Amir, nim odłożył segregator na miejsce, rzucił raz jeszcze okiem na czarny napis.
„To jest twoja teczka. W niej zamknie się wszystko, co ma pozostać w tym pokoju. Ty decydujesz, jak ją nazwać.” – przypomniał sobie moment sprzed kilku miesięcy. Pierwsze spotkanie z Madeleine.
„M. O’Hara - 7/7/05” – dziewczyna nie wahała się ani chwili.
„Jesteś pewna? Chcesz, żeby ci o tym przypomniała?”
„A jest w ogóle możliwość, żeby zapomnieć?” - warknęła.
„Nie w tym celu będziemy się tu spotykać.” – odpowiedział łagodnie.
Poczuł, że droga, którą mają do przejścia, będzie nie tylko wyboista, ale i pełna pułapek. Jednak pomimo swoich młodych lat, wiedział też, że każdą górę zdobywa się robiąc nie jeden skok, lecz wiele małych kroków.
Zamknął szafkę z dokumentami na klucz. Otworzył drugą. Wyciągnął sadżadżę i rozłożył w kierunku wschodu. Zdjął buty. Uklęknął.
***
-Where the fuck are you? – Madeleine rozglądała się na boki, a hałas dociskał trzymającą telefon dłoń do ucha. Kolorowa, ludzka masa falowała u stóp kolumny bezrękiego admirała Nelsona. Kakofonia dźwięków, kolorów i zapachów szczelnie wypełniała plac, wylewając się szczelinami ulic we wszystkich możliwych kierunkach. Londyn czekał. Czekał w sobie znany, londyński sposób. Nie dystyngowany, staro angielski, flegmatyczno-milordzki sposób. Londyn czekał, zabijając czas zabawą. Piciem. Ćpaniem. I krzykiem ekscytacji, której nie można było publicznie, na ulicy, rozładować seksem. Londyn bawił się wszystkimi sposobami znanymi multikulturowej, wielobarwnej społeczności. I bawić się zamierzał, niezależnie od wyniku wyścigu.
-Gdzie? Nic kurwa nie słyszę! Spróbuj dojść do schodów. Jestem na schodach! S-C-H-O-D-Y! – O'Hara bez przesadnej wiary w powodzenie przekazu zaczęła żałować, że nie umówiła się z Rose pod stacją metra.
Wysłała smsa z treścią „Schody”, ale rozejrzawszy się ponownie, stwierdziła, że będąc jedną z nieprzebranej ilości osób stojących na wzniesieniu, ma marne szanse na spotkanie przyjaciółki. Wsunęła smartfona do tylnej kieszeni spodni. Wlepiła wzrok w telebim, na którym przedstawiciel Komitetu Olimpijskiego z estymą rozprostowywał kartkę z decyzją wartą miliony dolarów. Euro. Rubli.
Po krótkiej chwili wrzask tysięcy gardeł potwierdził, że jednak funtów szterlingów.
4 komentarze
AnonimS
W tle decyzja o przyznanie Olimpiady Brytyjczykom . Dołączam się do chóru pochlebców. Też chcę więcej.
angie
@AnonimS Będzie, będzie Moje obietnice nie są rzucane na wiatr
AnonimS
@angie pożyjemy, zobaczymy
Somebody
Ja chcę jeszcze....
angie
@Somebody Będzie, będzie....
Speker
Noooo . niesłychane przeczuwam niezły hicior
angie
@Speker Bez prze-sadyzmu Dziękuję
agnes1709
Fajnie, na fazę podbilas kozacko😊
angie
@agnes1709
angie
@agnes1709 To te naleśniki z mięsem, wersja bez wieprzowiny