Ona - fatamorgana

Światła zgasły, nie paliło się nic, nawet nadzieja schowana pod moim czarnym płaszczem kupionym gdzieś w jakimś dizajnerskim lokalu, którego nazwy nawet nie pamiętam.  
Może to i lepiej?
Ma świetną kieszonkę ukrytą wewnątrz przyjemnego w dotyku materiału.  
Idealnie mieści setkę dobrego trunku.
Pozwala nie myśleć.
Czasem odwrotnie.
To wtedy gubi, bardzo, może nawet za bardzo?
Zdaję sobie z tego sprawę, kiedy stoję, jak ten pacan pod jej oknem o trzeciej nad ranem i drę się najgłośniej, jak tylko potrafię, że kocham ją najbardziej na świecie.
Choć o miłości wcale nie wiem nic.  
Później dochodzi do mnie, że ta wyimaginowana niewiasta, o której śnię i myślę w każdej wolnej chwili, nie istnieje.
Rano kac moralny przypomina, że zrobiłem z siebie, nie po raz pierwszy z resztą, wieśniaka i idiotę, a potem kompletnie o tym zapominam, znów piję.
Koło się kręci.
Zabawne, jeszcze nikt nie zadzwonił na policję.
Kto wie, może komuś podobają się moje żałosne wyznania miłosne?
Może tej wiecznie uśmiechniętej staruszce na trzecim piętrze, która wciąż obserwuje zaspane osiedle, snujących się, jak cienie ludzi?
Może czeka na odpowiedniego człowieka, by potem spuścić z okna swój gruby, czarny warkocz?
Prycham.
Wystarczy chwila, by znów posmutnieć.
Sięgam ręką do wcześniej wspomnianej, magicznej kieszonki.
Jest tam.
Wciąż.
Pojawia się.
Taka piękna, czysta, oddłużająca zapachem splątanych, wstydliwych myśli.
A potem znika, jej zawartość poznaje nowe zakamarki mojego podrażnionego już podniebienia.  
I wlewam w siebie gorzki płyn, bo co innego mogę?
Wystarczy chwila, by znów przenieść się do świata majaczących procentów.
Czas płynie wolniej, myśli dokuczliwej dają o sobie znać.
W tym świecie jestem fajniejszy, trochę mniej upierdliwy, z większym wskaźnikiem poczucia własnej wartości.  
W tym świecie jestem super hero, ratuję księżniczki w opresji, pomagam dostrzec ludziom to, czego nie widzi nikt inny poza mną.
To chyba fatamorgana.  
Znów tam jest.
Stoi i uśmiecha się do mnie lubieżnie, kręcąc biodrami, zwodzi mnie znów.
Jest piękna, choć tak nieprawdziwa i nierealna.
W tym świecie mogę więcej, niż potrafię fizycznie udźwignąć.  
W tym świecie jest trochę łatwiej, swobodnie stawiam nogi na twardym podłożu, a jej twarz jest świetlistym punktem w moim słabym umyśle.  
W tym świecie mogę kochać, błądzić, potykać się i wstawać.
Nie zważam na innych, inni nie zważają na mnie.  
Już któryś raz z kolei upadam, ale widok jej twarzy koi zdarte, poplamione krwią kolana.
Kocham ją, choć jest tylko i wyłącznie wytworem mojej chorej wyobraźni, alkoholowej potrzeby.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 472 słów i 2727 znaków.

5 komentarzy

 
  • agnes1709

    "trochę mniej upierdliwy" - niech mnie nauczy, jak to się robi:faint: Ja, jak porozrabiam, jestem nie do zniesienia:lol: Bardzo ładnie. Zresztą co tu gadać - zawsze było ładnie:kiss:

    11 lut 2018

  • zabka815

    :bravo:  :bravo:  :bravo:  :bravo:  :kiss:

    11 lut 2018

  • Black

    Bardzo dobre. Oby jak najczęściej można było czytać takie smaczki:)

    11 lut 2018

  • Malolata1

    @Black dziękuję! :D

    11 lut 2018

  • Somebody

    Cudo   <3  <3  <3

    11 lut 2018

  • Malolata1

    @Somebody dziękuję! :D

    11 lut 2018

  • AnonimS

    Urojony świat...dobre

    11 lut 2018

  • Malolata1

    @AnonimS dzięki ;)

    11 lut 2018