Po wyjściu z łazienki usiadłam na sofie, ale nie było mi dane dalsze kontemplowanie przeszłości. Zadzwonił bowiem telefon a po drugiej stronie łącza usłyszałam Anitę, przyjaciółkę, która nie zwykła bawić się w jakiekolwiek wstępy, pozdrowienia, czy kurtuazyjne pytania. Tak było i tym razem.
- Jak chcesz przerwać nudę to zapraszam do „Cacao”, akurat za pół godziny zwolni się stanowisko przy kręglach. Mam nadzieję, że nie będę zaczynać bez ciebie?
Rzuciłam okiem na zegar.
- W sumie to nie jest może najlepszy moment, nie wiem, czy będę dobrym kompanem.
- Zrób zdjęcia tym szkicom znad jeziora, to prześle je Arkowi. To czekam, zamówię ci to, co zawsze.
Tak, Anita nie należała do osób, które podejmują decyzję po wysłuchaniu oponenta, kompromis działał u niej w jedną stronę.
„Cacao” to lokal z kręgielnią z naciskiem na to drugie, ma tą zaletę, że można w spokoju porozmawiać, gdy większość przestaje wokół trzech stanowisk i z zaciekawieniem obserwuje punktację po swoim rzucie. Drugim plusem jest lokalizacja, około trzysta metrów od mego mieszkania, to akurat tyle by nie wystraszyć się najgorszej aury. Gdy weszłam Anita już trenowała z jakimś dwudziestoparolatkiem, a w zasadzie popisywała się swym zgrabnym tyłkiem, nazbyt długo go wypinając, gdy kula już dawno wpadła w kręgle. Gdy wreszcie mnie zauważyła pomachała i podbiegła by zaprowadzić mnie do naszego stolika.
- Tu masz coś na pobudzenie do życia. A frytki za chwile zamówię.
- No ja to niekoniecznie mam ochotę.
Anita spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Ciotka – pokiwała mi palcem sięgając po literatkę z niebieską słomką. – Najpierw pociągnij sobie tak zdrowo, a później mi powiesz, co sobie znowu nawymyślałaś w tych czterech ścianach. I pokaż te zdjęcia.
Wyciągnęłam z torebki telefon i podałam go zainteresowanej.
- Czyżby dopadły cię wątpliwości? – Spojrzała na mnie lekko przekrzywiając głowę.
Chciałam udać, że nie do końca wiem, o czym mówi, ale to nie miało sensu, Anita i tak by mnie przyparła do muru.
- Klamka zapadła, to nie nasza bajka – uśmiechnęłam się, udając rozluźnioną.
- Ale, to ty zatrzasnęłaś drzwi, Janek mógł tylko przyjąć do wiadomości – machnęła ręką i pokiwała głową. – Zresztą, kto się wiąże z Jaśkiem? To przecież imię jest z dowcipów z kimś takim nie można wiązać się na poważnie. Przyjść pograć w kręgle, iść na odpust by zjeść z nim watę cukrową, zatańczyć czekoladowego walczyka, to tak, ale całe życie spać z Jaśkiem, to tragedia.
Anita pisała doktorat z antropologii i wzięła na „warsztat” staże małżeńskie w oparciu o miejsce zamieszkania, ilość dzieci i status wykształcenia. Tak się rozochociła w tym temacie, że każdy aspekt rozbiła na kolejne punkty, dochodząc do niekonwencjonalnych wniosków, iż imię stanowi strategiczną informację dla partnera.
Z powagą godną doktoratu postawiła tezę, że Edward, to typ hulaki, który nie zdradzi, ale gniazdko nie jest mu potrzebne przy jego trybie życia. Z Bogusławem przeżyjesz coś intensywnego, ale wypali się to po dekadzie. Szymon to także krótkodystansowiec, bez papierów na dłuższy angaż. Moja przyjaciółka również puka się w głowę, gdy słyszy, że któraś z naszych znajomych poznała Patryka i wychwala go, jako tego jedynego.
- Szkoda, że tej pracy nie zaczęłaś pisać pięć lat temu.
- Moja droga, nie mogę wszystkiego przewidzieć – odpowiedziała rozkładając ręce.
- Mimo wszystko nigdy w życiu nie podejrzewałabym, że tak szybko będę rozczarowana. Ba! Zabiłabym śmiechem, gdyby ktoś powiedział mi, że to się kiedyś tak zakończy.
- Musimy namierzyć dla ciebie Tobiasza – stwierdziła z powagą.
- To dopiero obciach, takie imię jak z kreskówki – wyciągnęłam język na znak obrzydzenia.
- Dobra, to Emil, ewentualnie Bartosz, a najlepiej Czesław, to jest gwarancją stabilności i możliwości doczekania złotych godów.
- Ta, będzie pani zadowolona – przedrzeźniałam się starym sloganem. – Najlepiej jak pojadę na jakieś spotkanie „ Koła gospodyń wiejskich”, tam dopiero jest skarbnica wiedzy o długowieczności.
Dodaj komentarz