Mistrz Areny.

Dziwny mężczyzna zawitał do wioski. Był gibki, jak na wojownika przystało. Okryty płaszczem i dosiadający wielkiego rumaka. Wjechał do wioski przez miejscowych zwanej Riverwood. Może to przez rzekę płynącą zaraz obok? Omiótł spojrzeniem całą wioskę. Jego wzrok przykuło niespotykane zjawisko w tych zimnych regionach. Leśny elf! Uzbrojony w długi łuk i sztylet u pasa. Co tu robił? Nieznajomy mężczyzna wzruszył ramionami i ruszył kłusem przez wioskę. Ściągnął wodzę przy człowieczym wieśniaku i zadał mu pytanie.

-Gdzie tutaj jest arena?

Chłop stanął jak wryty. Lękał się wojowników, rycerzy. Jak prawie każdy wieśniak. Pięćset lat temu szalony król Pelagius urządził inwazję na Zjednoczone Królestwa, przez co prawię połowa chłopskiej populacji zginęła. Stare lęki zakorzeniły się głęboko, a teraźniejszy król nie był skory, by pomóc przeciwstawić się lękom wieśniaków, mimo tego odpowiedział zduszonym głosem.

-T...tam panie. - wskazał na kraniec wioski. - wystarczy skręcić w prawo, panie.

Nieznajomy pokiwał głową i ruszył dalej. W końcu dotarł do areny. Areny? Nie, to raczej było piaszczyste pole, niedbale ogrodzone zniszczonym płotem. Przystanął  
obok, jak mu się zdawało, właściciela areny i powiedział.

-Chce walczyć.
-Nie ma miejsc.

Nieznajomego ogarnęła wściekłość. Pochylił się na koniu i złapał dłonią, ubraną w rękawicę za ubranie wieśniaka i podciągnął go do góry.
-Chce... walczyć - wycedził przez zaciśnięte żeby, a wieśniak pokiwał głową.
-Sto... sztuk złota... Zwraca się dwa razy tyle. - Oblicze nieznajomego pojaśniało, puścił wieśniaka i wyjął zza płaszcza mieszek. Rzucił mu. Ciężarem było więcej niż sto sztuk złota.

Dziwny jegomość zszedł z konia i przywiązał wodzę do słupka, wszedł do środka pola i wyszarpnął topór bojowy z pochwy na plecach. Zauważył wiele wojowników. Uzbrojonych w dwuręczne miecze, kiścienie, miecze jednoręczne z tarczami i wiele innych. Z dziwną satysfakcją uznał, że jest jedynym wojownikiem uzbrojonym w topór bojowy.  
Do pola wszedł młodzieniec w lekkiej zbroi, uzbrojony w miecz jednoręczny i okrągła tarcze. Stanął na rozstawionych nogach, a właściciel areny dodał.

-Witajcie, witajcie! Panie i panowie! Dzisiaj rozpoczynamy dzień kolejną walką! Zmierzy się dzisiaj dobrze Wam znany BRZYTWA! - wskazał na młodzieńca, a tłum zaczął wiwatować.  

Nieznajomy pokręcił głową. Ci ludzie obstawiali jego porażkę. Wielu z nich dzisiaj przegra. Słuchał nadal organizatora walk.

-Drugim z naszych śmiałków będzie nieznajomy, który dzisiaj przybył do naszej wioski. Jak im dzisiaj pójdzie? Zobaczymy!  

Tym razem cisza. Nieznajomy zaśmiał się i pokręcił głową. Właściciel dał jeszcze dziesięć minut na obstawianie zwycięzcy, a potem ogłosił.

-ZACZYNAJCIE WALKĘ!

Mężczyzna i młodzieniec mierzyli się wzrokiem. Nieznajomy trzymał topór oburącz, a młodzieniec wykonywał wypady mieczem i markował ciosy. Nie przebił się przez obronę  

--Tylko na tyle Cię stać... brzytwo? - zaśmiał się do niego pogardliwie.  

Widział to w oczach młodzieńca. Rozgniewał go. Uniósł miecz nad głowę i zaatakował. Nieznajomy uskoczył, zadał pierwszy, miażdżący cios toporem bojowym. Młodzieniec przyjął to na tarcze. Zwaliło go z nóg, a tarcza wgniotła się straszliwie. Tłum zabuczał, a nieznajomy zakręcił młyńca nad głową i podszedł do uciekającego młodzika. Uśmiechnął się i cofnął. Dał mu czas na wstanie, a gdy tylko jego przeciwnik podniósł się, zadał morderczy cios z nad głowy, z boku, z drugiego boku, znad głowy, z ukosa. Nie dawał mu chwili wytchnienia. Po kolejnym uderzeniu jego tarcza rozerwała się na pół i spadła na ziemie bezużyteczna.

-Poddaj się. - rzekł nieznajomy.

Młodzian zrobił krok do przodu i zaatakował pchnięciem. Nieznajomy widział to. Jego mordercze ciosy pozbawiły czucia w ręce przeciwnika, tej, która trzymała tarcze. Gdy pchniecie zbliżało się do celu, nieznajomy zaatakował z nad głowy, prosto w miecz, który wbił się u jego stóp w piasek. Kopnął młodzieńca w piszczel i popchnął go zza obręb areny, a ten niechybnie wywrócił się na ziemie. Uniósł rękę nad głowę, uśmiechając się triumfalnie. Tłum wiwatował na jego cześć. Oparł topór o piasek.
Jego szczęście nie trwało długo. Pocisk przeszył jego gardło niemal niezauważalnie. Zanim nieznajomy zapadł w sen wieczny zauważył swojego mordercę. Elfa. Leśnego elfa. Tego samego, którego widział przy wjeździe do wioski. Potem padł bez życia na piasek areny.

*****************************************************************************************************
Kontynuować?

ziomek

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 813 słów i 4814 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Gabi14

    Super :D

    10 lip 2014

  • Użytkownik ;)

    Ofcourse. Continiue it

    9 lip 2014