Portret życia #10

Portret życia #10Gdy się rozstałyśmy miałam wrażenie, że zamknęłam jakiś rozdział, wiem, to brzmi jak tani frazes z powieści dla młodych dziewcząt, ale nie chce mi się dorabiać do tego ideologii. Po prostu zrobiło mi się lżej, wyobraziłam sobie te piękne zachody słońca, spokój, małomiasteczkową otoczkę, kramiki, ogród, hamak.

    Gdy mijałam jedyny dom na osiedlu, który się ostał miedzy blokami, a w którym utworzono bibliotekę, ogarnęło mnie dziwne wzruszenie. Ten nieotynkowany dom z cegły, z kilkoma stopniami, pordzewiałą blachą i migającą żarówka nad wejściem, przypomniał mi o okładce książki V.C. Andrews „Mroczny anioł” Ta powieść leżała na małym stoliku pod oknem w pokoju Bogusi, chyba podczas ostatnich naszych wakacji u niej.
Usia w czasie poobiednim, gdy słońce niemiłosiernie paliło ziemie a piasek nie pozwolił się dotknąć, siadała w cieniu werandy i czytała. Pewnego dnia, gdy widziałam jak przeciera zmęczone i załzawione oczy zaoferowałam się, jako lektor. To była okrutna treść, tyle tam było bólu, ludzkiej krzywdy, że później unikałam bycia altruistką, bo nie czerpałam z tego satysfakcji.

    Pobiegłam, czym prędzej do mieszkania i zaczęłam przeglądać swoje książki, obrazy i dotarło do mnie, że otaczam się tym, co piękne, szczęśliwe, a świadomie wypieram, co brzydkie, trudne. To, dlatego moje małżeństwo się rozpadło, bo nie umiem zaakceptować rutyny, nie mówiąc o czymś trudnym.  
To nie wina Janka a moja, to ja byłam niepoprawną romantyczką, która chciała żyć bez zamiany zdania z sąsiadką, która ma bóle pleców, ciężarna Olą, którą chłopak zostawił bez słowa itp. Chciałam by Janek wciąż się uśmiechał brał na spacer i wołał pod prysznic, a wszelkie nastroje miał zostawiać w pracy u teściów czy u pani w okienku na poczcie. Byle dla mnie był jak z obrazka, czarujący, elokwentny i wyrozumiały.

     Usiadłam na małym okrągłym dywaniku w salonie gdzie panował rozgardiasz, książki walały się po podłodze, na okładkach pary ściskające się w namiętnym uniesieniu, kwiaty, plaże, zielone wzgórza. I obrazy na sztalugach, pejzaże, miraże, wschody i zachody, wydmy, kotlinki. I nagle moje oczy zauważyły tą jedną z wielu rzeczy, którą dostałam od Bogusi, a która służyła mi, jako zakładka do książki.  
Była to manufaktura na kawałku tektury, nakreślony grubym ołówkiem szkic mężczyzny i kobiety idących leśnym duktem. Wystawała z jednej z książek, którą ostatnio czytałam.
Gdy się żegnałyśmy podeszła do mnie i powiedziała:

- „ Wiem, że lubisz czytać i będzie mi przyjemnie, jeśli ktoś po mojej śmierci będzie dalej używał tego, jako zakładki.”

Posłuchałam.

    Dlaczego nigdy nie zapytałam, kto utrwalił ów wizerunek i kto jest obok niej. Bo nie ulegało wątpliwości, że to Usia. Pytanie na dziś, - kto jest tym chłopakiem?

Dochodziła dwudziesta pierwsza, jeśli Usia dalej ogląda te dziwne seriale, „M jak miłość”, czy „Na wspólnej” to mogę śmiało zadzwonić, licząc jedynie na bure za przerwanie seansu.
Podeszłam do swojej torebki i wyciągnęłam telefon, odszukałam numer i na wdechu czekałam na odbiór z tamtej strony.

- Tak, słucham. – Rozszedł się po moich uszach znajomy głos wypełniając całą przestrzeń mego samotnego salonu.

- Bogusiu, to ja..hm – odchrząknęłam – Ela – powiedziałam tak niepewnie, jakbym dzwoniła z przeprosinami, niepewna reakcji odbiorcy. – Przepraszam, że tak późno, pewnie nie w porę, ale pomyślałam, że ..

- No wreszcie – przerwała z animuszem – twoja matka chyba z tydzień temu na okrętkę próbowała się dopytać, czy czasem nie kontaktowałaś się ze mną. Jak więc chcesz się ze mną bawić w podchody jak ona i pytać o zdrowie i inne duperele, by przejść do meritum to mówię stop. Wiem od niej, co się stało i mam żal skarbie, że starej ciotce nie pozwoliłaś postawić się do pionu. Dopiero moje zaproszenie zmusiło cię do aktu miłosierdzia, co?

Zaproszenie? Niczego nie dostałam. Jeju! Kilka dni nie zaglądałam do skrzynki.
A więc Usia wie, nie ma jak to mieć mamę.

- To wiesz, że ja z Jankiem?

- Dlatego od kilku dni czekam na wiadomość kiedy mam się ciebie spodziewać. I nie bój się, mnie nie interesuje, co zaszło. Zresztą ja teraz plotę jak najęta, będziesz mnie musiała wysłuchiwać, oczywiście wieczorami, bo przez dzień wygonię cię na bazarek, a później na molo. Możesz wziąć płótna jak chcesz, tu dojdziesz do ładu z sobą już moja w tym głowa.

Osunęłam się na podłogę i zaczęłam łkać. Nie wiem sama, dlaczego tak zareagowałam, ale chyba świadomość, że nic już nie będzie takie samo w tamtym zakątku spowodowała ten żal, żal za czymś, co bezpowrotnie zabrał czas.

- Elu, dziecko moje, płacz, tylko ci, co są winni łez nie pozwalają na to.
- Na pewno nie będę przeszkadzać?

- W czym, skarbeńku? Jeszcze się przydasz, bo mam ranę w łydce i cholerstwo nie chce się zagoić, a smarować mi ciężko, bo w krzyżu coś mnie jebło, po waszemu wlazło. Kazali mi to maczać w jakimś wywarze z buraka to będziesz zatrudniana do tego. No, co, chyba mi się należy odpłata za te wasze wakacje?

Uśmiechnęłam się ocierając policzki z łez.

- To ja jutro pod wieczór będę.
- Heniu przyjedzie po ciebie do Kołobrzegu o piętnastej, wiem, bo sprawdzałam.
- Po co, angażować w to..
- Nie masz nic do gadania - przerwała ma rozmówczyni. - Pa skarbie, jutro pogadamy, bo reklama się skończyła a chcę wiedzieć, co Dykiel mu powie. Oglądasz „ Na wspólnej”?
- Nie, jakoś nie mam czasu…
- To do jutra. –Skwitowała naszą konwersację ciocia Bogusia.  


        PRPLOG

    Siedziała na barierce mostu pod którym pieniły się buzujące fale.  
Zazwyczaj nienagannie uczesane jasne włosy nie mogły się zdecydować czy mają podrygiwać czy spocząć na ramionach.
Gołe stopy z pomalowanymi na czarno paznokciami ociera o siebie by choć na chwilę złagodzić uczucie  zimna. Ma na sobie długą suknię i choć rozkloszowana zasłania toń wody wie, że tam w dole fale rozbijają  się o przęsła.
Przywykła do tego widoku.
Wiele razy tu przychodziła, potrafiłaby z zamkniętymi oczyma opisać kiedy nastąpi kolejny głuche plaśnięcie o betonowy mur.
Gdyby fale mogły poznać jej myśli i je na głos wyjawić.....na szczęście nie są do tego zdolne.
ściąga welon z głowy, który odrzuca za siebie, spada na betonowe płyty tuż obok jej szpilek równiutko ułożonych pod obramowaniem ochronnym.

    Zapada zmierzch i coraz trudniej dojrzeć cokolwiek dlatego dopiero teraz zauważyła, że jakieś trzysta metrów przed nią na przyrzecznej dróżce przysiadło dwoje ludzi.
Uśmiecha się widząc ich mowę ciała zdradzającą, ż są szczęśliwi być może odliczają dni do ich wesela, planują, co i jak powinni załatwić.  
Jakby nie byli tak zapatrzeni w siebie to dostrzegliby jej drobną posturę w tej białej sukni ślubnej.

  Nie jest pewna ale zdaje jej się, że ta osoba na ławeczce to jej mąż.
Nieważne.
Teraz jest dla nich panną młodą, która wyszła ze swojego wesela by odreagować, by zapomnieć ostatnie minuty spędzone wśród rozwrzeszczanego tłumu.
Po prostu przyswoić to, że jest już zajęta, nie ma odwrotu, została poślubiona i ma wobec tego mężczyzny obowiązki a i poniekąd oczekiwania.

   A oni tymi przeżywającymi wszystko w wyobraźni.
Tymi, którzy wierzą, że w tym dniu przyjadą znajomi, będą uśmiechy, żarty, zazdrosne spojrzenia na ich szczęśliwe twarze.
Gratulacje, poklepywania, toasty, tańce do utraty tchu.

   Ogląda się za siebie i widzi, że welon powoli ale jednostajnie znosi na drugą stronę i zaraz za kilka sekund przedostanie się pomiędzy kątowniki i wpadnie w otchłań rzeki.
Nie zdąży...
Nie zdąży przed nią.
Odpycha się i leci, nie widząc gdzie gdy suknia przykrywa jej twarz jak całun.


                            1

                     Renata
                       Ślub


                 Powoli podwórze przed hotelem w którym odbywała się uroczystość zaczyna zapełniać się gośćmi, którzy szepczą w małych grupach o tym, co zdaje się niemożliwe.
Bogumiła, ciotka panny młodej siedzi pod markizą w przyhotelowym ogródku i ciężko łapie oddech nie tylko z powodu swej tuszy. Jej mąż, szczuplutki i mało bystry mąż, poklepuje ją po dłoni i wyciera chusteczką skroń, szepcząc w kółko:
        
     -  To ci dopiero informacja, nasza małą Elżunia i taki desperacki krok! -  
  
      Jeszcze kilka godzin temu chodził posępnie za swą małżonką i by przytakiwać jej w niemym rozczarowaniu jak to wszystko źle zorganizowane.  
A Bogumiła potrafiła uprzykrzyć życie począwszy od narzekania na zbytniej ekstrawagancji w upiększaniu sali na uroczystość zaślubin poprzez menu a skończywszy na  gościach, którzy są zbyt młodzi albo nazbyt głośni i mało inteligentni. Jak zdążyła o tym się przekonać widząc ich po raz pierwszy i nie zamówiwszy z nimi poza zdawkowymi uprzejmościami słowa - to już jej tajemnica.



         Wchodzę do środka hotelu, tu na parterze w oddzielonym pomieszczeniu od pewnego czasu znajduje się Radek, mąż Elki.
Zmaga się z tragiczna informacją i towarzystwem funkcjonariuszy policji.
Zmaga chyba dosłownie bo słyszę już z daleka jego podniesiony głos.

milegodnia

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1712 słów i 9332 znaków, zaktualizował 11 gru 2020.

Dodaj komentarz