Brudna gra-Rozdział V

-Strach…-dało się słyszeć głos z mównicy.-W dzisiejszych czasach razem z pieniędzmi stanowi główny argument dla partii, która chce wszystkiego dla siebie, partii która twierdzi, że troszczy się o obywateli, a w rzeczywistości jest gotowa sprzedać swój własny kraj w zamian za plik banknotów.-mówił ze złością do mikrofonu mężczyzna w granatowym garniturze.-Jeżeli poprzecie moją kandydaturę, wzniecicie iskrę, iskrę która spopieli wrogów narodu i otworzy drogę nam, nam  wszystkim do lepszego jutra.  
Jak tylko polityk przerwał rozległy się oklaski popierających go ludzi. Niektórzy z nich trzymali flagi państwowe, niektórzy transparenty z napisem „ISKRA”.  
-Wspaniałe przemówienie.-powiedział mężczyzna z długą brodą, jak tylko mówca zszedł z podwyższenia i do niego podszedł.-Wiele odważnych słów…
-Tego nam teraz trzeba, odwagi.-powiedział kandydat na prezydenta.-O której mamy kolejny wiec?
-Za dwie godziny.-powiedział brodacz.-Wiesz już co chcesz powiedzieć?
-To samo, tylko w nieco innych słowach.-odparł mężczyzna w granatowym garniturze poprawiając przy tym swoją marynarkę.  
-Idziemy łeb w łeb z kandydatką Ruchu.-powiedział brodacz spoglądając na trzymany przez siebie tablet.-Na razie ich przeganiamy, co gwarantuje nam drugie miejsce.  
-A kto prowadzi?-spytał kandydat podchodząc do srebrnej limuzyny.  
-Kandydat federatów.-odpowiedział brodacz otwierając drzwi po przeciwnej stronie auta i wsiadając do  środka.
-Ubiega się o reelekcję?-spytał kandydat zapinając pasy.
-Nie, to inny polityk.-zaczął prostować brodacz.-A dokładniej jego doradca, chodzą plotki, że to on wsypał swojego szefa.  
-Tia. Gdyby to mnie oskarżono o łapówkarstwo, to też bym pewnie podejrzewał doradców o to, że mnie wsypali…  
Srebrna limuzyna, którą jechali politycy, zatrzymała się na światłach. Jak tylko stanęła otoczyli ją paparazzi i zaczęli fotografować przyciemniane szyby z tyłu pojazdu.  
-Ej, Kamil.-powiedział w pewnym momencie brodacz ignorując błyski fleszy.-Wierzysz, że wygramy?
-Naród tego potrzebuje…-powiedział mężczyzna splatając przy tym ręce.-Nasze interesy również…
                                                                                  ***
-Mamy swoją tradycję, mamy swoje wartości i nasz kraj, nasza ojczyzna będzie od początku do końca nasza.-mówił mężczyzna w ciemnym garniturze, z misternie przyciętą bródką, stojąc na mównicy za szybą pancerną.-To prawda, że były prezydent, z którego partii się wywodzę was zawiódł, ale jeżeli tylko dacie mi szansę, obiecuję spełnić wszystkie niespełnione postulaty, nie zapominając przy tym o moim programie i reformie prawa karnego oraz organów ścigania.  
Jak tylko polityk przerwał rozległy się gromkie oklaski sympatyków obozu rządzącego.  
-Wiem, że zdarzały się trudne chwile, ale wiem też, że były i chwile dobre, chwile o których nie wolno nam zapomnieć idąc do urn. Jeśli poprzecie mnie, poprzecie również zmiany, zmiany które poprowadzą nasz kraj ku lepszemu jutru.
                                                                                 ***
-I co chcesz z tym zrobić?-spytał „Dock” siadając na fotelu koło „Mazza”, który zamyślony wpatrywał się w przemówienie kandydata obozu rządzącego zakończonego gromkimi brawami.  
-Jakie mamy poparcie?-spytał w końcu biorąc przy tym łyk wina z trzymanego przez siebie kieliszka.  
-Około trzydziestu pięciu.-odparł „Dock” spoglądając w swoją komórkę.  
-A rządzący?
-Około czterdziestu jeden procent.
-Cholera!-powiedział senator stawiając z impetem kieliszek na szklany stolik pomiędzy fotelami sprawiając przy tym, że ulało się z niego trochę cieczy.  
-Jakie mielibyśmy szanse w drugiej turze?-zapytał po chwili namysłu.  
-Przegralibyśmy.-powiedział „Dock”.-Wyborcy „Ruchu Obywatelskiego” Emilii byliby z nami, ale pewnie tylko część, bo reszta oddałaby nie ważne głosy, a na wyborców „Iskry” niema co nawet liczyć, głównym założeniem tej partii jest zwalczanie korupcji, co za tym idzie również i nas… Już nie jednokrotnie atakowali naszą partię medialnie.  
-Pieprzeni idealiści!-warkną senator wstając z fotela i podchodząc do okna z widokiem na ogród.
-I co mamy z tym zrobić?-spytał „Dock” sącząc przy tym wino ze swojego kieliszka.
-Może wyciągniemy nasze asy z rękawa?-odpowiedział „Mazz” spoglądając wymownie na przyjaciela.-Przyda im się trochę ruchu, od ostatniej akcji.
-Zanim ich w to zaangażujemy powinniśmy zwołać posiedzenia partii.-powiedział „Dock”.-Porozmawiam o tym z prezesem.
Po tych słowach wstał i opuścił salon zostawiając senatora samego.

pawelmarek

opublikował opowiadanie w kategorii thriller i inne, użył 766 słów i 4614 znaków.

Dodaj komentarz