Pragnienie zemsty cz. I Mistyfikacja - rozdział 4

Po powrocie do domu siostry Lavinia przebrała się i zbiegła na dół, by otworzyć sklep. Przed drzwiami czekał na nią jeden z ludzi Istrelbrina.
     – Gdzieś ty była? – warknął na nią, wchodząc do środka. – Sterczę tu jak jakiś idiota.
     – Spokojnie, coś mi wypadło. Co cię tu sprowadza? – zapytała.
     – Spokojnie, coś mi wypadło – przedrzeźnił ją, krzywiąc się. – Miałaś coś odłożyć dla szefa. Pamiętasz?
     Kobieta odetchnęła głęboko i weszła za ladę.
     – Wyobraź sobie, że pamiętam. – Sięgnęła po szkatułkę, po czym podała ją oprychowi.
     – Jeśli to nie to, o co prosił, ty za to oberwiesz – zaznaczył, kładąc przed nią pełną sakiewkę. Potem posłał jej nieprzyjazne spojrzenie i opuścił sklep.
     Odprowadziła go wzrokiem, westchnęła głośno i przysiadła na krześle. Po chwili rozejrzała się, zastanawiając się, czym powinna się zająć. Nie miała pojęcia, co robiła Talima, gdy nie było klientów.
     Schowała sakiewkę do sejfu i postanowiła zabrać się za polerowanie biżuterii. Jej myśli błądziły wokół Lankdorfa i minionego wieczoru. Zastanawiała się też, dlaczego Istrelbrinowi aż tak zależało na informacjach, które miała zdobyć. Posunął się bardzo daleko, nakłaniając swoją kobietę do sypiania z innym. Ta sprawa musiała być dla niego naprawdę ważna.
     Z zamyślenia wyrwał ją tubalny głos krasnoluda:
     – Już jestem!
     Podskoczyła i o mało nie upuściła na podłogę srebrnego kielicha.
     – Nie bój się – powiedział Kargrond, rozbawiony jej reakcją – to tylko ja.
     – Jak udało się przyjęcie? – zapytała.
     – Wszystko zgodnie z planem. Sprzedałaś ten naszyjnik?
     – Tak – potwierdziła.
     – Ha! Miałem rację! – ucieszył się. – Wiedziałem, że po niego wróci. – Zerknął w okno, gdy przed budynkiem zatrzymała się okazała karoca. – Chyba ktoś do ciebie – powiedział, kiedy zobaczył hrabiego Lankdorfa.
     Lavinia uśmiechnęła się promiennie na widok mężczyzny z bukietem kwiatów i natychmiast ruszyła do drzwi.
     – Coś mi się zdaje, że czeka nas ślub – wymruczał krasnolud, kierując się na zaplecze.

     – Witaj, moja piękna – powiedział Leopold, wręczył kobiecie kwiaty i pocałował ją w policzek. – Ślicznie pachniesz. To nowe perfumy?
     – Dziękuję. Tak, niedawno je kupiłam – skłamała. Od lat była im wierna.
     – Dziś wieczorem nie będziemy mogli się spotkać – zaczął – dlatego chciałbym porwać cię teraz. Nie jesteś sama, prawda?
     – Nie – odpowiedział Kargrond z zaplecza. – Wszystkim się zajmę, jakby co.
     Lankdorf uśmiechnął się.
     – Zrobisz coś dla mnie, Talimo? – zapytał nieco ściszonym głosem.
     – Co takiego?
     – Zamień tę piękną suknię na spodnie i koszulę – wyszeptał jej do ucha, po czym musnął ustami jej skroń.

     Wyjechali z miasta i wkrótce po tym się zatrzymali. Gdy wysiedli z karocy, Lavinia zrozumiała, dlaczego Leopold poprosił, by się przebrała. Zaniemówiła z zachwytu, gdy zobaczyła na łące dwa osiodłane kare rumaki o lśniącej sierści i długich, bujnych grzywach.
     Hrabia przez chwilę patrzył na nią z zadowoleniem. Wreszcie skinął na sługę, który strzegł wierzchowców, a wtedy ten podprowadził zwierzęta.
     – Zapraszam cię na przejażdżkę – powiedział Lankdorf, obejmując Lavinię.

     Przez jakiś czas galopowali traktem, czując we włosach przyjemny wiatr.
     – Jak ci się podoba? – zapytał Leopold, gdy nieco zwolnili.
     – Jest cudownie – odparła, uśmiechając się promiennie.
     – Cieszę się. Dotąd nie rozmawialiśmy na temat jazdy konnej i nie miałem pojęcia, czy ten pomysł przypadnie ci do gustu, ale postanowiłem zaryzykować. Zresztą, w razie czego przygotowałem coś jeszcze. – Nagle skręcił w las.
     – Nie przestajesz mnie zaskakiwać – powiedziała z dziecięcą radością w głosie, podążając za nim.
     – To bardzo dobrze, moja piękna!
     Wąska ścieżka, którą jechali, prawdopodobnie została wydeptana przez łowców. Prowadziła na niewielką, okwieconą polanę, pośrodku której leżał koc. Na nim stały dwa plecione kosze, jakich używano podczas pikników.
     – Zgłodniałaś? – Lankdorf spojrzał w niebo, zatrzymując się. – Wydaje mi się, że najwyższy czas na obiad. – Zeskoczył z rumaka, po czym energicznym krokiem podszedł do kobiety i wyciągnął ręce, by pomóc jej zsiąść.
     Gdy zsunęła się wprost w jego ramiona, objął ją mocno i namiętnie pocałował. Po chwili odsunął się od niej nieznacznie, palcami przeczesał jej nieco zmierzwione włosy i uśmiechnął się.
     – Chodźmy. – Trzymając ją za dłoń, ruszył w stronę koca.
     Rozsiedli się wygodnie, a wtedy sięgnął do jednego z koszy i wyjął z niego dwa srebrne kielichy oraz elfie wino.
     – Ostatnio bardzo ci smakowało. – Pokazał jej etykietę, sprawnie odkorkował butelkę i nalał trunek do pucharów.
     Podał jej jeden i sięgnął po drugi.
     – Za cudowne popołudnie w towarzystwie wyjątkowej kobiety. – Uniósł nieco kielich, jak to czyniono przy toastach.
     Lavinia zrobiła to samo.
     – Za cudowne popołudnie w towarzystwie wyjątkowego mężczyzny – powiedziała i, patrząc mu w oczy, upiła łyk wina.

     – Jak już wspomniałem, wieczorem nie będziemy mogli się spotkać – przypomniał po posiłku.
     – Czy coś się stało? – zainteresowała się.
     – Nie – posłał jej uśmiech – ale muszę wyjechać. To dość pilne, więc nie powinienem tego przekładać.
     – Jesteś niezwykle tajemniczy – zauważyła.
     – Takie odnosisz wrażenie?
     W odpowiedzi pokiwała głową.
     – Po prostu nie chcę zanudzać cię szczegółami – wyjaśnił. – Chodzi o interesy. Myślę, że wrócę do ciebie za dwa dni.
     – Więc to nie będzie daleka podróż? – Popatrzyła na niego pytająco.
     – Jadę do Heimingen.
     – Chodzi o ten pałac, który ostatnio kupiłeś?
     – Nie. – Podniósł się z miejsca i podał jej rękę. – Powinniśmy już wracać.
     Gdy zbliżali się do koni, Lavinia spojrzała na koc i rzeczy, które zostały na polanie.
     – Służba się tym zajmie – powiedział Leopold i pomógł jej dosiąść rumaka.

     W drodze do miasta kobieta dołożyła wszelkich starań, by poznać powody wyjazdu hrabiego. Z początku był bardzo niechętny rozmowie na ten temat, jednak w końcu uległ i zdradził jej wszystko, czym była zainteresowana.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 1060 słów i 6438 znaków.

2 komentarze

 
  • AnonimS

    Jak xwykle..kobieta ciągnie za język a facet paple...pozdrawiam

    17 gru 2018

  • Fanriel

    @AnonimS, skoro tak twierdzisz... ;) Pozdrawiam serdecznie. :)

    17 gru 2018

  • Margerita

    łapa w górę, ale czaruś jest z tego Lankdorf , ale romantycznie z takim facetem to można by i na koniec świata pogalopować

    15 gru 2018

  • Fanriel

    @Margerita, miło, że tak uważasz. :) Dziękuję.

    15 gru 2018