Brudna gra-Rozdział VII

-Muszę przyznać-powiedział senator zwracając się do swoich kompanów podczas wideo spotkania.-że zgarnięcie całej trójki było lekkim błędem. „DJMonkeyy” świetnie poradziłby sobie sam.
-Kto zawala?-z głośników komputera rozległ się zniekształcony przez trzeszczenie i zakłócenia głos „Arma” jadącego samochodem.  
-„Lady”. Za dużo pyta.  
-Co zamierzasz z nią zrobić?-spytał „Kliff”.
-Myślę, że po tej akcji „Monkeyy” powinien się nią zająć.-powiedział „Mazz” uśmiechając się przy tym złowrogo.  
                                                                               ***
Czerwona furgonetka gwałtownie skręciła, po czym z piskiem zatrzymała się pomiędzy ścianą, a ciemnozielonym, pobrudzonym kontenerem budowlanym za którym, na płatach urwanych z tekturowych pudeł, spał bezdomny przykryty starym kocem i porwanym workiem na śmieci. Z tylnych drzwi wysiedli „Monkeyy” i „Lady” pozostawiając „Schizola” w szoferce. Oboje byli ubrani w ciemne stroje z kamizelkami kuloodpornymi, z czego „Lady” miała dodatkowo kominiarkę. Trzymając w rękach karabiny weszli przez otwarte drzwi prowadzące na ewakuacyjną klatkę schodową. Zaczęli po cichu wbiegać po schodach przystając na kilka sekund przed każdymi drzwiami, by sprawdzić, czy nikt z pracowników, lub ochroniarzy nie przymierza się do wejścia na klatkę schodową. Na szczęście, dzięki trzem przestronnym windom, ani żaden z pracowników, ani żaden z ochroniarzy nie kwapił się by w ogóle zajrzeć na klatkę schodową, by chociaż na chwilę przyczaić się tam i zapalić papierosa. Po około duch minutach, przerywanego na parosekundowe przyczajanie się, wchodzenia „Lady” i „DJMonkeyy” dotarli na poszukiwane przez nich piętro mieszczące się w połowie wysokości budynku. Całe piętro było kwaterą „Iskry”, partii, którą ich chlebodawcy uznali za zagrożenie dla dobra narodu, a jej kandydata na prezydenta, za osobę, której należy się pozbyć, dla dobra narodu oczywiście. „Monkeyy” szybkim i precyzyjnym kopniakiem otworzył drzwi, po czym wystrzelił ze swojego karabinu wprost do stojącego nieopodal ochroniarza. Ten nie zdążył wyciągnąć nawet pistoletu z kabury, gdy wszystkie strzały go dosięgły trafiając w serce, prawe płuco, dziurawiąc krtań i wbijając się w płat czołowy. Mężczyzna był martwy, jeszcze nim runą na ziemię. Na dźwięk strzałów, zaalarmowani ochroniarze zaczęli się zbiegać niczym muchy lecące do martwej zwierzyny.  
-Do klatki schodowej!-krzyknął „Monkeyy” po czym, ciągnąc już ręką za klamkę otworzył na oścież drzwi, którymi kilka sekund temu weszli na korytarz.  
Krótką serią wystrzałów powalił biegnącego w ich stronę po schodach ochroniarza, który bez życia sturlał się na półpiętro. Nie oglądając się wbiegli na wyższy poziom, na którym „Monkeyy” wyjrzał przez lekko uchylone drzwi na znajdujący się za nimi korytarz.  
-Pusto.-powiedział, po czym przekroczył próg stając na jasnoniebieskiej wykładzinie.
-Wdrażamy plan „B”?-spytała „Lady” spoglądając na swojego towarzysza.
-Tak.-powiedział „Monkeyy” po czym spojrzał w kierunku znajdujących się tuż obok drzwi z czarnym numerem „412” na środku.
Podszedł do nich i szarpną za czarną klamkę.  
„Zamknięte.”-pomyślał.  
Obiema rękoma chwycił za karabin, wycelował i krótką serią wystrzelił w miejsce pomiędzy klamką, a ścianą niszcząc przy tym trzymający je zamek.  
-Do środka!-krzyknął słysząc głosy ochroniarzy, którzy odnaleźli martwego kolegę.
Za drzwiami znajdowała się sala konferencyjna z dużym stołem po środku, który to składał się z mniejszych segmentów.
-Postaraj się jakoś zabarykadować drzwi.-rzucił „Monkeyy”-Ja postaram się przygotować do realizacji planu…
Podczas gdy „Lady” zaczęła szarpać się z segmentami stołu próbując „zatkać” wejście do sali, „DJMonkeyy” podszedł do ogromnej szyby pełniącej funkcję zewnętrznej ściany, po czym wyciągną z przypiętego na wysokości bioder paska nóż do cięcia szkła. Staną naprzeciwko szyby, po czym zaczął wycinać w niej prostokątną dziurę. Jak tylko skończył szybkim kopnięciem wypchnął wnętrze figury, które runęło na ziemię rozbryzgując się w drobny mak. Następnie chwycił za przypięty do prawego boku pistolet z kotwicą.
-Schodzimy.-powiedział do „Lady”, która na dźwięk jego słów odeszła od układanej przez siebie barykady i stanęła obok kompana.  
Podobnie jak on wyciągnęła pistolet z kotwicą, po czym naśladując „Monkeyya” wcisnęła ramię kotwicy w znajdującą się w podłodze kratkę wyloty wentylacji. Poprawiła broń, chwyciła mocniej pistolet z kotwicą, wzięła głęboki oddech i razem z „DJMonkeyyem” odbiła się nogami od posadzki i wyskoczyła za okno.

pawelmarek

opublikował opowiadanie w kategorii thriller i inne, użył 795 słów i 4868 znaków, zaktualizował 26 wrz 2020.

Dodaj komentarz