krwawego mordu.
     – Zanim zaczniecie, spytam wprost: skąd dowiedzieliście się, gdzie teraz mieszkam? – zaczął Adam, kiedy już wreszcie wszyscy się rozsiedli, robiąc krótki wstęp do strucli z makiem.
     – A naprawdę musimy odpowiadać?
     – A naprawdę nie chcecie stąd wyjść jeszcze szybciej, niż weszliście?
     – Adam, proszę…
     – Co „Adam, proszę”? Zasialiście wiatr i dziwicie się, że zebraliście burzę? A w ogóle, może byście wreszcie przeprosili? Nie, nie mnie! – kiwnął głową w kierunku Ewy. – Ona tam siedzi, jeśli nie zauważyliście.
     – Dobrze. Przepraszamy cię, Ewo. Po prostu martwiliśmy się o naszego syna, chcieliśmy dla niego jak najlepiej i…
     – Wiem. Już mi państwo o tym powiedzieli ostatnim razem. Bardzo dobitnie zresztą – skrzywiła się.
     – Nie państwo, Ewa. Już nie. Mów mi Agata, a mojemu mężowi Andrzej.
Podali sobie ręce, kończąc chłodne czułości, zanim się na dobre zaczęły.
     – Dziękujemy. I tym bardziej przepraszamy, bo adres też znaleźliśmy przez ciebie. A konkretnie twoją pracę – kontynuował Andrzej.
     – Ale jak? Kto? – Ewa była autentycznie zaskoczona.
     – Teraz to ja cię proszę, nie udawaj zdziwionej – przerwała nagle Agata, tonem zniecierpliwionej nauczycielki, tłumaczącej, że dwa plus dwa daje mimo wszystko cztery. – Przecież znaliśmy twoje imię, nazwisko, zawód. Wystarczyło dotrzeć do pracodawcy, a potem odpowiednio z nim porozmawiać… nie szturchaj mnie, Andrzej! Jesteśmy jej to winni! – spojrzała z wyrzutem na męża, a potem przeniosła wzrok z powrotem na Ewę. – Przy okazji dowiedzieliśmy się o tobie więcej. Wybacz, ale musieliśmy.
     – Musieliście? Chyba wam się, kurwa, do reszty w główkach popierdoliło! Jeśli przyszliście tu, żeby… – Adam zionął ogniem, mało co nie podpalając obrusu.
     – Synu, przestań! Dość już powiedziałeś! Chociaż masz rację, nie musieliśmy. Wierz nam albo nie, ale naprawdę bardzo cię kochamy i zależy nam na twoim szczęściu. I dlatego tym ciężej jest nam przyznać, że… myliliśmy się. Głównie względem Ewy – Andrzej zwrócił się bezpośrednio do niej. – Bo twój szef, swoją drogą bardzo przyjemny facet, powiedział nam, że nigdy nie miał tak solidnego, odpowiedzialnego, sumiennego, uczciwego – wyliczał po kolei na palcach – i ogólnie zaangażowanego pracownika. Pracownicy. To jego własne słowa, nic nie koloryzujemy!
     – I nagle zapałaliście do Ewy wielką sympatią? Bo jest dobra w pracy? Może jeszcze nagle zrobiła się młodsza? Bogatsza? Albo szczuplejsza? – Adam objął ukochaną w sposób dobitnie podkreślający jej kształty i bezczelnie ucałował pokaźny dekolt, celowo przeciągając wargami po odsłoniętej skórze.
     – Nie, nie zrobiła – podsumowała Agata. – Ale to twoja decyzja, że z nią jesteś. Już raz      wybraliśmy ci kobietę i wszyscy wiemy, jak się to skończyło. Dlatego teraz uznaliśmy, że… przepraszamy cię jeszcze raz, Ewo. Może nie jesteś idealna dla nas, za to dla naszego syna najwidoczniej tak. Przecież widzimy, jak zgodną jesteście parą i jak mocno się kochacie!

     Ewa spojrzała na Adama, nadludzkim wysiłkiem starając się nie posikać. Tym razem ze śmiechu. Za to jemu nieszczególnie udzieliła się ogólna wesołość.
     – No dobrze, ale dlaczego właściwie zadaliście sobie tyle trudu? Mogliście przecież umówić się gdzieś na mieście!
     – A co mamy ci mówić? Chcieliśmy zobaczyć, jak mieszkacie, czy dajecie sobie radę i… – wyjaśniał Andrzej, wyraźnie poirytowany, że musi wyjaśniać tak oczywiste oczywistości.
     – Daj spokój, ojciec! Od lat żyję na własny rachunek! Zresztą skoro sprawdziliście, gdzie pracuje Ewa, to wiecie też mniej więcej, ile zarabia.
     – Owszem. Ale nie do tego zmierzamy. Co z waszym ślubem? Bo chyba planujecie? – Nagle wtrąciła się Agata, zmieniając temat – I przepraszam, ale muszę zapytać: jak widzicie powiększenie rodziny?
     Do tej chwili Adam nawet nie podejrzewał, że konsumpcja makowca może doprowadzić do tak gwałtownego zakrztuszenia i jak szerokie pole rażenia mają wyplute bakalie. Za to Ewa tylko zamyśliła się i odetchnęła głęboko.
     – Nie musi pani… nie musisz przepraszać. Ale odpowiem wprost, bo w końcu mnie ten temat dotyczy najbardziej: gromadki potomstwa raczej nie radzę się spodziewać. I uprzedzając kolejne pytanie: nawet nie chodzi o mój wiek, bo starałam się o dziecko z eks-mężem, kiedy byłam sporo młodsza. Bez rezultatów – wzruszyła ramionami, choć wewnątrz aż wrzała. – Różni lekarze mnie badali i wszyscy orzekli, że moje zajście w ciążę jest bardzo mało prawdopodobne, nawet w przypadku in vitro.      Nie wiem dlaczego, nie znam się na tym.
     – W razie czego znamy bardzo dobrego specjalistę! Gdybyś tylko potrzebowała porady… – wtrącił się niepytany Andrzej.
     – To akurat są moje intymne sprawy i wchodzić w szczegóły nie mam zamiaru! – fuknęła krótko Ewa. – Zresztą gdzieś mam wyniki badań i… ale nieistotne! Natomiast nie ukrywam, że czynimy z Adamem pewne starania – uśmiechnęła się nie do końca przyzwoicie, ale aluzja przeszła bez echa – choć chwilowo bez rezultatu. Rozważaliśmy opcję adopcji, ale na razie tylko teoretycznie. Ostatecznie jesteśmy ze sobą dopiero rok.
     – Dopiero? Chyba już! Sam nie wiem, jak z tobą wytrzymuję! – główny zainteresowany włączył się do rozmowy.
     – Przyganiał kocioł garnkowi, a sam… a może teraz ty coś powiesz? Na przykład o ślubie?
     – Co? A właśnie, słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać! Zdecydujemy się na uroczystość tylko i wyłącznie na naszych warunkach. My wybierzemy lokal, menu, oprawę muzyczną i tak dalej. A przede wszystkim zaprosimy gości. My, nie wy! – Adam wskazał palcem rodziców. – I nawet nie próbujcie przekupstwa typu „zaproście ciotuchnę, bo wypada, a my za nią zapłacimy”, bo to nie przejdzie! Nie. Ma. Takiej. Opcji. Zrozumieliście?
     – Zrozumieliśmy – odpowiedziała Agata zrezygnowanym tonem – i nawet jeśli nam się to nie podoba, uszanujemy wasze wybory. Ale chciałabym cię prosić o jedno: przestań się już na nas wyżywać. Wiem, zachowaliśmy się jak ostatnie… długo by wymieniać. Wybacz nam. Wybaczcie oboje. Tym bardziej, że chcielibyśmy od nowa ułożyć sobie z wami relacje. Co prawda nie spodziewałam się synowej w wieku… – rzuciła podniesionym tonem, jakby chciała jeszcze coś dopowiedzieć, powstrzymując się w ostatniej chwili – ale skoro taką kobietę sobie wybrałeś, synu, szanujemy twój wybór – dokończyła już spokojnie – i życzymy wam jak najlepiej. I naprawdę, gdybyście tylko czegokolwiek potrzebowali, to…
     – Nie potrzebujemy.
     – W takim razie… Andrzej, masz jeszcze coś do dodania? – szturchnęła męża.
     – Nie, chyba nie – odparł, podnosząc się nerwowo z sofy. – Zasiedzieliśmy się, najwyższa pora wracać.

     Oboje powstali, ubrali, poprawiając z przesadnym pietyzmem każdy pojedynczy detal garderoby, i stanęli przed drzwiami w niemym oczekiwaniu. Agata spojrzała jeszcze raz na Ewę z miną wyrażającą chłodną akceptację i – jakby walcząc sama ze sobą – wyciągnęła rękę na pożegnanie.
     – Jeszcze jedno mi wybacz, nie dam rady mówić do ciebie „córko”. A przynajmniej jeszcze nie teraz.
     – Nie ma problemu – Ewa wzruszyła ramionami. Miała ochotę dodać coś złośliwego, lecz uznała, że powinna odpłacić szczerością za szczerość. – Zwracajmy się do siebie po imieniu jak przy rozmowie, i po sprawie.
     I zamiast odwzajemnić uścisk dłoni, podeszła do Agaty i objęła ją wpół, ku nieukrywanemu zdziwieniu nie tylko objętej, ale i pozostałych obecnych. Na które zaskoczenie odpowiedziała jednym ze swych najefektowniejszych uśmiechów. Tym z odrzuconymi do tyłu włosami i uroczymi dołeczkami w policzkach.

*

     A może Adam miał rację? Przyjemność przyjemnością, żądza żądzą, lecz najwyższa pora ściągnąć nieco wodze zanadto zdziczałej namiętności. Tym bardziej że po nocno-wieczorno-porannych (s)ekscesach doskwierały jej także te partie ciała, których wolałaby nie nadwyrężać. Jak tak dalej pójdzie, maść na ból czterech liter okaże się niezbędna nie tylko w internetach. Ale nim ten tak szalony, aż miejscami przekraczający wszelkie granice absurdu weekend dobiegnie końca, urzeczywistni jeszcze jedną fantazję.
     Osobiście nie uważała, by tyłeczek stanowił jakiś specjalnie interesujący fragment faceta. Owszem, jeśli Adam podkreślił go odpowiednio skrojonymi spodniami, niejednokrotnie zawieszała na nim oko. Podobnie w pracy, gdzie regularnie spotykała praktykantów, stażystów i wszelkich innych młodych – choć nie tylko – pracowników, na których czasami wręcz nie dało się nie zerknąć. Zwłaszcza że niektórzy jakby celowo wchodzili w jej pole widzenia, gdzie spędzali jak najwięcej czasu. Ciekawe, czy miało to coś wspólnego z cokolwiek wysokim stanowiskiem lub wyjątkowo głębokimi dekoltami, które ostatnimi czasy preferowała?
     Ponadto lubiła też w przypływie namiętności powbijać w ów element męskiej anatomii – tym razem tylko i wyłącznie w jeden konkretny, należący do wiadomego mężczyzny – paznokcie. Lecz nawet wówczas jej uwaga skupiała się na samych pośladkach jako takich, a nie obszarem skrytym pomiędzy. Nie, żeby istnienie tej sfery ją obrzydzało! A już na pewno nie była taką hipokrytką, by żądać od ukochanego regularnego zajmowania się jej drugą dziurką, a jednocześnie z założenia odrzucać samą myśl o odwdzięczeniu się w analogiczny sposób. Analno-logiczny. Nieistotne.      Ale ani Adam jakoś nigdy jej o to nie prosił, ani ją samą niespecjalnie kusiło, by mu się tam z pełną premedytacją dobierać. Aż do dziś.

     Wbiła się w zdecydowanie zbyt ciasny, zapinany od przodu gorset z białej koronki, z najwyższym trudem utrzymujący w ryzach uwięzione w nim krągłości. Spięła nadgarstki Adama jednym z kilku nie do końca poważnych gadżetów erotycznych, w postaci kajdanek z czerwonym futerkiem, i kazała położyć się na brzuchu, z poduszką pod biodrami. Drugiego urozmaicacza pożycia, w postaci niewielkiego pejczyka ze splecionych paseczków, postanowiła na razie nie wprowadzać do akcji. Zdawała sobie sprawę, że główny zainteresowany mógł nie czuć się zbyt komfortowo, ale skoro nie zaprotestował, pierwszy krok miała już za sobą. Wycisnęła na palec ten sam żel antybakteryjny, z którego dobrodziejstw oboje hojnie korzystali rano i roztarła porcję między zgrabnymi pośladkami.
     – Ewa, chyba wiem, co ty kombinujesz... natomiast ja nie wiem, czy mam na to ochotę.
     – Wstydzisz się?
     – Nawet nie w tym rzecz, tylko… przecież wcale nie jestem tam seksowny! Chociaż właściwie masz rację, trochę się wstydzę – przyznał zmieszany.
     – Zaczekaj, przygaszę światło… ale nie licz, że ci daruję! Ty mnie wykorzystałeś rano, więc teraz ja odwdzięczę się tym samym! I od razu uprzedzam: jeżeli komukolwiek z nas taka… zabawa się nie spodoba, nie spróbujemy ponownie! Pasuje ci taki układ?
     – Cóż, skoro odpowiada tobie, ja też nie mam nic przeciwko. Ale – zawahał się – jeśli oboje uznamy, że chcielibyśmy częściej urozmaicać nasze pożycie, czy będziemy to powtarzać?
     – Pytanie nie trzyma poziomu! – zaśmiała się.
     Zostawiła włączoną tylko jedną lampkę, dającą stłumione, ciepłe światło i z racji położenia rzucającą długie, głębokie cienie, tańczące na ścianach i suficie. Przysiadła na Adamie, celowo smyrając mu plecy nagą kobiecością i na powrót zaczęła go gładzić palcami. Jednocześnie dyskretnie przymierzała się do użycia wspomnianego pejczyka. Przeciągnęła nim parokrotnie po pośladkach zaskoczonego nowymi doznaniami ukochanego, po czym delikatnie musnęła skórę samym końcem rzemyków. I ponownie, już nieco odważniej. Za trzecim razem smagnęła Adama na tyle mocno, że wyraźnie zadrżał, więc wróciła do powolnego miziania, rozważając, jak daleko może się posunąć.
     W końcu postanowiła, że sesję biczowania zostawi sobie na następny raz i powróciła do clou programu. Przyłożyła palec we wiadome miejsce, nacisnęła i tak niespodziewanie i łatwo, aż sama się zdziwiła, weszła w głąb na głębokość drugiego paliczka. W odpowiedzi usłyszała westchnienie i poczuła wyraźne spięcie mięśni.      Odczekała chwilę, aż ucisk ustąpi, po czym wysunęła się i dyskretnie obejrzała. Była czysta, bo niby jaka miałaby być? Bez przesady, akurat w kwestii higieny Adam był pedantyczny do przesady, wręcz bardziej niż ona sama. Co nie oznaczało, że wciąż wyraźnie się nie stresował.
     – Rozluźnij się, proszę. Albo może klęknij, powinno być ci łatwiej – poprosiła miękko, wstając z jego pleców. – I pochyl się bardziej do przodu.
     – Jesteś pewna? Nie chciałbym, żebyś się zmuszała do czegokolwiek.
     – Nie bój się. I jeszcze jedno: jak mnie rano pieściłeś, powiedziałeś, że czytałeś o tym i coś ci się przypadkiem przypomniało... moim zdaniem bardzo dobrze wiedziałeś, co robisz i jaki efekt uzyskasz. Ja natomiast nie będę niczego ukrywała: wielokrotnie oglądałam filmy o tym, co teraz planuję. I mam tylko nadzieję, że Ci wszyscy faceci nie udawali – dodała z nieprzyzwoitym uśmiechem

     Ignorując dosłownie rozchodzący się w szwach gorset uklękła dokładnie za Adamem, położyła dłonie na wciąż spiętych pośladkach i lekko je rozszerzyła. Światło było przygaszone, lecz nie na tyle, by nie widziała dokładnie wszystkiego, co chciała zobaczyć. Z początku nieszczególnie podniecał ją taki widok, ale im dłużej się zastanawiała, tym mocniej ją intrygował. Zwłaszcza w kontekście odwrócenia ról.      Uwielbiała momenty, w których Adam dosiadał ją z całym impetem od tyłu. I nawet jeśli nie czuła się wówczas w żaden sposób poniżana czy upokarzana, zwłaszcza że działo się to zawsze za jej wyraźnym przyzwoleniem, było w tym sporo dominacji z jednej strony i uległości z drugiej. Za to teraz ona była panią sytuacji, a Adam klęczał przed nią w jednoznacznie uległej pozie, odsłaniając calutką swoją intymność.
     Pochyliła się i zaczęła muskać wargami najpierw wyraźnie pobudzoną męskość, ale że w tej pozycji obojgu nie było zbyt wygodnie, szybko przeniosła się niżej – czy z jej perspektywy raczej wyżej – w kierunku jąder. Wzięła w usta jedno, potem drugie, lizała przestrzeń pod nimi, coraz dalej i dalej, aż w końcu zatrzymała język dosłownie centymetry od adamowego słoneczka. Włożyła do ust kciuk, pośliniła i ucisnęła sam jego środek.
     – Jeśli w którymkolwiek momencie gorzej się poczujesz, od razu mi o tym powiedz, kochanie. Obiecujesz? – spytała jedwabiście miękkim głosem.
     – Oczywiście. Ale… nie przestawaj, proszę. Jest mi bardzo przyjemnie.
     Po tak otwartej deklaracji nie musiała już na nic czekać. Ostatni raz przeciągnęła palcem po kształtnym guziczku, ostatecznie upewniając się, czy… Oczywiście, że w porządku, dość już tych podchodów! Dlatego ponownie rozchyliła pupę Adama, tym razem szerzej, i przeciągnęła po niej nawilżanym, hipoalergicznym papierem do higieny intymnej.
     I pocałowała.

     I co? I nic. Czego właściwie się spodziewała? Skóra jak skóra. Co prawda o nietypowej fakturze i nie poddająca się tak łatwo, jak myślała, naciskowi języka, ale nic poza tym. Smakowała i pachniała identycznie, jak wszystko dookoła, czyli napalonym facetem. I absolutnie niczym ponadto. Chociaż…
     Faktycznie, czuła coś obcego. Dziwną, słodkawo-perfumową mieszankę pozostałości żelu i chusteczek odświeżających. I tylko i wyłącznie.
     Dlatego tym mocniej przylgnęła do niego ustami i choć wciąż nie była do końca pewna jak jemu, ale jej wszystko zaczynało się coraz bardziej podobać. Co prawda nadal nie słyszała anielskich fanfar rozkoszy, ale… Puściła pośladki i jedną dłonią chwyciła Adama za jądrami, a drugą objęła twardego penisa, ściskając silnie.
     – Ewa, wystarczy…
     – Przepraszam, już nie będę. – przerwała momentalnie. – Za mocno?
     – Nie, ale poczułem, jakbym zaraz miał przeżyć orgazm. Taki bardzo intensywny, jak po długim… Co ty robisz?
     Wstała z kolan i usiadła, kładąc uda na łydkach Adama, dzięki czemu było jej dużo wygodniej. Ale nie tylko. Poirytowana niewygodą rozpięła gorset, odrzuciła go zamaszyście na podłogę i odetchnęła z wyraźna ulgą.
     – Opuść głowę i spójrz na mnie między swoimi nogami. Co widzisz?
     – Nie wiem, ciemnawo tu… Ewa! Ciebie widzę! Twoją rozchyloną kobiecość, brzuszek, swobodne piersi…

     Tym razem wcisnęła w niego język tak głęboko, jak tylko mogła sięgnąć, do tego śliniąc się przesadnie. Kciukiem mocno uciskała miejsce u nasady sztywnej męskości, a drugą dłonią objęła główkę i masowała, lecz tutaj dla odmiany delikatnie. I chociaż nie mogła opędzić się od myśli, by był to jedynie wstęp do dalszych, znacznie odważniejszych pieszczot, dzisiaj postanowiła ograniczyć się tylko do tego.
     – Mam nadzieję, że jest ci przyjemnie. Bo mnie bardzo i chyba chciałabym to kiedyś powtórzyć – przerywała na chwilę lizanie, mówiła jedno czy dwa zdania i znów wracała do całowania. – Może kiedyś pójdziemy o krok dalej? Wsunę w ciebie cały palec i będę cię pieściła tam w środku? Albo dwa? Lub wezmę jakiś niewielki wibrator, kto wie? A może położysz się wygodnie na plecach, podciągniesz nogi, a ja wejdę ci w… Adam, czy wszystko dobrze? Uspokój się, nie tak szybko! – Zwolniła, starając się przeciągać finał w nieskończoność. – Albo zamiast tak klęczeć, usiądę na tobie? Tyłem, tak jak lubisz? I dam ci się wycałować? Wiem, że chciałbyś! Pochyliłabym się nad tobą moją dużą pupą, wzięła w usta głęboko, do samego końca i w tej samej chwili wcisnęła palec w twój seksowny tyłeczek i wtedy… Adam? Kochanie, co ci…
     – Liż mnie jeszcze – wystękał.
     Starała się spełnić prośbę, ale napiął mięśnie tak silnie i odsunął się na tyle daleko, że nie była w stanie dłużej go całować. Za to jeszcze mocniej złapała nabrzmiałą męskość, pociągając ją ku dołowi wraz z jądrami. I w tej samej chwili, w akompaniamencie nieartykułowanego, gardłowego jęku, Adam wystrzelił w jej dłoniach. Raz po raz pulsował gorącymi, zdającymi się nie mieć końca falami spermy, których przecież, biorąc pod uwagę ostatnie ekscesy, żadną miarą nie powinno tyle być. Zalewał nią jej dłonie, nadgarstki, tryskał na uda, a gdy wydawało się, że naprawdę ma już dość, spiął się i kolejną, tym razem naprawdę ostatnią porcją namiętności, jakimś cudem ochlapał jej sutki. I osunął się ledwo żywy na łóżko.

     Spojrzała na mięknącego powoli, kleiście lśniącego penisa. Nagle dopadła ją chęć, by i tym razem doprowadzić swego kochanka do ponownego, bodaj trzeciego tego dnia orgazmu. Wziąć w usta i w ten sposób przebudzić, a gdy oprzytomnieje i odzyska siły, oddać się najgłębiej skrywanym perwersjom. Położyć na Adamie i rozsmarować na nim jego własne nasienie, a potem to wszystko zlizać. Pieścić swoim ciałem jego ciało, ugniatać i masować, aż do momentu, w którym oboje znów oszaleją z rozkoszy.
     Ostatecznie jednak stwierdziła, że nie chciałaby mieć ukochanego mężczyzny na sumieniu, więc tylko wyszła do łazienki, by zmyć z siebie nie tylko jego dziką żądzę, ale i własne co bardziej wyuzdane pomysły.

***

Tekst i zdjęcie: (c) Agnessa Novvak

Opowiadanie w powyższej, poprawionej wersji, zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 03.03.2020. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj oraz odwiedź moją stronę autorską na Facebooku (niestety nie mogę wkleić linka, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz