Maskarada Cnoty - Rozdział Dziewiąty: Upadek i Oferta

Maskarada Cnoty - Rozdział Dziewiąty: Upadek i OfertaW tygodniach po boskim sądzie kościół popadł w całkowite zapomnienie. Parafianie, zbulwersowani ujawnieniem grzechów księdza Pawła i Serafiela, odwrócili się od nich. Kościół, niegdyś tętniący życiem, stał teraz opuszczony. Ławki pokrywał kurz, a echa hymnów dawno ucichły.

Pewnego ranka dotarł list od biskupa, opatrzony pieczęcią ekskomuniki. Ksiądz Paweł odczytał go na głos Serafielowi, głosem pozbawionym emocji.

— Niniejszym zostaliśmy ekskomunikowani z Kościoła. Nasze grzechy zerwały nasze więzy z świętą wiarą katolicką, nie jesteśmy już uznawani za ludzi Kościoła.

Zanim zdążyli w pełni pojąć powagę tej wiadomości, drzwi plebanii otworzyły się gwałtownie, a do środka wszedł komendant policji. Na jego twarzy malowała się powaga, gdy przekazywał swoje wieści.

— Panowie, nasza ochrona została wycofana. Zostały wszczęte przeciwko wam postępowania karne za morderstwo i posiadanie narkotyków. Brat zamordowanego bossa mafii przysiągł się zemścić. Moja rada? Uciekajcie z miasta. Natychmiast.

Komendant wyszedł bez dalszych wyjaśnień, pozostawiając księdza i anioła w stanie paniki. Obaj gorączkowo zaczęli pakować swoje rzeczy do walizek, w ich umysłach kłębił się strach i niepewność.

— Dokąd mamy iść? — zapytał Serafiel, z trzęsącymi się rękami wkładając ubrania do torby.

— Nie wiem — odparł Paweł, blady jak ściana. — Ale musimy się wynosić, zanim po nas przyjdą.

Gdy kończyli przygotowania, do drzwi plebanii zapukano. Dźwięk ten przeszył ich jak lodowaty dreszcz. Wymienili pełne niepokoju spojrzenia, zanim ostrożnie otworzyli drzwi.

Przed nimi stał elegancki mężczyzna w meloniku, ubrany w nieskazitelny garnitur. W jednej ręce trzymał teczkę, w drugiej parasol. Biła od niego aura uprzejmości, niemal nadprzyrodzona.

— Dobry wieczór, panowie — powiedział z uroczym uśmiechem. — Nazywam się Lucius Lucifer, Dyrektor ds. Zasobów Ludzkich w firmie Inferno Corporation, z siedzibą w Piekle. Czy mogę wejść?

Paweł i Serafiel zawahali się, podejrzewając, że mężczyzna może być mafijnym wysłannikiem, ale coś w jego zachowaniu szybko rozwiało te obawy. Odsunęli się, by wpuścić go do środka.

Lucjusz postawił swoją teczkę na stole i otworzył ją, odsłaniając stos dokumentów.

— Rozumiem, że przechodzicie trudny okres — zaczął. — Ale mam dla was ofertę, która może was zainteresować.

Paweł i Serafiel słuchali, oszołomieni, gdy Lucius wyłuszczał swoją propozycję.

— Inferno Corporation poszukuje osób o waszych szczególnych umiejętnościach. Wasze doświadczenie w manipulacji, wymuszeniach i kontroli będzie dla nas nieocenione. Oferujemy bardzo atrakcyjny pakiet korzyści: karta multisport, dodatkowa opieka medyczna, zorganizowane zajęcia rekreacyjne, ubezpieczenia, a także, rzecz jasna, darmowa kawa i ciastka w pracy.

Diabelski monolog był wygłoszony z taką swadą, że ksiądz i anioł pozostali bez słowa. Lucjusz uśmiechnął się jeszcze cieplej.

— Proszę, zastanówcie się. Sądzę, że nasza oferta okaże się... nie do odrzucenia.

Po tych słowach Lucius zebrał swoje dokumenty i opuścił plebanię, pozostawiając Pawła i Serafiela w oszołomionej ciszy.

Pomieszczenie wypełniał ciężar ich sytuacji. Byli zbiegami, odrzuceni przez wspólnotę i ścigani przez prawo. Oferta diabła, choć dziwna, jawiła się jako iskierka nadziei—lub przynajmniej wyjście z sytuacji.

Pierwszy ciszę przerwał Paweł.

— Co robimy, Serafielu? Przyjmujemy jego ofertę?

Serafiel pokręcił głową, w jego oczach malował się strach i dezorientacja.

— Nie wiem, Pawle. Wygląda na to, że już wszystko straciliśmy. Może… może to nasza jedyna szansa.

Siedząc w słabo oświetlonym pokoju, rozmyślali nad swoim losem. Rzeczywistość ich sytuacji uderzyła w nich z całą mocą. Zostali wyklęci przez Kościół i stali na rozdrożu swego przeznaczenia. Decyzja, którą mieli podjąć, była przerażająca, a droga przed nimi tonęła w mroku.

Jedno było jednak jasne: niezależnie od wyboru, który dokonają, oznaczał on początek nowego rozdziału w ich potępionych życiach.

Wieczór zapadał, rzucając długie i złowrogie cienie na ściany plebanii. Serafiel wstał i podszedł do okna, obserwując zapadającą noc. Wiedział, że ich upadek jest nieodwracalny, a boskie światło, które niegdyś prowadziło jego kroki, zgasło. Jednak dziwna determinacja, echo jego dawnego ja, popychała go, by iść dalej.

— Pawle — zaczął cicho — co mamy do stracenia? Może Piekło to jedyne miejsce, które nam pozostało.

Paweł, wpatrując się w podłogę, powoli skinął głową.

— Może masz rację, Serafielu. Może tam jest teraz nasze prawdziwe miejsce.

Zaległa ponownie cisza, ciężka i przytłaczająca, gdy obaj mężczyźni przygotowywali się na kolejny etap swojego upadku. Decyzja zapadła, a choć prowadziła ich ku głębszej otchłani, wiedzieli, że nie ma już odwrotu.

Wstali więc, gotowi przyjąć los, który na nich czekał, kierowani jedyną pewnością, jaka im pozostała: byli teraz duszami straconymi, a ich upadek dopiero się zaczynał.

Dodaj komentarz