Mała Mi III

- Ktoś mnie śledzi - wyznaje, kiedy siedzimy na jednym z wystających pni. Zastanawiam się, co mnie to obchodzi i czy to główny powód ściągnięcia mnie w to cholerne, źle przypominające o sobie miejsce. Spogląda na mnie i mam wrażenie, że zależy mu, abym naprawdę go zrozumiała.
-Ktoś od ciebie - dodaje a jego czarna, gęsta brew unosi się znacząco do góry. Marszczę czoło. Wzdycha i wywraca oczami, tracąc cierpliwość, jakby to było takie oczywiste.  
Nie rozumiem. Nie rozumiem już niczego, co dotyczy dnia, w którym sztuczny uśmiech zastygł na ustach Georga.  
- Wiem już, kim jesteś - słowa padają z jego ust, jak oskarżenie, jakbym była najgorszym, najobrzydliwszym kawałkiem tego świata. - Zabiłem twojego klienta, prawda? -pyta, choć z pewnością dostrzega odpowiedź w moich oczach, która nagle staje się niewygodna, choć przecież jest dla mnie obcym człowiekiem i nie powinno go to w zupełności obchodzić ani przeszkadzać.  
- Po to mnie tu ściągasz? Tylko dlatego, abym poczuła wstręt do samej siebie? - śmieję się, choć w głębi mam ochotę zapłakać, bo mimo, że nie jest dla mnie nikim ważnym, zaczyna boleć to, co mówi.  
- Nie mieszam się w to, co robisz ze swoim ciałem i ze swoim życiem. Chodzi o faceta, który jak się domyślam, uważa cię za swoją własność. Teraz to i mój problem, bo koleś nie wygląda na takiego, który chciałby odpuścić. Mówiłaś mu o mnie? - to nie brzmi, jak pytanie. Warczy na mnie, uważając, ze ściągnęłam na niego jeszcze większe kłopoty.  
Nie potrafię znaleźć słów, które odzwierciedliłyby mój nastrój. Chyba tylko ciemna, samotna, zimowa noc mogłaby mnie w jakiś sposób zrozumieć.  
- Możesz mieć mnie za głupią dziwkę, ale nikomu cię nie wydałam - staram się brzmieć obojętnie, ale zęby same się zaciskają i wychodzi z tego tylko syk. Wstaję, bo nie chcę na niego patrzeć. Nie rozumiem, po co w ogóle go posłuchałam i przyszłam. Dług wdzięczności?  
- Zaczekaj - chwyta mnie za ramię i nagle stoi tuż przy mnie, dysząc w moją szyję. Jego twarz łagodnieje a oczy wysyłają w moją stronę ciche lecz wyraźne przeprosiny. - Nie chciałem, abyś poczuła się urażona.
Prycham, bo co mam zrobić? Całe to spotkanie jest jakimś nieśmiesznym żartem.
- Och proszę, małe, bezbronne kurewki nie mają uczuć a już na pewno nie można ich obrazić - wyrywam się z jego lekkiego lecz stanowczego uścisku.  
Dlaczego równie dobrze, nie mogę przeciwstawić się Ernestowi? Co jest ze mną nie tak?  
- Zostań. Przepraszam. Czasem zapominam, że niekiedy warto ugryźć się w język - jego niebieskie tęczówki hipnotyzują mnie i mimo, że próbuję się obronić, nic z tego nie wychodzi. - Powiedz mi, jak to z tobą jest. Usiądź. Słucham - uśmiecha się serdecznie, jak filmowa babcia Jadzia, której serce przesyła więcej ciepła, niż bezużyteczne organy innych, bezdusznych ludzi.  
Siadam i jedyne, co mi wychodzi, to płacz, który niesie się echem i nic ani nikt nie jest w stanie go powstrzymać...
Nawet jego piękne, niebieskie oczy.


Gubię poczucie czasu, gdy o wszystkim mu opowiadam. O Erneście, o jego zachowaniu, obleśnym uśmiechu rzucanym prosto z rana, prochach, o braku okazywania uczuć, braku szczęścia, monotonni. Nie przerywa mi ani na moment. Wciąż spogląda na moje palce, którymi bawię się nerwowo, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Opowiadam całym ciałem. W głowie wyświetlają się przykre wspomnienia.  
- Chodź ze mną. Poznasz moich.. - przerywa na chwilę, jakby nie wiedział, które słowa będą najbardziej trafne. - Przyjaciół - dodaje, choć z lekką niepewnością w głosie. Nie wiem, jak mam zareagować, więc nie mówię nic. Pozwalam, aby doszukiwał się w moich oczach odpowiedzi. Nie jestem przyzwyczajona. Zwykle nikt nigdy nie pyta mnie o nic ani nie czeka na moją decyzję.  
- Dobrze - słowo wypływa z moich ust, nim zdążę przemyśleć dokładnie odpowiedź.


Przez całą drogę nie mówimy nic. Nieznajomy co jakiś czas spogląda na mnie, by sprawdzić czy nie zmieniłam zdania. Nie, nie czuję się zmuszana ani postawiona pod ścianą. W każdej chwili mogę zawrócić. Przynajmniej tak mówi.  
Tylko po co? Do Ernesta i jego brudnych łap? Na samą myśl ogarnia mnie panika i przyspieszam, chcąc być bliżej ciała nieznajomego.  
-Jestem Charles - wypowiada w przestrzeń, kiedy najmniej się tego spodziewam. - Mów mi Carl - uśmiecha się przez chwilę, jakby chciał odpędzić wszystkie złe myśli z mojej głowy. Widzę, jak w kieszeni ciemnej kurtki ściska nóż.  
Czy to ten sam, który zagłębił się w ciepłe ciało Georga? Wzdrygam się.
Nie pyta mnie o moje imię. Nie pyta o nic. Zupełnie tak, jakby wiedział już na mój temat wszystko to, co jest mu najbardziej potrzebne.  
-Może nie w najlepszych okolicznościach, ale miło mi, Rosaline - szepcze, kiedy odwracam głowę, by spojrzeć na widok ciągnący się za naszymi plecami. - Nie martw się, nie zrobię ci krzywdy - dodaje, przewidując moje obawy. Jego ręka zawisa nad moim ramieniem, jakby chciał mnie dotknąć, poklepać, ale po chwili znów obija się obojętnie od jego bioder.  


Tak, wiem, że mało.  
Wybaczcie.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 968 słów i 5252 znaków, zaktualizowała 3 sie 2016.

3 komentarze

 
  • agnes1709

    No właśnie - MAŁO! Poza tym jak zwykle łapa ode mnie!

    7 sie 2016

  • violet

    Bardzo dobre, zaciekawiło mnie, daję łapkę :)

    4 sie 2016

  • NataliaO

    To opowiadanie jest świetne :) <3

    3 sie 2016

  • Malolata1

    @NataliaO dzięki :)

    3 sie 2016