Samotny podróżnik- cz. 2 - Nędza.

Samotny podróżnik- cz. 2 - Nędza.Po trwającej kilkanaście dni podróży na południe, wyczerpany oraz śpiący padłem jak deska na trawę.
Wiedziałem, że rycerze nie wejdą do lasu, bo był za gęsty, aby przeszły tędy choćby konie.
Po za tym stolica jest na południowy zachód stąd, więc mało prawdopodobne jest to,        
że ich spotkam. Nad ranem zjadłem z worka ostatni kawałek starego chleba,  
po czym wyruszyłem dalej na południe. Za cel obrałem sobie Estalie, czyli jedno z państw,  
które jedyne co miało swoje to walutę, kulturę, język i nazwę. Reszta należała w pełni do imperium. Niestety, jak można się już domyśleć, nie jesteśmy jedynym imperium na świecie. Niedaleko znajduje się inne imperium zwane "Imperium czarnych ziem" nazwa wzięła się z tego,  
że wrogie imperium (w przeciwieństwie do naszego) każdy skrawek ziemi brutalnie wywalczyło. Tyle tam było brutalnych wojen, że aż nikt już nie sprzątał ciał ani nawet ich nie palił. Po prostu tam leżały przez stulecia. Od tego wszystkiego ziemia stała się czarna.  
Podobno do dziś można tam poczuć zapach śmierci.Wiedziałem, że to imperium zwycięży,  
bowiem wkrótce wojska wroga zostaną otoczone. A po za tym, w stolicy przebywa tylko król.  
Jego małżonka jest w "Tilei" by ustalić warunki sojuszu.Tyle że nie miałem po co tam wracać, zbytnio się bałem. Wyruszywszy w drogę udałem się na południowy wschód.  
Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak daleko jest Estalia, nie wiedziałem co mnie czeka.
Po paru dniach wyczerpującej wędrówki dotarłem do Miasta Mitalo, gdzie próbowałem poszukać noclegu. Z oczywistych względów nikt nie chciał tego zrobić za darmo, więc musiałem w zapłacie oferować pracę. Gdy był już zmierzch zmęczony i skołowany wchodziłem po ulicach, dopiero teraz zauważyłem ten majestatyczny zamek w którym przebywał książę.  
Pewnie pomyślicie sobie teraz że miałem szczęście i mnie wpuścili za mury?  
W takim razie dam wam taką odpowiedź której na pewno się nie spodziewacie!
Oczywiście że mnie nie wpuścili. Nawet nie chciałem próbować bo i tak byłem już cały obolały
po tym, jak cały dzień łaziłem po mieście. Po prostu mu zazdrościłem,  
bo w przeciwieństwie do mnie miał wszystko.
Chciałbym żeby życie było tak piękne jak w tych opowieściach co mama mi na dobranoc mówiła, co współczująca kobieta przygarnia nieznane dziecko, nic od niego w zamian nie chcąc...
Ułożyłem się pod murem po czym zapadłem w płytki sen.
Nad ranem usłyszałem jakby ktoś coś wołał, ale nie miałem siły nawet na otwarcie powiek.
???-Wstawaj!
???-Wstawaj ty zubożały bachorze!  
Nagle coś mnie za rękę pociągnęło, i uniosło do góry.
To był jeden z rycerzy. Z rozgniewaną miną rzucił mną o ziemię.
Wystraszony oraz zaskoczony pobiegłem w pierwszym, lepszym kierunku, byle z dala od tego rycerza.
Za plecami mogłem jeszcze usłyszeć:
"I nie waż się mi tu pojawiać".
Wyczerpany brakiem żywności oraz wody szybko padłem na ziemię, nic nie robiąc.  
Po 15 minutach wreszcie udało mi się odzyskać kontrolę nad ciałem.  
Otworzyłem oczy, zauważyłem że wszyscy na mnie spoglądają, lecz nikt się nie zatrzymuje.
Na ziemi znalazłem jedną srebrną monetę. Wiele się nie zastanawiając wziąłem ją szybko, po czym nie rozluźniałem uchwytu, póty nie dotarłem do straganu z żywnością.
Proszę pana!-zawołałem  
Czego chcesz góniarzu?- spytał się facet szorstkim tonem.
Ile mi pan da za srebrną monetę?- Ledwie ruszałem ustami.
Mogę ci dać pół wczorajszego chleba- Odpowiedział lekko rozbawiony.
To ja to poproszę!- Odpowiedziałem uradowany.
Po tej trochę żałosnej transakcji uradowany ściskałem chleb jak skarb, który wydawał się ważniejszy  
od wszystkiego co miałem.
Po minucie nie było połowy mojego skarbu.
Mimo iż nadal odczuwałem głód, to postanowiłem go odłożyć do woreczka, w którym już i tak niczego innego nie było. Przez resztę dnia siedziałem na ulicy i żebrałem o jakiegoś miedziaka.  
(100 miedzianych monet - 1 srebrna, 1000 srebrnych monet- 1 złota).
Tego dnia uzbierałem 12 miedzianych monet.  
Następnego dnia podzieliłem pozostałość chleba na pół,  
zjadając oderwaną część jakby był zrobiony dziś.  
Osłabiony oraz wątły opuściłem miasto. Po godzinie marszu napotkałem na źródło wody,  
od którego się przez resztę dnia nie miałem zamiaru oderwać.
Maszerując wzdłuż źródła nie udało mi się złapać ani jednej ryby, choć było ich sporo.  
Podszedłem do drzewa, przez godzinę spoglądając na gwiazdy, po czym głęboko usnąłem.

Marząc o spokojnym życiu...

2 komentarze

 
  • Somebody

    Nieźle, naprawdę nieźle.

    15 kwi 2018

  • AnonimS

    Zestaw na tak. Ciekawie się zapowiada.

    15 kwi 2018