Ona brzydka. On przystojny. #2

On:  
     Mój tygodniowy plan zajęć jest idealny.
     W poniedziałek, wtorek, czwartek i piątek jeżdżę na uniwersytet, na kilka wykładów. Środę mam wolną. Każdy środek tygodnia to mój mały weekend, więc długi, męczący i nieprzyjemny tydzień każdego innego to moje krótkie, miłe dwa tygodnie. Codziennie trenuję piłkę nożną w lokalnym klubie, ale nie zaliczam tego do swoich obowiązków.
     Przed wczorajszym treningiem odebrałem z salonu świeże auto. Jest cudowne. Z zewnątrz wylakierowane w motyw w gepardzie cętki, a wewnątrz wyścielone złotym futrem i obite burgundem – tak przynajmniej był podpisany kolor materiału, który wybrałem do wnętrza. Ciemnoczerwono brązowy.  
     Wsiadam do samochodu na pierwszą prawdziwą, długą przejażdżkę. Zakładam okulary przeciwsłoneczne.  

     I tak oto wszystkie kobiety są moje.  

     Wyjeżdżam z podwórka i włączam muzykę tak, żeby bit dudnił mi w głowie. Jadę w miarę szybko chociaż poza treningiem późnym popołudniem nie mam żadnych planów.  
     W lusterku widzę dziewczyny zmysłowo patrzące na mój samochód. Ich spojrzenie bezpośrednio na mnie byłoby dwa razy intensywniejsze.  
     Jedna z nich chyba wie, że ją obserwuję bo liże lizaka w taki sposób, że...

     Włączam się w ruch na najbardziej zatłoczonej ulicy i jadę dużo wolniej. Głaszczę kierownicę zachwycając się doskonałością związku złota z burgundem.  

     Jakaś laska pomyliła kierunki. Stoi na krawędzi chodnika z wyciągniętym kciukiem, po drugiej stronie ulicy, zamiast błagać mnie żebym chociaż otworzył przed nią okno. Marzy, żebym po nią podjechał.
     Zapomnij. Ja przecież gram rolę zimnego drania.  
     Kiedy przyglądam się jej dokładniej zdaję sobie sprawę, że już widziałem tę twarz. Kojarzę informację, wjeżdżam na rondo i zawracam.  
Ona:
     Tak. To ja. Stoję tu i czekam na łaskawego kierowcę. To nie musi być książę z bajki na białym rumaku. Potrzebuję kogoś kto podwiezie mnie do pracy. Autobus odjechał mi dosłownie z przed nosa i tkwię na chodniku już pięć minut, a ręka zaczyna mi drętwieć.  
     Opuszczam ją, gdy podjeżdża przede mnie samochód. Wsiadam do niego.
     Przed chwilą po drugiej stronie ulicy w tłumie aut zobaczyłam dziwaczny pojazd w jeszcze bardziej zdumiewający wzór. Jaki kretyn marnuje pieniądze na coś takiego?  
     Zauważam, że teraz ten samochód jedzie tuż za nami.  
     - Dziwak. – mówi szofer, a ja z chęcią przyznaję mu rację. Jeszcze raz spoglądam w lusterko, żeby przyjrzeć się tej niedorzeczności.  
     Moje serce zatrzymuje się, a rozrusznik zbyt gwałtownie włącza. Czuję czerwieniejące się policzki. Trzęsące się ręce. Mam wylew.
     Za kierownicą najbardziej nienormalnego samochodu na świecie siedzi on.
     On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On. On.      Jedzie za mną.
On:
     Mam mnóstwo czasu, także jadę za nią.
     Samochód, w którym siedzi zjeżdża na pobocze. Robię to samo.
Ona:
     Nawet nie wiem kiedy minęła podróż. Wychodzę z auta. Mam jeszcze z kilometr drogi, więc decyduję się pokonać ją pieszo.  
     Cały czas za mną jechał. Przed chwilą zatrzymał się. Postanawiam nie zwracać na to uwagi. Idę.  
     Cętkowany samochód dogania mnie. Hamuje. Opuszcza szybę. Wnętrze jest równie szalone jak karoseria. Najbardziej normalny w tym wszystkim jest on na siedzeniu kierowcy.  
     - Wsiadaj. – mówi. Tym jednym słowem rozbraja mój rozrusznik.  
     Próbuję zapanować nad głosem. Przygryzam usta, biorąc uspokajający wdech.
     - Nie, dziękuję.  
On:
     Co?
     Chyba się przesłyszałem.
     
     Ona mi odmówiła?! Mi?

     Mój wzrok przykleił się do miejsca, w którym schyliła się uginając kolana, wypinając tyłek, nadstawiając dekolt i przygryzając usta
     , żeby mi odmówić.
     W oknie już jej nie ma. Jest kolejne sześć metrów dalej. Poszła sobie. Ruszam za nią. Hamuję.  
     - Wsiadaj. – powtarzam. Powiedziałbym, że słabo znoszę odmowy, ale zadziałałoby to na moją niekorzyść.  
     Otwieram przed nią drzwi i rzucam spojrzenie pełne uroku osobistego. Zazwyczaj od tego spojrzenia kobietą uginają się kolana.  
     Jej oczywiście też. Usiadła. Posłuchała mnie. Wygrałem.  
     Jestem najseksowniejszym facetem na tej planecie.
     Dlaczego nawet na mnie nie spojrzy?
     - Dokąd cię podwieźć? – pytam. Dziewczyna bawi się uchwytem torebki.
     - Do Kościoła Św. Anny. – mówi bardziej do swoich rąk niż do mnie.  
     - O, często tam chodzę. Masz jakąś ważną Mszę?
     Lewym okiem patrzę na ulicę, a prawym na nią. Sprawdza coś w telefonie.
     - Jest jedenasta osiemnaście. – informuje. Ta wiadomość jest bezużyteczna. Jak już wcześniej wspominałem nigdzie mi się nie śpieszy. – Nie wiedziałam, że o tej porze w środy są odprawiane Msze.  
     Ja też nie.
     - Więc dokąd jedziesz?  
     Zatrzymuję się w korku.
     - Do pracy. Już jestem spóźniona, a teraz jeszcze korek. Wspaniale!
     Chyba nie jest w najlepszym humorze.  
     Czy ona pracuje w kościele?
     - Spokojnie. – pocieszam ją. – Ładny mam samochód, co nie?
     Nic nie odpowiada, więc kontynuuję.
     - Ten kolor to burgund. – wskazuję obicie wnętrza.
     Nadal się nie odzywa, więc zjeżdżam rozmową na inne tory.  
     - Mam funkcję przyciemniania szyb, więc jeżeli utkniemy tu na dłużej to możemy zająć się czymś ciekawszym niż rozmowa.  
     Do tej pory bawiła się rękami. Teraz położyła je na torebce i patrzy mi prosto w oczy.
     
Ona:
     Jedenasta osiemnaście: "O, często tam chodzę. Masz jakąś ważną Mszę?”, kilka minut później: "Ładny mam samochód, co nie?”, dosłownie w następnej chwili: "Mam funkcję przyciemniania szyb, więc jeżeli utkniemy tu na dłużej to możemy zająć się czymś ciekawszym niż rozmowa.”  
     Ma na sobie koszulkę na grubych szelkach, która nieco na nim wisi, obcisłe jeansy i okulary pilotki. Ma też ucho przekute dużym srebrnym kolczykiem. O dziwo nie jest wytatuowany.  
     Vibora powiedziała: "To typ z książki. Przystojny egoista, który chce tylko zaliczyć.”. Chylę przed nią kapelusz. Miała rację.  
     Ale czy on mówił poważnie? Chce mnie przelecieć?
     Pomimo płytkości i chamstwa swojej wypowiedzi, schlebia mi.  
     Za każdym razem schlebiało mi to. Nic się nie zmieniło.
     Nie zaskakuje mnie, że nie przeprasza, chociaż chciałabym to usłyszeć.
     Przypominam sobie jak bezduszni potrafią być mężczyźni.
     - Myślałeś, że z łatwością podbijesz tak brzydką dziewczynę jak ja. Później zapomniałbyś, że w ogóle istnieję. Żadna kobieta nie chce być jedną z wielu. I tak się składa, że ja też nie. Pokażę ci, że jestem czegoś warta i powiem: Sorry, ale nie uprawiam seksu z kimś, kogo imienia nawet nie znam, bo nie byłeś na tyle zaangażowany, żeby się przedstawić i zapytać o moje nazwisko!  
     Czy ja to mówię na głos?
On:
     Czerwienieje. Robi się bordowa. Przybiera odcień burgunda. Mówi, że nie da się przelecieć, bo nie chce być jedną z wielu?  
     - Słyszałem to od kilkunastu dziewczyn. Wszystkie kłamały. – mówię. – A jeżeli tak ci zależy, to nazywam się Narciso.  
     - Cóż, ja nie kłamię – ignoruje to, że się przedstawiłem.
Powraca wzrokiem na swoje dłonie, a ja przypominam sobie ich chłód. Cudowny, boski mróz.  
     - Jesteś dziewicą i chcesz zachować swoją czystość? – pytam z ciekawości. I… Chyba nie powinienem.

     - Nie. – mówi.  
Ona:  
     - Kiedyś robiłam to bardzo często.
     Nie mam ochoty się zwierzać.
     - Ale przestałam dopuszczać do siebie mężczyzn…
     Dlaczego to robię? Dlaczego mu to mówię? Dlaczego z moich ust nie przestają padać kolejne słowa?
     - … aż do pewnego wydarzenia.
     Milknę.
     Dziękuję własnym ustom, że wreszcie się zamknęły.  
     Narciso nie wypytuje mnie, za co jestem wdzięczna.
     - Bardzo poważne?  
     A jednak.
     - Co? – nie rozumiem.
     - Pytam, jak poważne było dla ciebie to wydarzenie? – mówi. – Po za tym, że przestałaś dopuszczać do siebie facetów, oczywiście.
     Na tyle poważne, że wyprowadziłam się z kraju.
     - Na tyle poważne, że nie powinnam ci o tym mówić.
On:
     - Czyli teraz mam dwa powody, żeby zdobyć twoje zaufanie. – podsumowuję. – Pierwszy, żeby dowiedzieć się co ci się przytrafiło -, ponieważ, nie mam pojęcia dlaczego, ale cholernie mnie to interesuje – i drugi, żeby cię przelecieć.
     Kolejne zdanie, którego nie powinienem mówić.  
Ona:
     Tłumaczę sobie, że chamstwo to jego nawyk.  
On:
     Korek zaczyna ruszać, a ja przepraszam. Na jej twarzy maluje się wyraźne zaskoczenie.  
     - Zdziwiona? – pytam.
     - Yhm. – odwraca głowę w moją stronę. – Myślałam, że jesteś zbyt płytki na przeprosiny.  
     Płytki?
     Myślała, że jestem płytki?  
     To najgorsze słowo jakie w życiu słyszałem. Nie wierzę, jak mogło jej coś takiego przyjść do głowy?
     Żeby się upewnić, że się nie przesłyszałem pytam, czy uważa, że jestem płytki.
     - Tak. – odpowiada bez żadnych ogródek. Porównując jej zachowanie z przed dziesięciu minut a teraz stwierdzam, że kiedy wsiadła do mojego pięknego, idealnego, burgundowego samochodu w gepardzie cętki była bardzo skrępowana.  
     Czy ona się przede mną otworzyła?
     Kurde, nie pierwsza, ale to uczucie jest takie… miłe.  
     
     Nie chcę być płytki.
     
     Dotarliśmy do kościoła Św. Anny.  
     Dziękuje i otwiera drzwi. Ciekawi mnie, kiedy się znów spotkamy.
     Czekaj.
     Czekaj.
     - Czekaj. – zatrzymuję ją. Marszczy brwi. Ma brązowe oczy. – O której kończysz?
     Najpierw przełyka ślinę i robi wdech, a później odpowiada.
     - O osiemnastej.  
     Zamyka drzwi.
     - Czekaj. – powtarzam się. Chyba ją rozbawiłem. Nie mam pojęcia czym. – Jak ci na imię?  
     Przedstawiłem się, więc żądam tego samego.
Ona:
     Nie chcę się do tego przyznawać, ale Narciso jest po prostu uroczy, kiedy się tak zachowuje.  
     - Adele.  
On:
     Adele.  

     Brzydkie imię.

Faralayace

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1768 słów i 9950 znaków, zaktualizowała 23 lut 2016.

6 komentarzy

 
  • Kociulka

    Kiedy następne? Jest bardzo ciekawe i jeszcze ta końcówka, bardzo zabawna.  :D

    13 lis 2015

  • Sambi

    Boże to jest cudowne, a fragment z kościołem najlepszy, strasznie mnie rozbawił i przy okazji poprawił na koniec dnia dość słaby humor:/ I końcówka też super. Ogólnie wszystko jest super. Kurcze. Nie lubię się powtarzać... Użyję innego słowa... Chwila...O...Interesujące! To jest to ;p Piszesz w całkowicie inny sposób od reszty, ale dzięki temu masz moje uznanie. O zgrozo, zachowuję się jak jakiś światowej miary krytyk. Czytam dość dużo opowiadań/książek tutaj, jak to woli, ale twoje mnie zaintrygowało, a w dodatku nie ma błędów ortograficznych i słów, których nawet nie używali  pradawni ludzie [*] rip moje oczy. No ale dobra koniec tego mądrzenia xd opowiadanie interesujące, no i oczywiście czekam na nexta;*

    11 lis 2015

  • Faralayace

    @Sambi Dziękuję, lubię czytać długie komentarze (szczególnie, jeżeli są pozytywne) i... jeszcze raz dziękuję :D

    12 lis 2015

  • Avery

    Super ! :) Czekam na kontynuację  ;)

    10 lis 2015

  • OlaUnicorn

    " Brzydkie imię." Mnie rozwaliło :D Bardzo przyjemnie się czyta, czekam na więcej ;)

    10 lis 2015

  • Tessiak

    Trzy razy tak! Przechodzisz dalej! Naprawdę przyjemnie się czyta, czekam na ciąg dalszy ;)

    10 lis 2015

  • tolson

    Ciekawe :D czekam na więcej! <3

    10 lis 2015