Ukryte marzenie cz.19

Obudził ją uporczywy dzwonek do drzwi. Nakryła się kołdrą chcąc zagłuszyć odgłos, ale nic to nie dało. Ktoś był wyjątkowo nachalny. Nie mając innego wyjścia Chantelle zwlokła się z łóżka i poszła otworzyć. Była jak nieprzytomna, bo miała nocną zmianę i  wróciła dopiero nad ranem. Była padnięta, a na dodatek miała niespodziewanego gościa. Nie zdziwiła się zbytnio gdy okazało się, że to Tracy. Tylko ona miała ten dar składania wizyt w najmniej odpowiednim momencie. Blondynka jęknęła tylko wpuszczając przyjaciółkę do mieszkania. Wiedziała, że nici ze snu. Bardzo dobrze znała Tracy, niemal jak własną kieszeń. Co ona znowu wymyśliła, zastanowiła się w myślach.  
– Wyglądasz okropnie – rzekła Tracy uważnie przyglądając się przyjaciółce.
– Też byś tak wyglądała jakbyś spała tylko kilka godzin – odparowała Chantelle. – O piątej wróciłam z nocnej zmiany, a teraz jest – spojrzała na wiszący na ścianie w kuchni zegar – dziewiąta.  
Chantelle była pielęgniarką w miejskim szpitalu. Poza tym podjęła zaoczne studia na kierunku fizjoterapia. To było jej marzenie i wszystko wskazywało na to, że się spełni. Zaliczyła trzeci rok, niedawno śpiewająco zdała ostatnie egzaminy.  
Rudowłosa sama się obsłużyła robiąc sobie kawę. W mieszkaniu przyjaciółki czuła się jak u siebie, tak samo Chantelle u niej.
– Zrobię ci kawy, a ty idź doprowadź się do stanu używalności – oznajmiła. – Tylko szybko, zaraz wyruszamy.
Chantelle zmarszczyła brwi zastanawiając się co tym razem wymyśliła jej szalona przyjaciółka.
– Dokąd? A poza tym to nie musisz pracować? O ile mi wiadomo to jest normalny dzień pracy.
– Zrobiłam sobie wolne – rzekła Tracy bębniąc palcami po blacie starannie wypolerowanego stołu. Chantelle lubiła mieć porządek. – Zapomniałaś, że sama sobie jestem szefem i mogę czasami wziąć sobie dzień wolny.  
– Nie każdy ma tak dobrze – mruknęła blondynka. – A dokąd my w ogóle jedziemy?
– Jak to dokąd? Do Ashley. Muszę wiedzieć wszystko. Obiecała zdać raport jak tylko wróci z Santa Barbara. Coś czuję, że nasza kochana przyjaciółka nie jest już singielką.
Chantelle tylko przewróciła oczami. Czasami miała już dość rudowłosej. Ostatnio wspominała jej coś, że wpadną do Ashley jak tylko wróci z weekendu, ale myślała, że Tracy o tym zapomniała. Niestety! Jeśli rudowłosa coś sobie postanowiła to nic ani nikt nie był w stanie jej od tego odwieźć. Biedna Ashley, pomyślała. Była pewna, że Tracy zasypie  gradem pytań ich wspólną przyjaciółkę.
– Na co jeszcze czekasz? – ponagliła ją Tracy. – Zmykaj do łazienki i weź chłodny prysznic. On cię na pewno orzeźwi. Nie mów mi, że ty nie jesteś ciekawa czy coś się zmieniło między Ashley a Dave'em.
Oczywiście, że była ciekawa, ale nie dała tego po sobie poznać. Uważała, że to Ashley powinna im sama to oznajmić, bez przymusu. A Tracy była taka w gorącej wodzie kąpana, że od razu chciałaby wiedzieć wszystko pierwsza.
– Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
Chantelle wyszła z kuchni, zanim Tracy zdążyłaby wygłosić jakąś uwagę. Postanowiła się pospieszyć, bo nie miała wątpliwości, że przyjaciółka zaczęłaby dobijać się do drzwi łazienki, jeśli spędziłaby w niej dużo czasu. Jeszcze raz zaczęła współczuć Ashley, bo wiedziała co ją czeka ze strony Tracy, która na pewno nie ruszy się dopóki nie dowie się wszystkiego o wyjeździe. Blondynka za nic na świecie nie chciałaby teraz znaleźć się na miejscu Ashley.  



Dave całą drogę do domu Ashley przebył błyskawicznie: biegiem. Ich domy były w bliskim sąsiedztwie, więc zajęło to mu najwyżej pięć minut. Już nie mógł się doczekać chwili, kiedy znowu ją ujrzy. Wtedy pochwyci ją w ramiona i powie, że ją kocha. Zastanowił się, czy sam by doszedł do tego , że jest  zakochany gdyby jego matka tego nie zauważyła. Widocznie znała go lepiej niż on sam siebie. Nie miał wątpliwości, że prędzej czy później zdałby sobie z tego sprawę. Na szczęście  było to prędzej, a wszystko dzięki ukochanej rodzicielce. W tej chwili czuł się najszczęśliwszym człowiekiem, nie tylko na świecie, ale i we wszechświecie. Chciał wykrzyczeć całemu światu, że kocha Ashley Jones. Na pewno niektórzy popukali by się w czoło i uznaliby go za wariata, ale on nie dbałby o to. Najważniejsze dla niego było, że on i Ashley byli razem i nic w tej chwili się dla niego nie liczyło.  
Wbiegł po schodach do jej domu i stanął przed frontowymi drzwiami. Chciał nacisnąć na dzwonek, gdy zauważył, że drzwi są lekko uchylone. Otworzył je szerzej i pierwsze co zobaczył to były leżące na podłodze kawałki porcelany. Nachylił się i wziął do ręki jeden z nich. Od razu rozpoznał wzór. To był ulubiony kubek dziewczyny. Dostała go od niego na swoje piętnaste urodziny, zanim jeszcze wyjechała do Chicago.  
– Ashley! – krzyknął, ale odpowiedziała mu cisza.
Poczuł niepokój w sercu. Zaczął przeszukiwać wszystkie pomieszczenia na dole, ale tutaj nigdzie nie było dziewczyny. Na środku salonu stałą torba podróżna, którą Ashley miała ze sobą w Santa Barbara. Dave szybko wbiegł na piętro, ale tam także nigdzie jej nie było. Gdzie ona jest?, zastanowił się, gdy był z powrotem w salonie. Wyszedł do ogrodu. Biegał jak szalony po całej posesji szukając dziewczyny. Nie było żadnego śladu, jakby zapadła się pod ziemię. Wrócił z powrotem do domu i dopiero teraz zauważył coś świecącego na podłodze w kuchni. Podszedł bliżej i ukucnął obok. Od razu rozpoznał tą rzecz. To była bransoletka, którą podarował Ashley. Zimny dreszcz przeszedł po jego plecach gdy zauważył coś jeszcze: krople krwi na posadzce. Już teraz wiedział, że stało się coś strasznego.
Poczuł jak jego serce rozpada się na milion kawałków. Z jego gardła wydobył się krzyk, bardziej przypominający ryk zranionego zwierzęcia.  
– Ashley!!!


Samochód Tracy zatrzymał się w tym samym momencie co żółta taksówka, z której wyskoczył młody człowiek. Dziewczyna szybko wygramoliła się ze swojego auta i krzyknęła za nim:
– Joey!
Chłopak odwrócił się, gdy usłyszał jej wołanie. Tracy podbiegła do  niego, a za chwilę dołączyła Chantelle.
– Co tak gnasz na złamanie karku? Diabeł cię goni, czy co? – Roześmiała się, ale chwilę potem uśmiech zniknął  gdy uważnie przyjrzała się Joeyowi. Jego twarz była blada jak ściana, a w oczach czaił się strach. – Stało się coś?
Joey przez moment milczał. To czego się dowiedział od Amelii mocno nim wstrząsnęło. Nie chciał, żeby to była prawda. Jednak przeczucie podpowiadało mu, że Ashley coś grozi.
– Dzwoniła do mnie Amelia – powiedział w końcu. – Była w kancelarii, gdzie Ashley miała staż i dowiedziała się, że... że...
Głos mu się urywał. Nie mogło przejść mu to przez gardło.  
– Czego się dowiedziałeś? – ponagliła go Tracy. – No mów w końcu!
– Mark jest w Phoenix.  
– Co takiego? – Niemal jednocześnie wykrzyknęły dziewczyny.  
Chantelle z przerażenia zatknęła dłonią usta, a jej serce zaczęło mocno walić.  
– Ashley jest w niebezpieczeństwie – powiedziała, to co Tracy i Joey doskonale wiedzieli.
– Jak ją tu znalazł ten psychol? – zapytała Tracy.  
– Zapewne wynajął detektywa – odparł Joey. – Stać go na to. Myśleliśmy, że kiedy Ashley zniknie mu z oczu to da jej spokój. Pomyliliśmy się.  
Cała trójka czym prędzej udała się do domu dziewczyny. Każdego z nich ogarnął strach o przyjaciółkę. Taki psychol mógł być zdolny do wszystkiego. Jeżeli już raz chciał ją skrzywdzić to na pewno spróbuje tego znowu. Oni nie dopuszczą do tego.
Nagle usłyszeli krzyk ze środka domu, więc prędzej wbiegli do środka. Zastali Dave'a klęczącego na podłodze w kuchni obok leżącej błyskotki. Joey podszedł bliżej i położył mu rękę na ramieniu.  
– Gdzie Ashley? – zapytał z niepokojem w głosie.
– Nie ma jej – odpowiedział Dave odwracając się i stając na nogi. – Nic z tego nie rozumiem. Pół godziny temu przywiozłem ją, a kiedy teraz przyszedłem zastałem tylko to. – Wskazał na bransoletką i rozbity kubek na korytarzu. – Wszędzie jej szukałam, ale jakby rozpłynęła się w powietrzu.  
Zimny dreszcz przebiegł po plecach Joeya. Podejrzewał, a nawet wiedział na sto procent co się stało. Odwrócił się w stronę dziewczyn. Na ich twarzach malował się szok i niedowierzanie, a w oczach czaił się strach. Strach o przyjaciółkę. On także się o nią bał. Obawiał się tego co ona może teraz przeżywać. Jest w łapach tego psychola.  
– Znalazł ją. – Wyrwało się z ust Joeya.
Powiedział to tak cicho, że myślał, iż tylko on to słyszy. Pomylił się. Dave, który stał blisko niego słyszał każde słowo.  
– Jak to znalazł ją? – Chwycił go za koszulę i potrząsnął nim. – Kto? O czym ty mówisz?
Chantelle i Tracy odciągnęły Dave'a. Z niemałym trudem w końcu im się to udało. Rozumiały jego wzburzenie. Ashley zniknęła a on nie wiedział co się z nią dzieje. Blondynka wiedziała rozpacz w jego oczach. Domyśliła się, że Dave pokochał ich przyjaciółkę.  
– To ty nic nie wiesz? – spytała zaskoczona Tracy, gdy chłopak uspokoił się trochę. – Ashley ci nie powiedziała?
Dave spojrzał uważnie na rudowłosą. Widocznie wiedziała o czymś o czym on nie miał zielonego pojęcia. Co to za tajemnice?
– O czym miała mi powiedzieć?
A więc nie wiedział o tym co ją spotkało w Chicago, stwierdziła w duchu Tracy. Znała dobrze Ashley i przypuszczała, że dziewczyna chciała to zrobić w najbliższym czasie, w Santa Barbara chciała się cieszyć pięknymi chwilami u boku chłopaka, którego kochała. Już miała otworzyć usta, ale ubiegł ją Joey.  
– O Marku – rzekł.
– Jakim Marku, do cholery? – zdenerwował się Dave. Czyżby to był jej jakiś były chłopak, który nie pogodził się z ich rozstaniem. Nie lubił zagadek. – Mów kto to jest. Jej jakiś były facet?
– Wykluczone – zaprzeczył Joey. – On na pewno by tego chciał, ale nie Ashley. Lepiej będzie jeśli opowiem ci wszystko od początku. – Zaczerpnął tchu i rozpoczął: – Ashley była na stażu w kancelarii    „ Holmes & Spencer” . Mark Spencer to jeden ze wspólników. Ashley opowiadała, że od samego początku składał jej jakieś niedwuznaczne propozycje, chciał ją uwieść. Odrzucała jego zaloty. Myślała, że się w końcu znudzi. Myliła się.  
– On coś jej zrobił? – Dave czuł, jak wzbiera w nim złość.  
– Na szczęście nie, ale próbował. Któregoś dnia postanowiłem po nią pójść do kancelarii. Kończyła później niż zwykle. Chciałem zrobić jej niespodziankę i zabrać ją do kina. Zdziwiłem się jak zobaczyłem, że nikogo nie ma w biurze. Miałem zawracać, bo myślałem, że już wyszła, gdy usłyszałem krzyki z gabinetu  Spencera. Wszedłem tam.. On...
Dave zacisnął pięści, ale nie chciał przerywać.  
– … chciał ją zgwałcić. – Joey zerknął na twarz Dave'a. Widział jak jego oczy zwężają się w małe szparki. Nie dziwił się mu. – Nie wątpię, że zrobiłby to, gdybym nie przyszedł. To z jego powodu Ashley opuściła Chicago i wróciła tutaj. Uciekła od niego, ale niestety on ją znalazł. Boję się, że tym razem...
Dalszych słów nie był w stanie wypowiedzieć. Dave czuł jak po jego kręgosłupie chodzą mrówki. Dlaczego mu nie powiedziała, zastanowił się. Teraz jednak to nie było ważne. Najważniejsze było odnaleźć Ashley. Na samą myśl, że ona teraz jest w  łapach tego drania wzbierała w nim dzika furia. Gdyby mógł udusiłby go gołymi rękoma. Nie chciał jednak o tym myśleć. Miał nadzieję, że Mark nie skrzywdzi jego dziewczyny. W przeciwnym razie będzie miał ze mną do czynienia, pomyślał. Szybko wygrzebał z kieszeni komórkę i wycisnął odpowiedni numer.  
– Gdzie dzwonisz? – spytała Tracy.
– Jak to gdzie? Na policję. Wyrwę Ashley z brudnych łap tego psychola.  



Dave czekał na posterunku razem z Tracy, Chantelle i Joeyem. Policja bardzo poważnie potraktowała ich wezwanie. Zebrali ślady z domu Ashley , a teraz poddawali je analizie. Dzięki zdjęciu dziewczyny, które Dave im dał rozesłali je do wszystkich posterunków i patroli  w s tanie. Potem mieli wysłać do innych. Wszystkie lotniska i hotele także będą zawiadomione.  
Z każdą minutą Dave'a ogarniał coraz większy strach. Po tym co usłyszał od Joeya panicznie bał się o swoją dziewczynę. Jeżeli ten facet już kiedyś próbował ją zgwałcić, na pewno będzie chciał znowu to zrobić. Dave miał nadzieję, że do tego czasu zdążą ją znaleźć.  
Z drzwi naprzeciwko wyszedł detektyw Lightwood, który zajmował się tą sprawą. Podszedł do siedzących młodych ludzi. Dave podniósł na niego wzrok.  
– Facet się nie wymknie. Wszystkie lotniska, dworce i hotele dostali jego zdjęcia i pana dziewczyny. Osobiście tego dopilnowałem. Na pewno ktoś ich rozpozna. Szkoda, że jego telefon jest wyłączony. Tak byśmy go namierzyli.
– Telefon! – prawie krzyknął Dave. – Ale ze mnie idiota. Zapomnieliśmy o telefonie Ashley. Skoro nie było go w domu na pewno ma go ze sobą.  
Wyjął swoją komórkę z kieszeni chcąc zadzwonić pod numer Ash, żeby się dowiedzieć, czy nie jest wyłączony. W tej chwili dostał wiadomość tekstową. Gdy ją odczytał jego serce przestało na chwilę bić. Stał bez ruchu wpatrując się w tekst: „Nie szukaj mnie. Jestem z mężczyzną, który mnie kocha. Zapomnij o mnie. Ash.”

Willa

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2462 słów i 13885 znaków.

6 komentarzy

 
  • Misiaa14

    Niech ją szybkoo znajdzie błagam cudoo *-* i niech wie że to nie ona napisała

    22 paź 2015

  • mysza

    Niech ją szuka! On wie że ona tylko jego kocha...Niech ją uratuje

    22 paź 2015

  • kamila12535

    Dawaj szybko kolejna część ;) nie wiem jak ty to robisz ale umiesz podtrzymać atmosfera w napięciu ;) super :) :)

    21 paź 2015

  • Kamilka889

    Jeny zawału dostanę. Dawaj szybciutko kolejną

    21 paź 2015

  • NataliaO

    Kocham  <3

    21 paź 2015

  • samanta555

    Bardzo mi się podoba :) Czekam na nexta  :kiss:

    21 paź 2015