Brudna gra-Rozdział II

-Bardzo się cieszę, że udało się państwu znaleźć dla nas czas.-powiedział senator stając obok dużego, plazmowego telewizora na którym wyświetlały się cztery kółka z pierwszymi literami pseudonimów jego współtowarzyszy z widniejącymi pod spodek kółek nazwami ich pseudonimów.
-Jest pan krytykiem?-spytał z maślanymi oczami schizofrenik.
-Tak.-skłamał bez najmniejszych oporów polityk.-Ale zanim przejdziemy do spraw związanych z pańską karierę, chciałbym lepiej was poznać.
Po tych słowach podszedł do kobiety siedzącej najbliżej dużego okna za którym znajdował się wspaniały ogród z fontanną przylegający do imponującej willi.  
-Pani pseudonim to „Lady”, nieprawdaż?-spytał polityk patrząc oniemiałej kobiecie prosto w oczy.
-Tak.-powiedziała po chwili.
-Proszę mi coś o sobie powiedzieć.-poprosił senator odchodząc nieco od „Lady”, tak by kamera przesyłająca obraz jago towarzyszom mogła w całości ją uchwycić.  
-A co dokładnie?-spytała kobieta, obawiając się tego, co za chwilę usłyszy.  
-O swojej kolekcji na przykład…-polityk powiedział to w taki sposób, jakby chodziło o kolekcję kubków, kotów, czy innych drobiazgów.
Mimo tego, kobieta słysząc te słowa pobladła i spojrzała się na polityka z rozdziawionymi ustami i przerażonymi, a zarazem zdziwionymi oczami.
-No, proszę się nie wstydzić swojej wyjątkowości.-powiedział uspakajająco polityk.  
Kobieta przełknęła głośno ślinę.  
Z powodu szoku nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Polityk, widząc zmieszanie kobiety, zaplótł ręce przed sobą, po czym powiedział:
-Od roku, na bardziej obskurnych rejonach miasta, tak zwanych „ćpuńskich lokacjach”, znajduje się martwych mężczyzn, zawsze koło trzydziestki, zawsze singli, zawsze nagich i zawsze…-przerwał nagle i spojrzał wymownie na kobietę.  
-Jestem kolekcjonerką.-powiedziała po chwili spoglądając politykowi prosto w jego zimne spojrzenie.
-Ciekawe.-powiedział jedynie, po czym odszedł od „Lady” i stanął naprzeciwko schizofrenika.  
-A pan?-spytał senator.-Jest pan artystą sztuki nowoczesnej, mieszka nieopodal cmentarza z którego również od roku ciała tym razem znikają, a nie są zostawiane.
-Jestem artystą.-powiedział mężczyzna z dumą.-Tworzę sztukę.
-A jaka to konkretnie „sztuka”?-spytał się polityk próbując przy tym nakierować mężczyznę na konkretną odpowiedź.
-Tworzę rzeźby ze znalezionych przez siebie części w różnych częściach dzielnicy, w której mieszkam. Są to odpady wyciągnięte z świetników, gałęzie lub części ciał ludzi pochowanych na wspomnianym wcześniej przez pana cmentarzu.-powiedział, w przeciwieństwie do kobiety, nie ukrywając tego, czym zajmuje się w wolnym czasie.
Jak tylko „Lady” usłyszała słowa schizofrenika zmarszczyła się nie próbując nawet ukryć obrzydzenia.  
„Ciała, którymi ja się bawię są przynajmniej świeże…”-myślała mażąc w duchu o szybkim powrocie do swojego mieszkania, i kolekcji…
Polityk z pokerową miną, ukrywającą obrzydzenie zmieszane z pogardą przeszedł parę kroków i staną przed siedzącym na krześle mężczyźnie w masce małpy.  
-No i jeszcze pan…-zaczął polityk, lecz przebieraniec nie dał mu dokończyć.
-„Monkeyy”-powiedział w przeciwieństwie do pozostałych nie zwracając większej uwagi na senatora.-„DJMonkeyy”, przez dwa „y” i od roku hobbistycznie zajmuję się zabijaniem przypadkowych ludzi.-powiedział zachowując przy tym zupełnie obojętny głos, tak jakby opowiadał o swoim normalnym dniu w pracy.  
Słysząc to senator uśmiechną się niemal nie widocznie, obrócił na pięcie, podszedł do biurka i usadowił się na miękkim, skórzanym, ręcznie szytym fotelu.
-Mogę o coś zapytać?-odezwała się niespodziewanie „Lady”.
-Słucham uważnie.-powiedział polityk poprawiając się na fotelu.  
-Jak udało się panu nas znaleźć? Wydawało mi się, że dobrze zacierałam ślady…
-Moc pieniądza jest niezmierzona.-powiedział polityk uśmiechając się przy tym nad wyraz ciepło, jak nie on.-Partia nie szczędziła środków by was odnaleźć. Rozpoczęliśmy poszukiwania w tym samym czasie co policja. Wynajęliśmy najlepszych detektywów, psychiatrów, a następnie opłaciliśmy ich milczenie… Partia wydała na ten cel prawie milion, ale opłaciło się…  
-Czego od nas chcecie?-zapytał się bez zainteresowania „DJMonkeyy”.
-Ten kraj potrzebuje takich, jak wy, potrzebuje nowych bohaterów, którzy ocalą go przed Koalicją.  
-Mówi pan o rządzących?-spytała się „Lady” spoglądając senatorowi prosto w oczy.  
-Tak.-powiedział polityk sięgając do szuflady i wyjmując z niej cygaro.-Są to łapówkarze, którzy bardziej niż o obywateli troszczą się o portfele.  
-A ja słyszałam, że ich nowy lider chce zwalczyć tę patologię…-stwierdziła z odkrywczym tonem „Lady”.  
-Oni po prostu nie chcą mieć konkurencji.-powiedział spokojnie polityk zapalając cygaro przy użyciu ozdabianej zapalniczki.  
-Czyli to oszuści?-spytała naiwnie zawiedziona kobieta.
-Tak.-odpowiedział polityk zaciągając się.-No, powiedział znów wygodniej moszcząc się na luksusowym siedzeniu. To co wy na to? Chcecie stać się bohaterami? I zarobić przy tym trochę grosza?  
-Ile dokładnie zarobimy?-spytał spokojnym, biznesowym tonem „Monkeyy”.
-Dużo, bardzo dużo.-powiedział mężczyzna uśmiechając się.-Oprócz tego otrzymacie nowe, luksusowe apartamenty w prestiżowej dzielnicy miasta. Nie wspominając już o wstawiennictwie Partii podczas rozwijania karier…-mówiąc to spojrzał wymownie na rozpromienionego schizofrenika.
Po tych słowach wstał, przeszedł przez gabinet wyłożony białym dywanem i otworzył drzwi prowadzące na korytarz.
-Jeszcze raz dziękuję, że znaleźliście dla nas państwo czas.-mówił do wychodzących ludzi.  
Jednak, kiedy „Monkeyy” obok niego przechodził ten załapał go lekko za ramię.  
-O co chodzi?-spytał się przebieraniec spoglądając politykowi prosto w oczy.
-Mam sprawę.-powiedział senator i ruchem głowy wskazał mężczyźnie wnętrze gabinetu.  
-Jutro w południe przyjdzie tu mój podwładny…
-Ten, co nas tu przywiózł?
-Tak.
-I co mam zrobić.
-Przyjdzie odebrać swoją wypłatę, jest nią czek na sto tysięcy. Chciałbym, aby pan pojechał za nim do jego domu, zabił go tam, odebrał czek i przywiózł go mi.  
-I tak ma wyglądać mój udział w „ratowaniu narodu”? Na byciu chłopcem na posyłki?-zapytał lekko poirytowany przebieraniec.
-Nie, oczywiście, że nie.-powiedział polityk czując, że zaczyna stąpać po cienkim lodzie.-Wielkie rzeczy, zawsze zaczynają się od tych mniejszych. Partia panicznie musi odzyskać te pieniądze, inaczej przyszłoroczna kampania może być porażką…  
-W porządku.-zgodził się mężczyzna.-Zajmę się nim.
Po tych słowach wyszedł z pomieszczenia pozostawiając polityka samego z jego wspólnikami.

pawelmarek

opublikował opowiadanie w kategorii thriller i inne, użył 1157 słów i 7025 znaków.

Dodaj komentarz