Marta i olimpijczyk 5. Droga na konkurs

Marta i olimpijczyk 5. Droga na konkursTamtego ranka już na nic więcej nie pozwoliłam Mateuszowi. Ale w kolejnych dniach niemal nieustannie wracałam myślami do tamtych chwil.

Tymczasem chłopiec autentycznie przejął się konkursem. I nie tylko o ambicje tu chodziło. Uczelnia gwarantowała dla zwycięzcy, ale tylko zwycięzcy, indeks, akademik i stypendium.  
- Pani Marto, to dla mnie niezwykła szansa. Normalnie matki nie byłoby stać utrzymać mnie na studiach w dużym mieście, na pewno nie pozwoliłbym sobie na studiowanie. A zwycięstwo wszystko by zmieniło!

No więc chłopak pracował ze zdwojoną siłą. Podkrążone oczy wskazywały, że nie dosypiał tylko czytał po nocach.  

Tak bardzo mu kibicowałam. Nie pamiętam, żeby mi kiedykolwiek wcześniej zależało na czymś równie bardzo jak na tryumfie Mateusza w tym konkursie. Nawet na żadnej mojej własnej sprawie.

Wreszcie nadszedł ten dzień. Byłam podekscytowana jak cholera.
Zarówno dlatego że pojawię się na mojej macierzystej uczelni, jak i to, że spotkam mężczyznę, w którym niegdyś kochałam się na zabój. Wreszcie kręciło mnie i to, że pojadę razem z Mateuszem.

Tu użyłam drobnego podstępu. Otóż gdy trzeba było dać informację do bursy, w której mieli nas zakwaterować, “przez roztargnienie” zaznaczyłam, że wystarczy jeden pokój.
Już wcześniej przygotowałam sobie kreację na wyjazd. Specjalnie po nią wybrałam się na zakupy. Kupiłam czarne lśniące kozaczki, długie, do kolan, na wysokim, kilkunastocentymetrowym obcasie. Zakupiłam bordową spódniczkę, nie za długą, nie za krótką, na górze bardzo obcisłą, eksponującą kształt moich bioder i pupy, rozszerzającą się ku dołowi przez co tworzącą wrażenie zwiewności… Nie byłabym sobą, gdybym  na zakupach nie zadbała o koronkową bieliznę. Trafiłam na serię o koronce jak mgiełka, i właśnie kupiłam stanik i majteczki a nawet szlafroczek i koszulkę do spania. Nie mogłam się doczekać kiedy wrócę do domu, żeby te cudeńka przymierzyć. Efekt przerósł moje oczekiwania… koronka zwłaszcza koszulki zbyt dużo nie ukrywała… Zwłaszcza gdy założyłam do niej pończochy i nowe kozaczki, w lustrze ujrzałam autentyczną luksusową prostytutkę.

Jakież było moje zaskoczenie, gdy w przeddzień wyjazdu okazało się, że nie jedziemy sami z Mateuszem pociągiem, jak zaplanowałam, ale zawiezie nas szkolny bus. Dyrektorka zakomunikowała mi że, po pierwsze, kierowca ma coś i tak odebrać do szkoły z miasta, a po drugie, w tym samym czasie jest inny konkurs - o tematyce marynistycznej. Tak! To ci dwaj dranie z mojej klasy, którzy wtedy w bibliotece szukali materiałów - Alan i Borys! Mało tego, zdębiałam, gdy usłyszałam, kto jest Ich opiekunem! Okazał się nim nie kto inny, jak nasz pan geografik. Nogi się pode mną ugięły. Co za towarzystwo będę miała w podróży! Zwłaszcza, że było to przecież tuż po tym nieszczęsnym weselu, na które poszłam z panem wicedyrektorem!
Mężczyźni przyjęli mnie owacjami.  
- Ależ pani wygląda! Zabójczo! - Komplementował mnie Grześ.  
- No, no, no! Ależ ta spódniczka uwypukla Marto twoje kobiece kształty! Zniewalająco! - Zachwycał się wicedyrektor.  
Młodzi nic nie mówili, ale Borys zagwizdał kręcąc głową, a Alan z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy coś szepnął pod nosem… Jednak z największym podziwem w oczach patrzył na mnie Mateusz. Razem z nim usiedliśmy pośrodku busa. Geograf siadł przy kierowcy, a dwaj chłopcy z tyłu.

Jechałam speszona, jak na szpilkach. Za sobą miałam drani, którzy w bibliotece podciągnęli mi spódnicę… A przed sobą… też łajdaki! Grzegorz, który mógł mnie wykorzystać. No i wreszcie ten Gienio - szkoda gadać!
Uśmiechnęłam się w duchu, że włączając w tę grupę Mateusza, każdy widział moje majtki…

Oczywiście natychmiast na tapecie znalazł się temat wesela, na które poszłam z wicedyrektorem. Niewątpliwie się pochwalił, bo cała szkoła o tym huczała…  
- Panie Gieniu, opowiedz coś o weselu! Udało się? - prowokacyjnie podpuszczał Grzesio. - Pewno zazdrościli panu takiej zajebistej kobity?  
- A jak mogliby nie zazdrościć, szczeny im opadły!! Przecież Marta była tam absolutnie najbardziej apetyczną dżagą! Mało tego. Zdradzę wam w tajemnicy. - Tu celowo zniżył głos. - Miała ewidentnie najseksowniejszą kieckę spośród wszystkich lasek! Ha, ha, ha!  

Widziałam, jak w tym momencie głowę w moją stronę odwrócił Mateusz, obdarzając mnie karcącym spojrzeniem. Szybko się domyślił, że byłam w tej wydekoltowanej sukni z rozcięciem z boku. No tak. Żałowałam jak cholera, że się tak ubrałam na to przeklęte wesele. Nieustannie odnosiłam wrażenie, że mam cycki na wierzchu… Zwłaszcza, że ten jełop wciąż wyciągał mnie na tańce. Najchętniej na takie, w których piersi wyskoczyłyby mi z dekoltu.  

Rzeczywiście gapili się strasznie zwłaszcza  podtatusiali panowie… A już jak sobie popili… To nie tylko patrzyli. Dobiegło do mnie nieco niewybrednych komplementów i nie tylko komplementów…

- Rzeczywiście sukienka Marty była taka seksi? - Próbował ciągnąć za język dyrektora Grześ.  
- A jak! Taką miała kieckę, co to pokazywała i to, i tamto! A już w tańcu?! A jak zobaczyli jak się w niej rusza na parkiecie nasza Marta! Kotka!  

No tak celowo mnie ciągle wyciągał. Jakby chciał się pochwalić - patrzcie jaki mam towar.
- Pewnie wyobracał pan panią Martę…? - Dobiegł mnie głos z tyłu. To Alan rzucił dwuznacznie.  
- Oj, żebyście wiedzieli, jak ja ją wyobracałem! Co nie Marta!  
Obkręcał mną z całej siły, jakby chciał, żeby wszyscy jego kolesie obejrzeli sobie moje nogi. Jakby im demonstrował - patrzcie jakie zgrabne! Pomyślcie tylko jak się muszą rozkładać!  
- Ale tylko na parkiecie? - Grześ zagadnął obcesowo.
Oburzyłam się.  
- Chłopcy, wasze uwagi są nie na miejscu… - Włączyłam się zbulwersowana. Zwłaszcza pamiętając, że przez całe wesele Gienio się do mnie przystawiał zbyt nachalnie.  
Jak okazało się, niepotrzebnie, tylko ich pobudziłam.  
- Coś naburmuszona, ta nasza pani Marta. - Parł nadal Grzesio. -  Panie Gieniu a może pan ją tam za mocno ten teges… za mocno przyciskał?

No tak! Kleił się w tych tańcach, aż się przed ludźmi wstydziłam! Nie dość, że za mocno przytulał, to nawet nonszalancko  kładł rękę na pupie! Albo te jego przaśne, grubiańskie wręcz teksty, typu: “Ruchnę ci ja ruchnę, na weselu druhnę.” A potem, no to było dopiero -  na oczach wszystkich klepnął mnie w tyłek!  Co za wstyd!  
- No wiesz Grzesiu, jak to jest na weselach, trochę się człowiek poprzytula, a to złapie a to za to, a to za tamto…
A no właśnie a później, podczas tych durnych, przaśnych zabaw weselnych, nawet złapał mnie za cycki!

Ale i tak to jeszcze było nic. No tego gnojowi nie zapomnę! Już wtedy był dobrze wstawiony, poszedł za mną, gdy udałam się do toalety. Wdarł się do damskiej łazienki, zamknął ją na klucz i zaczął się do mnie dobierać. Próbowałam się bronić, ale przyparł mnie do ściany. Unieruchomił mnie! Nic nie mogłam zrobić. A on był tak rozbudzony, wręcz rozjuszony…

Czułam, że go nie powstrzymam, że może zrobić ze mną co tylko zechce. Jego ręce były dosłownie wszędzie. O dziwo, to mnie podniecało, gdy mnie tak obmacywał. Niebywale podniecało. Czułam, że chcę tego, chcę, żeby ściskał mi piersi… żeby gniótł moje pośladki… Elektryzowało mnie, gdy powtarzał, że nie mam wyjścia i muszę mu ulec. Że mi nie przepuści…  

Wstydziłam się sama przed sobą, bo czułam, że chcę tego żeby ten wiejski donżuan posiadł mnie w tej łazience.  
- Nie opieraj się kwiatuszku… Już jesteś moja!  
A ja rzeczywiście bardziej pozorowałam opór niż się opierałam…

Rozerwał mi stanik. Dobrał się do piersi i nie mogłam mu przeszkodzić w tym, żeby je wyściskał… Gniótł je jak wariat.  
Pamiętam, że cuchnęło od niego alkoholem, dlatego tak się rozzuchwalił. Był dużo silniejszy. I to też mnie kręciło, że jestem przy nim słabą, bezbronną kobietką.  

- Ale z ciebie cycatka! Jeszcze takich balonów chyba nie zmacałem!
Udawałam, że osłaniam piersi. Oczywiście z absolutnie marnym skutkiem.  

- Nie broń mi się, przecież zaraz i tak cię zaraz wezmę! Tu i teraz!

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 1507 słów i 8399 znaków, zaktualizowała 2 sty o 8:12. Tagi: #pończochy #uczeń #nauczycielka #wesele

6 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Mardoniusz999

    Pan Gieniu dąży do doskonałości, a ta doskonałość ma na imię Marta.
    Biust już na wierzchu , sutki sterczą jakby próbowały złapać radio wolna Europa.
    Dźwięk rozpinanego rozporka uświadamia kobiecie, że penetracja jest nad wyraz prawdopodobna.
    Marta nie opiera się za mocno, przekroczyła już granicę niechęci i wahań. Czuję się podniecona i już pogodzona z tym, że poczuje starszego ramola w sobie. Ma nadzieję  na solidny sprzęt.
    - Panie Gieniu, proszę, och, och, jak można tak traktować damę - dobre wychowanie i jeszcze lepsze podniecenie każą jej się opierać i grać rolę ofiary.
    Jak to w życiu bywa, czasami spotykają nas niespodzianki.....
    Nagle zasuwka od dzwi pęka, mimo ciasnoty wchodzi do środka dwumetrowy mężczyzna.
    Don Juan po kielichu chce protestować, ale prawy sierpowy usypia go momentalnie.


    Gieniu budzi się powoli, siedzi koło sedesu z flakowatym kutasem na wierzchu. Prawą rękę ma opartą o sedes.  
    Przed oczyma widzi swoją niedoszłą ofiarę - Martę - najlepszą dupencję w całej oświacie.
    Piękna i dystyngowana niczym księżna Diana.
    Problem polega na tym że to co widzi, nie współgra mu z tym obrazem.
    Historyczka klęczy na zimnych płytkach i z zarzuconą kiecką jest rżnięta od tyłu. Tak, to najlepsze słowo - rżnięta.
    No bo jak wytłumaczyć dwumetrowego chłopa, trzymającego ją za biodra i ładującego w nią wielką żylastą pałę????
    Przez chwilę niedoszły zdobywca chce coś powiedzieć, ale ból w szczęce uświadamia mu jak znalazł się w takiej pozycji.
    Gieniulek ma wrażenie że piękność która rzuciła na kolana całą męską publikę na weselu, chyba się krztusi.
    Zdaje sobie w końcu sprawę , że drugi kutas wjeżdża z impetem do jej ust. Pała jest krótsza niż bolec atakujący z drugiej strony, ale za to niespotykanie gruba.
    W skołowanej głowie zaczynają układać się myśli, w spójną i logiczną całość.
    Ten z tyłu to Krzysztof, ksywa pyton. Podobno ma 24 centymetry w wzwodzie. Patrząc na to co robi Marcie, Gieniu spodziewa się że może nawet być to prawda.
    Podobno hulaka nieziemski, i wypić może za pięciu chłopa.  
    To on obezwładnił, jednym solidnym ciosem Gienka. Teraz rąbie cipkę niczym młot udarowy.
    Drugi lowelas, to nikt inny jak ksiądz proboszcz, który udzielał ślubu. Chodziły słuchy że kuria płaci alimenty za siedem uroczych bobasków.
    Plotki twierdzą że lubi szparki jak mało kto, buhaj pierwsza klasa.
    A właśnie, ciekawe co by powiedziała szkoła na taki widok. Gienek zastanawia się powoli - szczęka cały czas daje znać o sobie.
    - Marta miała być wyruchana, nawet miałem ją zalać. Widok takiej lasencji z brzuchem??? Ale bym był dumny. Ale jeśli ktoś ją zapłodni, nie będę to ja! Cały misterny plan w pizdu!!!!!!!- obity facet zawsze będzie tylko facetem.

    Pyton sapie jakby ciągnął wagon z węglem, zaciska palce na biodrach, aż te czerwienieją - ktoś będzie miał siniaki:)
    Chłopisko zaczyna warczeć i zalewa Martę nasieniem, po czym sprzedaje jej siarczystego klapsa w tyłek ( będzie kolejny siniak).
    Wstaje, podchodzi do sedesu-Gienek momentalnie zabiera rękę - i zaczyna opróżniać pęcherz.
    W tym czasie ksiądz Albert, jęcząc, charcząc i targając w żelaznym uścisku włosy nauczycielki, zalewa spermą jej gardło.
    Kobieta zamkniętymi pięściami okłada potężny brzuch proboszcza. Zapewne dlatego że gruby członek wjechał tak głęboko iż jądra zaczęły obijać śliczną buźkę. Desperackie próby nabrania powietrza łączą się z połykaniem kolejnych strzałów z pokaźnych jąder.

    Marta leży na plecach i łapie hausty powietrza .
    Widać wyraźną ulgę na jej załzawionej twarzy.
    Biust wciąż na wierzchu, majteczki obok rozerwane na strzępy, tymczasem wesoły Albercik:
    - panna Marta zapewne prowadzi się cnotliwie, a tutaj się zdarzył mały wypadeczek. Chodzi rżnięcie po chętnych dupach, tzn zdarza się mężczyźnie uwieść niewiastę. Zwłaszcza jak ma taki dekolt haha.
    - co do Pana, szanowny panie.     " ale mi Krzychu zajebał".   proszę nie rozpowiadać co tutaj się wydupczyło, bo znajdą się naoczni świadkowie że mnie tu nie było......

    Proboszcz spokojnie poprawia sutannę i wychodzi. Została tylko ujeżdżona niczym klacz Marta i niedoszły zdobywca...........

    4 stycznia

  • Paulina1003

    Świetne opowiadanie :) I zdjęcie też ;)

    2 stycznia

  • unstableimagination

    Ciekawość rozpalona na ciąg dalszy! :)

    2 stycznia

  • HIGLANDER

    Ciag dalszy....😊👍😘

    2 stycznia

  • iskra957

    Interesująca fabuła ;)

    2 stycznia

  • Historyczka

    Kto zgadnie, jak dalej potoczy się akcja?

    Czy tu w łazience pan Gienio zaliczy elegancką Martę?
    Czy zdolny uczeń zostanie zwycięzcą konkursu?
    Czy wreszcie posiądzie panią nauczycielkę?

    2 stycznia

  • Vee

    @Historyczka Uczeń zaliczy, Gienio zaliczy (ale nie w łazience), może innym skapnie chociaż podglądanie ;)

    2 stycznia