Odebrane Życie cz.5

Samochód porzuciłem na trawniku. Był już zniszczony przez inne auta, więc tym razem chyba nikomu nie wyrządziłem żadnej krzywdy.  

Wbiegłem do szpitala, gdzie zaraz na wejściu zostałem zatrzymany przez krewkiego ochroniarza. Sięgnął do pasa po pałkę chcąc mi pokazać, że on jest miejscowym szeryfem. Jeżeli chodzi o mundurowych to dzisiaj miałem po prostu najgorszy dzień. Dopiero po chwili odczytałem wskazywany przez jego głowę komunikat o tym, że w szpitalu nadal obowiązują maski. Szybko oceniłem jego wiek na grubo po pięćdziesiątce. Do tego poruszał się jakoś niemrawo a ja nie miałem żadnej ochoty łazić po sklepach w poszukiwaniu maski. Wybór był oczywisty. Albo mi ustąpi i wejdę bez tego czegoś, albo będziemy się bić. Przewagę upatrywałem w tym, że byłem młodszy i kiedyś dobrze się biłem. Miałem jednak cichą nadzieję na pierwszy wariant, że odpuści i nie będzie za mną biegł. Nie potrzebowałem awantury o nic.  
– Lepiej odpuść – położyłem rękę na jego ramieniu. – Moja żona i córka omal nie zginęły w wypadku.
– Ale…
Spojrzałem na niego i pokręciłem głową zdecydowanie. Tym razem nie miałem zamiaru ustępować. Nie to miejsce i nie ten czas.
Wiedziałem, gdzie jest OIOM. I tylko tam mogłem szukać mojej rodziny. W kieszeni zaczął wibrować telefon. Dzwonił Mateusz.  
– Słucham?
– Jesteś już w szpitalu?
– Tak. Która sala?
– Drugie piętro, na samym końcu korytarza.

Biegłem po schodach tak szybko, na ile pozwalała mi obecna kondycja. Ta nie była ostatnio najlepsza, ale nie zatrzymałem się nawet na chwilę. Oblany potem podbiegłem do przyjaciela.  
– Co z nimi?
– Może usiądziesz. To, co teraz powiem nie będzie przyjemne.
– Co powiesz? – chwyciłem go za ramiona naciskając na odpowiedź.
– Aleks bardzo mi przykro…
– Kurwa! Mateusz! O czym ty mówisz?
– Przed chwilą…– przełknął ciężko ślinę a z jego oka wypłynęła łza. – Rozmawiałem z lekarzem. Obrażenia wewnętrzne Olgi są bardzo rozległe, do tego doszło do śmierci mózgu. W przypadku Natalki jest tak samo. Już tylko aparatura podtrzymuje je przy życiu. Przykro mi Aleks…
Odepchnąłem go i zacząłem dobijać się do drzwi z niewielkim oknem. Waliłem, jak oszalały aż ktoś się zjawił.
– Proszę się uspokoić! – niemalże wrzasnęła pielęgniarka. – Tu leżą bardzo chorzy ludzie.
Przepchnąłem ją z impetem, ale zdążyła zamortyzować upadek spadając na ręce. Biegłem już tylko przed siebie. Zatrzymał mnie dopiero lekarz wychodzący z pokoju.  
– Co pan tutaj…
– Olga i Natalka. Gdzie one są!
Podniosłem głos totalnie ignorując, to co usłyszałem z ust pielęgniarki.
– A kim pan jest?
– Mężem i ojcem. Co z nimi?
– Przyjaciel nic panu nie przekazał?
– No mów!
– Przykro mi, ale my nie możemy już im pomóc. Rozszerzone źrenice, brak ruchu gałek ocznych, ale przede wszystkim brak reakcji na ból oznacza jedno.
– Co oznacza? – podniosłem głos, bo lekarz bawił się ze mną w jakieś kalambury.
–  Śmierć mózgową.  
Te dwa słowa wypowiedział zupełnie spokojnie. Nie wziął głębokiego oddechu, nie westchnął ciężko. Przyszło mu to z taką łatwością, niczym pstryknięcie palcami. Zachował się jak zaprogramowany robot. Nawet głos mu nie drgnął.
– Jak to? Przecież jesteśmy w szpitalu! Tu się ratuje życie! – krzyczałem jak opętany łapiąc go za kołnierz koszuli.
Lekarz nawet się nie wyrywał. Albo znał takie zachowania, albo nie stanowiłem dla niego zagrożenia, bo był wyższy ode mnie przynajmniej o głowę.
– Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Niestety obrażenia mózgów są zbyt rozległe. Nie mogę podać panu, ile im pozostało, ale to kwestia godzin. Czekam na ostateczny werdykt rady medycznej.
– Jaki werdykt?
– Na decyzję o odłączeniu ich od aparatury podtrzymującej życie.
– Dobrze wiesz, że nie możesz tego zrobić. Ja nie wyrażam na to zgody. Jeżeli to zrobisz…
Zachłysnąłem się łzami. I nie wypowiedziałem tego, o czym pomyślałem. Obiecałem sobie w duchu, że odbiorę mu życie, jeżeli on zrobi to mojej rodzinie.
– Gdzie one są!
Lekarz skinął tylko głową wskazując mi drzwi naprzeciwko. Chyba jednak pojął, że nie odpuszczę i lepiej nie walczyć ze mną w tym stanie.
– To nie będzie miły widok dla pana. Potrącenie musiało być z dużą prędkością. Z takimi obrażeniami spotykałem się, gdy faktyczne prędkości podczas zderzeń aut czy potrąceń były trzycyfrowe. W tym przypadku nie było na pewno inaczej.

Ten facet nie posiadał żadnych uczuć. Próbę morderstwa nazwał tym przypadkiem.  
Położyłem dłoń na klamce wahając się przez dłuższą chwilę czy chcę je zobaczyć w stanie, w jakim zobrazował mi to lekarz. Ręce drżały w takt całego ciała. Nie potrafiłem wykonać nawet kroku. Mój umysł niczym rzutnik przerzucał kolejne slajdy wyświetlając obrazki zmasakrowanych ciał mojej rodziny. Nigdy nie byłem tak słaby jak dzisiaj. Czułem się, jakby ktoś odessał ze mnie cały zapas energii. Nogi stały się ciężkie jak ołów, nie przesunąłem się nawet o centymetr. Nie chciałem lub nie potrafiłem zmierzyć się z tym, co czekało na mnie za białymi drzwiami z napisem B2. Pragnąłem, żeby ta kiepska projekcja mojego mózgu okazała się tylko złym snem a ja po otwarciu oczu obudzę się obok żony i córki.  
– Aleks – poczułem na swoim ramieniu czyjąś dłoń. – Musisz się z tym zmierzyć.
Łamiący się głos przyjaciela nie pozostawił mi żadnych złudzeń. Odzyskałem myślenie w jednej chwili, ale nadal byłem w szpitalu a nie we własnym domu z roześmianą rodziną.  
– Obiecuję ci, że znajdziemy tego typa. Odpowie za to, co zrobił. Masz moje słowo.
W oczach Mateusza dostrzegłem niesamowitą złość. On już wydał wyrok, choć nic go nie łączyło z moją rodziną.  
– Dzięki – uścisnąłem jego wyciągniętą dłoń i nacisnąłem klamkę.

1 komentarz

 
  • shakadap

    Bardzo dobre.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    8 paź 2022

  • dreamer1897

    @shakadap Dzięki za motywację :smile:  
    Również Cię pozdrawiam!

    22 paź 2022