Sofonisba, cz. 14

Odsłona czwarta

                              14

     Długo zbierała siły, by odbyć tę rozmowę. Radość z odzyskania Masynissy, wspólnie spędzane noce i nie tylko noce, gorączkowe przygotowania do ceremonii ślubnej, gdyż książę, a właściwie król Numidów, chciał przed bogami i ludźmi jak najszybciej potwierdzić ich związek, niezależnie od toczącej się nadal wojny oraz konieczności ograniczenia zwyczajowej wystawności i przepychu. Wszystko to pozwalało wynajdywać kolejne usprawiedliwienia, by odkładać wizytę w lochach.
     Czuła jednak, iż jest winna Syfaksowi przynajmniej tę jedną, ostatnią, jak miała nadzieję, rozmowę. Zdecydowała się wreszcie po nadejściu wiadomości o rychłym przyjeździe Scypiona. Konsul przybywał zaproszony na ślub i wesele, ale na pewno nie tylko z tego powodu.
     - Będzie się domagał, abym jak najszybciej zebrał kolejnych wojowników i ruszał do obozu. Wojna jeszcze się nie skończyła, twój ojciec i inni gromadzą wojska w samej Kartaginie, wkrótce powróci zapewne Hannibal – tłumaczył Masynissa.
     - Scypion zażąda twojej obecności, ukochany... - Rozmawiali w łożu i leżała w jego ramionach.
     - Wiem, że to może okazać się dla ciebie trudne, ale nie mogę konsulowi odmówić. Bez uznania senatu i ludu rzymskiego nie zdołam utwierdzić mojej, naszej pozycji. Nie zdołam utwierdzić nowej potęgi królestwa Numidów.
     - Ta potęga już teraz zależy od Rzymu, a co będzie później? - Uważnie wpatrywała się w twarz króla.
     - Rzymianie mnie potrzebują, potrzebują Numidów.
     - Tylko tak długo, jak długo będą obawiać się Kartaginy.
     - Twoje miasto, ukochana, to odwieczny ciemiężyciel mego ludu i nawet nasza miłość nie zdoła tego zmienić. Proszę, zostawmy teraz wojnę i politykę.
     Wzmocnił uścisk ramion i wycisnął pocałunek na ustach Sofonisby. Kochali się najpierw namiętnie i gwałtownie, potem czule i łagodnie. Jak zawsze, ofiarowali sobie nieziemską rozkosz, nie zdołała jednak pozbyć się niepokoju. To wtedy, późną nocą, uzyskała zgodę Masynissy na wizytę w lochach.
     I oto stąpała teraz po zimnych kamieniach posadzki, mijając kolejne, otwierane przed nią ze szczękiem metalu drzwi, goniąc wzrokiem wzbudzane światłem pochodni cienie. Odziała się skromnie, uznała, iż tak wypada. Stanęła wreszcie przed kratą zamykającą wejście do dość obszernej, również oświetlonej blaskiem pochodni celi.
     - To tutaj, pani – poinformował bez potrzeby jeden ze strażników, po czym na niespokojne skinienie dłoni Sofonisby odszedł razem z towarzyszem. Masynissa obiecał  jej rozmowę z byłym mężem bez świadków.
     Syfaks nie wyglądał na zagłodzonego, brudnego, obdartego czy chorego, jeżeli odniósł jakieś rany podczas ostatniej bitwy musiały być powierzchowne i zagoiły się. Nie zakuto go w łańcuchy, zaopatrzono w przyzwoite, chociaż z skromne odzienie, nie brakowało mu zapewne wody czy jedzenia. Zniknęła gdzieś jednak przejawiana uprzednio energia, siła króla i wojownika, którą zachowywał pomimo przeminięcia młodych lat. Zwrócił oczywiście uwagę na nadzwyczajne poruszenie w więziennym korytarzu, rozpoznał gościa.
     - Czego tu szukasz? - Powstał z wiązki względnie świeżej słomy, podszedł powoli do rozdzielającej ich kraty.
     - Uznałam, że powinniśmy porozmawiać. - Cofnęła się odruchowo, widząc pałające silnymi emocjami oczy niedawnego małżonka.
     - O czym? Chcesz mi coś wytłumaczyć? Może błagać o przebaczenie? - zadrwił. - Ty, stara i nowa zarazem królowa Numidów? Mnie, upadłego władcę i więźnia? - Pochwycił metalowe pręty i potrząsnął nimi z dawną siłą. Na nic się to nie zdało, pozostały niewzruszone.
     Może istotnie, w jakiś sposób czuła się winna i pragnęła usprawiedliwić, przynajmniej we własnych oczach, jeśli już nie byłego męża. Jego drwiny pobudziły jednak ognisty charakter, dodały odwagi.
     - Wiedz, że wszystko co zrobiłam, uczyniłam z miłości do mojego Miasta, mojej ojczyzny! - Postąpiła dwa kroki do przodu i stanęła tuż  przy kracie. Nie zamierzała się ponownie cofać.
     - A nie z miłości do tego młokosa, do którego łoża tak szybko wskoczyłaś? A może z miłości do bogactwa, przepychu i władzy?
     - Bogactwa i przepychu nie musiałam szukać w żadnym łożu, również twoim! A władza mnie nie interesuje.
     - Czyli zostaje ten młokos, Masynissa. – Wymawiając nienawistne imię Syfaks splunął na kamienie posadzki. Odniosła  wrażenie, że z trudem powstrzymał się przed splunięciem jej w twarz.
     - Gdyby tak było, gdybym myślała tylko o moich uczuciach, bo miłości do Masynissy się  nie wypieram, nigdy nie zgodziłabym się na nasze własne małżeństwo. Nawet ojciec nie zdołałby mnie do tego zmusić.
     - A jednak to zrobił. Uwiodłaś mnie tańcem, a on mi ciebie zaoferował. Zgodziłem się w chwili przeklętej przez bogów.
     - Kupiłeś mnie w zamian za tysiące swoich wojowników i udział w wojnie po stronie Kartaginy.
     - Tak! Kupiłem i przepłaciłem! A ty zdradziłaś przy pierwszej okazji. - Syfaks nie zniżył się do ponownego szarpania więziennymi kratami, poprzestał na silniejszym zaciśnięciu pieści. Zdawał  się odzyskiwać dawny wigor. Nawet w niepewnym świetle pochodni Sofonisba ujrzała, jak zbielały kłykcie jego dłoni.
     - Nie mogłam cię zdradzić, bo nigdy nie żądano ode mnie wierności wobec ciebie. Dochowałam jej mojemu Miastu i ojcu, niech Bogini mu wybaczy, jeśli zdoła.
     - Oszukując mnie i zwodząc, własnego męża, nawet w ostatniej chwili, w najbardziej wiarołomny sposób.
     - Dochowałam wierności Kartaginie i zawsze dochowam! To moje jedyne usprawiedliwienie i dla mnie wystarczy, tobie też musi wystarczyć. Dochowam wierności mojemu Miastu!
     Ostatni, wzmocniony przeżywanymi emocjami okrzyk Sofonisby zagłuszył zgrzyt metalu otwieranych w korytarzu drzwi oraz odgłos zbliżających się kroków. Dlatego oboje zaskoczeni zostali niespodziewaną przemową jednego z przybyszów.
     - Piękne słowa, pani. Godne samej królowej Dydony, bohaterek nieśmiertelnych wersów Homera oraz najczcigodniejszych matron mojego własnego Miasta. Tym bardziej, że potrafiłaś poprzeć je czynami. - Ton głosu konsula Scypiona wyrażał zarówno szacunek, ale również obawę i pewną jednak przyganę.
     Oczywiście, Masynissa obiecał jej rozmowę z Syfaksem na osobności, nie mógł jednak przecież odprawić przybyłego właśnie rzymskiego wodza. I oto obydwaj również zeszli do lochów.
     - Nie wypieram się  ich, panie. Ani słów, ani czynów.
     - Doceniam twą dumę, odwagę i stałość przekonań, pani. - Konsul skłonił się lekko. - Jako reprezentant senatu i ludu rzymskiego nie mogę jednak kierować się osobistymi wrażeniami. Tym bardziej, że nowy król Numidów zamierza wziąć cię za żonę i przybyłem tu w pośpiechu na jego zaproszenie, by stać się świadkiem ceremonii. - Tym razem pochylił głowę w stronę Masynissy, ledwo jednak dostrzegalnie.
     - Jak już mówiłem, konsulu, poślubienie Sofonisby jest mym dawnym i niezłomnym pragnieniem. Twoja obecność uczyni nam obojgu zaszczyt. - Nowy pan Numidów skłonił  się nieco  głębiej.
     - O tym porozmawiamy w sposobniejszym miejscu, obecnie taka rozmowa musiałaby dodatkowo upokorzyć króla Syfaksa. A przecież zszedłem tutaj by, ujrzeć i uhonorować pokonanego wroga. - Rzymianin przeniósł spojrzenie na więźnia. - Nie w takich okolicznościach widzieliśmy się w Sidze poprzednim razem, królu.
     - Mówicie tutaj o nowym zamążpójściu tej zdradzieckiej, kartagińskiej dziwki, zapominając o tym, że ma już męża. Chyba, że planujecie rozwiązać ten problem szybko i raz na zawsze. - Syfaks nie zamierzał nikomu się kłaniać.
     - Panie, rozumiem twoje wzburzenie, zachowaj jednak, proszę dobre maniery. Nikt nie myśli o uśmierceniu cię, by otworzyć drogę do nowego małżeństwa Sofonisby. To nie będzie konieczne. - Scypion ponownie przeniósł spojrzenie na dziewczynę i zatrzymał je nieco dłużej, niż wynikało to z przebiegu rozmowy. - Po zakończeniu wojny zabiorę cię do Rzymu, gdzie uświetnisz mój pochód triumfalny. Oczywiście, za twoją zgodą, królu Masynisso. To przecież  ty wziąłeś tak znakomitego jeńca. - Konsul oderwał wzrok od Sofonisby i zaszczycił bieżącego rozmówcę krótszym spojrzeniem.
     - Oczywiście, panie.
     - Wątpliwy to zaszczyt dla króla Numidów maszerować w łańcuchach dla uciechy rzymskiej gawiedzi – podsumował Syfaks. - Tak jednak zrządzili bogowie.
     - Ty sam dokonałeś kiedyś wyboru, panie. Tu w Sidze, w mojej obecności, w tym pałacu, który należał  wtedy do ciebie.
     - Tak, zostałem zwiedziony urodą i tańcem niegodnej kobiety. Żałuję tej chwili słabości zesłanej przez zawistnych bogów.
     - Wszyscy musimy wystrzegać się chwil słabości. – Konsul ponownie obrzucił  spojrzeniem Sofonisbę. - Chociaż tylko nieliczni potrafią oprzeć się podsuwanym przez bogów pokusom. Ty okazałeś się zbyt słaby, królu.
     - Tak i przeklinam ten nieszczęsny dzień, w którym zatańczyłaś na mojej uczcie, Sofonisbo. Przeklinam twojego ojca, który zaoferował mi twoje wdzięki. Przeklinam też ciebie, Masynisso. - Więzień  ponownie zacisnął dłonie na żelaznych prętach kraty. - Wiem przynajmniej jedno i niech to będzie mi pociechą. Ta kobieta nie przyniesie ci szczęścia, doprowadzi cię do upadku, tak samo jak mnie. Tego jednego jestem pewien. - Ostatnie słowa niemal wykrzyczał.
     - Przede wszystkim powinieneś przeklinać własną słabość, królu Syfaksie. - Odpowiedzi udzielił Scypion. - Nie okazałeś  się godny tego, by władać Numidami. Oczekuj teraz podróży do Rzymu, dokąd zabiorę cię za zgodą króla Masynissy. - Tym razem konsul pochylił głowę w stronę nowego pana Numidów dostrzegalnie głębiej. - A teraz żegnaj, powiedzieliśmy już sobie wszystko, co było do powiedzenia.
     Rzymianin ruszył korytarzem w stronę odległego wyjścia z lochów, Sofonisba i Masynissa podążyli bez słowa za nim.
     - Przeklinam was, zdradziecka Sofonisbo i ciebie, Masynisso. Ona nie przyniesie ci szczęścia. Nikomu nie zdoła go przynieść. - Coraz bardziej odległe okrzyki niosły się głucho wśród kamiennych murów.
     - Zabierzesz go do Rzymu, panie, i co dalej? - Ośmieliła się spytać Sofonisba gdy zostawili wreszcie za sobą ciemność lochów oraz ponure przepowiednie więźnia.
     - Ozdobi mój triumf, gdy powrócę po zwycięskiej wojnie. - Scypion zatrzymał się i przyglądał  dziewczynie w świetle dnia.
     - Tak, słyszałam. Idąc w łańcuchach ku uciesze gawiedzi. Czy godzi się hańbić w ten sposób wojownika, którym przecież jest?
     - To odwieczny zwyczaj naszego Miasta i nie w mojej mocy go zmieniać. - Spojrzenie konsula nabrało intensywności. - Nie zamierzam też uczynić tego, czego zdawał się obawiać król Syfaks.
     - Czyli nie każesz go otruć albo udusić w tej celi, czy gdzie indziej w drodze. To bardzo szlachetne z twojej strony, panie. Cóż jednak po tym oczekiwanym triumfie? - Nie odwróciła głowy.
     - Rzym ma jeszcze jeden zwyczaj, dotyczący pokonanych wrogów. Dotyczący pojmanych wodzów i królów.
     Sofonisba milczała, czekając na dalsze słowa konsula.
     - Po zakończonym pochodzie zostają odprowadzeni do więzienia. - Przerwał, spodziewając się może oczywistego pytania dziewczyny. To jednak nie padło. -  Zgodnie z tradycją, w chwili gdy w świątyni kapitolińskiej będę składał Jowiszowi ofiarę dziękczynną za zwycięstwo, Syfaks zostanie uduszony w swojej celi.

nefer

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i historyczne, użył 2010 słów i 11602 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Marigold

    Ciężko mi się czyta kolejne części "Sofonisby", ze względu na tragiczny finał, do którego powoli się zbliżamy. Jej lojalność wobec ojczyzny może wzbudzać wyłącznie podziw i szacunek. Długo czekaliśmy na kolejną odsłonę losów Sofonisby, ale było warto.

    9 godz. temu