Marta i olimpijczyk 6 Wesela ciąg dalszy

Marta i olimpijczyk 6 Wesela ciąg dalszyPO LUŹNEJ FANTAZJI MARDONIUSZA WRACAMY DO ŁAZIENKI WIEJSKIEJ REMIZY GDZIE ODBYWA SIĘ WESELE. PAN GIENIO WŁAŚNIE MNIE NAPASTUJE!

- Nie broń mi się, przecież i tak zaraz cię wezmę! W tej łazience! Choćby na podłodze!

Nie uśmiechało mi się ulec takiemu typowi, w dodatku w takim pomieszczeniu, przesiąkniętym zapachem stęchlizny i wilgoci. Wyobraziłam sobie siebie samą na tej obskurnej podłodze wyłożonej była starymi, popękanymi kafelkami, z fugami wypełnionymi brudem i kurzem.  
Klimat zapuszczonej remizy, gdzie odbywało się wesele najpełniej wyrażał się właśnie w łazience. W łazience, w której lada moment miałabym zostać wzięta...

Jednak mój rozsądek i moja duma  nie chciały dać za wygraną. Gdy próbował ściągać ze mnie majtki, wiedziałam, że go nie powstrzymam…  
Dlatego dałam panu dyrektorowi do zrozumienia, że kapituluję. Był wprost wniebowzięty. Zwłaszcza, gdy zapytałam, czy mogę rozpiąć mu spodnie.  
Stał rozmarzony i upojony alkoholem na tle zniszczonej umywalki, w świetle migających niesystematycznie, zużytych jarzeniówek, tworzącym grę świateł na jego twarzy wykrzywionej grymasem zadowolenia i chuci.  

Kucnęłam przed nim, zaczepiając o jedną z oderwanych płytek i uważając, by nie wdepnąć w kałużę utworzoną przez wodę z kapiącego kranu.  
Ależ drżały mi ręce, gdy rozpinałłam pasek jego spodni. On sam, nieco bełkocząc, rechotał.  

- O tak! Pppani nauczzzycielka wreszcie srosssumiała, po ccco ją zaprosiłem na wessselisko!  

Gdy mu rozpięłam guzik spodni i rozsunęłam rozporek, on sam zsunął majtki i wyciągnął na wierzch swojego wojaka, średnich rozmiarów, ale w pełnym wzwodzie  

- O tak! A teraz poproś mnie, żebyś mogła go wziąć do buzi!  
- Ty bufonowaty chujku! - pomyślałam, po czym wstałam, a gdy on zdziwiony ruszył ku mnie, szybko stracił równowagę.  
Wystarczyło, że tylko lekko go pchnęłam a upadł na podłogę, dokładnie w miejscu gdzie stała brudna kałuża.  
Otworzyłam drzwi i wybiegłam, kobiety które czekały przed łazienką musiały mieć niezły ubaw.  

Tego oczywiście Gienio chłopcom nie powiedział…  
Po tej przygodzie, rozdygotana podeszłam do wiejskiego stołu, zastawionego karafkami i z dwiema beczułkami i poprosiłam stojącym tam panów o drinka.  
To był mój arcygłupi błąd. Drink zawierał zbyt dużo samogonu, a swojak był zapewne niewiele słabszy od spirytusu.  
Nawet nie pamiętałam, kiedy urwał mi się film.

Nie pamiętałam dosłownie niczego.  
Gdy rano obudziłam się z obolałą głową, na swoim własnym łóżku, zastanawiałam się jak tu trafiłam i kto mi pomógł? Spostrzegłam, jak bardzo wygnieciona jest moja suknia oraz że… nie mam na sobie majtek. Zaś niczym de ja vu - objawiła się zużyta prezerwatywa… która tym razem tkwiła nie w pończosze… lecz w mojej… cipce.

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 514 słów i 2881 znaków, zaktualizowała 11 sty o 15:29. Tagi: #WESELE #POŃCZOCHA #PREZERWATYWA #ALKOHOL

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Historyczka

    A no właśnie - czy nie najcudniejsze są takie niedopowiedzenia - gdy nie wiadomo co się wydaerzyło? :)

    8 stycznia

  • Mardoniusz999

    @Historyczka  
    Różne są warianty akcji, może wsioki ciurlały aż gwizdało, może kapela rżnęła aż gwizdało.....

    8 stycznia

  • Historyczka

    @Mardoniusz999 tego nie wiemy... za to bardzo dobrze znamy autora, który mógłby to rozpisać... :)

    9 stycznia

  • Mardoniusz999

    @Historyczka  
    Postaram się w weekend 😉😇

    11 stycznia

  • unstableimagination

    Ciekawe czego Marta nie pamięta :) I bardzo dobrze Gienkowi tak!

    8 stycznia