Marta i olimpijczyk 7 Uczelnia, u profesora

Marta i olimpijczyk 7 Uczelnia, u profesoraJakie to szczęście, że droga mijała szybko. Odwróciłam twarz w kierunku okna. Podziwiałam piękno Wyżyny Lubelskiej, tu pagórek z samotną sosną, tam biała kapliczka na zakręcie, tu stary młyn tuż nad brzegiem małej rzeczki. Po raz któryś pomyślałam, że to jednak dobrze, że nie zostałam w mieście, a osiadłam na wsi.

Widoki pól i lasów, wkrótce zostały zastąpione krajobrazem podmiejskim, to znak że wkrótce podróż dobiegnie końca..

Wtedy Mateusz wyraził swój niepokój.
- Pani Marto, nie przygotowywaliśmy się wogóle z czasów po 1990 roku. Nie obawia się pani, że mogą mnie pytać z tego okresu?
Wtedy poczułam się, jakby uderzył mnie grom z jasnego nieba.  
Ależ oczywiście - pomyślałam - to moja fanaberia, żeby nie traktować tego późniejszego okresu jako historię, tylko politykę. Pewnie, że mogą go pytać! I kto będzie winien temu, że solidny wszak chłopak niewiele wie?
***

Wreszcie bus podjechał pod uczelnię. Odetchnęłam pełną piersią, żegnając się z Gieniem, Grzesiem i młodymi łobuziakami. Wreszcie miałam ich z głowy.

Zaprowadziłam Mateusza na moją Alma Mater. Tyle młodzieńczych wspomnień w jednej chwili przebiegło mi w głowie.  

Uczelnia już na pierwszy rzut oka zmieniła się. Wydała mi się taka nowoczesna. Kolory wewnątrz wydały mi się żywsze, pojawiły się instalacje artystyczne i edukacyjne a także obszary do nieformalnych spotkań studentów i wypoczynku.

Nietrudno było odnaleźć Maurycego, pokierowała mnie pierwsza napotkana studentka.  

- Marta! To jednak rzeczywiście ty! Kopa lat! Ależ wypiękniałaś! Zawsze byłaś elegancką damą, ale teraz wyglądasz jak angielska królowa!  

Pamiętam te motyle w brzuchu, które kiedyś we mnie wywoływał. Może teraz to nie to samo, ale nadal mnie pociągał. Pociągał jak cholera. - Nie wyrzuciłabym go z łóżka - pomyślałam.
Nadal był diabelsko przystojny. A stał się mężniejszy i poważniejszy. A już na pewno jeszcze bardziej pewny siebie, jeszcze bardziej wygadany i zapewne o wiele bardziej “uczony”... Rywalizowałam z nim na prawie wszystkich zajęciach. Mimo, że przeważnie mniej wiedział, to zawsze w dyskusjach był zadziorny, śmiały i przekonujący…

Popatrzył na Mateusza.  
- To ty jesteś ten młody geniusz? No zobaczymy… zobaczymy… A wiesz, że twoja pani Marta na studiach była najpracowitszą i najbardziej utalentowaną studentką? Po co ona poszła na prowincję? Chyba, żeby uciec ode mnie. Bo wiesz, że byliśmy parą?

To prawda, chodziliśmy ze sobą. Pomyśleć, że marzyłam, że to z nim stracę cnotę… Nawet planowałam, gdzie i kiedy miałoby się to wydarzyć… Zerwałam z nim gdy dowiedziałam się, że nie tylko ze mną się spotka. A ja głupia nadal go jeszcze wtedy kochałam.  

Zasiedliśmy w uczelnianej mini-kawiarni. Maurycy cały czas się na mnie gapił drapieżnym wzrokiem, który mówił: “Dziewczę, ech muszę cię schrupać! Nie odpuszczę ci, dopóki cię nie wyrucham!”  

Opowiadał jak zwykle o swoich sukcesach naukowych; że został najmłodszym profesorem w kraju, że ma na koncie najwięcej konferencji międzynarodowych, że trzęsie wydziałem a dziekan palcem w bucie nie ruszy bez konsultacji z nim.  

W pewnym momencie pochylił się i szepnął mi do ucha, ale na tyle głośno, że Mateusz mógł usłyszeć.  
- A wiesz, że byłaś jedyną ale to jedyną dziewczyną, na którą zagiąłem parol, ale jej nie zaliczyłem?! Na prawdę. Do końca studiów nie myślałem o niczym innym, tylko o tym, żeby cię zdobyć! W paśmie moich sukcesów, to jedyna moja porażka. Wręcz plama na honorze!  
- Do tej pory to pamiętasz?  

Błysk w oku Maurycego mówił wszystko. Nie zapomniał. Nie wyrzekł się swej fiksacji. - Wiesz… wszystko można nadrobić!  

To nie była najwłaściwsza  chwila, ale musiałam to powiedzieć.  
- Słuchaj, Maurycy mam pewien problem… Jestem pewna, że Mateusz sobie całkiem nieźle poradzi, ale… To moja wina. Nie przygotowałam go z czasów pookrągłostołowych. Wiem, że powinnam, ale… jakoś sama uważałam, że to działo się po obaleniu komuny, to jeszcze nie historia, ale polityka. Wiem, że ten mój pogląd jest ułomny, właściwie to chyba nawet nieuprawniony, ale przez to nie przygotowałam właściwie dzieciaka… Głupio mi prosić, w zasadzie nie powinnam prosić o żadne fory, ale z drugiej strony to absolutnie nie jego wina. A widzę jak biedny Mateusz to przeżywa, dlatego, że… to dla niego jedyna szansa, żeby potem utrzymać się na studiach. Zrozumiem oczywiście, jeśli nie będziesz chciał pomóc…
- Ale dlaczego zaraz nie będę chciał pomóc? - Wypowiadał to powoli, ściszonym głosem. - To twoja wina… Hmmm… - Na jego twarzy pojawił się iście szelmowski uśmieszek. - No ale to już trzeba by przegadać na osobności… najlepiej w moim gabinecie…

Nogi się pode mną ugięły. Doskonale wiedziałam, dlaczego pan profesor chce znaleźć się ze mną na osobności. Ale czy mogłam zmarnować taką szansę dla Mateusza?
Maurycy sprytnie wyprawił chłopca do biblioteki.  
- Młody, powołaj się na mnie, powiedz że masz dostać dostęp do pism i książek takich tylko dla pracowników uczelni.

Gdy szliśmy do gabinetu mijała nas cycata, tleniona blondyna z ustami glonojada i w minispódniczce ledwie zakrywającej pupę.
- Dzień dobry panie profesorze! - Wypowiedziała to tak teatralnie, że aż komicznie, jednocześnie zawistnie mierząc mnie wzrokiem, jakby próbując ocenić, która z nas ma większy biust i dłuższe nogi i jakby wyzywając na pojedynek: - “Łudzisz się dziwko, że obciągniesz mu lepiej niż ja?”

Gdy Maurycy puszczał mnie przodem w drzwiach gabinetu, nie odmówił sobie uwagi:
- Zawsze uwielbiałem patrzeć, jak nieziemsko kręcisz tym boskim tyłeczkiem! Wręcz prowokujesz wtedy, żeby cię podszczypnąć!
- No wiesz co?! - Niby się oburzyłam, lecz z przyjemnością przypomniałam sobie, jak kiedyś podszczypnął mnie na uczelni.
- Swoje studentki też traktujesz tak obcesowo.
- Ho, ho. Nie chciałabyś wiedzieć, jak traktuję swoje studentki…

- Ależ masz osobliwy gabinet. - Nie mogłam wyjść z podziwu. Od wejścia można było zadurzyć się zapachem starych książek. Na półkach znajdowało się nieco tajemniczych rekwizytów, wyglądały jak antyczne amulety, wśród nich wielki, sztuczny fallus…
Zaś na ścianach wisiały dwie wielkie reprodukcje. Jedna to mapa świata według Ptolemeusza, druga to reprodukcja słynnego obrazu Tycjana  "Venus of Urbino".
Na obrazie ukazana jest naga kobieta w pozycji leżącej na łóżku, której postawa jest pełna zmysłowości. Ręka spoczywająca na łonie podkreśla subtelność i intymność sceny. Tło obrazu ozdobione jest bogatymi tkaninami i przepięknymi detalami, co dodaje dziełu elegancji i luksusu.

- Maurycy, czy mi się zdaje, że ta reprodukcja jest daleko większa od oryginału? No i czy to wypada epatować tak erotyką w szacownej uczelni?
- Kochana, po pierwsze Tycjan będąc jednym z czołowych artystów swojej epoki, potrafił subtelnie połączyć tematykę mitologiczną z elementami sensualnymi, co sprawia, że "Venus of Urbino" tchnie erotyzmem w sposób delikatny i kulturalny. Po drugie, widzisz na co mogę sobie pozwalać na tej uczelni?! Ha, ha, ha!

- No ale najważniejsze, to że udało mi się ciebie tu zwabić!  
Wiedziałam, że będzie mnie podrywał… ale… jakbym chciała tego, powodował to stary sentyment… z drugiej chciałam pomóc Mateuszowi, bo czułam się winna.
- Zwabiasz studentki?
- O nie, raczej nie… zwykle same przychodzą. Ha, ha! Doskonale wiedzą, co mają robić. - Dotknął dłonią mojej twarzy i zaczął ją delikatnie gładzić dłonią.
- No tak. Domyślam się aż nadto.

Wyobraziłam sobie tę tlenioną blondynę z ustami glonojada w zbyt krótkiej mini, klęczącą przy biurku Maurycego, który w tym czasie w jednej ręce trzyma papierosa, a drugą gładzi dziewczynę po głowie.  

- Już na studiach umiałeś takie skaptować…
- To prawda. Ale co z tego, skoro nie skaptowałem ciebie? - Nachylił się i delikatnie ustami musnął mój policzek.
-  Byłeś na najlepszej drodze. Ale kiedy zorientowałam się, że musiałabym czekać w kolejce…
- No to prawda, nie zachowałem się etycznie. - Cmoknął mnie w szyję.
- Proszę… przestań… - Dotyczyło i jego zachowania i wspomnień.

Spotykał się wtedy ze mną, a jednocześnie spraszał sobie jakieś cichodajki.
- Daruj, byłem młody i nierozsądny… - Przyciągnął mnie do siebie i zajrzał mi w dekolt. - Już wtedy byłaś największą cycatką na roku, ale one jeszcze ci urosły!
- Przestań.  
Chwycił mnie za piersi.
- Wtedy mniej stanowczo odpychałaś mi rękę! Ha, ha! Ale nie pozwoliłaś mi rozpiąć stanika. A tak o tym marzyłem! Jak ja zazdroszczę tym wszystkim po mnie co im się udało ściągnąć z ciebie biustonosz!  

Co odepchnęłam jego rękę, ta natychmiast lądowała z powrotem na mych piersiach.
- Boże, jak zazdroszczę tym chłoptasiom, którzy miętosili ci te dorodne skarby! - W ślad za tym ściskał moje cycki.
- Przestań!
- No dobrze Martuniu, to o co chciałaś poprosić?
- Mówiłam, o okres po upadku komunizmu…  
On tymczasem bawił się, przerwał wpół zdania.
- A wiesz co to jest?
- Sztuczny penis. Ale nie zgaduję z jakiego okresu…
- Ha! Starożytna Grecja! Wiesz czym była Falia?!
-  Obrzędem ku czci Dionizosa, który obejmował publiczne obchody, w tym teatry i parady. Podczas tych uroczystości wykorzystywano liczne symbole…
- Tak!  Płodności, moja pani historyczko! W tym zwłaszcza przedmioty o formie fallicznej, aby symbolizować siłę życiową, obfitość i płodność!
- Jak go zdobyłeś? - Hmm… nie powiem, że do końca legalnie… - Zaśmiał się, sporo mnie kosztował. Ale opłaciło się! I opłaca… - Popatrzył swym diabolicznym wzrokiem.

Pomachał w moją stronę starożytnym kutasem.

- Zawsze chodziłaś w takich eleganckich, spódniczkach, dopasowanych i nienagannie uprasowanych, jak ja zawsze miałem ochotę ci je porządnie, brutalnie pognieść!
- No i przynajmniej raz brutalnie mi ją pogniotłeś. - A w duchu Pomyślałam. - I to na tym balu… na którym głupia myślałam, że stracę z tobą cnotę…
- Tylko teraz nie gnieć mi żakietu… jak taka wyjdę…
- Ależ niech wiedzą wtedy, że byłaś w moim gabinecie! Jak z niego wychodzi studentka do rzeczy, albo początkująca doktorantka, to obowiązkowo, że musi być coś gniecione.
- Daj spokój…
  - Nie, no muszę ci pognieść tę spódnicę! - Podciągnął mi ją tym sztucznym fallusem. Nie zaskoczył mnie swoją nachalnością. To raczej ja zaskakiwałam siebie, że jestem taka potulna.
- O, nosisz pończochy! Pamiętasz jak na balu półmetkowym podciągnąłem ci sukienkę! Myślałem wtedy, że zwariuję!
- Chyba na tym balu nie tylko moją kieckę zadzierałeś?!
- Co masz na myśli?
-  No… jeszcze Roksany…
- Nie!
- Jak to nie. Widziałam, jak razem wchodziliście do kibla!
- A, nie zadzierałem! To ona sama ją podciągnęła… Ale gdzie jej do ciebie! Fakt, że ciągnęła wtedy jak rasowa lodziara.

Pomyślałam, że niewielu było wykładowców, którzy mogliby o sobie powiedzieć, że nie mieli sposobności sprawdzić jaką jest obciągarą…
- Była w tym bardzo interesowna - ciągnął Maurycy - wiedziała przed kim opłaca się rozkładać nogi…
- Widzisz, a ja tobie tak dobrze nie zrobiłam. Nóg nie rozłożyłam…
- No to masz teraz szansę…

Trzymałam się za spódnicę, przeszkadzając mu, ale się nie zrażał.
- Jak wolisz? Część dziewczyn wypina się przy biurku, część rozkłada na blacie.
- Jak możesz…?!
- Ja mogę w obydwu pozycjach.  

Mimo, że zachowywał się tak bezczelnie, że aż krew mnie zalewała, to ja... czułam, że chcę tego.  
Niespecjalnie się opierałam, kiedy popchnął mnie w kierunku biurka.  

- Pamiętaj, jaka jest tego waga! Że nie dajesz za darmo! Studentki dają za wpis do indeksu. A ty za laury w konkursie! Zobacz, jakie to banalne. Rutyna. Spódnica w górę, majtki w dół.

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2159 słów i 12170 znaków, zaktualizowała 13 sty o 8:48.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Historyczka

    No właśnie? Jakie zachowanie byłoby tu w stylu Marty...?

    14 stycznia

  • Użytkownik Historyczka

    Panowie podpowiadacie sprytny scenariusz, że i spódnica i majtki w dół... ach... sprytni jesteście... ale czy rzeczywiście Marta się na to zgodzi...?

    13 stycznia

  • Użytkownik takisobie

    @Historyczka coś czuję że może tak być, ale zapewne przekonamy się w dalszej części. Przynajmniej mam nadzieję :smile:

    13 stycznia

  • Użytkownik Historyczka

    @takisobie No bo ja obstawiam, że Marta na coś takiego absolutnie się nie zgodzi. Może nawet spoliczkuje profesora? :)

    13 stycznia

  • Użytkownik takisobie

    @Historyczka być może chociaż to nie byłoby "w jej stylu" :)

    13 stycznia

  • Użytkownik Historyczka

    @takisobie  

    No właśnie? Jakie zachowanie byłoby tu w stylu Marty...?

    14 stycznia

  • Użytkownik takisobie

    @Historyczka hmm, z tego co wywnioskowałem troszkę to jednak opór, odmowa ale taka bardziej pro forma,dla zasady. W ostateczności jednak przyzwolenie na małe co nieco. Odnoszę wrażenie że nasza bohaterka mimo wszystko lubi być adorowana i zdobywana

    14 stycznia

  • Użytkownik Historyczka

    Czy Profesor posiądzie Martę? Czy odbędzie się to według jego scenariusza - spódnica w górę, majtki w dół?

    12 stycznia

  • Użytkownik jacek795

    @Historyczka może też być spódnica i majtki w dół  :D

    12 stycznia

  • Użytkownik Historyczka

    @jacek795 No cóż... rzeczywiście to inny scenariusz... :)

    13 stycznia