Brudna gra-Rozdział X

-Wyciągnęliście coś z niej?-spytał mężczyzna w granatowym garniturze, stojąc tyłem do swojego rozmówcy i patrząc przez okno na krople deszczu.  
-Wciąż milczy.-powiedział stojący na środku mężczyzna.-Ale prędzej, czy później wyciągniemy z niej wszystko.
-Śmierć mojego wspólnika może pokrzyżować plany mnie i mojej partii, więc lepiej żeby w końcu puściła parę z ust i zdradziła kim był ten człowiek w masce…-mówiąc to odwrócił się od okna i usiadł na fotelu za swoim biurkiem.-Oczywiście, wiem kto stoi za tym zamachem, moi rywale.-powiedział zaciskając prawą rękę w pięść.-Niemniej jednak, samymi domysłami nikogo się nie skazuje skazano, nie w cywilizowanym świecie.-mówiąc to zatopił wzrok w swoim rozmówcy.-Starajcie się dalej, prędzej, czy później coś z niej wyciągniecie.-powiedział, po czym uśmiechną się przymilająco.  
Uśmiech ten zamiast uspokoić, spowodował tylko przebieg zimnego dreszczu po plecach rozmówcy polityka.
-A… a co jeżeli nie uda się nam z niej nic wyciągnąć?-spytał w końcu nie spuszczając wzroku z jednocześnie przymilnego, jak i gadziego uśmiechu polityka.  
Na dźwięk tych słów twarz polityka spochmurniała.
-To wtedy spotkam się z nią osobiście.-powiedział wstając z fotela biurowego i z powrotem podchodząc do okna stając przy tym tyłem do swojego rozmówcy, dając w ten sposób znak, że rozmowa skończona.  
                                                                 ***
-Puściła parę z gęby?-spytał senator swojego rozmówcę po drugiej stronie telefonu.  
-Nie.-dało się słyszeć męski głos zakłócony lekkimi szumami.  
-I bardzo dobrze.-powiedział polityk, po czym bez słowa przerwał połączenie.  
W tym samym momencie do drzwi jego gabinetu rozległ się pukanie.  
-Proszę.-powiedział z udawaną uprzejmością.
Drzwi ostentacyjnie otworzyły się. Na widok swojego gościa senator uśmiechną się z chytrością. „DJMonkeyy” stał ubrany w to co zwykle, masakra jakiej dokonał w biurowcu nie odcisnęła na nim żadnego, zauważalnego piętna.  
-Cieszę się,  że jesteś.-powiedział senator moszcząc się wygodniej na swoim ekskluzywnym fotelu.  
-Co tym razem?-spytał „Monkeyy” stając ze splecionymi rękoma na samym środku gabinetu polityka.
-Mam dla ciebie kolejne zadania, najtrudniejsze ze wszystkich.-powiedział z powagą senator spoglądając swojemu rozmówcy prosto w oczy.  
-Jaka stawka?
-Płacę poczwórnie.
-A co ze „Schizolem”?
-To misja w pojedynkę. „Lady” jak dotąd nie puściła pary z ust, twoim celem jest włamanie się do więziennego oddziału szpitala psychiatrycznego i niedopuszczenia, aby kiedykolwiek ją puściła. Rozumiesz?  
-Rozumiem.-powiedział „Monkeyy”.-Bez żadnych przypadkowych ofiar, bez świadków… Tak jak zawsze…
-„Tak jak zawsze”?-spytał pokpiwająco senator.  
Mordercze spojrzenie „Monkeyya” zbiegło się z chłodnym spojrzeniem polityka.  
-Z tego co pamiętam, wasza ostatnia misja nie dość, że nie odbyła się po cichu, to jeszcze zakończyła się fiaskiem.-rzucił polityk z przekąsem.  
„Monkeyy” nic nie odpowiedział, odwrócił się jedynie zaciskając przy tym ukradkiem pięści.  
„Daję słowo, jak tylko skończę z „Lady”, przyjdę po ciebie.”-pomyślał opuszczając gabinet senatora.

pawelmarek

opublikował opowiadanie w kategorii thriller i inne, użył 556 słów i 3281 znaków.

Dodaj komentarz