Przyjaźń czy kochanie. Cz. 12 - epilog

Monika wyjrzała przez okno. Był piękny wrześniowy dzień. Cieszyła się, że niedługo kończy pracę i będzie mogła wyjść na zewnątrz.  
W pewnej chwili usłyszała pukanie. Zanim zdążyła odpowiedzieć, drzwi otworzyły się i stanął w nich Oskar. Monika, gdyby zobaczyła ducha, nie byłaby chyba bardziej zaskoczona. Nie widzieli się od … nie pamiętała nawet, od kiedy. Nie chciała go widzieć.
- Dzień dobry – powiedział niepewnie.
- Dzień dobry – odpowiedziała. – Zabłądziłeś?
Auć! Wiedział, że nie będzie łatwo. Już chciał odwrócić się i wyjść, ale postanowił, że skoro przyszedł, to załatwi sprawę.
- Chciałem Pani oddać dług. – Wyjął z kieszeni banknot i podał jej. Wyciągnęła rękę, wzięła od niego pieniądze i obojętnym ruchem rzuciła na biurko.
- Dziękuję. Coś jeszcze? – patrzył na nią jakby nie rozumiejąc. – Bo jeżeli nie, to wyjdź, proszę. – Spojrzał jej w oczy, nie było w nich śladu dawnej serdeczności. Jeżeli kolor oczu Moniki można byłoby porównać do błękitu oceanu, to jej spojrzenie było jak abisal – mroczne i lodowate.
- Dlaczego Pani taka jest? W ogóle tego nie czaję. Nigdy się Pani tak nie zachowywała.
- No, to akurat wydaje się oczywiste. Jak widzisz, oprócz nas nie ma tu nikogo, a to dla mnie niekomfortowa sytuacja. Nie chciałabym, abyś potem powiedział, że coś Ci zrobiłam albo chciałam lub próbowałam zrobić. Dlatego wolałabym, żebyśmy nie pozostawali sami.
- Przecież Pani wie, że nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.
- Już to zrobiłeś. I ta sprawa zakończyła wszystko między nami.  
- Pani Moniko, ja nie chciałem …
- Chciałeś. Przecież cały czas chodziło Ci o to, żebym dała Ci spokój. Prawda? Domagałeś się tego. Więc teraz będziesz go miał. Ciesz się wolnością. I nie mów do mnie: „pani Moniko”. Nie chcę, abyś zwracał się do mnie w ten sposób. Utraciłeś to prawo po tym, co zrobiłeś. Nigdy więcej nie wymawiaj mojego imienia, rozumiesz? Ja też już nie wymawiam Twojego.  
- To jak mam … ? – chciał zapytać, ale mu przerwała.
- W ogóle nie masz. – podniosła głowę i spoglądając mu prosto w oczy dokończyła dobitnie - Nie odzywaj się do mnie, nie pisz, nie kłaniaj na ulicy. Powiedziałeś kiedyś, że wolałbyś, abym zapomniała o Twoim istnieniu. Teraz ja życzę sobie tego samego. Zapomnij o mnie i o tym, że kiedykolwiek się znaliśmy.  
Oskar spuścił wzrok, nie wytrzymując jej spojrzenia. Potem jednak odezwał się w nim bunt.
- Czy Pani przypadkiem nie przesadza? Chyba za bardzo Pani wszystko wyolbrzymia. Serio. Przeżywanie – poziom mistrzowski!
- Zachowuję się jak stara panna, tak? To chciałeś powiedzieć? – żachnął się na te słowa („wcale nie”) - Cóż, jestem nią. A to znaczy, że mam prawo do egzaltacji, dewocji i różnych dziwactw czy fanaberii. A teraz, jeżeli pozwolisz, chciałabym zakończyć tę rozmowę.
- Okej, rozumiem.– skierował się ku drzwiom. Już w progu zatrzymał się i odwrócił.
- Przytoczyła Pani moje słowa, pozwolę więc sobie zrobić to samo. Kiedyś powiedziała Pani, że nie ma zwyczaju skreślać ludzi, nawet jeśli oni Panią skreślili. Ale mnie Pani skreśliła.  
- Zamiast odpowiedzi posłużę się przysłowiem: dopóty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie. Ucho właśnie się urwało, dzban się rozbił, a woda wylała. Zostały jedynie skorupy. Zakładam, że rozumiesz metaforę.
- Skorupy można przecież skleić. – dorzucił nieśmiało.
Uśmiechnęła się, chyba po raz pierwszy od początku rozmowy.
- Owszem, można. Tyle, że po sklejeniu nadal pozostaną rysy. Niemniej, możesz się w to pobawić, jeżeli masz ochotę. Spróbuj posklejać w całość ten „rozbity dzban”. Aczkolwiek, nie wróżę wielkiego powodzenia temu przedsięwzięciu. Wątpię, aby chciało Ci się wykazywać inicjatywę, a na moją współpracę nie licz.
- Naprawdę aż tak bardzo mnie Pani nienawidzi? – zapytał cicho.
Westchnęła.
- Nie. To, co czuję, to nie jest nienawiść. Raczej smutek, żal za tym, co minęło bezpowrotnie.  
- Bezpowrotnie. – powtórzył jak echo.
- Tak. – raz jeszcze spojrzała mu w oczy i dodała – Posłuchaj, prawda jest taka. Było między nami coś fajnego. Nieważne, jak to nazwiemy: czy była to miłość, przyjaźń, czy tylko zwykła znajomość. Cokolwiek to było, było dobre. A Ty to spieprzyłeś. Przez swoje ohydne i niedorzeczne oskarżenia zniszczyłeś coś, co nie musiało się jeszcze kończyć, a już na pewno nie w taki sposób. I Ty to zrobiłeś, nie ja. Miej tego świadomość.  
Oskar stał z ręką na klamce. Wbijając wzrok w podłogę słuchał tego, co mówiła.
- Teraz jest Ci żal? Dotarło do Ciebie, że coś straciłeś? – Monika była bezlitosna. – Brakuje Ci naszych rozmów i chciałbyś wrócić do poprzedniego status quo? Niestety, to niemożliwe. Witaj w świecie dorosłych. To świat, gdzie trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny i słowa. Rozmawialiśmy już kiedyś o tym. Nie możesz rzucać tak poważnych oskarżeń licząc na to, że je zbagatelizuję i przejdę nad nimi do porządku dziennego. W moim świecie, do którego Ty dopiero wkraczasz, tak nie jest. Powinieneś zacząć uczyć się reguł, jakie w nim rządzą. A przede wszystkim, liczyć z konsekwencjami swoich słów i uczynków. A teraz idź już.
- Cóż ... W takim razie … Do widzenia.
- Mam nadzieje, że nie. – rzuciła już do jego pleców.
Wyszedł. Monika przez chwilę siedziała nie bardzo rozumiejąc, co się właściwie wydarzyło i co teraz będzie. Wiedziała tylko, że jak najszybciej musi się go pozbyć, bo inaczej rozklei się przy nim. Nogi miała jak z waty („dobrze, że siedzę”), ręce jej się trzęsły, a łzy cisnęły do oczu. Odczekała chwilę („może jeszcze wróci”), a potem wstała i zamknęła drzwi na klucz. Następnie usiadła z powrotem i pozwoliła łzom płynąć.  
Oskar po wyjściu z biblioteki zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie. Stał tak przez moment, a potem osunął się na podłogę.  
„Ja pieprzę!” – zaklął – „Co to właściwie było, to przed chwilą? Zerwaliśmy? Bzdura, przecież nie byliśmy parą. To dlaczego, do jasnej cholery, czuję się jak porzucony?”
Usłyszał, jak z drugiej strony drzwi Monika podchodzi i przekręca klucz w zamku. Wtedy przypomniał sobie, że przecież na korytarzu są kamery monitoringu. Wstał i na lekko chwiejnych nogach powlókł się do domu. Gdyby został chwilę dłużej, usłyszałby jej płacz.

Jakiś czas później, przechodząc szkolnym korytarzem Monika przystanęła na chwilę przed tablo. Podniosła głowę i spojrzała w górę na zdjęcie Oskara.  
„Za kilka lat, kiedy spotkamy się na ulicy, już Cię nie rozpoznam.” – pomyślała. – „Jakiś młody mężczyzna minie mnie bez słowa, nie patrząc. Nawet nie będziesz musiał udawać, że mnie nie znasz, bo ja Ciebie na pewno nie poznam. Pozostaniesz tylko zdjęciem na tablo. Fotografią, która z czasem zblaknie. Jak moje wspomnienia o Tobie, z roku na rok coraz bardziej mgliste. I dobrze, tak powinno być. Oboje zaczynamy nowe życie – Ty i ja.”
Włożyła słuchawki w uszy, włączyła muzykę i wyszła ze szkoły na zalaną słońcem ulicę.  


KONIEC

Erica

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1323 słów i 7357 znaków.

Dodaj komentarz