Tydzień po opuszczeniu posiadłości kupca, trafiłem do małego miasteczka.
Sprzedałem parę wywarów za 312 srebrnych monet.
Mój kontakt z Airą się urwał.
Udało mi się jeszcze kogoś posłać z listem pożegnalnym za 20 srebrnych monet.
Przy okazji zapłaciłem za nocleg i pożywienie.
Krążyły pogłoski, że w okolicznym lesie siedzą bandyci, którzy podobno zaatakowali parę podróżników.
Zapobiegawczo kupiłem sztylet oraz łuk i 16 strzał.
Aby jeszcze bardziej zminimalizować ryzyko napaści, postanowiłem odjechać las dookoła.
Po drodze minąłem splądrowany powóz, który jeszcze miał na sobie zaschniętą krew.
Minąwszy powóz, ruszyłem dalej na południe.
Zauważyłem, że jacyś ludzie jadą w moją stronę na koniach,
i nie wyglądają na pokojowo nastawionych.
- To się nazywa mieć pecha - Mruknąłem do siebie, po czym puściłem konia cwałem.
Oprawcy musieli być mną mocno zainteresowani, skoro już godzinę mnie gonią.
Po następnej godzinie widziałem, jak mój koń zaczyna opadać z sił.
Obróciwszy się zauważyłem, że nie goniło mnie 6, lecz 4 ludzi.
Zatrzymałem się, po czym wyciągnąłem łuk.
Strzelanie z łuku zawsze lepiej mi wychodziło, od walki bronią białą
Naciągnąłem cięciwę łuku po czym wypuściłem strzałę.
Nie trafiłem, strzała poleciała za wysoko.
Ponownie naciągnąłem cięciwę, po czym znów strzeliłem.
Tym razem trafiłem w ich konia.
Ten się wywrócił, po czym przygniótł jeźdźca.
Zostało 3.
Jeden z nich miał kuszę, i ciągle próbował do mnie wycelować.
Miałem po jednej szansie na każdego, inaczej będą za blisko i mogą mnie łatwo trafić.
Pierwszego trafiłem w lewę ramię a drugiego najprawdopodobniej w przeponę.
Został ostatni.
Miałem problem, bowiem jako jedyny miał tarczę, którą się zasłaniał.
Postanowiłem więc wycelować w konia.
Trafiłem zwierze w nogę, te momentalnie się wywróciło.
Niestety jeździec był zbyt blisko, aby mi darować. W dodatku ten co został przygnieciony przez konia teraz postanowił gonić mnie pieszo. Na szczęście był jeszcze daleko.
Przygotowałem ostrze, po czym przyjrzałem się mojemu przeciwnikowi, który właśnie wstał.
Posiadał miecz przypominający ten, który posiadał Św. Piotr.
Pancerz miał z skóry i nie posiadał żadnego hełmu.
Włosy miał koloru czarnego a czy ciemne.
Był podobnego wzrostu oraz pewny siebie.
Zamachnął się mieczem.
W tym czasie ja rzuciłem w niego sypkim ziołem, przypominającym cynamon, ale nim nie będący.
Miałem jeszcze dwa woreczki. Zrobiłem je jeszcze u szlachcica w razie takich właśnie okazji.
Korzystając z okazji podciąłem napastnikowi rękę, w której trzymał miecz
po czym szybko odjechałem na koniu. Wiedziałem że on przeżyje, bowiem właśnie się zbliżała osoba przygnieciona wcześniej przez konia.
Ranny napastnik nie będzie mógł otworzyć oczów jeszcze przez parę godzin.
Efektem zioła na oczy jest ich opuchnięcie i łzawienie. Później wszystko zacznie wracać do normy.
Jego drugim, rzadszym zastosowaniem jest posypywanie na rany cięte, przyśpiesza krzepnięcie krwi.
Jednak są do tego lepsze zioła niż te.
Po 15 minutach drogi zatrzymałem się na polanie.
Napastników już dawno nie było widać, a najbliższe miasto jest jeszcze parę godzin drogi z tond.
Z uwagi, że robiło się późno; postanowiłem rozpalić ognisko oraz dać odpocząć koniu.
Mój majątek wynosi: 1 złota, 74 srebrne i 65 miedzianych monet.
Co jak co ale rzemiosło nigdy nie było tanie.
Po chwili położyłem się na trawie i zacząłem rozmyślać przed snem.
Czy kiedykolwiek będzie mi dane żyć spokojnie.
Dodaj komentarz