Mistrz i Małgorzata - część V

Małgorzata zadrżała, klękając przed konfesjonałem. Nogi ugięły jej się jednak nie ze strachu, lecz przesilenia. Nie dalej, niż godzinę temu, stała przywiązana do zdobionego słupa w sypialni. Rzeźba nie stała tam przypadkowo. Każde nacięcie, zdobienie i wypust, służyły bowiem idealnie, dając punkt zaczepienia dla białej liny. Mistrz związał ją lżej, niż zwykle, a główny splot zaciskał się wokół szyi. Musiała podtrzymywać się w górze, używając siły swych nóg. Inaczej pętla zaciskała się na szyi, przyprawiając o omdlenie. W końcu błagała go, by rozwiązał linę. Zrobił to bez wahania, po czym nakazał się ubrać. Czerń stanowiła główny kolor bielizny. Lubił go tak bardzo, że czerwone i białe komplety, leżały ukryte na dnie półek ciemnej szafy. Tym razem nie było inaczej. Przygotował jej lekką sukienkę. Przylegała do ciała, nie obejmując go jednak ciasno. Mistrz bez problemu mógł wsunąć pod nią dłonie i ważyć w dłoniach pęczniejące piersi. Czasami, gdy słońce świeciło z przodu, przystawał, by oddaliła się o kilka kroków. Sukienka prześwitywała bowiem lekko i jak twierdził, wyglądała jak obłok dymu, który spowijał jej ciało. Płynęła wraz z ruchem jej bioder i falowała pod wpływem lekkich podmuchów wiatru. Do kompletu Małgorzata dostała jedynie szpilki. Delikatne, wycięte. Drobne i delikatne, niemalże niewidoczne z boku, lecz zabójcze w działaniu. Małgorzata wilgotniała przy wejściu, gdy tylko wkładała w nie stopy. Mistrz aż nazbyt dokładnie powiedział jej, co czuje na widok jej łydek, napiętych tą wymuszoną pozycją. Nie każda para obuwia podobała mu się tak samo. Ta, była jego numerem jeden.  
Przywykła do braku bielizny, nie odczuwała żadnego dyskomfortu. Ufnie wsiadła do samochodu i przezwyciężywszy kobiecą ciekawość, o nic nie pytała. Mistrz milczał, wsłuchując się w muzykę płynącą z radia. Od czasu do czasu kładł dłoń na udach Małgorzaty i rozsuwał je. Unosił sukienkę, zanurzał palce w gładkiej i otwartej już całkiem cipce, po czym kładł dłoń na ustach. Wiedziała, że bawi się jej zapachem. Gdy dojechali do murowanego czerwoną cegłą kościoła, spojrzała na niego pytająco.
- Chodź, moja piękna – powiedział, po czym pierwszy wysiadł z samochodu. Ruszyła za nim, a gdy minęli próg kościoła, zadygotała. Lekki chłód przeszył jej ciało i postawił na baczność twarde sutki. Mistrz uśmiechnął się. – Dzisiaj pójdziesz do spowiedzi, Małgorzato. Opowiedz o grzechach swojej fantazji. Opowiedz o oddaniu i potrzebie bycia razem. Opowiedz o wszystkim, czego cię nauczyłem.

Małgorzata posłusznie ruszyła do przodu. Wnętrze kościoła było niemalże puste, pomijając kilka modlących się staruszek. Przy konfesjonale była sama i Mistrz wyraźnie słyszał zgrzytnięcie deski, na której oparła kolana. Podszedł do najbliższej ławki i zajął miejsce, rozsiadając się wygodnie. W tej pozycji dokładnie widział jej nogi, obute w piękne szpilki z Mediolanu. Gładką skórę ud, ginących pod sukienką tak krótką, że z rozkoszą dostrzegał pod nią zarys pośladków. Wodził palcami po ustach i czekał.
Ksiądz zakończył otwierającą spowiedź formułę, której Małgorzata praktycznie nie słyszała. Z wypiekami na policzkach zastanawiała się nad treścią, którą ma przekazać. Układała ją w głowie, próbując od czegoś zacząć.

- Zgrzeszyłam. Stałam się niewolnicą mojego pana i jemu pragnę służyć. Dobrowolnie, bez przymusu, żyję dla seksu. Żywię się seksem i seksem się staję. Każdego dnia zasypiam przy Mistrzu. Tuż obok niego, jeśli nie z nim w sobie. Zasypiam, by obudzić się z jego członkiem w ustach. By rozkoszować się zapachem i smakiem. Budzę się, by zdarł ze mnie resztki snu, mocno gryząc w pośladek. By wszedł we mnie dziki i głodny, obdarowując rozkoszą. Chcę w każdej chwili doświadczać rozkoszy jego warg, opartych o moje usta. Całujących i pozwalających się całować. Zasypujących muśnięciami każdy skrawek ciała, drżącego prośbą o więcej. Warg, tak cudownie obejmujących moją cipkę. Zaciskających się na niej mocno, lub delikatnie. Pragnę języka, którym wolno rozsuwa płatki mojej różowej świątyni. Tego, który wciska się w nią lubieżnie smakując wilgoci. Uwielbiam każdy dotyk jego języka, który staje się osobnym tworem. Wypełnia mnie, gładzi, wciska w pupę i obiecuje więcej. Jest małym, zwinnym sługą, który szykuje mnie dla swojego dużego pana. I jego też uwielbiam. Wielkiego, twardego, pulsującego przy każdym dotknięciu. Uwielbiam krztusić się nim, połykać głęboko, ssać, całować, zaciskać usta na miękkim napletku, gładzić żołądź językiem i ponownie wpuszczać do gardła. Kocham spijać z niego każdą kolejną kroplę gęstego soku. Jedna po drugiej, obejmując wargami. Uwielbiam, gdy wchodzi w moje ciało. Gdy gorącem rozpala wnętrze spragnionego zwieńczenia moich nóg i wchodzi do środka z rozpędu. Nie mogę się doczekać, gdy stanie tuż przed bijącą gorącem dziurką i zacznie się o nią ocierać. Potem wejdzie do środka i sprawi, że odpłynę szybko. Kocham czekać na niego wypięta, drżąc ze strachu. Gdy wiem, że rozerwie moją ciasną dziurkę. Wiem, bo wsuwał w nią palce. Ślinił mocno i rozciągał. Wiem, że będzie bolało. Wiem też, że przyniesie mi rozkosz. Kocham go wtedy, gdy pulsuje we mnie i strzela, wypełniając gorącą lepkością. Gdy robi to w pupie i zostawia ją pełną. Gdy spuszcza się w cipce strumieniem tak silnym, że ten wytryskuje ze mnie na zewnątrz. W końcu uwielbiam, gdy spuszcza się w moich ustach. Gdy patrzy mi w oczy, dając władzę nad orgazmem. Gdy czuję, jak pierwsze krople słodkiego smaku jego spermy pojawiają się na języku tuż przed tym, jak pierwsza fala wypełni mi buzię. Wiem, że jest ze mnie dumny, gdy wkładam go głębiej z każdym połknięciem i wtedy, gdy wypuszczam go z ust czystego. Spokojnego, gdy kładzie się i opada powoli.

Wydłużony jęk zza drewnianej kraty, rozszedł się po kościele. Mistrz uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zapłonęły blaskiem tryumfu.  

- Nie pamiętam więcej grzechów. Za te, które wyjawiłam, nie potrafię żałować. – Małgorzata czekała na reakcję ze strony księdza. Ten jednak dyszał, przecierając czoło mokrą od spermy chustą. W głowie miał mętlik i nie potrafił znaleźć słowa, którym mógłby się odezwać. Spoglądał w dół, na swoje mokre przyrodzenie i choć właśnie doprowadził się do orgazmu, nie czuł zaspokojenia. Wstyd, słabość i pożądanie męczyły jego umysł.  

- Idź w pokoju – wydukał w końcu, ciężko opierając się o wnętrze konfesjonału.  
- To nie tak miało być – wyszeptał, gasząc światło. – Ta cholerna bezsilność… Dlaczego nie byłem w stanie jej przegonić? – Myśli tłukły się w jego głowie, gdy w końcu udało mu się schować zwiotczałego członka. Schował chustkę do kieszeni i opuścił konfesjonał, uchylając grubą kotarę.  

Jego wzrok zatrzymał się na Małgorzacie. Siedziała na kolanach Mistrza, gryząc go w ucho. W tej pozycji sukienka podsunęła się jeszcze wyżej, odsłaniając nagie pośladki. Gdyby ksiądz postąpił kilka kroków dalej, widziałby doskonale zarys jej różowej szparki. Zamarł jednak, wpatrzony nie w kobietę, lecz Mistrza. Ten ostatni uśmiechnął się i pociągając głowę Małgorzaty do tyłu za włosy, wpił ustami w czerwone wargi. Zaraz potem, by nie wzbudzać większej sensacji wśród rosnącego przed mszą tłumu, wyszli z kościoła. Tak, jak wcześniej, wyprowadził Małgorzatę na smyczy włosów. Gdy mijał kamienną misę ze święconą wodą, odwrócił się i spojrzał w oczy księdza. Przesunął dłonią tuż nad powierzchnią, a ciecz zmieniła barwę na krwistą. Pożegnał księdza uśmiechem i wyszedł z kościoła, wsuwając dłoń pod sukienkę Małgorzaty.
Nie musiał jej mówić o ostatniej w życiu spowiedzi, która odbyła się właśnie w tym konfesjonale. O tym, jak ksiądz wykluczył go z grona wierzących. Właściwie to Mistrz dokonał tego sam. Prosił o pomoc, bojąc się szaleństwa, w które zdawał się popadać. Ksiądz toczył nienawistną batalię słów, okazując pogardę do ludzkich słabości. Mistrz opowiedział mu bowiem o wszystkim, co mąci wewnętrzny spokój. Został zignorowany. Okazano mu pogardę.  

Wstał wtedy. Powoli, majestatycznie. Otrzepał się z popiołów, jak powstający z nich feniks, a oczy zapłonęły żywym blaskiem. Poczuł się wolny tak, jak nie czuł się nigdy. Odwrócił się, posyłając pierwsze, demoniczne spojrzenie w stronę księdza. Ten wyszedł bowiem z konfesjonału, chcąc powiedzieć coś jeszcze. Zmrożony spojrzeniem Mistrza zamarł z uniesionym wysoko palcem. Mistrz uśmiechnął się i przesunął dłońmi po włosach, zaczesując je do tyłu.  
Wychodząc z kościoła ujrzał młodą kobietę. Nim minął się z nią w szerokich, ciężkich drzwiach, dostrzegł podświetloną blaskiem dnia sylwetkę.
- Anioł – pomyślał, dostrzegając gładkie kształty przez woalę luźnej sukienki. – Upadły anioł…

Gdy przeszła obok niego, poczuł ten słodki zapach. Spojrzał jej prosto w oczy i zauważył to pierwszy raz w życiu. Każde seksualne pragnienie tej dziewczyny, zdawało się stanowić projekcję. Ujrzał wyraźnie. Czuł zapach. W usta wszedł ostry smak nabrzmiałej cipki, pulsującej wygłodnieniem. Poczuł ją też na pęczniejącym członku. Zaciskała się w konwulsjach, jak usta przepełnione kutasem, krztuszące się w poszukiwaniu haustu powietrza. Palce zacisnął na pustej przestrzeni, czując w nich gładkie włosy dziewczyny. Ich kasztanowy kolor kontrastował z czarnymi brwiami, uniesionymi wysoko. Patrzyła na niego przerażona.  
Wiedziała już, że on wie.

Chwilę później Mistrz zatrzymał samochód. Przeciągnął linę przez otwarte szyby drzwi samochodu i nakazał Małgorzacie oprzeć o narzucony na maskę pojazdu koc. Związał jej dłonie, rozchylając w obie strony.  
- Prawie jak na krzyżu- pomyślała, zanim wszedł brutalnie i zgwałcił jej oporny tyłek.

ErmonTwilight

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 1858 słów i 10308 znaków.

1 komentarz

 
  • nienasycona

    Genialne, przepiękne,  podniecające,  magiczne....rozpłynęłam się. .

    23 wrz 2014