Portret życia #13

Portret życia #13Heniu był nam dobrze zanany – pisząc nam, mam na myśli Ankę, moją siostrę - często zaglądał do Bogusi, zwłaszcza, gdy my przyjeżdżałyśmy na wakacje. Wówczas miał jakąś czterdziestkę i był kawalerem, tak raczej z tradycyjnego nazewnictwa, bo podejrzewam, że on to nie stronił od wyzwań damsko - męskich. Ale w to nie będę po tylu latach wnikać, jak to mówią, co użył to jego.

Przynajmniej jasno dawał temu wyraz swoimi tłustymi opowieściami. Relacjonował to bacznie nam się przyglądając, jakie to na nas, młodych foczkach robi wrażenie. Taki typ człowieka, który jak z siebie nie zrobi kogoś lepszego niż jest to uważa dzień za stracony.

    Heniu w owym czasie nie wyglądał na swój wiek a na pewno nie zachowywał się jak na swoje lata. Przychodził często pod wieczór i starał się nas podrywać, dopóki gospodyni nie pokazała drzwi. Między nimi czuło się nic sympatii, Usia chyba traktowała go jak syna, bo nawet jak wydarła się na niego, to oczy zdradzały, że czyni to dla zaakcentowania pozycji, czyli tak pro forma.

   Jak to zwykle z chłopami bywa, po jednym browarku ( do tylu się przyznawał) stawał się elokwentny, wprost błyszczał jak po brokacie, wygłaszając o naszych rozkwitających, ale już zauważalnych kobiecych kształtach porównania do wszelkich pięknych widoków i dzieł sztuki. Zawsze nas straszył, że być może dziś nie będzie mógł wytrzymać i zajrzy do namiotu. Wiedziałyśmy, że mówi to po to by zdenerwować Usię, która przeważnie kiwała głową z politowaniem, czasem dopełniając ten obraz kilkoma słowami w stylu:

- „Oj, stary ciuliku, znalazłbyś sobie wreszcie jakąś stateczna kobitę i byś miał tego aż do usrania. Założyłbyś rodzinę, wychował, jakie dzieciaki a nie tu pieprzysz głodne kawałki, jaki to z ciebie nie grajek majowy”

Tak to bywało, ale gdzieś pośród nocy, gdy się na moment zbudziłam to nasłuchiwałam, czy czasem nie ziści się jego plan i nie podkradnie się by nas dalej bałamucić. Anka, moja siostra, to miała go za przygłupa, który tylko w gębie jest mocny a tak naprawdę to jest sam, bo wszystkie panny na wyspie poznały się na nim.

Może i tak było, ja tam go lubiłam.

    Po jednej z takich wizyt, gdy układałyśmy się w namiocie do snu siostra zadała mi pytanie:

- „Czy ty zauważyłaś, że on patrzy tylko na ciebie?”

Zbyłam ją prychaniem i ironicznym śmiechem, ale tak naprawdę też miałam takie wrażenie.

  
   Mijała właśnie dekada od tych ostatnich wakacji i naszego ostatniego spotkania. On mężczyzna pięćdziesięcioletni i ja już nie nastolatka, a kobieta pod trzydziestkę.
Takie właśnie myśli towarzyszyły mi tuż przed wjazdem na stację w Kołobrzegu.

Gdy zbierałam się do wyjścia zerknęłam w lustro i poszczypałam policzki, które aż raziły bladością. Kilka tygodni w czterech ścianach zrobiło swoje, opalenizna przybladła, na szczęście oczy świeciły nadzieją i tym pierwiastkiem ciekawości, który zapłonął kilka godzin temu.

Zauważyłam go z daleka, ciągnąc swój bagaż i sztalugi pod pachą. Starałam się iść jak najzgrabniej, ale im usilniej tego pragnęłam tym bardziej czułam, że to nie stoi nawet obok gracji.

Zauważył mnie.

Ruszył nie zwlekając z pomocą.

- Elu, spokojnie, nie szarp się. Mamy czas. Ja to pociągnę.

Nie przejął, ale wydarł mi z dłoni walizkę.

- Te – pokazał na sztalugi – stojaki, też daj.

- Nie, Henryku, dziękuje, dam sobie z tym radę.

Wyprostował się.

- Henryku? Ja pierdziele. Ela, ja wiem, że ty tam teraz robisz furorę, ale do mnie to nie musisz z taką rezerwą podchodzić. No chyba, że ty stałaś się taka „ą”, „ę”, to przepraszam, postaram się dostosować.

Przekrzywił głowę i czekał na mój ruch.

No tak, jak zwykle potrafił mnie zawstydzić. Założyłam kosmyk włosów za ucho i próbowałam wypaść swobodniej niż się czułam.

- Wiesz, już nie jestem trzpiotką, to i stwierdziłam - machnęłam ręką – zresztą niepotrzebnie, że należy formułować zdania bardziej dojrzałe.

- No widzisz. Można inaczej? I tego się trzymaj.

Przechylił się w moją stronę by cmoknąć mnie w policzek. Zaciągnął zapachem zza ucha i wyprostowawszy się głośno je wypuścić.

- Ty to masz gust. Pachniesz jak najpiękniejszy poranek na molo, po nocnej burzy. A jak wyglądasz – odsunął się na krok i z taksował mnie powiększonymi źrenicami - te nasze dziewczyny na wyspie to choćby majtki przez głowę ściągały to i tak nie zwrócą uwagi na siebie w twoim towarzystwie.

Przewróciłam oczyma i ruszyłam przed siebie.

    Teraz już byłam pewna, że to Henio, niektórzy mężczyźni nawet jedną nogą nad grobem pozostaną wiecznymi bajkopisarzami. Cwany lis, wiedział, co powiedzieć i kiedy, odpowiednio krzywiąc głowę, intensywnie spoglądając w oczy, głaszcząc po ramieniu czy całując w skroń. Mógł na pewno kobiecie zawrócić w głowie i pewnie kilkukrotnie to zrobił.

Tylko ja nie miałam już naście lat i co ważniejsze przeżyłam takie urocze momenty z Jankiem, po których trzeba zmierzyć się z codziennością a ta wygląda niestety nieco inaczej.

Pewnie zatraciłam coś z romantyczności na rzecz rozsądku.

Cóż, nikt nie jest doskonały.
1362- 170320

milegodnia

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 979 słów i 5323 znaków, zaktualizował 19 maj 2020.

Dodaj komentarz