Odebrane Życie cz.2

Przechodzę korytarzem na drugą stronę. W pokoju naprzeciwko powinna spać nasza kochana córeczka. Klamki oliwiłem raz w miesiącu i nie obawiałem się, że mogę ją zbudzić. Nawet po solidnym naciśnięciu klamka nie zająknęła się żadnym piskiem. Spała bardzo spokojnie, jakby przed chwilą zasnęła. Wszedłem do pokoju, ale nie przysiadłem na łóżku. Miała przed sobą jeszcze odrobinę błogiego snu. Pogładziłem jej policzek i wyszedłem.  

Byłem tym szczęśliwcem, który nie musiał zakładać sobie na szyję sznura podarowanego w banku wraz z kredytem. Dom wybudował ojciec z matką. Oboje wyjeżdżali za granicę, żeby na niego zarobić. I tak oto po ich odejściu na tamten świat stałem się właścicielem komunistycznego klocka. Piwnica, parter i piętro było naszym bastionem. Po śmierci mamy ustaliliśmy z Olgą, że nie zrobimy wesela a odłożone pieniądze zainwestujemy w remont domu.  

Schody na dół były z betonu, ale podczas remontu zamieniliśmy luźne już deski na antypoślizgowe płytki dzięki czemu nie było słychać jak ktoś po nich schodził. Wszedłem do kuchni i nalałem wody do czajnika elektrycznego. Obiecałem żonie, że kiedyś w tym miejscu będzie stał ekspres do kawy, który sam będzie robił czarny napój bez naszego udziału. Marzenia trzeba przecież spełniać, jeżeli są możliwości do ich realizacji.  

Łazienka nie była zbyt wielka. Wanna, zlew i automat to minimum standardu do prowadzenia godnego życia. Obmyłem twarz zimną wodą. Zregenerowała się po wczorajszym goleniu i przestała szczypać podczas kontaktu z mydłem. Nie nosiłem brody, bo rosła jakaś słaba i jasna jak u dzieciaka z gimnazjum. Olga też wolała mnie ogolonego na zero.  

Po skorzystaniu z sedesu zaparzyłem kawę. Kilka minut mi zeszło na toalecie, bo kuchenny zegarek wskazywał szóstą czterdzieści pięć. Tak to jest, jak zabierasz ze sobą smartfon i przeglądasz z rana te gazetki, żeby wyłowić najlepsze promocje w sklepach.  
Po nowym roku czekała na mnie zmiana stanowiska i wyższa pensja. Kilkaset złotych więcej w domowym budżecie powinno nas uwolnić od liczenia każdej złotówki i czyhania na okazję na zakup czegoś w niższej cenie. Ludzie w młodym wieku mieli kiepskie perspektywy. Kredyt na całe życie, wynajem mieszkania pod dyktandem ceny przez najemcę lub dziedziczenie czegoś po dziadkach czy rodzicach jak ja. I pomyśleć sobie, ile milionów z pieniędzy podatnika kradną każdego roku rządzące tym krajem elity. Pomimo rozbiorów, dwóch światowych wojen nadal było z czego kraść. Polska to fenomen na skalę światową w tej dziedzinie, ale razem z żoną wiedzieliśmy, że możemy liczyć tylko na siebie.  

Czas do siódmej upłynął mi bardzo szybko. Zrobienie kanapek na śniadanie z rodziną i do pracy zajęło mnie całego. Ledwo zdążyłem zalać kawę dla Olgi i czekoladowe płatki dla córki. Oczywiście obie były swoim przeciwieństwem w kwestiach jedzenia. Mama wolała gorące napoje a młoda zimne, w tym płatki z zimnym mlekiem jak ja.  Chociaż w tym miała coś po mnie, skoro znajomi uważali, że jest wierną kopią matki. Patrząc na obie nikt nie miał żadnych wątpliwości, że to mama i córka. Ja się czułem trochę gorzej z tym faktem, bo młoda nie odziedziczyła po mnie żadnych cech wyglądu. Oczy miała niebieskie za matką, drobna budowa ciała i jeszcze czarna kropka na prawym policzku. Wszyscy, którzy widzieli zdjęcia z dzieciństwa żony stale powtarzali, że nasza córka to powrót Olgi z przeszłości. Nie mogłem nic z tym zrobić, ale dla mnie ważniejsze było to, że obie definiowały moje życie i to jakim człowiekiem chciałem być. To dla nich każdego dnia walczyłem o lepsze jutro, żeby wynagrodzić im trudne czasy. I wszystko to realizowałem krok po kroku wracając stale do tętniącego życiem domu. Te przywitania po przekroczeniu progu jak czuły uśmiech Olgi i wieszanie się na szyi przez moją córeczkę wzmacniały mnie zawsze.

Przeglądałem lokalne wiadomości w telefonie, kiedy usłyszałem szurnięcie laczków na piętrze. Słuch miałem bardzo dobry a nawet świetny. Siedząc dokładnie na środku kuchni wiedziałem, że owe dźwięki pochodzą z naszej sypialni, czyli żona już wstała. Zerknąłem na zegar kuchenki. Wskazywał szóstą pięćdziesiąt dziewięć. Obudziła się minutę przed budzikiem.
– No hej piękna – rzuciłem czule, gdy zobaczyłem na schodach swoją żonę.
Tak. Była piękną kobietą. Oczywiście miałem na myśli naturalne piękno. Bez makijażu nadal była tą samą osobą. Od czasu do czasu podkreśliła oko czy usta, ale nadal była dziewczyną, którą poznałem dziesięć lat wcześniej. Ten błysk w oku i niewymuszony uśmiech zwykłej dziewczyny. Czas obchodził się z nią wyjątkowo łagodnie w przeciwieństwie do mnie. W moich włosach przybyło siwizny a nawet gorzej. Zauważyłem podczas kąpieli, że mam w dłoniach coraz więcej włosów po myciu szamponem. Patrząc często na innych facetów bałem się tego etapu w życiu. Łysina czy całkowity brak włosów potrafią dodać lat. Pomimo tego, że ona bagatelizowała ten stan ja byłem wyjątkowo przewrażliwiony na tym punkcie. Wspierała mnie stale tłumacząc, że pokochała mnie za to jakim jestem człowiekiem. Że zmienność życia i mijające lata muszą dawać o sobie znać, żebyśmy pamiętali o tym, że się starzejemy i nie możemy się zatrzymywać. Powiedziała, że prawdziwe uczucie nie zgaśnie nigdy pomimo tego, że się zmieniamy i robimy starsi z każdym rokiem. Czy mogłem pragnąć czegoś więcej od życia? Miałem wspaniałą kobietę u boku i córkę. Mogłem jeszcze tylko pragnąć stabilizacji finansowej, żeby nigdy nie powiedzieć, że nie możemy czegoś mieć, bo nas nie stać. Oczywiście w odniesieniu do przyziemnych pragnień.
– Mogłeś mnie obudzić – pochyliła się nade mną i podarowała pocałunek.
Odpowiedziałem jej tylko uśmiechem.  
– Twoja kawa – wskazałem drugi kubek i odsunąłem krzesło obok.
– Dziękuję kochanie.
– Za?
Spojrzałem na nią, żeby mi wyjaśniła. Śniadanie zrobiłem z przyjemnością, więc nie bardzo rozumiałem te podziękowania.
– Za to, że jesteś. Za to, że pomimo tego wszystkiego…– przerwała i upiła łyka kawy.
– Czego wszystkiego?
– Pomimo tych trudności wierzysz, że nadejdą lepsze dni. Pracujesz coraz ciężej.
– Robię to dla was.
– Dla nas – poprawiła mnie natychmiast i nakryła moją dłoń swoją.
Pocałowałem ją czule. Kochałem tą kobietę coraz mocniej każdego dnia. Nic się nie zmieniło przez te dziesięć lat. Widocznie trafiłem na tą jedyną. Wielu moich znajomych miało już za sobą rozwód a nawet dzieci z kolejnymi kobietami czy mężczyznami. Czyżbym przeczył temu trendowi? Sam nie wiedziałem, dlaczego akurat ja trafiłem tak dobrze, skoro w przeszłości nie byłem ideałem. Czasem wagarowałem, niekiedy wdawałem się w bójki a czasem kłóciłem się najlepszymi kumplami. Nie wiem kto i z jakiego powodu nagrodził mnie taką rodziną, ale chciałbym z nim osobiście porozmawiać kiedyś. Nie było idealnie pod względem finansowym, ale wsparcie tej dwójki było fundamentem do tego, żebym żył pełnią życia. Żebym miał dla kogo kreować normalną przyszłość. O ile taką można nazwać lepsze zarobki, młodsze auto używane czy kilkudziesięcioletni domek po remoncie. Mówiąc prosto chciałem realizować marzenia, na które było mnie stać, bo tak jest łatwiej pokonywać kolejne życiowe ścieżki.  
– Co z nią? – zapytała i wstała z krzesła.
– Sprawdzę. A ty zjedz coś.
Skinęła głową z uśmiechem i chwyciła kanapkę z pomidorem i sałatą.
– Wygląda pysznie.
– Tak – potwierdziłem. – Zupełnie jak ty.
Roześmiała się a ja za nią.
– Nie tak głośno.
– Idę.
Podniosłem się z krzesła, ale jeszcze na schodach obejrzałem się za siebie. Posłała mi wirtualnego całusa.  

Uchyliłem drzwi do pokoju córki.
– A moja królewna to jeszcze śpi? – szepnąłem ostrożnie.
Nie było żadnej reakcji, więc zbliżyłem się do łóżka.
– Tatuś! – otworzyła oczy i rzuciła mi się na szyję.
– Chcesz się spóźnić?
Pokręciła przecząco głową.
– No to wstawaj. Płatki już czekają.
Wziąłem na ręce uśmiechniętą dziewczynkę i zeszliśmy na dół. Mama już krzątała się po kuchni.
– Mamuś!
Wypuściłem z rąk swoją pociechę. Nie czekała ani chwili i rzuciła się w objęcia Olgi. Mogłem się tylko uśmiechnąć na ten widok. Inna reakcja nie wchodziła w grę. Pod względem emocjonalnym i uczuciowym byliśmy idealną rodziną.  
– Natalko śniadanie czeka. Nie chcesz się przecież spóźnić.
Przejąłem ją z rąk Olgi i posadowiłem na krześle obok siebie. Pamiętam jak niezdarnie uczyła się jeść a teraz nawet kropli mleka z łyżki nie uroniła na stół. Wiele razy wystawiała naszą cierpliwość na ciężką próbę. Młoda potrafiła strasznie brudzić podczas jedzenia, ale uczyliśmy ją sprzątania po sobie aż doszła do momentu, w którym zaczęła jeść bez zostawiania po sobie śladów. Czy była złotym dzieckiem? Moim zdaniem było za wcześnie na takie oceny. Czy sam bym chciał takie dziecko? Raczej nie. Nie chciałbym, żeby była jakimś matematycznym geniuszem bez zwykłych pasji czy normalnych przyjaźni. Razem z żoną wyznawaliśmy zasadę, że nic na siłę i będziemy pomagać jej rozwijać pasje, które będą ją interesować.

Po śniadaniu zabrałem się za zmywanie naczyń. Olga musiała uszykować siebie i młodą na zakończenie roku w przedszkolu. Nasza sześciolatka zacznie od września uczęszczać do podstawówki. Najpierw jednak dwa miesiące wakacji, podczas których obiecałem moim dziewczynom kilka fajnych wypadów.
Uderzając palcami w kierownicę czekałam za swoją rodziną. Komórka wskazywała siódmą czterdzieści pięć. Niby do szkoły było dziesięć minut, ale chociaż raz chciałem odstawić je osobiście. W końcu Natalka wybiegła z domu a za nią podążyła żona. Zapięła jej pasy i byliśmy gotowi do drogi. Obie prezentowały się świetnie. Obie miały białe koszule i granatowe spódniczki. Nie miałem żadnych wątpliwości, że młoda jest kopią matki.
– Nie będziesz tęsknić za koleżankami? – zapytałem ruszając spod świateł.  
Pozostało nam ostatnie skrzyżowanie do szkoły.
– Nie tato. Przecież się z nimi zobaczę we wrześniu.
Zatrzymałem auto na parkingu przed szkołą. Wysiadłem i machnąłem ręką do kilku znanych mi rodziców stojących przed wejściem do szkoły. Tak bardzo chciałbym być z nimi dzisiaj, ale nieobecność kilku osób w pracy spowodowała to, że ja musiałem ich zastąpić.  
– Jak wrócę z pracy pójdziemy na lody.  
– Będę mogła wziąć największego? – spytała córka a ja spojrzałem na żonę.
Skinęła głową z uśmiechem, ale oboje wiedzieliśmy, że nawet średni lód przekroczy jej możliwości.
– Wybierzesz sobie taki, jaki będziesz chciała. Z posypką, świderka czy co tam jeszcze będą mieli – obiecałem szczerze.
Młoda podeszła, żeby mnie objąć.  
– Kocham cię tatusiu. I mamę też. Oboje po równo – powiedziała z uśmiechem a z moich oczu popłynęły łzy.
Spojrzałem na Olgę. Jej oczy też zwilgotniały.
– Ja was też kocham najmocniej na świecie.
Pocałowałem żonę i patrzyłem przez chwilę jak zmierzały w kierunku szkoły. Zanim weszły pomachały mi i dopiero odjechałem. Kilka minut po dotarciu do pracy jeszcze drżałem cały ze szczęścia. Nie spodziewałem się takich emocji o poranku. Kochałem je obie ponad wszystko.

dreamer1897

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe i kryminalne, użył 2127 słów i 11740 znaków. Tagi: #zona #corka #rodzina #dom

Dodaj komentarz