Przyjaźń...

"Przyjaźń jest niewątpliwie najskuteczniejszym lekiem na cierpienia zawiedzionej miłości."
— Jane Austen

Niebo płakało, a wraz z nim Ona...deszcz mieszał się ze łzami, z drzew opadały ostatnie, zagubione wśród gałęzi, pożółkłe liście. Zakończyło się lato, a wraz z nim zaniknęła euforia tamtych dni. Mogła tak stać i moknąć czekając na jakikolwiek optymizm, ale "świat" nie był dziś w nastroju do dawania dobrych rad... Przeszedł ją kolejny dreszcz chłodu i zimna, nie wiedziała tylko, czy to przez wiatr, który rozwiewał jej coraz bardziej mokre włosy, czy jej "wnętrze", które zamieniła w sople lodu. Znalazła opuszczoną, drewnianą leśniczówkę, wdrapała się na nią i przysiadła w jej suchym wnętrzu. Mogła iść do domu i delektować się wygodą ciepłego łóżka, mogła iść do kogoś bliskiego, żeby porozmawiać, mogła w końcu wyjechać... zrobić cokolwiek, aby tylko przestać marznąć… Dlaczego tego nie zrobiła? Zbyt często powtarzali jej "jesteś taka silna", zbyt często "radziła" innym jak żyć, zbyt często udowadniała, że ze wszystkim sobie poradzi. Wstydziła się swoich łez..."Kim się okazała? - Bezduszną osobą". W myślach prowadziła monolog składający się, ze strzępków minionych zdarzeń. Ulotne chwile przyczyniły się do refleksji, które teraz powodowały piekący ból wspomnień.

Czy miała przyjaciół? - tak, a w szczególności jednego. To On zawsze, jej wysłuchał, dodał otuchy, pocieszył. Nie ten, którego kochała, któremu się oddała, dla którego poświęciła niemal wszystko...Czy tak łatwo można pomylić miłość z przyjaźnią...? Oba te uczucia niosą za sobą ogromne oddanie, ale...

- Dlaczego Ty z nim w ogóle jesteś?- zapytał
- Ja Go tak strasznie Kocham - skrywała się w jego ramionach i po cichu łkała...

Znał ją lepiej niż ktokolwiek. Tylko przed nim odkrywała swoje słabości, wydawało się jej, że tylko On potrafi  zrozumieć jej błędy, a przede wszystkim pomóc zwrócić "szacunek" do samej siebie, który straciła żebrząc o czyjąś miłość. Tak, był jej przyjacielem. A gdy słyszała: "przyjaźń między kobietą ,a mężczyzną nie istnieje" śmiała się, czując jednocześnie dumę, że posiada bratnią duszę, taką jak On.  

- można Kochać, ale nie za wszelką cenę - powtarzał
- przecież Kocha się nie tylko "za", ale też "pomimo"- mówiła

I naprawdę w to wierzyła...Ile razy już prowadzili takie rozmowy...Patrzyła w smutne oczy przyjaciela i po raz kolejny powtarzała "ostatni raz to znoszę", "ostatni raz wybaczam", "ostatni raz cierpię ..."' Ta miłość "niszczyła" ją kawałek po kawałku, co dzień zabierając jej ostatnie nadzieje. Nie potrafiła, z tym skończyć, było to dla niej niczym narkotyk, bała się życia w pojedynkę. Jedna chwila szczęścia zamieniona na tysiące łez nie miała dla Niej znaczenia. Gdzieś w drodze po tą miłość zagubiła swoje pasje, ambicje i marzenia...Chciała się spełniać tylko dla Niego i tylko przy Nim...Miał nad Nią "przewagę", a tą "przewagą" były uczucia, które okrutnie wykorzystywał. Gdzie była granica "moralności", którą obdarzają się ludzie? Nie było granic, w tym związku panowała chora jednostronność. Nie było szans na powrót do tych dni, kiedy to poznała Jego czułość, troskliwość i opiekuńczość, nawet Ona zdawała sobie z tego sprawę, nie mając jednak sił na to żeby to przerwać. "Gdzie podział się tamten człowiek?"- zastanawiała się. Tak bardzo tęskniła do tamtych dni...Oddałaby wszystko, aby cofnąć się w czasie i jeszcze jeden, jedyny raz przeżyć tamte chwile. Pomimo, że co dzień, był obok Niej, fizycznie odczuwała Jego obecność, własnymi stęsknionymi oczami patrzyła na Jego obojętną twarz, to z przerażeniem i rozpaczą tęskniła ..."Czy Ty mnie jeszcze w ogóle dostrzegasz?" - często zasypiając obok Niego zadawała sobie to pytanie. Nieświadomie nadszedł dla Niej moment , w którym się poddała, biernie traktując każdą spędzoną z Nim chwilę. Wspólne łóżko...czymże było? Wzajemny splot spragnionych ciał, gdzieś zaginął... Jego wędrujące dłonie i przyspieszony oddech na własnym ciele - czuła jakby dotykał ją obcy człowiek. Jak bardzo można czuć się samotnym, mając jednocześnie tą druga osobę przy sobie?  

Tamtego dnia powolnie i leniwie rozbudzały ją promienie słońca, wkradające się do sypialni. Obudził ją, stanął nad Nią władczo, "Najlepiej jak się rozstaniemy"' stwierdził cierpko i zwyczajnie odszedł...Trzask zamykanych drzwi i cisza...Dopiero po dłuższej chwili doszedł do Niej sens wypowiedzianych słów. Skuliła się, opadła na poduszki, nie widziała powodów dla których miałaby wstawać tego dnia z łóżka...Patrzyła w sufit..."Więc można czuć się jeszcze gorzej... jak wiele jest w stanie znieść człowiek?" - rozważała. Czuła rozpacz, która z dnia na dzień nabierała na sile. Dlaczego się poświęcała? Po co to wszystko znosiła? "W imię czego?" - pytała

- Wszystko się ułoży zobaczysz, jesteś młoda jeszcze tyle przed Tobą - przytulał Ją i próbował ukoić Jej ból. W głębi duszy dziękując losowi, że w końcu się to zakończyło. "Nie zniosła by więcej..."-powtarzał w myślach...Patrzył na Jej potargane włosy, na Jej mokre od łez policzki, a w oczach szukał tej iskry czułości, energii i optymizmu która biła z Niej zanim to wszystko się zaczęło, zanim wdała się w ten chory związek, który Ją tak wyniszczył...
- Wiem o tym, tylko.. słowo "kiedyś" wydaje się być tak odległe..., tak nierealne...- odpowiedziała
- Jesteś najsilniejszą i najbardziej wartościową kobietą jaką znam. Jeśli ktoś na tym świecie zasługuje na szczęście, to właśnie Ty. Uwierz w to…
- Dziękuje, że jesteś...- a z jej oczu popłynęły nowe łzy

I przytulił ją jeszcze bardziej. Wiedział, że z czasem "podniesie" się i odzyska wiarę w siebie. Tak bardzo chciał jej w tym pomóc...Tak naprawdę płakał razem z nią, razem z jej łzami wylewał tkwiący głęboko żal. Czym była w tamtej chwili ogromna, dzieląca ich światy różnica wieku? Niczym w porównaniu do smutku, który oboje odczuwali. Jednak tylko jedno z nich zdawało sobie sprawę, jak bardzo różni się ich smutek od siebie...

A ona? Z dnia na dzień wymazywała z siebie uczucia. "Nigdy więcej!" - poprzysięgła sobie.  "Nie warto.." - powtarzała sobie...Mijały miesiące, a Ona coraz bardziej utwierdzała się w tych przekonaniach. Przeciągłe spojrzenia mężczyzn traktowała pogardliwie, komplementy odbierała jako kłamstwa, nie potrafiła w nie uwierzyć. Jej oczy miały kolor węgla, a wyczytać w nich można było jedynie zawziętość i determinacje. Tylko jednej osobie wierzyła i ufała. Jej przyjaciel....powracała do Niego, dzieliła się z Nim swoimi sukcesami, drobnymi radościami i resztką łez, która jeszcze w Niej pozostała...Nie, wobec Niego nigdy nie była egoistką. Doceniała Go...

"Korzystaj z życia i ciesz się nim"' - powtarzał Jej, a Ona korzystała..."Zdrowy egoizm"- wmawiała sobie "To tylko zdrowy egoizm"'. Wykorzystywała każdą chwile, aby się dowartościować, aby zdobyć uznanie, aby udowodnić sobie własną atrakcyjność. Potrafiła zainteresować sobą mężczyzn, czyniła to  świadomie i z wyrachowaniem. Jakże bawiło ją ich postępowanie, ich prymitywne instynkty, ich próby zdobywania Jej...Jeżeli miała na to ochotę, spędzała kilka upojnych chwil z jednym z nich, nigdy jednak nie zostając na całą noc, nigdy u niej w domu, za to zawsze bez wyznań i obietnic. Nie oczekiwała i nie chciała tego, głęboko zakorzenione w podświadomości przekonanie mówiło Jej, że i tak będą to jedynie kłamstwa. Jej życie składało się z krótkich chwil, które pozornie dawały jej szczęście, przecież w życiu "piękne są tylko chwile" - cytowała, tak bardzo znane jej słowa i z uśmiechem na ustach poszukiwała tych chwil...Bezpieczne, ciepłe ramiona nie usypiały i nie budziły Jej, nie uspokajał jej żaden kojący głos, nie dzieliła z żadnym z nich swojego prywatnego "świata", nie zwierzała się z własnych marzeń....Marzenia? "Gdzie one są?"' - zastanawiała się, patrząc w niebo pełne gwiazd...

- Czego tam tak szukasz? - zapytał z lekkim rozbawieniem
- Marzeń
- Marzeń?- zapytał się ze zdziwieniem. Ostatnio była taka uśmiechnięta. jakże Go to cieszyło, teraz obawiał się, że wspomnienia wracają...
- No tak, kiedyś miałam tyle marzeń, pamiętasz?  
- Pamiętam każde z nich
- Przypomnij mi - poprosiła
- Zawsze marzyłaś o białym domku na plaży, o podróżach w nieznane, o Dominikanie…. marzyłaś o tym, żeby Kochać i być Kochaną...
- Tak...Powiedz mi, wierzysz w miłość, taką prawdziwą i z oddaniem?
- Czy coś się stało?- Nachylił się i spojrzał Jej w oczy
- Odpowiedz proszę
- Wierze, przecież wiesz. Nie rozumiem skąd te pytania?
- Ja już nie wierze...

Na nowo zobaczył w jej oczach tą charakterystyczną melancholie, jak bardzo te oczy wydawały mu się tajemnicze...Pragnął skryć Ją przed światem, uchronić przed wszystkimi smutkami i niepowodzeniami, tak bardzo chciał jej dać czyste i niczym niezakłócone szczęście. Otoczył ją swym ramieniem, delikatnie przyłożył swój podbródek do jej lśniących, pachnących orientem włosów i szeptał…

- Teraz tak mówisz, ale to się zmieni - powiedział ze smutkiem, ale i z przekonaniem. "Musi uwierzyć"- powtarzał w myślach
- Nalejesz mi jeszcze wina? - zapytała
- Wiesz, że Ci tego nie żałuje, ale wydaje mi się, że alkohol nie wpływa na Ciebie najlepiej
- Proszę nalej, to tak cudownie rozluźnia. Wypijmy za przyjaźń - powiedziała


Podniósł już drugą tamtego wieczoru, na wpół opróżnioną butelkę i nalał do jej kieliszka czerwony cierpki napój. Ta z pozoru silna osoba, była w rzeczywistości tak krucha i wrażliwa. Kiedy ją poznał, jeszcze kilka lat temu, nosiła w sobie niezliczone pokłady energii, w jej oczach kryła się czułość i dobroć, nie było osoby, której nie chciała bądź nie próbowałaby pomóc, a jej umysł był przestrzenią niesamowitych pomysłów....jak bardzo chciał wiedzieć, co teraz kryje się w jej myślach. Patrzył na nią, na jej zmieniony wyraz twarzy..."Ile sił zabrał jej tamten związek, ile sił zostało jej jeszcze na to żeby zbudować coś pięknego i prawdziwego"?- zastanawiał się nie dzieląc się jednak z Nią swymi myślami

Ona wpatrywała się w  kieliszek, już do połowy opróżniony. "Dlaczego nie zwierzyła mu się ze swych przygód" Przecież jest jej przyjacielem..” - zastanawiała się. Był to dla Niej swego rodzaju mur obronny, sposób w jaki radziła sobie z przeżytymi porażkami, z wykreowaną przez siebie samą rzeczywistością. On był dla Niej jedynym człowiekiem "innym" od całego świata, jej ostoją, bezpieczną przystanią...Nie należał do świata, który ogarniała coraz większa epidemia sztuczności, kłamstwa i fałszu. "Kiedyś mu powie..."'

Mimo wieloletniej przyjaźni, kryli przed sobą własne myśli. Dlaczego? Oboje posiadali tajemnice, które mogłyby zniszczyć to co ich łączyło. Tamten wieczór nie różnił się od innych chwil, które ze sobą spędzali. A jednak, przyniósł obojgu coś nowego...Ona - siedziała wygodnie na kanapie, skulona wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. On-  był tuż obok Niej i badał wzrokiem Jej zmęczoną postać...Uniosła głowę i napotkała jego wzrok. Dostrzegła, że w tych oczach kryje się coś więcej...Sekundy spojrzeń rozpłynęły się w przestrzeni, a w tej drodze spotkały się ich usta. Czy to skutek alkoholu? A być może jedno z nich nosiło w sobie coś więcej? Tej nocy nie padło już ani jedno słowo, nie było potrzebne. Spotkały się za to ich ciała...Jego dłonie wędrowały po Jej ciele, z początku nieśmiało...Ona nie protestowała, wręcz przeciwnie. Oddawała dotyk, z równą pasją i delikatnością jak On. Nie zaznała w życiu takiego uniesienia, czuła się pożądana, potrzebna, czuła się prawdziwą, spełnioną kobietą. On pragnął Jej tak, jak jeszcze żadnej innej w swoim życiu. Kilka chwil wzajemnej żądzy, pasji i spełnienia...Żadne z nich nie zadawało sobie w myślach pytań, jak to się zakończy... Wśród wszystkich Jej minionych zdarzeń, nie otulały ją bezpieczne i ciepłe ramiona. "Czy to za tym goniła"? To była ostatnia myśl z jaką zasypiała...

Od tej pory "przyjaźń" wzbogacała się o nowe pikantne, szczególne noce, wśród, których ich ciała spotykały się we wzajemnym uniesieniu...Myślała, że odnalazła coś dzięki czemu nareszcie przestanie gonić za nieznanym, za równowagą, za spokojem. On był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, tak mu się przynajmniej zdawało...Nie mówili o przyszłości, ani przeszłości, liczyła się jedynie teraźniejszość i chwile które razem spędzali. Nie wiedzieć czemu, kryli się z tymi chwilami, tak jakby gdzieś w podświadomości zdawali sobie sprawę, że do niczego dobrego ich to nie doprowadzi...Jak długo można żyć w niewiadomej teraźniejszości? On pierwszy zaczął budzić się ze snu... Owszem był szczęśliwy, ile lat marzył o takich chwilach, "ale co czuje Ona..."'?

Przyszła do Niego, tak jak zawsze zresztą...Przyniosła butelkę wina, z uśmiechem, mówiącym o tym jak zakończy się ten wieczór…
- Usiądź proszę - powiedział z powagą
- Coś się stało? - zapytała
- Dokąd Nas to prowadzi? Dlaczego ukrywamy się z naszymi uczuciami jak para smarkaczy? Nie wiem, czy tworzymy związek, czy oboje mydlimy sobie oczy! - wyparował jednym tchem

Wpatrywała się w Niego nic nie mówiąc, w Jej wnętrzu działo się coś niezrozumiałego, nie potrafiła powiedzieć co to jest...

- Kocham Cię rozumiesz? Kochałem Cię zawsze...- powiedział z taką czułością, aż w jego oczach pojawiły się łzy
- Ja....
- Co Ty? Stwórzmy coś pięknego, nie chowajmy się przed światem
- Ja...Nie....- zaczęła się jąkać, a w jej oczach pojawiło się poczucie winy. Już teraz wiedziała, to wyrzuty sumienia siały spustoszenie w jej wnętrzu
- Jednak mnie nie Kochasz...- bardziej stwierdził, niż zapytał
- Tak strasznie mi przykro....- tym razem to Ona chciała go przytulić, tylko co by to dało?
Odtrącił Ją i schował twarz w dłoniach
- Więc lepiej się rozstańmy tu i teraz, przepraszam, ale nie odprowadzę Cię
Siedziała jeszcze parę chwil i ze łzami w oczach wpatrywała się w Niego, jaki smutek i żal biły z jego silnej postaci...Powoli wstała, zatrzymując się przy drzwiach - " Przepraszam..." - powiedziała i znikła, pozostawiając za sobą unoszący się w powietrzu zapach łez i orientu…

Siedząc teraz przemoknięta i zmarznięta dopalała kolejnego papierosa...."Chwile...."' - pomyślała, "Jak bardzo są ulotne..."'. Teraz poznała całkiem inny ich wymiar...Skrzywdziła człowieka, na którego szczęściu zależało Jej najbardziej na świecie, ale nie Kochała Go, nie mogła oszukiwać kolejny raz siebie i… Jego. Ceniła jego poczucie humoru, Jego inteligencje, poczucie bezpieczeństwa, ciepło jakim Ją obdarzał, ale nie Kochała Go...."Kochał Ją...od jak dawna to ukrywał...?" - zastanawiała się. Nie, nie było dla Niej żadnego usprawiedliwienia, została skrzywdzona, zdradzona zraniona, ale co z tego? To Jej nie tłumaczyło, jak bardzo żałowała ....Czuła przytłaczające poczucie winy, zraniła Jego, najważniejszego - przyjaciela. Zrobił dla Niej tak wiele, a Ona...."och jaką okrutną egoistką się okazałam..", "Jak bardzo pogubiłam się w drodze, którą zwą życiem..."', Postąpiła w taki sam egocentryczny sposób, w jaki potraktowano Ją. Zatopiona w zdarzeniach z przeszłości, w swoich krzywdach myślała wyłącznie o sobie...”Nigdy więcej” – postanowiła sobie kolejny raz .A tęcza jej uśmiechu stała ścieżką dla jej diamentowych łez...

~kora

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 3022 słów i 16626 znaków.

2 komentarze

 
  • Coeur

    to naprawdę piękne

    10 lip 2013

  • KAMILOS

    Twoja twórczośc zasługuje na dużą pochwałe . Przedstawione przez Ciebie uczucia toważyszące tamtym chwilą są opisane w niewarygodny sposób . Jest przedstawiony tutaj problem uczuć i ich okazywania innemu człowiekowi , egoizmu , przyjażń i to jak można ją zniszczyć .

    5 kwi 2009