Mistrz i Małgorzata - część III

Tylko przy Małgorzacie Mistrz czuł się swobodnie.  

Małgorzata z kolei znalazła przy nim swoje miejsce. Trafili na siebie jak dwa odłamki jednego meteorytu, blaknące po wypaleniu w atmosferze. Razem stanowili jedną, świecącą gwiazdę. Dopełniali się każdym gestem, jak aktorzy teatru, bezbłędnie odgrywający swoje role. Sufler przysypiał między nimi, nie mogąc znaleźć błędu w narracji. Zresztą bywały takie dni, w których przez długie godziny w domu nie padały słowa. Mistrz pracował wtedy w gabinecie, a Małgorzata zajmowała się porządkami. Minimalistyczne podejście Mistrza, który urządzał dom nad jeziorem, nie przysparzało jej wiele pracy. Kończyła się na kilkukrotnym przeciągnięciu blatu suchą ścierką i odkurzeniu podłóg. Gdyby nie nadmiar czasu, nie robiłaby tego codziennie.  

Zależało jej jednak na tym, by Mistrz czuł jej zaangażowanie. Potem, przybierając wygodną pozycję na werandzie, czytała. Mistrz nie pokazywał jej swoich dzieł przed ich ukończeniem, a że pochłaniała każde z nich błyskawicznie, przewracając strony drżącymi z podniecenia palcami, serwował jej inną literaturę. Wybierał lektury, które pobudzały ją do myślenia. Trudne, wymagające komentarza. Chociaż jej inteligencja pozwalała na bezbłędną interpretację, lubiła pytać Mistrza. Pragnęła, by wyjaśnił jej wszystko swoimi słowami. Wtulała się w jego pierś, gdy zasiadał w skórzanym fotelu, postawionym w nasłonecznionej części tarasu. Patrząc w lekkie fale, kołyszące taflą skrzącego w słońcu jeziora, odpływała. Gdy Mistrz do niej mówił, głos przybierał niezwykłą barwę. Niejednokrotnie złapała się na tym, że przestawała myśleć. Ledwo temat przesuwał się obrazem przed jej myślami, które uciekały do krainy szczęścia. Tak nazwała swój stan, gdy pojawił się po raz wtóry. Do krainy szczęścia udawała się najczęściej wieczorem. Po kolacji, którą Mistrz przyrządzał po swojemu. W dwóch kategoriach nawet nie próbowała wchodzić mu w drogę. O ile podczas porannego biegania po lesie, potrafiła wyrwać się naprzód i uciec, tak w kwestii kuchni i seksu stawała zawsze za nim.  

Dawała się prowadzić, jak gdyby traciła wzrok i jedynie od Mistrza zależało, czy bezpiecznie przejdzie przez przerzuconą nad urwiskiem kładkę. Zresztą, bieganie z Mistrzem było pełnym wrażeń przeżyciem. Pomijając widoki i tajemniczość leśnych ustępów, Mistrz zdawał się mieć zawsze jakiś plan. Podejrzewała go nawet, że spędzał długie godziny na obmyślaniu alternatywnych sposobów wspólnego spędzenia czasu. Niby przypadkiem zabierał ze sobą ręcznik, by równie przypadkowo odnaleźć na trasie jezioro o przejrzystej, nagrzanej słońcem toni. Pierwszy zanurzał się w wodzie, rzucając ubrania na brzeg i bacznie obserwował Małgorzatę. Uwielbiała rozbierać się przed nim. Kochała obnażać się dla Mistrza i robiła to tak dystyngowanie, że nawet stare dęby w lesie, zdawały się zamierać z wrażenia. Las cichł, gdy Małgorzata zsuwała bluzkę, odsłaniając swoje jasne, pełne piersi. Gdy podchodziła naga, woda zdawała się uchylać z szacunku do jej wdzięków. Las milkł z zazdrości. Jedynie Mistrz spoglądał na nią bez skrępowania. Z podziwem, na który w pełni zasługiwała. Pochodziła do niego, wtulając się w mokre, lśniące od wody ciało. Czuła się bezpieczne, gdy zamykał świat w szerokich ramionach. Był silny. Każda forma jego siły była jednocześnie przerażająca i podniecająca. Posiadał władzę nad jej umysłem, który posiadł pierwszego dnia znajomości, oraz władzę nad ciałem. Choć w teorii otrzymał ją również pierwszego dnia, po którym zapragnęła oddać mu wszystko, zyskał ją przy pierwszym dotyku. Kładąc dłoń na jej delikatnym ramieniu i przesuwając ją w górę, ku szyi, zdawał się szeptać.  

– Jesteś moja. Należysz do mnie. To ja cię odnalazłem i ja ciebie stworzę od nowa. – Choć nie uchylił ust, zdawała się słyszeć ten głos, gdy spoglądał jej prosto w rozjaśnione słońcem oczy. – Jesteś moja…

Pierwszy raz w życiu Małgorzata poczuła, że powinna uciekać. Im bardziej jednak czuła, że ucieczka uratuje ją przed władzą tego człowieka, tym bardziej nie potrafiła się do niej zmusić. Serce odmówiło. Stanęło w miejscu deklarując, że nie ruszy się nigdzie indziej, jak tylko za Mistrzem. Rozum został zgwałcony.  

- Tak, warunki mi odpowiadają – wykrztusiła, akceptując ofertę pracy, choć nie widziała na oczy gospodarstwa, którym miała się zajmować. Po prostu zgodziła się, nie bacząc na konsekwencje. Gdy jednak dotarła na stację kolejową w Bradoszycach i wsiadła do czerwonego samochodu Mistrza, czuła, że podjęła słuszną decyzję.  

Dom nad jeziorem urzekł ją od pierwszego momentu. Spędzała godziny, oddając we władanie wiatru rozpuszczone włosy, wpatrzona w sunące po wodzie żaglówki. Z przyjemnością wsiadała w samochód, którym przywoziła zakupione w pobliskich gospodarstwach sprawunki. Co dziwne, nikt nie chciał od niej pieniędzy. Mistrz opłacał z góry, bądź rozliczał się w nieznany jej sposób z zarządcami. Pierwszy raz w życiu spotykała się z taką organizacją. Do najbliższego sklepu było raptem dziesięć kilometrów, lecz docierała do niego niezmiernie rzadko.  

Życie z dala od miasta podobało jej się coraz bardziej. Z dreszczem emocji przypomniała sobie wspólną kąpiel i powrót w strugach deszczu. Mistrz nie pozwolił jej się ubrać, tylko zwinął jeszcze suche ubrania w kłębek, pakując je do worka. Biegli nago, w samych tylko butach, aż deszcz ustąpił. Potem kochał ją, oparłszy o białą brzozę. Dziko, namiętnie, jednak bez pośpiechu. Przy Mistrzu nauczyła się dochodzić w każdym tempie. Obojętnie, czy kazał się mocno wypiąć, i niemalże gwałcił, trzymając za uzdę włosów, czy też powolnymi ruchami wciskał się w napiętą szczelinę, stojąc głęboko w wodach jeziora. Potrafiła dojść wszędzie, gdzie tylko mogła to dla niego zrobić. Chociaż to ją rozkosz zalewała znacznie częściej, dochodziła z myślą o jego przyjemności. Przy Mistrzu nauczyła się, że rozkosz jest wszędzie. Bywały takie dni, gdy nie uprawiali seksu. Wystarczyło kilka muśnięć, pocałunków za dnia i mocne przytulenia w nocy. Bywały też takie, że przestawała liczyć spełniania po dojściu do dziesiątego. Szczytowała nawet w rozpędzonym samochodzie, wciągając ustami spermę Mistrza i masując nabrzmiałą łechtaczkę wibratorem. Zostawiła wtedy obfitą plamę wilgoci na fotelu pasażera. Uwielbiała go zaskakiwać, choć rzadko zdawał się być naprawdę zaskoczony. Zachowywał się tak, jakby postępowali zgodnie z płynnym scenariuszem.  

Teraz nie myślała. Kołysały ją wypowiadane przez Mistrza słowa. Opowiadał jej o sensie zawiłości życia człowieka, który przeciwstawiając się pochodzeniu, stara się znaleźć własną drogę. Przeczytała tę książkę w zeszłym tygodniu, lecz nie zaliczyła do swoich ulubionych powieści. Kompleks Portnoya należał do obyczajowych, podczas gdy Małgorzata uwielbiała thrillery i erotyki. Niemniej jednak czytała każdą książkę, którą Mistrz podsunął. Gdy mówił, zagłębiając się w meandry skomplikowanej natury człowieka, Małgorzata milczała. Potrafiła tak wytrwać godzinami. Raz po raz moczyła usta winem, nagrzanym spokojnymi promieniami. Właśnie tak chciała trwać.  
W pewnej chwili zadrżała. Wspomnienie rozdarło nastrój, a Mistrz momentalnie wyczuł jej poruszenie.

- Co się stało, Małgorzato?
- Mistrzu – wyszeptała, padając do jego stóp. – Zapomniałam, wybacz…
Oblicze mężczyzny stężało. Wstał, spoglądając na nią z góry.
- Mam być bardzo zły? – zapytał spokojnie. Koszula skrywała jego ramiona, lecz Małgorzata wiedziała, że mięśnie Mistrza prężą się pod materiałem. Nie odpowiedziała.

- Pytam, czy mam być bardzo zły, Małgorzato!
Zamiast odpowiedzieć, klęczała u jego stóp.
Złapał ją za włosy i pociągając do góry postawił na nogi.
- Małgorzato – wycedził. – Zadałem ci pytanie i chciałbym, żebyś mi na nie odpowiedziała!
- Tak…
- A pełnym zdaniem?
- Tak, Mistrzu. Masz być bardzo zły – wyszeptała, wsuwając palce w drżące usta. – Nie zatankowałam. Zapomniałam…

Brak paliwa w baku wiązał się z kilkugodzinną wycieczką z kanistrem, której w dodatku tylko Mistrz miał się podjąć. Małgorzata biła się z myślami, przegrywając walkowerem. Bała się, bo na to zwrócił jej dwukrotnie uwagę, zanim wyruszyła.  
- Idź do pokoju i rozbierz się – powiedział po chwili. Spoglądał w stronę słońca, przed którym mrużył oczy. Był wyraźnie smutny.

- Mistrzu…

- Idź – przerwał jej. – Gdy przyjdę, masz być naga.
- Dobrze, Mistrzu – powiedziała spuszczając głowę i ruszyła na dół.
- Dzisiaj nie zakładaj szpilek – dodał, zanim zniknęła za drzwiami. Przystanęła w nich na chwilę. Stał dalej wpatrzony w rażące promienie. Sięgnął po wino i miękkim ruchem zbliżył je do ust. Zamyślił się, po czym zacisnął zęby i cisnął naczyniem o balustradę. Szkło rozbiło się z brzękiem, a tysiące iskier przysypało taras.  

Ruszyła biegiem po schodach, nie oglądając się za siebie. Zanim minęła ostatni stopień, miała na sobie jedynie sandały. Szybko pozbyła się ich, wsuwając na miejsce pod szafą. Sukienkę przewiesiła przez oparcie krzesła i próbowała znaleźć sobie miejsce. Nerwowo zaczesała włosy i przesunęła dłonią pod oczami, ścierając pierwsze łzy. Nie miała pojęcia, czy ma się położyć, wypiąć, czy też stać, oparta o ścianę.

Nigdy wcześniej, nie widziała go tak złego.

ErmonTwilight

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1739 słów i 9866 znaków.

3 komentarze

 
  • Chatoyant

    Potrafisz budować napięcie..uwielbiam to jak budujesz rzeczywistość w swoich opowiadaniach. Nieszablonową, podniecającą i złożoną z emocji przenikających się zmiennymi barwami..

    14 sie 2014

  • Ona

    Świetne opowiadanie!

    14 sie 2014

  • Zwariowana

    Co tu dużo mówić? Boskie   :kiss:

    14 sie 2014