Mała Mi V

Budzę się dość wcześnie. Czuję, że zimno szybko zaopiekowało się na dobre moim ciałem.  
Wszyscy jeszcze śpią i jestem pewna, że niektórym kac utrudni dzisiejszy dzień.  
Carl ma skrzyżowane ręce i zamknięte oczy. Jego plecy oparte są o ścianę a nogi założone na siebie.  
Mam ochotę wyjść na świeże powietrze, więc podnoszę się z ziemi i trąc ramiona, walczę po cichu z drzwiami wejściowymi.
-Nie wychodź - oczy Carla natychmiast się otwierają i ślad po śnie wydaje się jedynie niewyraźnym zarysem. - Ernest węszy - dodaje, na co moja twarz robi się bledsza niż wcześniej.  
Siadam obok niego, chcąc wniknąć w ścianę.  
-Skąd wiesz? - chowam twarz w dłoniach. Chcę zniknąć. Boję się, że zrobi krzywdę zarówno mnie, jak i innym.  
-Po prostu wiem. Wczoraj ktoś się tu kręcił. Nikt poza nami nie zna tej kryjówki. Specjalnie oddalona jest o parę kilometrów. Nikt nie ma ochoty zapuszczać się tak daleko w głąb lasu. Na pewno nie o tej godzinie - tłumaczy, mrużąc swoje niebieskie oczy. No tak, z pewnością ma rację.
-Całą noc nie śpisz? - zmieniam temat. Widzę, że się uśmiecha.
-Czuwałem, żeby nikomu nie stała się krzywda - odpowiada, jakby to było oczywiste, jasne, jak słońce. Nieprawda, nic nie musiał. To jedynie jego dobra wolna i serce sprawiły, że zadbał o każdego z nas.  
Dobre serce i nóż w kieszeni.



-Jak się czujesz? - pyta mnie Basil, wyciągając z paczki kolejnego dymnego przyjaciela. Wzruszam ramionami, siląc się na uśmiech. Jego oczy są naprawdę niezwykłe. Nie jestem do końca przekonana, co do realności fioletowych soczewek.  
-Jaki jest naturalny kolor twoich oczu? - pytam. Widzę, że zaskakuje go moje pytanie. Spogląda na mnie, uśmiecha się i śmieje.  
-Zieleń - szepcze, jakby była to jego jedna z intymnych tajemnic, strzeżona przed światem. Wyobrażam sobie jego przystojną twarz ozdobioną parą zielonych tęczówek.  
-Piękny kolor - mówię, nie przestając go obserwować.  
-Zdradliwy - uśmiecha się smutno, po czym gasi papierosa podeszwą czarnego buta.  




Carl gdzieś przepadł. Wszyscy mówią, że poszedł coś pilnie załatwić, ale ja wiem, jestem o tym przekonana, że chodzi o Ernesta.  
Amber też zniknęła. Dziwne.  
-Jesteś skazana na nasze towarzystwo, Ros - Jeremy puszcza do mnie oczko, wyciągając z reklamówki opakowania śmieciowego jedzenia, paczki papierosów i butelki alkoholu. - Jestem jednak pewien, że nie zaśniesz z nudów - dodaje, podając w moją stronę butelkę piwa. Uśmiecham się.  
-Wyglądasz, jakbyś wcale nie chciała tu być - wyłapuję głos Arcady'ego, choć zamknęłam oczy. - Coś cały czas cię gryzie, prawda? - pyta, wprawiając mnie w jeszcze większy smutek.  
-Brzydzę się sobą. Robiłam złe rzeczy. Takie, za które już dawno powinnam była zostać spalona na stosie - otwieram powieki, wpatrując się w dwójkę obcych ludzi, którzy obserwują mnie z nieudawanym zainteresowaniem.  
To nie ciekawość.  
Często ludzie źle interpretują czyjeś zachowanie, myląc ze sobą te dwie nazwy. Oni mnie słuchali. Z tą różnicą, że naprawdę chcieli mnie zrozumieć, abym mogła poczuć akceptację, o której nigdy nawet nie odważyłam się marzyć.  
-Każdy z nas robił wiele złych rzeczy - przyłącza się Basil. Jego spojrzenie jest tak cholernie intrygujące, że mam ochotę zajrzeć w jego wnętrze i przeczytać go, jak książkę.  
-Och, na stosie? Chcesz powiedzieć, że jesteś czarownicą? - śmieje się Jeremy, ale wiem, że wcale się ze mnie nie naśmiewa. Chce rozładować napięcie, jednak to zły pomysł. Wszystko zaczyna we mnie pękać.  
-Sprzedawałam swoje ciało - szepcze, wpatrując się w ciemny punkt.  
Cisza. Słyszę jedynie świst wiatru za oknem. Wszyscy wpatrują się na mnie wzorkiem, którego nie potrafię zdefiniować ani określić.  
-Nieważne, co robiłaś. Nadal jesteś piękna. W środku i na zewnątrz - słyszę przytłumiony głos Basil'a.  
Nie wiem czy to z powodu moich zbyt wielu emocji, wychodzących po dłuższym czasie na zewnątrz, czy z powodu łez, które nieznajomy stara się w sobie zdusić.



-Czysto - mówi Carl, kiedy siedzimy w podobnej pozycji na podłodze, co wczoraj. Marszczę brwi, ale po chwili dociera do mnie sens jednego, krótkiego słowa, które niesie w sobie zarówno ulgę, jak i strach. Uśmiecha się do mnie, nie zważając paniki wypisanej na mojej twarzy ani miny Amber, która mogłaby zabić nas obojga.
-Ernest? - szepcze, chociaż wiem, że reszta nie jest w stanie mnie usłyszeć. Są pochłonięci w rozmowie, co jakiś czas, szturchając się nawzajem, popijając piwo i zanosząc się głośnym śmiechem. Tylko Amber nie spuszcza nas z oczu, choć Carl wydaje się być tym niewzruszony. Kompletnie.
-Więcej cię nie tknie - mówi z satysfakcją wypisaną na twarzy. Oblewa mnie zimny pot.  
-Zabiłeś go? - mrugam oczami, czując znajome pieczenie pod powiekami. Jego ręka chwyta mnie za nogę. Pod paznokciami widzę resztki zaschniętej krwi.  
-Nikt cię już nie skrzywdzi - szepcze, mocniej ściskając moje kolano.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 910 słów i 5113 znaków, zaktualizowała 23 sie 2016.

3 komentarze

 
  • Lils;*

    Jejku, zajebiste Kochana ;*! Chce się wiecej

    26 sie 2016

  • Malolata1

    @Lils;* dziekuje :) dzisiaj wieczorkiem dodam! :*

    28 sie 2016

  • agnes1709

    <3

    24 sie 2016

  • Malolata1

    @agnes1709 <3

    24 sie 2016

  • NataliaO

    <3  <3

    24 sie 2016

  • Malolata1

    @NataliaO <3

    24 sie 2016