Aż po grób. Cz. 5 - Sandra

Aż po grób. Cz. 5 - SandraZnajomość, związek, czy jakkolwiek chciało by się nazwać moją relacje z Sandrą, rozwijała się bardzo intensywnie. Wymienialiśmy tysiące wiadomości dziennie, śmiejąc się przy tym, bawiąc i budząc w sobie nigdy nie odkryte pokłady empatii oraz wrażliwości, wysyłając sobie wzajemnie pełne erotyzmu zdjęcia robione w najróżniejszych miejscach. Spotykaliśmy się regularnie raz, czasem dwa razy w tygodniu. Pieprzyliśmy się w samochodzie, na leśnych parkingach, w hotelowych pokojach, na łóżkach, stołach, a nawet na hotelowych balkonach, bo przecież jeśli okazywało się, że przerwa na papierosa może być świetnym momentem na seks, nie zastanawialiśmy się nawet sekundy by z takiej okazji nie skorzystać. Zdarzało się też, że pieprzyliśmy się w leśnych duktach, jeszcze w drodze do hotelu, ponieważ nie byliśmy w stanie utrzymać podniecania w ryzach. Zbliżyliśmy się też do siebie jako ludzie, niebezpiecznie blisko stąpaliśmy na rozwidleniu dróg, między przyjaźnią, romansem i miłością. Celowo i świadomie w Nasz reżyserowany związek wkładaliśmy więcej uczuć i emocji, niż wolno nam było wkładać co sprawiało nam delikatny ból,  który tylko potęgował Nasze i tak już intensywne uczucia.  

Spotykaliśmy się za każdym razem, gdy mąż wyrażał zgodę na zeszmacienie się swojej żony, a ja jako że za każdym razem szmaciłem ją dla niego, czasami zostawiałem mu małe dowody wdzięczności chociażby w postaci zwykłego zdjęcia zrobionego jej telefonem kiedy mi obciągała. Innym razem wracała do domu bez majtek, bądź z kompletnie rozmazanym makijażem, który spływał z niej kiedy ją pieprzyłem. Jednego razu odesłałem ją do domu jedynie w moim jesiennym płaszczu, pod którym była zupełnie naga.  Nigdy jednak nie wnikałem skąd w jej mężu była potrzeba przytulenia zeszmaconej żony, ale byłem pewien, że Sandra kochała go miłością prawdziwą, której ja nigdy wcześniej nie doświadczyłem i tak samo jako mąż, potrzebowała chować się w jego ramionach kiedy wracała obolała z Naszych spotkań. Domyślałem się natomiast, że tak samo jak żona, mąż również pieprzył inne kobiety. Upatrywał sobie ofiarę, uwodził ją i bawił się nią jak typowy drapieżnik, według tylko jemu znanych schematów. Domyślałem się również, że Sandra nie spotykała się tylko ze mną...

Wnioski jakie wyciągałem w żaden sposób nie burzyły harmonii jaką miałem w sobie w tamtym okresie. Nie przeszkadzały mi też w uświadomieniu sobie, że czuję do Sandry coś zdecydowanie silniejszego, niż sympatię, w czym utwierdziło mnie w tym pewne październikowe przedpołudnie...

Musiałem służbowo wyjechać na kilka dni, dlatego podjęliśmy decyzję, aby spotkać się w jednym z Naszych ulubionych hoteli jeszcze przed południem. W pokoju najdokładniej jak było to możliwe zasłoniłem wszystkie szyby roletami oraz zasłonami, tworząc bardzo klimatyczny i podniecający półmrok spowijający całe wnętrze. Rozbierałem ją po woli,  każdy mój ruch był delikatny, przemyślany i czuły, a każdy mój pocałunek zostawiał na jej skórze kawałek mnie, jakbym chciał rozebrać ją nie tylko z ubrań. Bo dziś zdejmowałem z niej maskę oraz zbroje, które zakładała na siebie za każdy razem, kiedy spotykała się ze mną. Chciałem,  zupełnie samolubnie,  zostawić na niej jak najwięcej emocji, uczuć, aby nie mogła ich tak po prostu zmyć z siebie pod prysznicem, by zasypiała wieczorem i czuła rozchodzące się po jej ciele ciepło, którym ją obdarzałem. Kochaliśmy się, pieprzyliśmy się,  na zmianę, a może jednocześnie, może był to ostry seks pełen uczuć, które towarzyszą kochającym się osobom. Do dziś nie umiem tego nazwać, bo do dziś nie do końca rozumiem miłość, nie do końca potrafię kochać...  Uwielbiałem, a może ona uwielbiała to bardziej, kiedy leżała na plecach, a ja przykrywałem ją całą swoim ciałem i mocno posuwałem, kiedy chowałem ją całą w swoich ramionach, co nie było zresztą trudne, biorąc pod uwagę że Sandra była tak uroczo drobnej budowy ciała. Leżąc na niej, biodra do bioder, brzuch do brzucha, twarz do twarzy, wkładałem ręce pod jej tyłek, jeszcze bardziej wtedy przygniatając ją swoim ciężarem, unosiłem jej pupę nieco do góry co pozwalało mi wbijać się w nią jeszcze głębiej, a z jej ust które były tuż przy jednym z moich uszu, wydobywały się głośne jęki rozkoszy. Uwielbiałem pieprzyć ją w taki sposób, czuć na moich dłoniach które trzymałem na pod jej tyłkiem wypływające z niej soki. Kiedy zaczynała tracić świadomość, a jej oczy spazmatycznie wywracały się u górze, wtedy zawsze przechylała głowę na bok i z dużym trudem łapała każdy oddech nie mając już siły nawet jęczeć. Zawsze wtedy wyciągałem spod jej pupy moje dłonie i z czułością, której do dziś nie umiem powtórzyć, zaczynałem samymi opuszkami palców gładzić ją po policzkach, czole, odchylając z niego do tyłu jej spocone włosy, jakbym chciał ją przeprosić za jej obecny stan, jakbym ją uspokajał,  pomagając jej pokonać chwilowy bezdech w którym wówczas się znajdowała, a mimo to ciągle ją pieprzyłem, długimi, powolnymi ruchami, przedłużając jej rozkosz.
- kocham Cię... pieprzyć - wypaliłem nie zastanawiając się nad konsekwencjami jakie te słowa mogły wywołać
- kocham... - przełknęła z trudem ślinę - gdy mnie pieprzysz - dodała po chwili uśmiechając się delikatnie.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Leszek

    Przeczytaj to jeszcze raz. Masa literówek, ale również ordynarnych ortów. Jest różnica, pomiędzy osobą i osobom. Palcy mnie załamało. A przecinki, o ile są, leżą i kwiczą.  :cray:

    4 lis 2021

  • Użytkownik psychoDad

    @Leszek dzięki za uwagi. Zrobię to jutro korzystając z komputera. Na telefonie ciężko napisać coś bez błędu, kiedy autokorekta żyje swoim własnym życiem. Redagować na telefonie już coś napisanego jest jeszcze trudniej.  
    Nad przecinkami również popracuję, chociaż tutaj wielkich sukcesów sobie nie wróżę   :rotfl:

    4 lis 2021

  • Użytkownik psychoDad

    @Leszek zredagowałam wszystkie.

    5 lis 2021