Mistrz Areny. 7

Szedłem przez las. Krew spływała z moich ramion. Ubranie było w strzępach. Czułem, że zaraz padnę i nie wstanę. Upadłem na kolana i spojrzałem dalej. Usłyszałem coś jakby głuche dudnienie końskich kopyt. Padłem na brzuch, nie mając siły się poruszyć. Śmierć była blisko. Nagle jakaś krzepka dłoń złapała mnie za postrzępione ubranie i podniosła, przerzucił mnie przez konia i ruszyliśmy. Chociaż tego już nie wiedziałem. Dawno pogrążyłem się w błogim ukojeniu.  

Obudziłem się. Umarłem? Nie. Wpatrywałem się w drewniany dach. Na rękach czułem zakrzepniętą krew. Gdy wstałem zakręciło mi się w głowię, dopadłem drzwi, otworzyłem je i... zamarłem.
Byłem na szycie niewysokiej góry, pode mną rozciągała się duża kotlina. Ze ściany na wschodzie spływał wodospad. Westchnąłem. Było pięknie, niewiele widziałem, ze względu na wieczorną porę dnia, ale i tak dostrzegałem szczegóły. Wszystko porastała bujna roślinność. Wszystko by było wyśmienicie, gdyby nie to, że po chwili poczułem uderzenie na policzku. Upadłem i spojrzałem na napastnika. Było ich więcej. Stało trzech ludzi, ubranych w skórzane stroje. Dwie z trzech twarzy pokrywała bujna broda i ogorzałe oblicze. Trzecia twarz była młoda. - Nadal ma mleko pod nosem - stwierdziłem w myślach na temat ostatniej twarzy.

-Kto Ci pozwolił wyjść? - wrzasnął jeden z nich i kopnął mnie w żebro. Stęknąłem. Kim oni byli?
-Właśnie! - krzyknął drugi i doprawił mi drugim kopniakiem. - Lock! Zwiąż go!.

Młodszy z nich odpiął linę, którą miał przy pasie. Związał mnie, a ja nawet nie miałem sił protestować. Gdzie podział się ten wielki, pewny siebie wojownik? - zapytałem w myślach. Rzecz jasna, nikt mi nie odpowiedział. Zrozumiałem za to, kim był najmłodszy z nich. Był chłopcem na posyłki. Od brudnej roboty.

-Po co nam on, Beris? - powiedział ten, który kopnął mnie drugi.
-Polujemy na gryfa, zapomniałeś, Dorn? - odrzekł ten, który jak mi się zdawało był Beris'em, ich przywódcą.
-I co z tego? Ma polować z nami? - powiedział Dorn. Młodszy dalej milczał, przypatrywał się mi. Ze współczuciem? Nie wiem.
-Będzie robił za przynęte. - powiedział Beris z uśmiechem. Dorn pokiwał głową i spojrzał na mnie.

Zadrżałem. Zamierzają wykorzystać mnie jako przynętę? Spojrzałem na nich ze strachem.  

-Pora spać. Jutro czeka nas wielki dzień. - Wszyscy trzej skierowali się do chaty.

Uzmysłowiłem sobie, że czeka mnie zimna i niewygodna noc. Długi czas nie umiałem zasnąć, lecz w końcu przezwyciężyłem strach i dałem radę. Słońce promieniami omiotło moją twarz. Rozbudziłem się. Już zaczęło świtać. Czułem także, że ktoś mnie niesie. A także, że byłem związany. Otworzyłem oczy, wpatrując się w skórzany strój jednego z brodaczy. Nagle mój "tragarz" rzucił mnie na ziemie niczym worek kartofli. Stęknąłem.  

-Uważaj, Dorn. Jest nam potrzebny. - Rzekł ten, który był Beris'em, skinął na Locka - Rozwiąż go.

Młodzik posłusznie wykonał polecenie i rozwiązał mnie. Nie czułem nóg ani rąk. Przez chwile czekaliśmy, aż krew zacznie krążyć w moich żyłach. Nagle Dorn poderwał mnie na równe nogi i wepchnął do jaskini przed sobą. Zauważyłem, że wszyscy trzej mieli w rękach łuki z założoną strzałą na cięciwę.

-Właź tam i wybaw Gryfa. - Powiedział Beris i popchnął mnie znowu. - Inaczej będę zmuszony poczęstować Twoją łydkę strzałą. A wiedz, że ciężko ucieka się przed Gryfem z przestrzeloną łydką..

Chcąc nie chcąc ruszyłem. Zanim wszedłem Lock wepchnął mi w garść pochodnie. Wszedłem do jaskini. Powoli ruszyłem przed siebie, modląc się, żeby gryf przy pierwszym spotkaniu nie rozerwał mnie na strzępy.
Skręciłem po raz kolejny i zamarłem. Przede mną leżał gryf, który wypatrywał intruza. Mnie. Wyciągnąłem pochodnie przed siebie i machnąłem nią. Gryf zaczął się do mnie zbliżać, a ja machnąłem pochodnią. Gryf zatrzymał się. Ból w ramionach znów mi dokuczał. Skrzywiłem się i cofnąłem. Trzymając pochodnie przed sobą. Nagle trafiłem na węższe przejście. Idąc tyłem, uderzyłem łokciem w kamienie. Jęknąłem i wypuściłem pochodnie, która wpadła w piasek i zgasła. Gryf nagle poderwał się i ruszył. Nie mając innej opcji odwróciłem się i zacząłem biec. Widziałem już światło, wrzasnąłem.

-STRZELAJCIE!

Poczułem uderzenie na plecach. Gryf przygniótł mnie swoim cielskiem. Rany na ramionach znów się otwarły. Chlasnął mnie pazurami w plecy. Nagle usłyszałem świst. Trzy stały. Potem sześć. Potem dziewięć. Jedna po drugiej lądowały w ciele gryfa, który spadł ze mnie. Śmiertelnie ranny. Było mi smutno i przykro. Gryf umarł przeze mnie, lecz dotkliwy ból na plecach doprowadził mnie do rzeczywistości. Ten stwór gotów był mnie zachlastać. Poczułem rękę na ramieniu i ktoś mnie odepchnął. Jęknąłem. Wszyscy trzej podbiegli do gryfa. Wyczołgałem się z jaskini, lecz nagle ktoś mnie pochwycił i przerzucił przez ramię. Wracaliśmy do obozu.

ziomek

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 955 słów i 5185 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik NV

    Kiedy należy złożyć wniosek o upadłość?  
    You need to be a part of a contest for one of the best websites  
    on the internet. I'm going to highly recommend this website!
    Czy po upadłości można wziąć kredyt?

    17 sie 2023

  • Użytkownik Gabi14

    Kolejna dobra część ;3

    12 lip 2014