Maskarada Cnoty - Rozdział Czwarty: Nieświęte Zgromadzenie

Maskarada Cnoty - Rozdział Czwarty: Nieświęte ZgromadzenieWieczór zapadał, a damy z wyższych sfer tłumnie przybywały na plebanię, ich śmiechy i rozmowy wypełniały powietrze radosną atmosferą. Ojciec Paweł witał je serdecznie, jego oczy błyszczały mieszanką przebiegłości i oczekiwania. Poprowadził je do przytulnego salonu, słabo oświetlonego, gdzie przepych dekoracji ostro kontrastował z typowym, skromnym wystrojem plebanii.

— Witajcie, witajcie — rzucił ojciec Paweł, otwierając butelkę drogiego koniaku. Rozlał hojne porcje do kryształowych kieliszków, bursztynowy płyn odbijał migoczące światło świec. Z kąta pokoju dobiegała radosna melodia z gramofonu, dodając klimatu spotkaniu.

Serafiel, stojąc niezręcznie pod ścianą, obserwował rozwój wydarzeń. Jego skrzydła drżały nerwowo, gdy przypominał sobie swoje ostatnie, nieszczęsne doświadczenia z alkoholem. Pomimo nalegań ojca Pawła, pokręcił głową, odmawiając kieliszka.

— No, Serafielu, nie bądź taki sztywny — nalegał ojciec Paweł, ale anioł odmówił, zbyt dobrze pamiętając konsekwencje swoich dawnych słabości.

Kobiety, zauważając jego skrępowanie, zaczęły chichotać i szeptać między sobą. Ich śmiech sprawił, że Serafiel poczuł się jeszcze bardziej nie na miejscu. Jedna z nich, ciemnowłosa piękność o psotnym błysku w oczach, podeszła do niego z kieliszkiem w dłoni.

— Nie bądź taki nieśmiały — droczyła się, podając mu alkohol. Kiedy grzecznie odmówił, roześmiała się i wróciła do innych. — Jak mały przestraszony baranek!

Drwiący śmiech odbił się echem w uszach Serafiela, a jego policzki poczerwieniały ze wstydu. Ojciec Paweł, zauważając napiętą atmosferę, postanowił dodać spotkaniu odrobinę pikanterii. Z ukrytej szuflady wyciągnął małą fiolkę z białym proszkiem.

— A teraz, moi drodzy, — oznajmił z chytrym uśmiechem — uczynimy ten wieczór naprawdę niezapomnianym.

Na stole ułożył linie proszku, zachęcając wszystkich do udziału. Serafiel wahał się, ale pod intensywną presją grupy i zachęcającym skinieniem kapłana w końcu ustąpił. Inni przystąpili pierwsi, wciągając proszek z zaskakującą łatwością. Kiedy nadeszła kolej Serafiela, wziął głęboki oddech i, z mieszanką strachu i ciekawości, zaciągnął się substancją.

Prawie natychmiast został pochłonięty przez falę doznań. Jego wzrok się zamglił, a przed oczami zatańczyły żywe kolory. Pokój zdawał się rozpływać, zastąpiony przez nadprzyrodzone krajobrazy i surrealistyczne obrazy. Widział niebiańskie chóry mieszające się z demonicznymi postaciami, boskie światło splatające się z cieniami rozpaczy. Było to jednocześnie piękne i przerażające, wir emocji i wrażeń, który kompletnie go oszołomił.

Kiedy w końcu ocknął się następnego ranka, plebania była nie do poznania. Pokój przypominał pole bitwy: przewrócone meble, rozbite kieliszki i resztki nocnej rozpusty porozrzucane wszędzie. Ojciec Paweł leżał na kanapie, nieprzytomny, z półpełną butelką wódki w ręku.

Wzrok Serafiela przesunął się po pomieszczeniu i zatrzymał na kobiecie leżącej bez ruchu na stole. Fala paniki ogarnęła go, gdy podszedł bliżej i rozpoznał tę samą kobietę, która flirtowała z nim podczas spowiedzi. Nie dawała żadnych oznak życia.

Przerażony, Serafiel próbował obudzić ojca Pawła. Kapłan jęknął i powoli odzyskał przytomność, jego oczy rozszerzyły się z paniki, gdy zdał sobie sprawę z sytuacji.

— Co myśmy zrobili? — wyszeptał Serafiel, drżącym głosem.

Ojciec Paweł, początkowo spanikowany, szybko wypił duży łyk wódki. Alkohol zdawał się go uspokajać, wziął kilka głębokich oddechów i odzyskał pozory opanowania. — Musimy coś z tym zrobić, — powiedział, choć jego głos wciąż był chwiejny. — Trzeba pomyśleć.

Wstał, chwiejąc się lekko, i zaczął obmyślać plan. — Musimy pozbyć się ciała. Nikt nie może się dowiedzieć, co się tu wydarzyło.

Serafiel, nadal oszołomiony przez narkotyki i przerażony sytuacją, obserwował, jak ojciec Paweł przejmuje kontrolę. Spokój kapłana, choć podtrzymywany alkoholem, był dziwnie uspokajający. Razem zabrali się do tej ponurej pracy, pogrążając się coraz głębiej w otchłań zepsucia, która zaczynała ich obu pożerać.

Kiedy próbowali zatrzeć ślady swojej degradacji, Serafiel nie mógł pozbyć się narastającego ciężaru, który przytłaczał jego duszę. Każdy ruch, każda decyzja oddalały go coraz bardziej od boskiego światła, które niegdyś ucieleśniał. Czuł się jednak uwięziony, niezdolny znaleźć wyjście z tej spirali piekielnej.

Ojciec Paweł, przeciwnie, wydawał się coraz bardziej zdeterminowany, by zachować pozory. Jego spojrzenie, niegdyś pełne figlarności, teraz nabrało zimnej kalkulacji. Zbliżył się do Serafiela, kładąc mocno rękę na jego ramieniu.

— Pamiętaj, Serafielu, świat jest pełen kłamstw i oszustw. Jeśli chcemy przetrwać, musimy grać według jego zasad.

Serafiel skinął głową, czując ciężar na sercu. Jego myśli były chaotycznym wirującym strumieniem żalu i niepewności, ale nie widział, jak mógłby wyjść z tej sytuacji, nie tracąc resztek swojej anielskiej natury. Kiedy kończyli swoje ponure zadanie, nad ich przyszłością zdawał się rozciągać cień, zapowiedź jeszcze głębszego upadku.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Shadow1893

    Anioł doświadczył niebios na ziemi. No, pięknie się bawi, a Bóg czeka na rezultaty. Wyrzuty sumienia zanikają, zło przejmuje prym nad rozsądkiem. Zdegenerowałaś Serafiela autorko. :)

    8 godz. temu