Był chłodny, listopadowy wieczór. Dwie młode dziewczyny siedziały w swoim dormitorium Gryffindoru popijając gorącą czekoladę. Za oknem panował półmrok. Dziewczyny zastanawiały się co przyniesie dzisiejszy wieczór, ich relaksacyjna chwila, prysła zaraz po otwarciu drzwi do ich dormitorium. Do środka wparował Argus Filch wymachując szczotką, zaczął coś chaotycznie mówić. Jednak z jego słów, nie dało się nic wynieść. Gryfonki patrzyły raz na niego, raz na siebie nie wiedząc, czy lepiej poczekać, aż się sam uspokoi, czy lepiej mu przerwać. Ta chwila trwała zbyt długo, więc jedna z dziewczyn przerwała mu, a była to Rusty.
- Przepraszam najmocniej, jednak w czym leży problem? - spytała dość niepewnie mężczyznę. On od razu spojrzał na gryfonkę bardzo surowym wzrokiem. Cały poczerwieniał ze złości i wyszedł. Rusty poprawiła swoje okulary, spojrzała na Gabrielle i wybuchła śmiechem. - Aha?
Obie dziewczyny wypiły do dna swoją czekoladę, zabrały swoje rzeczy i wyszły z dormitorium. Jeszcze przez dłuższy czas śmiały się z tej sytuacji, jednak ich uśmiech zniknął z twarzy, kiedy zauważyły mnóstwo nowych uczniów przybywających do Hogwartu. Obie szeroko otworzyły buzie z podziwu i szybko pobiegły do wielkiej sali zająć najlepsze miejsca przy stole Gryffindoru. Wydawać się mogło, że rozpoczęcie jak i cała ceremonia przyjęcia, trwa bardzo krótko. W tle słychać było gwar rozmów i śmiechów nowo przybyłych uczniów.
Z tych nudów i ciągłych tych samych kwestii wypowiadanych przez dyrekcję, dziewczęta zaczęły robić głupie miny do nowych uczniów, aby rozluźnić atmosferę. Jedna uczennica czekająca na swoją kolej do Tiary Przydziału, nie wytrzymała ze śmiechu i ryknęła na całą wielką salę. Obie uczennice również zaczęły rechotać niczym żaby z sali transmutacyjnej. Śmiechu nie było końca, jednak Minerwa, która była już lekko poddenerwowana, podeszła do Rusty i Gabrielle karcąc je wzrokiem. Dziewczyny były spokojne, ponieważ na twarzy dyrektorki nadal widniał uśmiech, jednak on był tylko przykrywką, do tego co się zaraz miało wydarzyć.
- Po ceremonii, przyjdźcie do mojego gabinetu. - powiedziała to z tak rozpalającą się wściekłością, że aż małe tańczące ogniki w jej oczach można było dostrzec. Obie Gryfonki były przerażone i nie odezwały się już do końca rozpoczęcia.
Kiedy Tiara przydzieliła uczniów, dziewczyny z uśmiechem na twarzach i lekkim strachem powędrowały do gabinetu profesor McGonagall. Z gabinetu właśnie wychodził znienawidzony przez wszystkich uczniów Argus Filch. Stary, zrzędliwy człowiek udający szkolnego woźnego, a tak naprawdę jedynie co robił, to donosił dyrekcji wszystko to, co robili uczniowie innych domów.
- Oho, wyczuwam kolejne problemy. - powiedziała Rusty do Gabrielle. Gabi zaczęła lekko panikować, jak to ona. - Uspokój się, co nam mogą zrobić? Jedynie dać szlaban, albo odjąć jakieś punkty. Dopiero rok się zaczyna, daj na luz mała.
Gabrielle lekko wkurzona, wywróciła oczami i zapukała do drzwi gabinetu dyrektorki. Obie w duchu modliły się, aby jednak ta kara nie była zbyt surowa i aby Minerwa nie krzyczała na nie zbyt mocno.
Po krótkiej chwili, drzwi zostały otworzone. Przywitał ich uśmiech McGonagall i jej serdeczność. Strach poszedł w diabły i obie już były spokojne. Rozmowa zaczęła się bardzo relaksacyjnie, odnośnie Quidditcha. Obie dziewczyny brały czynny udział na każdym treningu. W tym roku, obie chciały startować na kapitana, dlatego pomyślały, że może o to właśnie chodzi. Jak się okazało, miały rację.
- Profesor Hooch mnie informowała, że obie chcecie objąć stanowisko kapitana drużyny. Jest to niezwykle odpowiedzialne stanowisko i nie jestem pewna, czy jesteście gotowe by o nie rywalizować. Wasze dotychczasowe wpadki i głupie pomysły w szkole nie dają Wam za dużych szans.
Gabrielle ledwo wytrzymywała słuchając tego co mówi Minerwa. Całą ją wypełniła złość, ponieważ dobrze wie, że Minerwa jest ogromną fanką Quidditcha i bardzo chce, aby jej dom wygrywał każdy mecz. Jak co roku wybierała z tego względu na kapitana - Jamesa Pottera. Dziewczyna nie znosiła go, ponieważ był bardzo wredny i arogancki na każdym z treningów. Raz prawie sfaulował Rusty, nigdy mu tego nie zapomniała i nie wybaczyła. Z tejże wściekłości nie mogła się pohamować.
- Jest Pani bardzo niesprawiedliwa. Nie zna Pani naszych możliwości nie wie na co nas stać, więc proszę nie kwestionować naszych umiejętności. Wiem doskonale, że Pani oczkiem w głowie jest James, ale ma Pani wiele lepszych uczniów, którzy przynajmniej potrafią grać zgodnie z zasadami. - powiedziała ze wściekłością Gabrielle. Przez cały czas, kiedy mówiła, nie odwracała wzroku od oczu Minerwy, która siedziała w totalnym szoku.
Rusty stała z niedowierzaniem i patrzyła na aroganckie zachowanie Gabi wobec profesor McGonagall. Przeczuwała, że Gabrielle nie będzie w stanie powstrzymać się i wygarnie jej za dużo. Postanowiła coś z tym zrobić, aby nie narobić sobie kolejnych kłopotów.
- Uspokój się Gabi, i tak kapitanem może zostać tylko jedna z nas.
- Jedna z nas, albo James. - odparła prychając pod nosem.
Przez dłuższą chwilę Minerwa milczała obserwując obie dziewczyny. Przemyślała to co powiedziała Gabi i doszła do wniosku, że dziewczyna ma rację. Zobaczyła, że w tych dwóch Gryfonkach drzemie wola walki. Postanowiła dać im szansę.
- Dobrze. Zgodzę się na Waszą rywalizację. Macie dwa tygodnie na pokazanie mi, że jedna z Was może zostać kapitanem drużyny. - powiedziała z ogromną powagą i wstała od biurka.
- DWA TYGODNIE?!
- No i super. - powiedziała Gabrielle nie odrywając wzroku od Minerwy. Ukłoniła się i pożegnała. Obróciła się na pięcie i poszła w kierunku drzwi, jednak zauważyła, że siostra stoi tam nadal z niedowierzaniem, więc wróciła po nią i pociągnęła ją za sobą. Obie wyszły. - O kurwa...- osunęła się na ziemię. - Nie wiedziałam, że dam radę to powiedzieć, boże… ona mogła mnie wywalić za to. CZEMU MNIE NIE POWSTRZYMAŁAŚ?!?!?! - wykrzyczała do Rusty.
-Próbowałam, ale jak zwykle mnie nie słuchałaś!
- No dobra...ale jednak już po wszystkim. Udało mi się coś wywalczyć . Wiesz...nie chce być kapitanem. Chce tylko zrobić na złość James'owi. Więc wyszkolimy Cię na zajebistego kapitana. Zgoda? - powiedziała lekko uśmiechnięta dziewczyna.
- No nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Pamiętasz ostatni mecz ze Ślizgonami?
- Tak, jednak pamiętaj, że będę tam z Tobą i wiele innych nowych graczy z Gryffindoru. Na pewno tym razem będzie lepiej i bezpieczniej. Nic nam się nie stanie.
- Nie martwię się o nasze bezpieczeństwo, tylko nie zniosę kolejnych niesportowych zagrań ze strony Ślizgonów. Ostatnim razem zostałyśmy niemal zdyskwalifikowane przez nich…
- Możemy w sumie zagadać do Jamesa, on ma dość dużo kontaktów ze Slytherinem, każda laska z tamtego domu na niego leci, bo jest taki obślizgły jak oni.
- No nie wiem...Horacy jest dość wpływowy na ich drużynę, ale możemy spróbować. Musimy dowiedzieć się co planują Ślizgoni podczas najbliższego meczu... Tylko jak to zrobimy?
- Chodźmy do Hagrida! - podparła się ściany i wstała. - Gdzie teraz może być?
- Głupie pytanie! Oczywiście, że w jego chatce. Jeszcze nie ma grafiku na jutro, a jest już prawie noc. Mamy jeszcze trochę czasu do ciszy nocnej, więc biegnijmy! - Rusty chwyciła rękę Gabrielli i pobiegły wzdłuż korytarza.
Było już dość późno, tuż przed 21. Cisza nocna zaczyna się równo o 22:30, wtedy Filch chodził z latarenką po wszystkich korytarzach, ponieważ wszelkie światła były zgaszone. Dziewczyny miały półtorej godziny, aby wszystko załatwić i bezpiecznie wrócić do dormitorium bez zbędnych problemów.
Zbiegały nawet po trzy, cztery schodki, ledwo łapiąc równowagę. Jednak obie nie upadły i znalazły się już na dziedzińcu Hogwartu. Było dość chłodno, jak to zdradliwy listopad, a Gryfonki miały krótki rękawek. Sprintem pobiegły do chatki Hagrida, aby tylko znaleźć się w ciepłym miejscu. Kiedy były już bardzo blisko, Rusty chwyciła za ramię siostry i zatrzymały się. Dziewczyna bardzo mocno dyszała i łapała się za prawy bok.
- Zapomniałam...że...były...wakacje… nie mam….w ogóle...kondycji… - wydyszała i opadła na ziemię. - jak...jak chcesz...to...biegnij. - przełknęła ślinę i znowu zaczęła dyszeć.
- Mamy jeszcze troche czasu…- również wydyszała i ukucnęła obok siostry. - nie jest daleko, dalej. Wstawaj! - wyprostowała się i chwyciła za nogi Rusty. Zaczęła ją ciągnąć, jednak dziewczyna się wyrwała i powoli wstała. - No dalej.
Po długim jęczeniu, w końcu dziewczyna stała na nogach. Już szybkim krokiem podeszły do chatki i zapukały do jego drewnianych kolorowych drzwi. Przed domkiem znajdowało się pole dyniowe , na które często przylatywały wrony. Po krótkiej chwili, drzwi otworzyły się a oczom Gryfonek ukazał się ogromny mężczyzna, z długą brodą. Był to oczywiście Rubeus Hagrid.
- O cholibka, wiecie która godzina?! Wchodźcie, wchodźcie! - otworzył szerzej drzwi, aby dziewczęta mogły wejść.
- Hagridzie! Musisz nam pomóc! - powiedziała żałośnie Gabrielle, która migiem znalazła się przy kominku.
- Niedługo odbędzie się kolejny mecz w Quidditcha, Gryffindor przeciwko Skytherinowi, musimy poznać ich słabe punkty. Może masz jakiś sposób, żebyśmy czegokolwiek się dowiedziały i przygotowały? Nie chcemy powtórki z ubiegłego roku, gdzie ich drużyna non stop wprowadzała jakieś niestosowne zagrania...
-O nie, nie, nie moje Panny. Nie zgadzam się na żadne oszustwo. To ma być spokojna i uczciwa gra.
- Powiedz to im…-powiedziała Gabrielle przewracając oczami.
- Dobrze wiesz, że Gryfoni zawsze mieli pod górkę.
-Dziewczyny, nie wiem nic, co by mogło Wam się przydać. Chociaż ostatnio to widziałem z okna, jak ślizgoni dumnie szli z nowymi miotłami…- szybko zatkał sobie rękoma usta. - Nie! Ja nic nie mówiłem! Wiecie co, już jest późno, musicie już wracać do szkoły! - wstał i pokierował się do drzwi.
Gryfonki spojrzały na niego, jednak żadna nie ruszyła się. Skrzyżowały ręce na piersi i uniosły jedną brew, w celu oczekiwania na więcej szczegółów, lub więcej informacji. Hagrid lekko załamał się i zaczął mówić więcej na temat. Wspomniał o wielu kontuzjach w drużynie Ślizgonów, przez zły trening prowadzony przez kapitana. Jednak nie zdradził jego imienia. Wspomniał również, że mają problem zebrać cały skład na nowo, ponieważ wszyscy z wyższych klas, nie mają czasu, albo właśnie są kontuzjowani. Nie chcą brać nikogo z pierwszaków, ponieważ według nich, nikt się nie nadaje. Dziewczyny patrzyły na Rubeusa bardzo uważnym wzrokiem. Jednak to było wszystko co wiedział.
Zbliżała się ogromnymi krokami, godzina 22:25, więc dziewczyny podziękowały Hagridowi i wyszły z jego chatki. Przez całą drogę powrotną, po kolei wszystko analizowały, co mówił półolbrzym. Kiedy były już pod murami Hogwartu, zauważyły, że wszystkie światła zgasły.
- No to super...Jak nas Filch złapie i pośle do Minerwy, to już ta rozmowa nie będzie taka miła… - powiedziała zmarnowana Gabi.
- Mówisz tak, jakby ostatnia z nią rozmowa, była przyjemna. - powiedziała lekko zdziwiona siostra.
- Do przyjemnych nie należała, ale jednak obyło się bez szlabanu, punktów minusowych czy też wydalenia ze szkoły.
____________________________________________________________________
Hejka!
Mam nadzieję, że opowieść zainteresowała Was
Korzystając z Twojej uwagi, zapraszam serdecznie na stronę: http://huncwot.xaa.pl/index.php
Jest to strona internetowa (bezpłatna), która opiera się na Harrym Potterze, a główniej to Huncwotach, czyli James Potter, Remus Lupin, Syriusz Black, Peter Pettigrew.
Jeśli ktoś z Was ma pytania, to jak najbardziej możecie pisać komentarze, lub do mnie na priv!
Postaram się jak najszybciej odpisywać
Pamiętajcie, czemu nie spróbować? Co Was powstrzymuje?
Dodaj komentarz