Marta i olimpijczyk 9 W bursie

Marta i olimpijczyk 9 W bursie– Zaraz, zaraz! Dotrzymałem słowa! Powiedziałem, cytuję że “będzie dobrze” nie obiecałem, że nie będzie pytań, to ty o to prosiłaś. Ja powiedziałem, że będzie dobrze i co?! Jest! Jest nad kreską! Właśnie idę wywiesić listę, patrz, jest nad kreską i to niemało.
Maurycy z miną niewiniątka okraszoną diabelskim uśmieszkiem przekonywał mnie, że Mateusz nadal ma szanse.  
– Gówniarz nawet mi zaimponował. Na ustnym dostał ode mnie pytanie o rolę Stronnictwa Konserwatywno Ludowego w Akcji Wyborczej Solidarność. Spryciarz, chyba nie wiedział nic o istnieniu SKL-u, ale tak świetnie nakreślił te czasy, że komisja była zauroczona.  
– Draniu! Zadałeś mu takie pytanie, żeby go pogrążyć!  
– Nieprawda! Żeby dać się wykazać! Ha, ha, ha! A teraz wszystko zależy od egzaminu pisemnego, który oczywiście ja będę sprawdzał.

A więc wróciliśmy do punktu wyjścia. Jeśli zechce utopić Matiego… nic mu w tym nie przeszkodzi…  
– Ale pan Mateusz nadal ma szanse ostatecznie zająć pierwsze miejsce! To prawda… To w największej mierze zależy ode mnie. Ale, jeśli ty Marto zgodziłabyś się na wszystko, ja też dam z siebie wszystko…  
– Sugerujesz, że zagwarantujesz, że on będzie pierwszy?
– Pewnie. Zagwarantowałbym.
Stało się dla mnie jasne, w co gra profesor Burak. A żeby uczynić sprawę jeszcze jaśniejszą, wyartykułował:
– Widzisz Marto, że jestem nieobliczalny, ale dotrzymuję słowa…
Trudno się było z nim nie zgodzić. Mój wojowniczy nastrój ustępował na rzecz troski o Matiego.
– Wystarczy, że… Pozwolisz mi na wszystko. Pamiętaj, że do tej pory właściwie cię nie zdobyłem…
Był zabójczo dosadny. Ale wahałam się.
– Nie wiem…  
Pomyślałam, że nawet jeśli miałabym się zgodzić, to tylko po ogłoszeniu wyników, nigdy przed… Widziałam, że sama w to brnę. I po bardzo precyzyjnym ustaleniu zasad. „Żebyś mnie nie wykiwał podły manipulancie.” Tak mu to przedstawiłam.
- No dobrze. – burknął.
Wdziałam,, że mu było nie w smak. W duchu cieszyłam się, że tym razem nie tylko nie pozwoliłam się ograć, ale to ja zapędziłam go w kozi róg.
– No dobrze… ale jeśli tak… To… Pozwolisz mi na wszystko. Sama przyjdziesz do mojego pokoju w hotelu doktoranckim. Tam cię będę miał, jak będę chciał.  

Ten tekst podniecił mnie bezgranicznie. Zaciskałam zęby. Myślałam o tym, że jak się nie zgodzę – Mateusz przegra z kretesem, ale jeśli pójdę na układ – wygra.
– Dobrze. Będziesz mnie miał. – Sama byłam zaskoczona, że tak szybko się zgodziłam.  
– Dasz mi… Dasz mi na każdym meblu, jaki mam w pokoju…  
Patrzyłam mu prosto w twarz.  
– Dam ci… Na każdym meblu w twoim pokoju.

Burak był przeszczęśliwy. Rozmarzony. Jakby wreszcie miał zrealizować swe odwieczne marzenie. Rozpędzał się w swych żądaniach.  
– Będę cię pieprzył jak wariat! Będę młócił cię jak dziwkę…
Na potwierdzenie kiwnęłam głową.  
– A ty wydobędziesz ze swych usteczek najpiękniejszą melodię, najgłośniejsze jęki, jakie świat słyszał. A ja będę rypał cię bez gumki… i spuszczę się, gdzie zapragnę. Może na twoją piękną buźkę, a może w pizdę!, a może na cycki. Powtórz! Chcę usłyszeć twoją deklarację.  
– Dobrze, więc jeśli dotrzymasz tego co powiedziałeś – artykułowałam zasadę jeszcze raz szczegółowo – i będzie pierwszy, to wtedy będzie tak jak chcesz… – Czułam, że deklarując to w tak wulgarny sposób, poświęcam się cała dla Matiego. Boże, jak mnie to podniecało! – Będziesz mógł zerżnąć mnie bez prezerwatywy… Będziesz mógł dymać mnie jak dziwkę. Wydobędę dla ciebie piękniejsze jęki niż ta Roksana czy twoje puszczalskie, studenckie zdziry. I będziesz mógł skończyć, gdzie ci się spodoba,… – Boże! Jak ta deklaracja mnie podnieciła! Nigdy bym się tego po sobie nie spodziewała.

W tym czasie pojawił się Mateusz. Po tym gdy dowiedział się że awansował, zaniemówił. W jednej chwili uwierzył w siebie, wręcz miałam wrażenie, że poczuł się panem sytuacji.

– No, jeśli udało mi się na etapie nie do przejścia, to co mówić o pisemnym, który tak dobrze mi podszedł! Napisałem najwięcej stron ze wszystkich!  
– No, dużo, to jeszcze nie znaczy że najlepiej…  
– Nie, nie… Sytuacja po pierwszej wojnie światowej, to mój konik! Nie zapomniałem o żadnej zmianie terytorialnej w tym okresie!  
Następnego dnia przewidziano ogłoszenie wyników etapu pisemnego i wręczanie nagród. Mati był w skowronkach. No i jak w takiej sytuacji mogłabym dopuścić, żeby nie wygrał konkursu?
– Mati – Objęłam go. – Oprócz dobrej informacji, mam też złą wiadomość. Nie było osobnych pokojów w bursie. Będziesz musiał spać w jednym pokoju ze mną.  
Nie wyglądał na takiego, który by się przesadnie zmartwił.  
- No to akurat już mi się zdarzyło… nocowałem przecież u pani.  A nawet będę miał okazję na rewanż. – Dodał cicho ostatnie zdanie, łapiąc się za buzię, jakby powiedział słowo za dużo.

- Jak to? O jakim rewanżu mówisz?
- Wtedy to pani weszła do mojego łóżka…  
– No wiesz co?! Za dużo sobie pozwalasz… Wtedy było co innego, była burza… A ja tak się bałam!
– A ja się będę bał, że przyśni mi się olimpiada.

Żart był taki sobie, ale za to doskonale oddający jego emocje. Wiedziałam jak bardzo przeżywa konkurs. Targają nim przeciwstawne emocje – szansa, bo dobrze poszło mu na pisemnym, ale i obawa...

Idąc z nim spacerem do bursy wśród starych kamienic i zielonych skwerów, odczuwałam wewnętrzny niepokój, ale też podniecenie. Pewnie po części było to spowodowane spotkaniem z Maurycym, po części świadomością, że spędzę z Matim noc w jednym pokoju... W każdym bądź razie moja wyobraźnia szalała. Widziałam jej oczami, jak Mateusz wsuwa się pod moją kołdrę… jak czuję jego zapach Hugo Bossa.

Mijając ciekawe architektonicznie  kamieniczki, czułam jakbym się przeniosła w czasie. Ech, gdybym mogła się rzeczywiście cofnąć w czasie… Przypominałam sobie wydarzenia i dawne i te z dziś. Czułam dziwny rodzaj wyrzutów sumienia wobec Mateusza, to że niedawno ssałam kutasa innemu facetowi, to że zbyt dużo mu obiecałam, odbierałam jako jakąś zdradę wobec chłopca. Gdy mijaliśmy ciąg kawiarenek i restauracyjek, zaprosiłam go do jednej z nich, chińskiej knajpki, na obiad.  

We wnętrzu, dzięki wielkim, papierowym lampionom dominowała czerwień, budząc skojarzenia burdelowe. “Będę młócił cię jak dziwkę…” – to zdanie zakołatało mi w głowie z siłą wodospadu.  

Zamówiłam kaczkę po pekińsku. Mięciutkie mięso podane w cienkich plastrach, z wyczuwalnym miodem, smakowało wybornie. Chciałam choć symbolicznie rekompensować Matiemu to, że uległam Maurycemu. Pomyślałam, że jednak najlepszą rekompensatą byłoby pozwolenie młodemu, żeby wtargnął do mojego łóżka. I nie tylko do łóżka… Wyobraziłam sobie, jak młodzieniec wchodzi we mnie… jak wydobywa ze mnie głośne jęki. Aż zaczynałam żałować, że tych jęków nie słyszą Henio, czy Grześ…

Wkrótce po obiedzie stanęliśmy przed fasadą bursy – stara przedwojenna kamienica lata świetności miała dawno za sobą, o czym świadczyły odpadające tynki, jednak gzymsy,  bonie i inne wykwintne detale wskazywały, że architekt zaprojektował ją z rozmachem. Podobnie budynek prezentował się w środku – popękane i dawno nieodmalowane ściany, korytarze z których wiało chłodem, straszyły niczym w upiornym dworze.  

Jednak te niuanse były niczym w porównaniu z moim oburzeniem, gdy okazało się, że do jednej salki zakwaterowano nas wszystkich. Nie tylko mnie i Mateusza, ale też modelarzy, ich opiekuna i kierowcę! Moja intryga rozwinęła się przesadnie i obróciła przeciwko mnie!  

Próbowałam interweniować u odźwiernego i woźnego w jednej osobie, ale ten odparł, że już nigdzie nie zadzwoni, bo jest po godzinach i nawet nie miałby do kogo. Natomiast zdaje się, że ten stary pryk, gruby, z sumiastymi wąsami miał z tego niezłą frajdę, że jedna baba będzie musiała spać w jednym pokoju z tyloma chłopami. Chyba domyślał się, że coś manipulowałam i dlatego mógł mieć odwagę, nie dość, że bezczelnie się podśmiewywać, to jeszcze robić nieprzystojne uwagi.  
– Jakoś się pani przemęczy. No chyba, że pani spać nie dadzą…  
Patrząc zawadiacko, zdawał się mówić:  „No ja bym nie dał! Zawsze też może pani przyjść do mnie spać na dyżurkę.” Albo: „Najwyżej… zatknie sobie pani se dziurki korkiem… Dziurki w uszach… Ha, ha!”

Normalnie zainterweniowałabym gdzieś wyżej, ale wtedy mogłaby wyjść na jaw moja wcześniejsza manipulacja, a to mi się nie uśmiechało.  

Mężczyźni, ale też chłopcy powitali mnie w pokoju wręcz entuzjastycznie.  
– Lepiej być nie mogło! – Gienio piał z zachwytu. Już powybierali sobie łóżka, mi zostało to najbardziej wyeksponowane.  

Pokój komponował się wyglądem z resztą bursy. Ciemny, z pustymi ścianami i dziwnymi zapachami nie robił dobrego wrażenia. Mężczyźni jednak nie przejmowali się wystrojem wnętrz, wyciągnęli jakąś whisky i szybko znaleźli szklanki. Nie dołączyłam się do nich, mimo wielu namów. Natomiast Mateusz dał się skusić.

Mieli świetną okazję, żeby sobie ze mnie podworować.  
– Pani Marto spała pani z tyloma chłopami na raz? – Gdy już zaszumiało im w głowie. – Grzesiu, opowiedz, jak to było na tej wycieczce w Krakowie?
Nie byłam przygotowana na taki rozwój wydarzeń. Miałam jedynie cieniutką koszulkę nocną i równie cieniutki, koronkowy szlafroczek. W obskurnej łazience na pustej półce na kosmetyki dumnie stał jeden flakonik – Hugo Boss. Gdy przebierałam się, miałam poczucie, że lada moment ktoś przypadkiem otworzy drzwi zasuwka wydawała się taka słaba…
Słyszałam jak sobie dowcipkowali.  
– Pani Marto, jest pani tam naga? Pytam, żebyśmy wiedzieli, czy nie wchodzić? – Dokazywał Grzesio.  
Strasznie mnie korciło, żeby im odpowiedzieć: – Tak właśnie jestem kompletnie goła… golusieńka…  
– Ale jak coś, to może pomożemy naszej pani umyć plecki?  
– Albo co innego… Ha, ha!  

Nie rozumiałam, dlaczego to mnie podniecało… aż w duchu korciło mnie, żeby zapytać – A jakie miejsca oprócz pleców chcielibyście mi umyć? – Ledwie zdążyłam o tym pomyśleć, a dokładnie to samo pytanie wypowiedział, zdaje się, Alan. Nie słyszałam co odpowiedzieli mu kompani, ale wywołało to lawinę śmiechu.

Z łazienki wyszłam w tym cieniusim szlafroczku i koszulce. Wstydziłam się, ale jednocześnie mnie to kręciło, że oczy mężczyzn wszystkie naraz wbiły się we mnie. Wiedziałam jak dobrze odznacza się kształt moich piersi… A co faceci, myślicie że to takie łatwe dźwigać przed sobą dwie ciężkie buły? Podniecało mnie to, że widzieli mnie tak ubraną.
– Ulala! Pani Marto! Będzie pani zimno w takiej cieniutkiej koszulce. Może do nas? To żaden z nas nie będzie mógł spać!
– Mówiłem, najbardziej cycata w szkole!  
– Ale będziemy mieli sny!  

***

Rozległy się pierwsze chrapania. Zastanawiałam się czy Mati dotrzyma obietnicy i wtargnie? Spodziewałam się, że w takiej sytuacji raczej nie, choć pozostawiałam sobie nadzieję, jeden procent szansy. Wspominałam jego słowa – “Tym razem to ja …”
Już na wpół zasypiałam, pierwsze omamy senne już mnie ogarniały, gdy poczułam, że coś ładuje się pod moją kołdrę. Zdawało mi się, że to sen… ale wtedy realnie poczułam woń, bardzo intensywną Zadrżałam, gdy poczułam dłoń na swoim ciele. A więc to Mati pakuje się do mojego łóżka! Czułam zapach perfum Mateusza, tych, które mu kupiłam…  

Przebudziłam się. A więc nie rzucał słów na wiatr. Widocznie nie miał mi aż tak za złe tego, że poszłam do gabinetu Buraka. A może obecność kolegów i złość na nich dodawała mu odwagi, wjeżdżając na “ambit”?

Nie opierałam się, gdy poczułam, że się na mnie gramoli. Przecież tak bardzo tego chciałam. Znów poczuć na sobie jego ciężar, jak wtedy, gdy upadliśmy na łóżko podczas tańca. I poczułam. Wydał mi się teraz znacznie cięższy. czupryna jak miotła łaskotała mnie w brodę, podczas gdy jego twarz wylądowała mi na biuście. Jeszcze intensywniej poczułam dobrze znany mi zapach Hugo Bossa.  

Szalenie mnie to ekscytowało. Oto leżę w pokoju wśród tylu mężczyzn, a tu właśnie na mnie włazi chłopak… chłopak, do którego czuję słabość. Oczywiście nie miałam złudzeń co do tego, że Mateusz pozwoli sobie na coś więcej, ale cieszyłam się, że się do mnie poprzytula.

Chłopiec najpierw położył dłoń na piersi i dotykał jej delikatnie przez materiał koszulki, masował. Wkrótce zgarnął koronkę z biustu i chwycił zań. Zadrżałam. Pieścił mnie, delikatnie ściskał. Zaczął mnie tam całować. Pomyślałam sobie, że już dobrze widział moje piersi… ale dopiero teraz dotykał ich dłonią i ustami. Cmokał górę piersi, dół, wreszcie brodawki i sutki. Boże, jaka ja jestem tam wrażliwa. Westchnęłam cicho, mimo, że zdawałam sobie sprawę, iż pozostali mężczyźni to usłyszą. Zasysał sutki zachłannie, jak osesek. Zagryzłam zęby, żeby nie jęknąć. Cały czas działała na mnie intensywna woń Hugo Bossa. Potem jego dłonie zaczęły bawić się piersiami, badać je ruchami okrężnymi – zdając się manifestować – hojnie panią profesor obdarzyła natura! Dlatego z lubością czułam, jak je maca… a nawet ściska… Oddychałam tak głęboko i głośno, że pozostali musieli mnie słyszeć. Uczeń jakby pobudzony moją reakcją, zaczął ugniatać piersi. Wreszcie gnieść – jakby komunikował – Należą do mnie! Tylko do mnie! Jestem ich panem i władcą. Poczułam się tak błogo, ulegle. Jakże bardzo chciałam być tak uległa…  

Tymczasem niecierpliwa dłoń wylądowała na moim kroczu. Aż przeszły mnie ciarki a z ust mimowolnie wydobył się cichy i krótki okrzyk: – Ach!   “Ależ on stał się odważny! To pewnie przez tą whisky, którą go poczęstowali. Dygotałam, gdy dotykał mnie tam przez materiał majtek. Bardzo cienki materiał. Wzdychałam głośno, gdy przezeń szukał a następnie badał cipkę.

Wreszcie wsunął dłoń pod koronkę. Gdy szurał nią po mojej szparce, nie powstrzymałam się i cichutko jęknęłam. Właściwie to czułam dziwną ochotę, żeby ci dranie słyszeli, że ten pomiatany przez nich nerd właśnie obmacuje, tak zapewne pożądaną przez wielu, nauczycielkę. Gdy palec wsunął się moją norkę – jęknęłam znowu.  
Czułam jak bardzo wilgotnieję. Zwinny paluszek penetrował pochwę zrazu powoli, potem coraz śmielej, wreszcie wsunął się do końca. Druga ręka ugniatała nadal pierś. Było mi tak dobrze. Jakże bardzo chciałam tego, żeby mnie po prostu przeleciał. Pragnęłam żeby wszedł we mnie, pragnęłam poczuć w sobie jego “bolca”.  
“Kobieto, ale z ciebie lafirynda! – Sama wyzywałam się w duchu. – Jeszcze ci mało?! Już raz dzisiaj puściłaś się! I to w jakiej sytuacji!

Liczyłam jednak, że Mateusz nie posunie się dalej niż pieszczoty. Jednak te pieszczoty okazały się być nad wyraz intensywne. Podczas gdy jedna ręka wręcz miętosiła mi cycki, druga robiła regularną palcówkę. Byłam taka mokra. Rozwarłam szerzej uda, by dać mu lepszy dostęp. Chłopiec posuwał mnie już dwoma palcami. Wzdychałam tak ciężko, że pozostali nie mogli nie słyszeć. I to dodatkowo mnie stymulowało. Ale jeszcze bardziej chłopaka. W pewnym momencie przestał, za to czułam, że wyciąga swojego członka i kieruje go na moją szparkę.  

Zdrętwiałam. – Mati, chyba nie chcesz zrobić tego? – Przyzwoita część mnie nie chciała dopuścić do penetracji, ale ten diabełek w głowie miał zgoła przeciwne zamiary. – Pozwól mu! Przecież tego właśnie chcesz! Chcesz? Nie. Ty tego pragniesz! Łakniesz, jak kania dżdżu! – I on miał rację, miałam tak wielką ochotę poczuć go w sobie… Nie opierałam się. Może liczyłam na to, że jak ostatnio, tylko poociera się swoją pałką po szparce… Ale on nie ocierał się jak wtedy. Natychmiast naparł na wejście do cipki i zaczął się wsuwać. – Aaaach! – Westchnęłam przeciągle, a dreszcze przeszyły moje ciało. – A jednak stało się! Mateusz wszedł we mnie. Nie mogłam w to uwierzyć, ale czułam się jak w raju, czując jego twardą męskość goszczącą w moim gniazdku.

Wsuwał się delikatnie, po czym cofnął się i znów wszedł, i znów cofnął się i znów wszedł, za każdym razem coraz głębiej. Myślałam, że zwariuję. Najpierw zaciskałam zęby. Przy kolejnym pchnięciu wydobył się ze mnie cichy jęk. Kolejne było silniejsze, skrzypnęło łóżko. Przy kolejnym znów skrzypnęło. – Mati… uważaj… wolniej… – Szepnęłam. Tak się bałam, że doskonale słyszą to mężczyźni i chłopcy w pokoju.  
Z jednej strony czułam wstyd, z drugiej potężną ekscytację. Byłam wniebowzięta, gdy jego trzon tak bosko rozpychał ścianki cipki. Tak bardzo chciałam się mu oddawać… Dawać mu… Znowu mocniejszy sztos. Znowu skrzypnęło łóżko, a ja jęknęłam.  

To były tak silne bodźce, że cipka niemal samowolnie zaciskała się na jego pałce. Zaczął dźgać mnie miarowo. Jęczałam już nieustannie, zrazu cicho, wreszcie głośniej. Z początku wstydziłam się jak cholera, bojąc się, że usłyszą, że uznają mnie za puszczalską, potem stawało mi się to jakby obojętne, że słyszą, chciałam się przede wszystkim oddawać, ale z czasem zapragnęłam, żeby słyszeli… coraz bardziej.

Z jakiegoś niezrozumiałego powodu chciałam, żeby wiedzieli, że jestem posuwana przez Mateusza. Żeby mu zazdrościli, żeby wręcz czuli zawiść, że oto ten, ich zdaniem ciamajda, dupczy, wręcz hebluje atrakcyjną nauczycielkę. A może żeby podniecało ich to, że ja, tuż obok nich – daję… że puszczam się – ja – szanowana pani profesor – o której w szkole zawsze mówili “cnotka-niewydymka”.  

Wręcz kilka razy stęknęłam, gdy chłopak rozkręcił się. Rżnął mnie coraz ostrzej. Łóżko już nie skrzypiało, a trzeszczało. – Mati, przystopuj… proszę… – A jednak on się nie hamował! – Przeciwnie, miałam wrażenie, że wręcz się rozpędzał. Ja ucichłam, zacisnęłam zęby z całej siły, żeby głośno nie jęczeć, ale robotę za mnie wykonywało łóżko, które już po prostu zgrzytało!  

W tej sytuacji zrozumiałam skąd słowo “rżnięcie” bo dosłownie tak się czułam – rżnięta. Czułam jak szybko i głęboko we mnie wchodzi. Jakby mnie nadziewał na rożen. Czułam go tak głęboko w sobie.
Nie wiedziałam, jak położyć temu kres. Miałam wrażenie, że nie ma takiej siły, która zdolna byłaby go powstrzymać, ba, która zdolna byłaby oderwać go ode mnie…

Nagle w oknie odbiły się światła jakiegoś auta z zapalonymi długimi światłami. W pokoju roztoczyła się jasna poświata.  – O nie! Zobaczyłam nad sobą twarz wciąż rytmicznie poruszającego się we mnie młodzieńca. To nie był Mateusz! Samochód zaparkował blisko, nie gasząc jeszcze świateł. Wtedy ujrzałam, że nikt na sali nie spał, lecz wszyscy wpatrywali się we mnie… A może tylko miałam takie wrażenie, że patrzą…  We mnie dosiadaną przez chłopca. A był nim… Borys! Tak! Ten zbudowany byczek! Dlaczego tego się wcześniej nie domyśliłam?!

Ogarnęła mnie nagła fala ogromnego upokorzenia. Dałam się wypieprzyć nie temu, o kim myślałam. Na oczach czterech innych facetów.
Co za wstyd! Czy rzeczywiście patrzyli się wszyscy na mnie, czy tylko jednak mi się to wydawało, że patrzą? Że patrzą, gdy drań kończył dzieło… Odniosłam nawet wrażenie, że Alan nagrywa mnie telefonem…

Gdy spróbowałam odepchnąć muskularny tors Borysa, chłopiec jakby czując, że coś traci… wytrysnął. Spuścił się prosto w mojej cipce…

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 3547 słów i 20250 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • DaroWski

    "Będę cię pieprzył jak wariat! Będę młócił cię jak dziwkę..." śmiechem tutaj hehe

    Ogólnie całosc zajebista, z humorem, jarające i nawet ze zwrotami akcji haha

    19 marca

  • Jerzy

    Ciekawy koncept Szanownej Koleżanki....

    26 lutego