Maskarada Cnoty - Rozdział Szósty: Upadek Łaski

Maskarada Cnoty - Rozdział Szósty: Upadek ŁaskiMijały tygodnie, a anioł Serafiel stopniowo przyzwyczajał się do rozpasania i zwyczajów księdza Pawła. Hedonistyczny styl życia duchownego, niegdyś szokujący i odpychający dla anioła, stał się codzienną rutyną. Wspomnienia Serafiela o jego boskim celu i o czasach sprzed przybycia na plebanię blakły, niemal jakby były tylko marzeniami o dawno zapomnianej przeszłości.

Ksiądz Paweł, z kolei, całkowicie pogrążył się w swojej zepsutej naturze. Wykorzystując swój wpływ, przekształcił młodzieżowe grupy kościelne w bandy chuliganów, gotowych kraść i terroryzować na jego rozkaz. Mieszkańców miasta ogarnął strach. Szeptali o złowieszczych zmianach u księdza i anioła, lecz nikt nie odważył się z nimi skonfrontować. Kościół, niegdyś sanktuarium wiary, rzucał teraz cień terroru na całą społeczność.

Zrozpaczeni i zdesperowani wierni złożyli skargę do biskupa. Liczyli na interwencję, kurczowo trzymając się ostatniego promyka nadziei, że ktoś w hierarchii Kościoła zdoła przywrócić porządek i prawość.

Biskup przybył w słoneczny niedzielny poranek, jego postawa promieniowała spokojem i pewnością siebie. Mieszkańcy zebrali się, mając nadzieję, że zmiana jest bliska. Ku ich wielkiemu rozczarowaniu, szybko stało się jasne, że biskup był dobrym przyjacielem księdza Pawła. Przywitali się serdecznie, a biskup wydawał się obojętny na krążące plotki i złożone skargi.

W zaciszu kancelarii parafialnej ksiądz Paweł przekazał biskupowi pokaźną łapówkę. Na twarzy biskupa pojawił się współwinny uśmiech, a pieniądze przyjął bez wahania. Obaj mężczyźni wymienili uśmiechy, a ich relacja przesiąknięta korupcją tylko się pogłębiła.

Później odprawili wspólnie mszę, prezentując wiernym wielkie widowisko. Kazanie księdza Pawła było jak zwykle elokwentne, a obecność biskupa dodawała mu uroczystego charakteru. Mieszkańcy, zdezorientowani i przygnębieni, obserwowali ceremonię, czując, że ich nadzieje na zmianę były płonne.

Po mszy biskup i ksiądz Paweł wycofali się na plebanię, gdzie czekała na nich wystawna uczta. Serafiel, teraz będący cieniem samego siebie, obserwował biesiadę z rezygnacją. Nie czuł już wyrzutów sumienia ani smutku, które kiedyś nim targały. Anioł stał się niewrażliwy na moralne zepsucie, które go otaczało.

W miarę jak noc postępowała, biskup i ksiądz Paweł rozkoszowali się wspólną deprawacją, a ich śmiech rozbrzmiewał po całej plebanii. Biskup uniósł kielich, by wznieść toast.

— Za władzę, mój przyjacielu, i za łupy, jakie ona przynosi.

Ksiądz Paweł stuknął kielichem o kielich biskupa, z triumfalnym uśmiechem na twarzy.

— W istocie. I za tych, którzy są na tyle głupi, by wierzyć w coś więcej.

Serafiel milczał, ledwo rejestrując ich słowa. Nie odczuwał już ani dumy, ani wstydu, jedynie głębokie znużenie. Cichy głos gdzieś w głębi jego duszy szeptał mu, że coś jest straszliwie nie tak, lecz nie potrafił się tego uchwycić. Ciemność zastąpiła światło jego duszy, a on sam zastanawiał się, czy kiedykolwiek znajdzie drogę do odkupienia, czy też jest skazany na wieczne błąkanie się w tym moralnym mroku.

Kolejne dni były naznaczone coraz większą degradacją. Ksiądz Paweł i biskup kontynuowali swoje machinacje, a Serafiel, niegdyś anioł światłości, stawał się coraz bardziej wspólnikiem ich czynów.

Jednak w zakamarkach jego duszy tliła się ostatnia iskra świadomości, krucha i drżąca, jak świeca na skraju zgaśnięcia. To była tylko kwestia czasu, zanim ta iskra całkowicie zgaśnie lub, wbrew wszelkim oczekiwaniom, znajdzie sposób, by ponownie rozpalić płomień odkupienia.

Upadek Serafiela wydawał się całkowity, a jednak gdzieś w głębi, pomimo wszystko, przetrwała niewielka nadzieja.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Historyczka

    Brakuje mi opisu deprawacji na tej intrygującej uczcie... :)

    Wczoraj 11:20