Portret życia#5

Portret życia#5To jednak mogłam jeszcze jakoś zdzierżyć w końcu nie jestem zobligowana do terminów, mam ten komfort, że mogę eksperymentować, choćby na błędach. Gorzej, że w codziennym pokonywaniu rutyny nastąpił regres i utrudniałam sobie to własną indolencją. Bo jak nazwać wkładanie płynu do naczyń na półkę obok mleka w lodówce, czy pozostawienie margaryny na pralce. Ciągłe przeszukiwanie pokoi, by zlokalizować dzwoniący telefon, a także kluczy przy wyjściu z mieszkania, czy sprawdzanie rachunków, czy aby coś mi nie umknęło. Raz schodziłam po schodach z odkurzaczem i dopiero w momencie otwierania drzwi do piwnicy uprzytomniłam sobie, że, to donicę miałam tam zanieść. Gdy jednak wjechałam na rondo i po zrobieniu okrążenia wjechałam w drogę powrotną, zrozumiałam, że powinnam wybrać się do lekarza rodzinnego by skonsultować się z jakimś specjalistą.

Terapeuta Daniel Chnat, powiedział mi, że zostałam wytrącona, jakby z obranego kursu.

Ujął to mniej więcej w takie słowa:

-„ Zawierzyłaś swoje życie człowiekowi, który miał towarzyszyć ci w twoich sukcesach. I tak było, jak zauważyłaś układało się nawet lepiej niż dobrze. To wszystko było przyporządkowane partnerstwu, taka wspólnota i być może teraz twoja podświadomość nie może zaakceptować tego, że sama dasz radę taki stan rzeczy podtrzymać. Jak mi powiedziałaś, zaczęło się od kilku potknięć przy sztalugach, co sugeruje, że mogę mieć rację. Jeśli liczysz, że pomogę ci to zwalczyć kilkoma pigułkami to musze cię rozczarować. To wymaga kilkunastu wizyt i wielkiego zaangażowania, a nade wszystko zdrowego egoizmu, bo tego ci najbardziej brakuje.”

Zapytał mnie jeszcze o to czy nie miewam problemów z wysypianiem się. Napomknęłam, że niestety nie jest z tym najlepiej, bo bardzo często budzę się w nocy i gdy sięgnę po komórkę to stwierdzam, że usnęłam na nie więcej niż dwie godziny. Po tym szczerym wyznaniu prawdy, mój terapeutka oparł się wygodnie w fotelu i powiedział mi prosto z mostu:

- „Wcale mnie to nie dziwi. Nie od dziś wiadomo, że wam kobietom do pełnej regeneracji nie wystarczy łoże, ale i bezpieczeństwo, które zapewnia druga osobą leżąca przy waszym boku.

Cóż, - tu rozłożył dłonie i przystroił twarz grymasem - ty Elu pozbawiłaś się tej opcji.”

  

Nie wiem czy Daniel miał na myśli tylko poczucie bliskości, czy w zaowalowany sposób popychał mnie do rozwiązłości?

Jedno jest pewne, coś było na rzeczy, bo nawet pod koniec, gdy z Jankiem nie byliśmy już zgranym tandemem, przesypiałam noce.

Specjalista czasem prawdę ci powie.

  

Od ośmiu lat maluję, ale dopiero dwa lata temu zaczęło przynosić to profity. Dzięki temu spłata kredytu nie spędzała nam snu z powiek. Gdy teraz sama biję się z myślami w tym lokum, dochodzę do przewrotnej myśli, że to właśnie stabilność finansowa – ku ironii – spowodowała, że poczuliśmy się za pewni, zbyt ważni, a może przestaliśmy pielęgnować to, co wymagało zabiegania?

Co się z nami stało?

Wyglądałam przecież dobrze. Co prawda kilka lat temu miałam lepszą figurę, później troszeczkę jakbym przybrała, ale jak twierdził Janek te zaokrąglenia pozwoliły mi wreszcie stać się kobietom, a nie być ciągłym podlotkiem z wypchanymi miseczkami. Najpierw to rozkminiałam – jak to ja – czy aby nie ma w tym ukrytej aluzji i tak naprawdę nie straciłam w jego oczach.

Na szczęście przyszedł wieczór i olśnienie w łazience po kąpieli. Podeszłam bez wycierania ręcznikiem przed zaparowane lustro, przetarłam go. Stanęłam bokiem i to wystarczyło. Zauważyłam spływającą krople wody, która zaczęła bieg od ramion. Po zaróżowionej, pachnącej skórze ześliznęła się na pierś i delikatnie zatoczyła łuk po tej krągłości. Zanim odczepiła się od brodawki by z impetem upaść na płytki ja już wiedziałam, co Janek miał na myśli. Wyobraziłam sobie jego usta poruszające się tą trasą i aż przygryzłam dolna wargę z podniecenia. Uśmiechnęłam się do swego odbicia, jednocześnie klepiąc się w pupę. Łazienka to najcudowniejsze miejsce na ziemi.

  

To było właśnie jakieś dwa lata temu, gdy Pan Zenon, właściciel pracowni plastycznej na Okrzei wyświadczył mi przysługę pytając:

- „Słuchaj, piękna, ( zwykł tak mówić do większości z nas animatorek sztuki malowania) w sobotę mam tu zrobić wernisaż Kubackiemu, wycofał trzy stanowiska, więc jak chcesz jest do obsadzenia. Wybierz coś ze swoich prac, a nóż się komuś rzuci w oczy”

On poszedł, a ja stałam przed sztalugami nie wierząc, że to powiedział. Nawet nie zdążyłam mu podziękować, byłam w totalnym szoku. Ja zwykła dziewczyna miałam możliwość pokazać kieleckim notablom, kustoszom, i kij wie, komu jeszcze swoje wypociny

Udało się, gościu z pod Lublina coś w nich zobaczył i poprosił o prospekt moich dokonań. Oczywiście nie miałam, no jak, skąd. Szybko dokonałam tego niedopatrzenia i po kilku dniach wysłałam mu na wskazany adres. Przysłał odpowiedź po dwóch tygodniach i do dzisiaj wziął dokładnie dwadzieścia siedem płócien. Najdroższy za pięć i pół tysiąca z widokiem na Pustynię Błędowską. Było akurat przed burzą i zrobiłam zdjęcie akurat w momencie wyładowania atmosferycznego, co skrzętnie pociągnęłam pędzlem. Swoją drogą to ciekawe, że bardziej nas ciekawi pustynia, las tropikalny, czy kawałek zdjęcia w ramce obrazującego Nowy Jork po północy Ale już niekoniecznie taka nawet najpiękniejsza okolica tuż obok, już kręcimy nosem, jest be, taka sobie by ją powielać na ścianie.

Taa, jesteśmy pretensjonalni, ja zresztą również.

milegodnia

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1024 słów i 5766 znaków, zaktualizował 23 gru 2019.

Dodaj komentarz