Odebrane Życie cz.4

Wybiegłem z firmy potrącając jakiegoś mężczyznę w drzwiach. Przeprosiłem i wsiadłem do auta. Jak na złość nie chciało odpalić albo zbyt szybko zakręciłem kluczykiem. Wziąłem głęboki oddech, żeby się uspokoić i zacząć myśleć przejrzyściej. Słowo żyją krążyło nadal w zakamarkach mojego umysłu. Teraz kilkunastoletni Volkswagen odpalił. Wrzuciłem wsteczny, ale przez zbyt szybkie wykręcenie kół obtarłem zderzak stojącego obok auta.
– Cholera! – oceniłem na szybko szkody.
Nie miałem czasu szukać właściciela. Postanowiłem, że jutro z rana się przyznam i zapłacę z własnej kieszeni za naprawę uszkodzonego samochodu.  

Pierwszy raz w życiu ruszyłem z piskiem opon. Włączając się do ruchu na skrzyżowaniu wymusiłem dodatkowo pierwszeństwo doprowadzając prawie do kolizji. Już wiedziałem, że będę na YouTube. Pomimo tego, że gnałem ponad osiemdziesiąt w zabudowanym typ wyprzedził mnie i z dumą pokazał zawieszoną na przedniej szybie kamerkę. Machnąłem ręką przepraszająco, ale ten pokręcił tylko głową przecząco. Trudno. Będę musiał wziąć jeszcze na siebie potencjalny mandat, ale to było nic nie znaczącą kwotą wobec życia moich kobiet. Następne skrzyżowanie pokonałem na żółtym świetle, przynajmniej taką miałem nadzieję. Jeżeli ktoś nagrał mój wyczyn i było jednak czerwone to pula przewinień wzrosła jeszcze bardziej.

Przed szkołą stały dwa radiowozy na sygnale a policjanci kręcili się po ulicy. Jeden latał i mierzył coś kołem pomiarowym. Drugi robił zdjęcia. Nigdy nie byłem uczestnikiem wypadku ani kolizji, bo zawsze jeździłem przepisowo i niezbyt wiedziałem po co oni to robią.  
– Przepraszam – złapałem za ramię policjanta.
Ten zareagował bardzo nerwowo. Złapał za kaburę i sięgnął po broń wymierzając ją w moje serce.
– Nie ruszaj się! – krzyknął tak głośno, że reszta obecnych przestała wykonywać swoje czynności zwracając swoje twarze ku nam.  
Moje tętno przyspieszyło tak mocno, że sam miałem obawy o własne serce. Za chwilę mogło zostać przedziurawione przez tego idiotę w mundurze. Zacisnąłem zęby i zamknąłem oczy, jakby miało mi to pomóc w uchronieniu się od postrzału.
– Kim jesteś? – zapytał trzymając mnie nadal na muszce. – Dlaczego naruszasz moją nietykalność?
To drugie pytanie zadał z takim pietyzmem, jakby był bogiem, którego nie można dotknąć. Ciekawy byłem, czy jak żona przed spaniem złapie go z zaskoczenia za ramię to też do niej mierzy. Ten człowiek ewidentnie nie nadawał się do tej roboty.  
– Moja żona i córka zostały potrącone. Co z nimi? Gdzie one są?
Dopiero po chwili policjant opuścił broń. Skapnął się w końcu, że w moich podniesionych do góry rękach nie ma żadnego przedmiotu.  
– Miał pan szczęście.
– Nie bardzo rozumiem?
Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale schował broń.
– Że pana nie postrzeliłem.
– Nie zrobiłem nic złego, więc nie było chyba ku temu powodów.
– Naruszył pan moją nietykalność.
– A jeżeli złapałby pana za ramię na przykład tamten kolega – wskazałem głową policjanta z kółkiem pomiarowym. – Albo żona, to też wyjąłby pan broń?
– To nie jest mój kolega, pracujemy tylko razem. Poza tym nie mam żony.
Nic dziwnego, że nie miał kolegów. I żony także. Tak niezrównoważony idiota nie wzbudziłby zaufania nawet psa, do którego wyciągnąłby rękę z soczystym kawałem mięsa.  
– Gdzie jest moja żona i córka?
– Spokojnie! – psychiczny policjant położył rękę na kaburze.
Fakt, że podniosłem głos, ale kto by tego nie zrobił w takiej sytuacji.
– Odpowie mi ktoś? – rozejrzałem się po nadal przyglądających się nam twarzach.
Panująca cisza i wymiana głupich spojrzeń była aż nadto absurdalna. Nie wydawało mi się, żebym mówił w innym języku. Zadzwoniła moja komórka. Ekran wyświetlał numer Mateusza. Przesunąłem palcem po nim i odebrałem.
– Jestem na miejscu, ale tu jest tylko policja.
– Przyjeżdżaj do szpitala! Natychmiast!
– Co się stało? Do jakiego? – zadrżał mi głos a serce znów zaczęło mocniej bić.
– Świętego Józefa. Aleks pospiesz się.
Schowałem telefon do kieszeni.  
– Jak to się stało? Kto ich potrącił?
Policjanci spojrzeli na siebie zmieszani. Wyglądali jak dzieci we mgle.
– Czy ktoś tutaj do cholery dowodzi? Ktoś panuje nad tym burdelem?
Mundurowi nadal milczeli. Przysięgam, że gdybym miał karabin a moi bliscy straciliby życie w tym miejscu to każdy z nich byłby tylko wspomnieniem.  

– Proszę się uspokoić.
Mężczyzna w brązowym płaszczu wyłonił się ze szkoły. Nie wiem, czy inspirował się jakimiś postaciami z amerykańskich filmów czy faktycznie udawał detektywa z pierwszego zdarzenia.  
– Kpicie sobie? – zapytałem bezczelnie, bo za takie odwalanie obowiązków służbowych nie należał im się żaden szacunek.
– Chce pan dołączyć do rodziny czy trafić do aresztu?
Gdyby nie to, że oglądam filmy sensacyjne klasnąłbym z wrażenia i stanął na uszach za jego rolę złego gliny godną Oscara.  
– Jak to się stało?
– Próbujemy to ustalić.  
– Jakoś nie widzę efektów. Na to idą moje podatki? Na takie błaznowanie?
– Wypraszam sobie. Też płacę podatki.
Gdyby nie powaga sytuacji wyśmiałbym tego człowieka przy reszcie kolegów.  
– To jak?
– Szkolna kamera jest uszkodzona od kilku tygodni. Świadkowie twierdzą, że to było czarne BMW. Dwóch innych twierdzi, że Mercedes.  
– Jak można nie odróżnić Merca od BMW?
– Dlatego powiedziałem panu, że ustalamy wszystko. Świadkowie niezbyt dobrze widzieli całe zajście, więc mamy takie rozbieżności.
– Przecież to zakończenie roku szkolnego. Tu było mnóstwo ludzi.
– Lepiej będzie jak pojedzie pan do rodziny i pozwoli się nam skupić na pracy.  
– Nie będzie mi pan mówił, co jest lepsze dla mnie. Żądam jakichś wyjaśnień.
– Rozumiem nerwy i stres, ale proszę mnie posłuchać. Stan poszkodowanych nie był najlepszy, gdy karetka odjeżdżała.  
Po tej odpowiedzi zrobiło mi się niedobrze. W głowie kręciło mi się jak po wypiciu sporej ilości alkoholu na raz. Czułem mdłości.
– Co ma pan na myśli?
Policjant ciężko przełknął ślinę.
– Będziemy mówić o cudzie, jeżeli przeżyją. Przykro mi.

Odwróciłem się plecami do niego, otarłem łzy i pobiegłem do samochodu. Tym razem miałem gdzieś wszystkie mandaty. Liczyło się tylko to, żeby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.  
Znałem kilka skrótów w tym mieście, które prowadziły głównie przez strefy zamieszkania. Cholernie źle czułem się z tym, że świadomie przekraczałem obowiązujące tam dwadzieścia kilometrów na godzinę ryzykując potrącenie kogokolwiek, a szczególnie jakiegoś nierozważnego dziecka, które mogło wybiec przed maskę na przykład za piłką. Nigdy nie łamałem przepisów, ale tym razem nie miałem wyjścia.

dreamer1897

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe i kryminalne, użył 1219 słów i 7018 znaków. Tagi: #wypadek #rodzina #cóka #żona #policja #szkoła

1 komentarz

 
  • shakadap

    O kurde.
    Dobre... na prawdę dobre.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    24 wrz 2022

  • dreamer1897

    @shakadap Dzięki. Mam nadzieję, że kolejne odcinki będą równie emocjonujące. Pozdrawiam serdecznie!

    2 paź 2022