,, Szurnieta Katarzyna cz 10

,, Szurnieta Katarzyna cz 10Cz. 10
Witajcie moi nieliczni fani.  
Cóż, chyba się starzeję, bo coraz mniej osób wchodzi na mojego bloga. Mam totalnego doła, gdzie z rozpaczy, nawet na necie szukałam pocieszenia. Wpisałam w wyszukiwarkę pytanie o pomoc na doła, to wyskoczyło mi tylko, abym głowę trzymała do góry. I zrobiłam to i kuźwa nic nie pomogło. Od dwóch godzin mam głowę podniesioną do góry i tylko szyja mnie boli. Rada bez poparcia.
I jak tu szukać chłopaka, gdy u mnie taka draka?
Totalny gnój.
Sąsiad wywiózł obornik na dwa pola za nami, a wiatr wieje w naszą stronę. No, już gorzej być nie mogło. A do tego nie miałam gdzie włożyć telefonu, bo w spodenkach nie było kieszeni. A bez telefonu ani rusz. Zawsze tam, gdzie idę, wbijam sobie w nawigację miejsce, to mam pewność, że się nie zgubię.
Polecam.
Nigdy nie wiadomo, jaki morderca mnie napadnie. A tak, to zawsze mogę mu zrobić zdjęcie i profil gotowy. Tylko muszę pamiętać, aby fotografować tylko z lewej strony twarzy, bo podobno ta jest wyraźniejsza.
Kurcze, dłonie mi się spociły od tego telefonu. Przydałby mi się jakiś pokrowiec, albo coś. W sumie mogłam wziąć torebkę, ale, po co potem tak długo go szukać. Nigdy nie wiem, do której przegródki go włożyłam, a obie takie same do utrudnienia.
No pięknie, przeszłam już trzydzieści pięć kroków, a nic ciekawego się nie dzieje. Włączyłam sobie opcję w telefonie, aby liczył moje kroki, bo to też pomaga trafić do domu. A do tego, na co dziesiątym kroku mówi, ile już przeszliśmy.
Polecam.
Kurcze, tak gorąco jest, a ja nawet nie założyłam czapki. A potem wpada taka dziura ozonowa do głowy i co? Ludzie nie wiedzą, co robią. A potem, to nie ma, na kogo zgonić, że głowa boli.
A czapeczki na głowie nie było…
Dobra, mam sensację. Około kilometra przede mną widzę parę staruszków przed sklepem spożywczym, ale tym drugim. Im też chce się pić, bo wciąż piją z butelki. Przyśpieszam swój krok, aby może oszukać odmierzacz kroków, a potem, to prawie już biegłam.
- Witam panów- zagaduję.
Oboje patrzą na mnie jak na żuczka w bułce, po czym spoglądają na siebie.
- Pani mówi do nas?
- Nie, do tej butelki- zakpiłam.
- Ale, to Pan Tadeusz- odpowiada ledwo trzymając się na nogach.
- Wasz przyjaciel?- Pytam, bo nie każdy może być zdrowy psychicznie. Skoro butelka była dla nich przyjacielem, to nie będę im wmawiała, że to nie człowiek.
- Ano tak. I to najlepszy- odpowiada drugi.
- A co panienkę do nas sprowadza?- Pyta ten pierwszy z widocznym balonowym brzuszkiem.
- Pytanie.
- A jakie?- Pyta ten szczuplejszy, który co chwila robi zeza.
- Proste pytanie, które nie daje mi spokoju- mówię wyciągając nogę do przodu i zastanawiając się jednocześnie, czy telefon odebrał to jako krok.
- To niech pyta. Tylko najpierw my mamy prośbę- mówi ten z brzuszkiem.
- Ooo, układ za układ? Spryciarze z panów- odrzucam włosy do góry.- Dobrze. Jaka to prośba?
Obaj łapczywie spojrzeli najpierw na siebie, a potem na mój dekolt.
- Musisz podskoczyć dla nas dziesięć razy.
Prychnęłam.
- Łatwizna.  
Licząc podskoki, które robiłam znów przybiłam sobie w głowie piątkę, za oszukanie telefonu. Dziesięć kroków za dziesięć podskoków, pomyślałam, ale po czwartym skoku stanęłam.
- Co się stało panienko? Tak ładnie to robiłaś- mówili zawiedzeni.
- Moment, bo muszę coś sprawdzić- rzuciłam i rozjaśniłam wyświetlacz ekranu. Wpisałam opcję licz kroki i znów zaczęłam skakać.- Od początku.
Uskoczyłam pięć skoków, a telefon stał w miejscu. Najwyraźniej skoki nie zaliczały się do chodzenia. Z tego wszystkiego, to nie wiem już ile razy skoczyłam, ale do pewności poskakałam dłużej.
- Już- odparłam trochę zmęczona, widząc śliniące się miny panów.
- Masz wielki talent- rzekł ten szczuplejszy.
- Dziękuję. A teraz moja kolej.
- Jak sobie panienka życzy-żachnął się grubszy.
- W co wkładacie swój telefon?
Panowie najwyraźniej nie zrozumieli, bo gapili się na mnie z otwartymi ustami.
- Nie jestem dentystką, jakby co- powiedziałam, krzywiąc się na trzy, razem wzięte zęby, które były całe czarne.
- My wiemy, ale nie rozumiemy pytania.
- A co tu jest do rozumienia? Nie nosicie swoich przy sobie?
Znów popatrzyli na siebie.
- Nie, no, pewnie, że nosimy. Tylko akurat dzisiaj nie wzięliśmy, nie Heniek?
- No tak. Mój to nawet by się nie zmieścił do kieszeni, taki mam duży.
- A mój jeszcze większy, ale nie będę peszył kolegi- rzekł z dziwnym uśmiechem.
- A skąd wiesz? Przecie nie widziałeś?- Powiedział gruby.
- Ale widziałem twoje palce u rąk. Są króciutkie i grube. I taki pewnie masz telefon- roześmiał się.
- A twoje są długie, ale krzywe i chude- odpowiedział szczuplejszy, też zanosząc się śmiechem.
- Hej, wierzę wam, panowie, ale nie odpowiedzieliście na moje pytanie.
- A jakie było?- Spytał grubszy?
- W czym nosicie swoje telefony?
- Ja tam w pochwie- powiedział drapiąc się po łysej głowie szczuplejszy.
- A ja w kondomie.
- I to pomaga?
- A to, co? Przesłuchanie jakie?
- Nie…
- No, to niech idzie, bo Tadzio się grzeje. No chyba, że znów będzie skakała…
- Nie już nie. I tak telefon tego nie liczył- odparłam i odeszłam od nich.
Głupia opcja. Zatrzymała się na siedemdziesiątym kroku i dupa! Najwyraźniej, nie dane mi było przeliczyć swoich dziennych kroków. Ale przynajmniej wiedziałam już, gdzie kładą swoje telefony panowie, gdy nie chcą ich trzymać w dłoniach.
Będąc już w domu, bo nawigacja za to sprawiła się doskonale, czmychnęłam do swojego pokoju.
Myśl Kasiu, myśl, nakazałam sobie, gdy poszłam się wykąpać. Nigdy nie sądziłam, że do pochwy można coś wkładać, a tym bardziej telefon. Ale przecież nic straconego. Panowie byli starsi, więc pewnie mądrzejsi. Jednak na wszelki wypadek, zanim włożyłam tam telefon, poprzyglądałam się mojej kurce w lustereczku. A potem porównałam to z wielkością telefonu i zaczęłam się zastanawiać, jak ja mam to włożyć, skoro telefon miał około dziesięciu centymetrów szerokości? Pytanie za sto punktów.
Jak włożyć telefon do pochwy?
Kuźwa, przymierzałam się z pięć minut, zanim zaczęłam przy kurce majstrować. Pomyślałam nawet, że może panowie mieli mniejsze modele, choć z tego, co sobie przypominałam, to raczej nie.
No przecież głucha nie byłam. Mówili, że telefon, jeden z nich trzyma w pochwie.
Myśl, Kasiu, myśl…
Dobra, raz kozi śmierć…
Wcisnęłam na siłę…
Boże!!!
Ona go połknęła!!!
Kura połknęła mi telefon!!!
Cholera i na dodatek ktoś zaczął do mnie dzwonić!!!
Boże, pomóż mi odebrać, pomyślałam, gdy gorączkowo próbowałam go stamtąd wyciągnąć. Jak na złość wibrował, co było trochę przyjemne, ale nadal nie mogłam go wyjąć!!!
Myśl! Myśl! Myśl!!!
Cholera, szłam jak bobas w pampersie z krzywymi nogami, spod których słychać było ,,Nie daj się!” Dody.
Co za makabra…
- Mamo, mamo!- Krzyczałam, gdy schodziłam za schodów bardzo, bardzo rozkraczona.
- Co się stało?- Spytała gdzieś z oddali.
Głos dochodził z kuchni, więc wparowałam tam nie owijając w bawełnę…
- Mamo, mam telefon w pochwie, a on wciąż dzwoni!
Matka spojrzała na mnie z ojcem tak zszokowana, aż ich zatkało. A obok siedziała moja pani od polskiego…
- Kasiu…- zaczęła, ale zamilkła, gdy dotarło do niej znaczenie moich słów. A z dołu wciąż Doda śpiewała ,,Nie daj się!”
- Boże, mamo, zrób coś, bo nie chce, aby tam siedział. On wciąż się rusza, a mnie to boli…
Mama niemal zatargała mnie do drugiego pokoju, a za nią przybiegł ojciec.
- Coś ty zrobiła?!- Pytali na przemian drapiąc się po głowie, jakby to miał o im pomóc.
- No przecież mówiłam! Mam telefon w pochwie!
- Co??! Coś ty zrobiła?!
- No przecież mówiłam już…- przerwała mi mama.
- Wiem, co mówiłaś! Ojciec, zrób coś!- Krzyknęła, a tata zdębiał.
- Co? A co ja mam zrobić?
- No wyjmij jej to!
- Zgłupiałaś?!
,, Nie daj się…”
- Wyłącz ten telefon!- Wrzasnęła mama trzęsąc rękami do góry i na dół.
- Nie mogę. Już próbowałam… Ona mi go połknęła…- załkałam, bo doszło do mnie, co zrobiłam…
Zepsułam swój telefon…
- Ty jej wyjmij. Jesteś jej matką!- Wrzasnął ojciec.
- A ty jej ojcem!- Odkrzyknęła mama.
- No i co z tego? Mam jej grzebać w …- nie dokończył, tylko odwrócił się tyłem i po prostu wyszedł z pokoju.
- Cały ty! Zawsze wszystko na mojej głowie!
Nagle między nogami zrobiło mi się bardzo ciepło. Melodia przestała grać, ale cos czerwonego wypłynęło z pomiędzy moich nóg.
I jak zwykle zemdlałam…
Obudziłam się w szpitalu. Każdy opisuje to miejsce, jako wielką białą przestrzeń, ale wcale im nie wierzcie. Ja widziałam tylko dwie pajęczyny na spękanym suficie i bardzo niewygodne łóżko. A do tego śmierdziało jakimiś lekami i potem.
No dobra, pot był ode mnie.
W późniejszym czasie pielęgniarka powiedziała mi, że straciłam nie tylko swoje dziewictwo, ale i telefon. Kazała mi dziękować Bogu, że nie skończyło się dla mnie tragicznie. Nie podzielałam jej zdania. Telefon był dla mnie wszystkim, a dziewictwo i tak przechodziło na brata. Nie raz słyszałam, jak mama mówiła, że zapiszą wszystko bratu.
A miałam tam tyle zdjęć swoich piersi. Każdego dnia robiłam sobie jedna, aby potem zauważyć, czy wciąż mi rosną. I cała obserwacja poszła na marne…
Straciłam dziewictwo z telefonem…
Trzeba było kuźwa najpierw sprawdzić kondoma. Czasem człowiek w ogóle nie myśli.
No właśnie, gdybyście chcieli mnie pocieszyć, to kupcie mi nowego lg x Power 2. Bo mój zginął tragiczną śmiercią. Odszedł i zabrał mi moje obserwacje.
Kończę, bo chyba płaczę…

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii komedia i inne, użyła 1912 słów i 9878 znaków.

3 komentarze

 
  • blondeme99

    Rozbrajasz kobieto i to w pozytywnym znaczeniu  :rotfl:

    13 cze 2018

  • Ewelina31

    @blondeme99 Dziękuję bardzo za miły komentarz :)

    13 cze 2018

  • agnes1709

    Hehe, dobrze, że jej "prąd" z baterii nie kopnął:D:kiss:

    11 cze 2018

  • Obca

    @agnes1709 ojej miło Cię widzieć :)

    11 cze 2018

  • agnes1709

    @Obca A może mnie zabraknąć w mojej ulubionej  zaśmiewajce:D:przytul:

    11 cze 2018

  • Ewelina31

    @agnes1709 heh dzięki :)

    11 cze 2018

  • AnonimS

    Straciła dziewictwo z telefonem? Masz wyobraźnię . Pozdrawiam

    10 cze 2018

  • Obca

    @AnonimS heh a jak! :)

    10 cze 2018