Mistrz i Małgorzata - część II

Gładząc gęste, ciemne włosy Małgorzaty, Mistrz przymknął oczy i recytował, sięgając w głąb swojej przepastnej pamięci.

- Wyruszyli późnym, sierpniowym popołudniem, do którego Małgorzata ledwo wytrwała. Od rana drżała na samą myśl o karze, jaką pokazały rzucone przez Mistrza kości. Pierwsza, oznaczała chłostę. Druga, dwadzieścia uderzeń. Trzeciej nie była w stanie zinterpretować. Należała jedynie do umysłu Mistrza i nie wolno było o nią pytać. Poskramiała dla niego swą nasiąkającą lękiem niecierpliwość. Drżała tylko co jakiś czas, krzątając się po mieszkaniu. Zagryzała wargę i patrzyła na jego poważną twarz. Był skupiony. Skoncentrowany na karze, którą miała zostać nagrodzona. Tego dnia musiała chodzić w gorsecie już od rana. Poza szpilkami był jedyną garderobą, która skrywała jej wdzięki przed światem. Koronkowe majteczki zerwał z niej zaraz po tym, jak ugryzła zbyt mocno jego dłoń. Syknął z bólu, uderzył na odlew i szybkim ruchem zdarł bieliznę. Potem zostawił ją tak, opartą o dębowy stół jadalni i rzucił magiczne kości na stół. Zrobił to tak, by widziała cyfry. By zdała sobie sprawę z tego, co ją czeka. Choć tak naprawdę nigdy nie wiedziała do końca, co Mistrz postanowi z nią uczynić.  

Po obiedzie, który zjedli w milczeniu, gdyż bała się podnieść oficjalnie wzrok ku jego twarzy, rozkazał przynieść akcesorium z numerem czternaście. Często go używał, lecz połączenie grubej, satynowej opaski na oczy z zaplanowaną chłostą, nie było jej znane. Gdy zbliżyła się, pogładził czule jej włosy. Ułożył za uszy, przeczesał palcami, po czym spiął wyjętą z kieszeni gumką. Dopiero wtedy zasłonił oczy opaską. Okręcił ją dwukrotnie, upewniając się, czy nie zachodzi na nos i czy nie pozostawia przerwy dla niesfornego spojrzenia. Przesunął jej ramiona do tyłu i powoli związał jej dłonie w nadgarstkach. Nie spieszył się. Dokładnie operował sznurem, by ten nie pozostawił zadrapań. Gdy już nie mogła ruszyć kończynami, poprowadził ją przodem, sterując opartą między łopatkami dłonią. Z trudem przechodziła w grzęznących w trawie szpilkach, aż dotarli do samochodu. Mistrz otworzył drzwi i pomógł jej wsiąść. Małgorzata zdała sobie sprawę, że jej skóra szaleje. Dreszcze biegały po niej jak stada dzikich mustangów na prerii. Czuła je wszędzie. Pojawiały się niespodziewanie, jeżąc skórę i unosząc włosy u nasady. Z każdym podskokiem auta na wybojach, dostawała spazmów.  

Silikonowe kulki, które wcisnął w nią tuż po posadzeniu na fotel, grzechotały bezlitośnie w wąskim wnętrzu i drażniły, przypominając o niedoszłym orgazmie. Dręczył ją, choć kara jeszcze się nie rozpoczęła. Wysublimowany, perwersyjny plan Mistrza był okrutny. Wręcz przerażająco perfidny. Wiedziała o tym czując, że podnieca się jeszcze bardziej. Rumieńce strachu i rozkoszy naprzemiennie zdobiły jej gładkie lico. Gdy dotarli, oddychała już całkiem szybko. Zdawać się mogło, że kazał jej biec za samochodem. Dyszała przez nos, zaciskając usta. Z jeszcze większym trudem, niż poprzednio, ruszyła przed siebie. Buty brodziły w miękkiej ściółce. Wiedziała, że nie idą po ścieżce. Usta zaczęły jej drżeć i przeszło jej przez myśl, by go przeprosić. Powiedzieć, że zrobi wszystko, jeżeli ją rozwiąże. Że jest gotowa iść do domu na czworaka, a nawet zanieść go na swoich plecach, byle ją teraz puścił. Bała się coraz bardziej, lecz nie powiedziała nic. Żadne ze słów nie było w stanie wyjść z zaciśniętego gardła, gdy rozkazał jej klęknąć. Rozwiązał więzy, uwalniając zmęczone nadgarstki. Zrobił to jednak tylko po to, by objęła pień, znajdujący się tuż przed nią. Drżąc pozwoliła, by połączył należące do niego ciało z drzewem. Było dość szerokie i pokryte szorstką korą. Po zapachu nie była w stanie go rozpoznać, lecz wiedziała, że to drzewo iglaste. Pod kolanami czuła miękkie igły, a żywica, której kropla znalazła się na twarzy, pachniała intensywnie. Jej wypięte pośladki narażone były na całe niewidzialne zło.  

Dygotała ze strachu. Słyszała, jak chodzi wokół niej. Potem oddala się, a trzask łamiących się pod butami gałązek, stawał się niesłyszalny. Szum lasu stał się dla niej hukiem. Ptaki krzyczały złowrogo. Walczące z podmuchami drzewa ze świstem przecinały pędzące powietrze. Deszcz spadających gałązek, zmęczonych starością, zdawał się jej łoskotem, jaki wydają dzikie zwierzęta.  
Małgorzata wystraszyła się całkiem. Gdy pomyślała, że Mistrz mógłby ją zostawić samą w ten sposób. Łzy ciurkiem płynęły z jej oczu, nasączając zakrywający je materiał. Wszystko w niej krzyczało. Struga śliny spływała z rozchylonych ust, a sznur napinał się na zaciśniętych dłoniach. Była przerażona i gdyby miała zdefiniować swój stan, stwierdziłaby z całą pewnością. Że nigdy wcześniej, nie bała się tak bardzo. Gdy usłyszała kroki, powoli zbliżające się od tyłu, wstrząsały nią spazmy. Jednoczesne poczucie przerażenia i jakiejś niewytłumaczalnej radości targały jej zmysłami jak sztandarem na polu bitwy.  

Mistrz wrócił. Oznajmił swe przybycie mocnym smagnięciem w nagie pośladki. Krzyknęła głośno i jeszcze mocniej zacisnęła dłonie. Drugi z dwudziestu razów dotarł do celu. Bała się, że jej skóra pęknie, uderzona z taką siłą. Przy piątym była prawie pewna, że użył gałązki. To jej szukał, krążąc dookoła. Dotarł do dziesięciu i zrobił przerwę. Wszystkie padły z lewej strony, znacząc jej gładki tyłek równymi pręgami. Drugi pośladek pozostał nietknięty. Mistrz zbliżył się i pochylił. Jęknęła, gdy przesunął dłonią po podrażnionej stronie ciała. Zrobił to jednak tak delikatnie, że zapragnęła tego dotyku ponownie. Dopiero wtedy, gdy pogładził ją całą, zajął się mokrą od wrażeń cipką. Wysunął lekko kulki, pociągając za sznurek, po czym włożył z powrotem, dociskając palcami do głębi. Obejrzał je, lśniące od soków i podstawił mokre palce pod nos. Przez chwilę rozkoszował się słodkim zapachem.  

W końcu wstał i poprawił mocno uwypukloną zawartość spodni. Uderzył w prawy pośladek. Małgorzata jęknęła. Oddychała ciężko i spinała się, by przygotować umysł na kolejne uderzenie. Raz po raz, 10 smagnięć zostało majestatycznie złożonych na tyłku. Pręgi na obu pośladkach układały się prawie równolegle, jak stelaż wachlarza. Mistrz poślinił palce i wsunął dwa z nich w owalną dziurkę między pośladkami. Uwielbiał, gdy się na nim zaciskała. – W tym miejscu Mistrz przerwał.  

Gładził po włosach wijącą się u jego stóp Małgorzatę, która najwyraźniej za zadanie wyznaczyła sobie połknięcie jego członka w całości. Spojrzała mu w oczy.  

- Dokończ, Mistrzu. Proszę – powiedziała, nim ponownie schowała jego męskość w swoich ustach.  
Zacisnął palce na jej włosach i przymknął oczy.

- Przez chwilę poruszał palcami w jej tyłku i czuł, jak kulki grzechoczą, wibrując. W końcu klęknął z tyłu. Poślinił swój przyrząd i powoli umieścił go w ciasnym otworze. Małgorzata jęczała, poruszając biodrami na wszystkie strony. Pragnęła dojść. Skończyć, zalewając się falą rozkoszy. Spłukać prysznicem zapomnienia, który zabierze ze sobą resztki bólu. Chociaż to on był panem sytuacji, można by pomyśleć, że sama go pieprzyła. Mistrz tylko przyglądał się zanurzającemu w gładkiej cipce członkowi i mruczał z zadowolenia. W końcu jednak złapał za tańczące regularnym rytmem biodra i to jemu, po kilku mocnych ruchach, przepadł splendor chwały orgazmu, który wstrząsnął Małgorzatą. Wiła się, wydając z siebie głośny jęk, a Mistrz posuwał ją jeszcze i jeszcze, aż kolejna kropla żywicy otarła się o przyciśnięty do drzewa policzek. W końcu, gdy osunęła się ciężko, wyszedł z niej. Wstał, zapiął rozporek, chowając swoje przyrodzenie za bramą zamka, po czym przeciął pęta. Uwolniona Małgorzata znalazła się na jego rękach. W drodze do samochodu Mistrz zsunął opaskę z jej oczu i pocałował w usta. Ułożył ją na tylnej kanapie i usiadł na chwilę, by pogładzić po głowie. Uśmiechał się do niej, gdy patrzyła wdzięcznymi spełnieniem oczami. Potem wyjął z kieszeni tubkę żelu i nakazał się jej obrócić. Posłusznie odwróciła się na brzuch i z przyjemnością poddała smarowaniu pośladków. Delikatne, chłodzące działanie substancji, pomagało w szybkiej regeneracji. Gdy skończył, zajęli swoje miejsca i Mistrz ruszył drogą przez las, aż dotarli do skrzyżowania z asfaltową szosą. Wyszedł z samochodu i przyniósł coś z bagażnika. To coś, okazało się być obcisłą, czarną sukienką, którą Mistrz polecił ubrać. Małgorzata odwróciła się, by rozpiął jej gorset i stała całkiem naga, ubrana jedynie w szpilki. Mistrz pocałował jej piersi i przesunął dłonią od szyi w dół, aż do gładkiego łona. Zanurzył palce w jej mokrej szparce i postąpił krok w tył. Małgorzata ubrała sukienkę, patrząc w oczy Mistrza. Ruszyli dalej i po kilkunastu minutach dotarli do restauracji, której balkon wychodził w stronę jeziora. Tam zasiedli przy stoliku, czekając na kelnera w promieniach zachodzącego słońca.

Gdy kończył wypowiadać ostatnie słowa, Małgorzata siedziała na nim okrakiem. Powoli, patrząc mu w oczy, nabijała się na jego sterczącego członka i obsypywała twarz pocałunkami.
- Chcę to zrobić – szepnęła mu w ucho. – Chcę to zrobić dla ciebie, mój Mistrzu...

ErmonTwilight

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1777 słów i 9800 znaków.

3 komentarze

 
  • ErmonTwilight

    Wołacie o więcej, dostaniecie więcej ;)

    14 sie 2014

  • anulka

    zauroczona, zachwycona....

    12 sie 2014

  • E.

    Nawet nie wyobrażasz sobie, jak uwiodłeś mnie tym.. Twoje słowa sprawiły że rozszczepiłam się na małe kawałki pożądania i wzruszenia, które staram się teraz pozbierać w słowa, by zdefiniować co czuję. I nie przesadziłeś.. naprawdę jesteś Mistrzem, nie tylko słowa..

    12 sie 2014