Sofonisba nie traciła czasu. Nie miała pojęcia, jak bardzo ojciec zdołał wyprzedzić w ucieczce króla Syfaksa, doskonale wiedziała za to, co sama powinna uczynić. Kąpiel, masaż, wcieranie balsamów i olejków, makijaż, perfumy, stosowny strój... Och, zdążyła poznać małżonka, jego upodobania i słabości. Wykorzysta teraz tę wiedzę w słusznej sprawie, w sprawie Miasta. A ponadto nie miała najmniejszej ochoty uciekać i tułać się po górach czy pustyni. Nie w towarzystwie Syfaksa, ścigana przez Masynissę... Gdyby wszystko ułożyło się odwrotnie, gotowa byłaby na porzucenie wygód pałacu i wszelkie poświęcenia. Przynajmniej chciała w to wierzyć. Szczęśliwie, rozkazy ojca oraz miłość do Miasta dostarczały doskonałego usprawiedliwienia...
Niewolne służki, poganiane ostrym językiem pani uwijały się niczym w ukropie. Nie wszystko dało się uczynić równie starannie, jakby tego sobie życzyła, ale chwila przybycia króla pozostawała niewiadomą. Zdążyła niemal w ostatniej chwili.
Posłyszała odgłosy zamieszania na dziedzińcu, jedna z postawionych na straży służek wpadła do komnaty wołając:
- Pani, nadjechał twój małżonek, dostojny król Syfaks. Pragnie natychmiast cię widzieć i zmierza do twoich apartamentów.
Ostatni rzut oka na polerowaną, miedzianą tarczę zwierciadła, ostatnie skorygowanie układu włosów, poprawienie szat. Syfaks wpadł do pomieszczenia, depcząc niemal dziewczynie po piętach. Zdyszany, spocony, w skórzanym stroju wojownika pokrytym pyłem pustyni, z widocznymi tu i ówdzie czerwonymi plamami, czyżby śladami krwi?
- Sofonisbo, szykuj się do drogi. Niech służba spakuje najpotrzebniejsze rzeczy, ale niewiele. Musimy natychmiast opuścić pałac!
Mimo wszystko, widok żony przygotowanej niczym bogini Afrodyta na przyjęcie należnych jej hołdów żarliwych wyznawców, a następnie do obdarzenia szczególnymi łaskami szczęśliwych wybrańców, uczynił na nim wrażenie i zamilkł w pół słowa.
- Panie mój! Ty żyjesz, modliłam się o to do Wielkiej Tanit! - Powstała z siedziska i podbiegła do Syfaksa. - Różnie o tym mówiono, ale nie traciłam nadziei i poczyniłam starania, by powitać cię jak na wierną małżonkę przystało. - Objęła króla nie bacząc na kurz, ostry zapach potu i skóry oraz metalowe elementy ekwipunku, wbijające się w osłonięte delikatną tkaniną ciało.
- Scypion pokonał Kartagińczyków, przegrali najważniejszą bitwę. Musimy uciekać, jeszcze dzisiaj. Każ pakować rzeczy, które zmieszczą się w jukach. Możesz zabrać dwie albo trzy służki, ale nikogo więcej. Przydzielę ci kilka koni.
- Dokąd mamy uciekać, mój panie?
- W góry. Dadzą nam schronienie, przetrwamy tam przez jakiś czas. Rzymianie nie będą chcieli tracić sił na wojnę w takim terenie, prędzej czy później zgodzą się na pokój.
- Ale dlaczego już dzisiaj, skąd taki pośpiech? Czy ten straszny Scypion podąża tak blisko twoim śladem? - Udając przestrach wyszeptała to niemal do ucha małżonka. Chciała, by w pełni poczuł zapach perfum, którymi skropiła włosy.
- Gorzej jeszcze. Wysłał w pogoń przeklętego po trzykroć Masynissę. On chce mojej głowy i mego tronu. Ale jeżeli dzisiaj mu umkniemy, konsul wkrótce zawezwie go do blokowania oblężonej Kartaginy. Odwoła wściekłego kundla i będzie wolał ułożyć się ze mną. - Syfaks odsunął nieco żonę, nie potrafił jednak wyzwolić się z jej objęć.
- Panie mój, mamy chyba jednak chwilę czasu dla siebie? Tak długo musiałam czekać... - Dłoń dziewczyny oparła się na osłoniętym skórzanym pancerzem torsie.
- Musimy uciekać...
- Tak potężny władca i wielki wojownik nie musi przed nikim uciekać niczym pustynny zając... - Dłoń osunęła się niżej.
- Sofonisbo...
- Czekałam tyle czasu, mój panie i królu. Ani Masynissa, ani tym bardziej Rzymianie nie przybędą tu w tej chwili.
- Czekałaś na powrót zwycięzcy, a nie pokonanego zbiega. - Pomimo tych gorzkich słów prawdy Syfaks nadal nie wypuszczał dziewczyny z objęć, nie uczynił też nic, by powstrzymać jej dłoń.
- Dzisiejsza porażka nie oznacza jeszcze klęski, sam to powiedziałeś, panie. - Palce zaczęły szukać sprzączek pancerza. - Potrzebujesz tylko chwili wytchnienia, by właściwie ocenić sytuację.
- Jestem pokryty kurzem i potem... - Ostatnia, skazana na niepowodzenie próba oporu.
- Czy myślisz, mój panie, że to w czymkolwiek przeszkadza? - Pierwsze sprzączki poddawały się zręcznym dłoniom. - Powiem więcej, czuję nie tylko pot i kurz... Czuję krew wrogów, rzymską krew... Tym lepiej, czyż nie jestem żoną króla i wojownika?
- Sofonisbo, doprowadzasz mnie do szaleństwa!
- Nic już nie mów, panie.
Wycisnęła pocałunek na wargach męża. Syfaks w gwałtownym pośpiechu zaczął zdzierać i odrzucać elementy żołnierskiego rynsztunku, mocno już poluzowane dzięki uprzednim staraniom dziewczyny. Przy okazji tu i ówdzie poszarpał jej delikatną suknię. Pochwyciła dłoń króla i zacisnęła jego palce na ocalałym jeszcze fragmencie materii, pociągnęła w dół. Dodając własną siłę i gwałtowność Syfaks bez trudu rozerwał cienką tkaninę. Kompletnie już naga, Sofonisba przywarła do równie nagiego torsu mężczyzny. Podczas gdy on nadal obejmował ją ramionami, poszukała dłonią kolejnej zdobyczy. Znalazła ją bez trudu, wyprężoną i gotową do działania. Przelotne uczucie triumfu ustąpiło szybko potrzebie dokończenia misji. Pobudzenie króla i męża nie stanowiło szczególnego wyzwania, sztukę tę opanowała doskonale, o ile trzeba było cokolwiek opanowywać. Czekało ją ważniejsze zadanie.
Zacisnąwszy dłoń na sterczącym fallusie Syfaksa cofnęła się o krok w stronę czekającego łoża. Podążył za nią, napierając umięśnionym ciałem. Upewniwszy się, że stoi we właściwym miejscu, dziewczyna udała potknięcie i opadła na posłanie, pociągając za sobą pozbawionego równowagi męża. Przygotowane we właściwej liczbie skóry i poduszki złagodziły upadek. Postarała się nie wypuścić fallusa i nie zaprzestała pieszczoty palców, poruszając nimi rytmicznie w górę i w dół.
- Sofonisbo!
Małżonek przygniótł ją masywnym ciałem, istotnie pokrytym kurzem oraz wydzielającym silny zapach surowo wyprawionej skóry, potu, konia. Czy mogło to okazać się podniecającym? Zapewne tak, ale w innych okolicznościach... Masynisso, och Masynisso! Nie tracąc czasu przywarła do ust Syfaksa kolejnym pocałunkiem. Wprowadziła pulsujące berło króla we własną studnię, niekoniecznie wilgotną i przypominającą raczej zasypane piaskiem ujęcie wody w pochłoniętej przez pustynię oazie. Powstrzymała jęk bólu, w czym pomógł trwający nadal pocałunek, na szczęście, tak jak na to liczyła, mąż znajdował się już na skraju spełnienia i wytrysnął, napełniając wysuszone źródło falą zrodzonej we własnych trzewiach powodzi. Czy odrodzi ona życie w porzuconej oazie? Sofonisba bardzo w to wątpiła. Przestała jednak odczuwać ból i mogła wydać z uwolnionych ust coś na podobieństwo odgłosów rozkoszy. Może wszystko poszłoby łatwiej, gdyby wyobraziła sobie w tym momencie postać Masynissy? Nie, nie zbezcześci ich miłości takim oszustwem. Musi wypić ten puchar do końca.
Syfaks poruszał rytmicznie biodrami, stopniowo pozbywając się nasienia. Jego członek wreszcie zwiotczał i król zsunął się z ciała Sofonisby.
- Wybacz ten pośpiech. - Zdobył się na burkliwe przeprosiny. - Czas jednak nagli. Musimy jak najszybciej opuścić miasto.
Przytrzymała męża za rękę, gdy próbował powstać z łoża.
- Czy naprawdę musimy uciekać?
- Rzymianie...
- Ale przecież nie ciągną tu rzymskie legiony, tylko ten cały Masynissa. Wątpię, by konsul przydzielił mu jakieś większe siły z własnej armii. A zresztą, wtedy nie mógłby poruszać się zbyt szybko. Na pewno ma przy sobie tylko własnych, konnych wojowników.
- Nie znasz się na sprawach wojny i polityki. – Król uwolnił rękę i stanął na nogach.
- Wiem tyle, że jeżeli porzucisz stolicę możesz już nigdy do niej nie powrócić. Wszyscy przyjmą to za dowód ostatecznej klęski i uznają władzę Masynissy, również wielu twoich ludzi. A wtedy Rzymianie nie będą potrzebowali się z nami układać.
- Schronimy się w górach, on też tak zrobił – Syfaks, nadal nagi, niespokojnie przemierzał komnatę.
- I doczekał nadejścia Scypiona. - Sofonisba również powstała z łoża. - Na kogo my możemy liczyć?
- Na twojego ojca, na powrót Hannibala.
- Ani Rzymianie, ani Hannibal nie będą układać się z przegranym wygnańcem pozbawionym władzy i armii. A wielu twoich ludzi opuści nasze szeregi, jeżeli teraz uciekniesz z Sigi bez walki.
- Co więc proponujesz, kobieto, skoro już wdajesz się w sprawy wojny i polityki?
Podszedł do żony i obcesowo położył dłonie na jej nagich ramionach, obrócił ku sobie.
- Zbierz wszystkich wojowników, jakich tylko zdołasz. Wielu z nich musiało ocaleć z bitwy i zmierzają teraz tutaj. W stolicy też zostawiłeś jakichś ludzi. - Popełnił błąd, stając tak blisko niej. Sofonisba wykorzystała to, zarzucając mężowi ręce na szyję i wtulając się z całych sił w jego tors. - Wydaj bitwę Masynissie, tego na pewno się nie spodziewa. Jeżeli go pokonasz, może zabijesz – serce omal nie zamarło, ale głos dziewczyny nie zadrżał – pozbędziesz się rywala, odzyskasz poważanie i wtedy Rzymianie będą musieli się z tobą układać.
- W twoich ustach brzmi to tak prosto...
- Jestem żoną króla Numidów i nie będę uciekać, nie przed Masynissą. Wiesz, że kiedyś pragnął małżeństwa ze mną? Ojciec zwodził go daremną nadzieją, potem wybrał sojusz z tobą, panie. Ja również wybrałam króla, wybrałam władcę Numidów. Miałabym uciekać przed niechcianym, odrzuconym zalotnikiem? Zaraz po tym, gdy zaznałam uścisków króla, gdy kolejny raz przebił mnie swoim oszczepem? Nie zniosłabym takiej hańby! Wolałabym poznać smak zimnej stali, niż doznać podobnego upokorzenia. Skoro naprawdę musisz uciekać, przebij mnie raz jeszcze, twoim sztyletem, prosto w serce.
Pochyliła głowę, mocniej przywarła do męża, spróbowała, chociaż bez większego powodzenia, wydusić z oczu łzy. Na szczęście, okazało się to niepotrzebne i może wypadło nawet lepiej. Dobrze znała króla, zwłaszcza jego najczulsze punkty – dumę, nienawiść do Masynissy oraz odczuwane wobec niej samej pożądanie. Syfaks uścisnął żonę nadal mocarnymi ramionami, po chwili odsunął się nieco i uniósł głowę dziewczyny.
- Ja również nie zniósłbym takiej hańby, Sofonisbo. Nie wystawię cię na podobne upokorzenie, ani nie oddam w ramiona podziemnych bogów. Wskazałaś mi wiele słusznych powodów, by stanąć do jeszcze jednej bitwy i zabić Masynissę. Ale ten ostatni okazał się najważniejszy. A teraz wybacz, muszę zająć się wszystkim. Czasu naprawdę mamy niewiele.
Wypuścił dziewczynę z objęć i zaczął pospiesznie zbierać rozrzucony w komnacie rynsztunek.
- Pozwól, że ci pomogę, jak przystało na żonę króla i wojownika.
3 komentarze
Marigold
Jestem pod ogromnym wrażeniem! Chylę czoła przed takim pisaniem. Tylko jednego ludziom zazdroszczę - talentu do pisania, a Tobie jest zdecydowanie czego zazdrościć.
nefer
@Marigold Miło słyszeć takie słowa z ust kogoś, kto sam pisze. Zauważyłem, że interesują Cię tematy historyczne. Mnie rownież, jak widać. Średniowieczna Szkocja... zajrzę tam w najbliższym czasie. Ze swojej strony rownież zapraszam do moich światów.
emeryt
Szanowny autorze tak pięknych opowiadań, mam do Ciebie prośbę, co prawda to nie związaną z tym opowiadaniem, lecz dla mnie równie ważną: czy już możesz podać gdzie mogę kupić twoją powieść: Nowy świat czarownic? z sentymentem chciałbym do niej powrócić. Serdecznie dziękuję za pozytywne załatwienie sprawy i życzę Tobie wraz z "pierwszą Czytelniczką samych sukcesów i dużo zdrowia.
nefer
@emeryt Hej. Jak pewnie zauważyłeś, usunąłem tę powieś z portalu, a to dlatego, że wydawnictwo Novae Res zdecydowało się opublikować ją w formie klasycznej, papierowej. Obecnie trwają prace redakcyjne, jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, księżka powinna ukazać się pod koniec roku. Najprawdopodobniej pod zmienionym tytułem, co zasugerowało wydawnictwo i na co się zgodziłem. Oczywiście, dam znać gdy książka się ukaże. Dzięki za pamięć i pozdrawiam serdecznie.
nefer
@emeryt PS. Co prawda, nie masz tutaj konta, więc nie mogę napisać na priv, ale dam znaż pod Twoim najnowszym wówczas komentarzem.
Helen57
Bardzo fajne ciekawe
nefer
@Helen57 Dzięki za wizytę i życzliwy komentarz.