Wraz z przemieszczaniem się na północ, zauważyłam zmiany nie tylko temperatury, ale też krajobrazu. Podczas, gdy miejsca w których się wychowywałam, były mieszaniną odkrytych przestrzeni sawann i suchych lasów, to teraz szliśmy przez gęste, wilgotne dżungle. Tylko znajomość ścieżek, pozwalała Ragowi prowadzić nas we właściwym kierunku. W gęstwinie drzew, krzewów i wszelkiej innej roślinności, bez przewodnika zginęłybyśmy, nie potrafiąc nawet zdobyć pożywienia. To nie było środowisko, które znałyśmy. Nawet nie byłyśmy w stanie nazwać większości roślin. A już o ich zastosowaniach, nie miałyśmy bladego pojęcia. W miarę podróży, Rag pokazywał nam, jak przeżyć w takim gąszczu, które owoce nadają się do jedzenia, a jakich należy unikać. Podziwiałam jego wiedzę. Choć z drugiej strony, ja o swoich okolicach mogłabym nauczyć go równie dużo. Świat, w którym się wychowałam, znałam przecież od urodzenia. Tak samo ten, przez który przechodziliśmy, nie miał tajemnic przed Ragiem.
Oprócz poznawania nowych roślin i zwierząt, nie zaniedbywałam nauki posługiwania się łukiem. Starałam się poprawić celność i szybkość. Czasem udawało mi się wypuścić strzałę bez specjalnego celowania, instynktownie, a mimo to trafiała do celu. Podobały mi się postępy, jakie uczyniłam i często moje ćwiczenia, pozwalały zjeść wieczorem ptaka, pieczonego na ognisku. Raga chyba podniecała moja sprawność łowiecka, bo chędożył mnie po każdym upolowanym zwierzaku. Nie uszło to uwadze pozostałych samic, które zaczęły się także bardziej przykładać do wprawiania w posługiwaniu się łukiem i strzałami. Odkąd zaczęliśmy polować całą czwórką, nigdy nie brakowało nam pożywienia. Zawsze komuś z nas udało się coś ustrzelić. Uzupełniając dietę owocami lasu, jagodami, orzechami, rybami, owadami, nasze brzuszki zawsze były pełne. Nie przekładało się to jednak na gromadzenie tłuszczu, bo cały czas byliśmy w ruchu, więc zużycie energii też było spore.
Robiło się coraz chłodniej. Wprawdzie nasze futra zapewniały ochronę przed nadmiernym wyziębieniem ciała, ale jednak w nocy, a zwłaszcza nad ranem, zimno zaczynało doskwierać. Przytulaliśmy się wtedy wszyscy, zbijając w jedną kosmatą kulę i czerpiąc ciepło jedno od drugiego. Według Raga, pozostało nam jeszcze kilka dni marszu. Znów zmienił się krajobraz. Dżungla kipiąca życiem, zmieniła się w lasy, już nie tak gęsto porośnięte roślinnością, w których widywaliśmy zupełnie inną zwierzynę, niż na naszych sawannach. Także ludzie, których zdarzyło nam się widzieć dwa razy, byli inni. Wszyscy łącznie z samicami mieli jasną sierść, taką jak Rag, byli równie wielcy i silni. Samice miały długie nogi, szerokie biodra i wydatne piersi. Ich budowa przypominała moją. Pomyślałam, że właśnie dlatego, że Rag był przyzwyczajony do podobnego wyglądu samic, nie wahał się wybrać mnie spośród niższych konkurentek. Żałowałam tylko, że nie wziął Ahy, także przecież długonogiej. Byłoby mi raźniej. Choć z nowymi przyjaciółkami zżyłam się już na tyle, że czasem gdy nad ranem doskwierał chłód, a leżałam obejmując jedną z nich, to posuwałam się do tego, że pieściłam jej dzyndzelek u wejścia do chędożki. Miałam ogromną satysfakcję, kiedy wstrząsał nią dreszcz ekstazy. Przy kolejnej okazji, rewanżowała się tym samym. Nic tak nie rozgrzewa w chłodny poranek. Krew wtedy krąży o wiele szybciej, robi się ciepło i miło.
Unikaliśmy spotkań z obcymi, bo to jeszcze nie byli ludzie znani Ragowi, a chętnych do odebrania samic samotnemu wędrowcowi, można się było spodziewać wszędzie. Zwłaszcza takiego haremu - złożonego z samic o czarnej sierści, niespotykanej w tych okolicach. Inność zawsze jest pociągająca. To z pewnością dlatego chędożnik Raga nie chciał stwardnieć, na widok mojej gotowości po zwycięstwie nad rywalami, a zmienił się w kamień, gdy tylko trafił do mych ust. Teraz to rozumiałam. Zaczęłam się zastanawiać, czy są jeszcze jakieś inne sposoby, aby utwardzić samczy kolec, kiedy przyjęcie tradycyjnej pozycji do chędożenia, nie przynosi spodziewanego efektu. Co oprócz widoku gotowej chędożki albo lizania kołeczka i orzeszka, może być dla samca podniecające? Przypomniałam sobie wtedy młodzików, zawzięcie strugających swoje kołeczki, aż tryśnie z nich mleko i pomyślałam, że skoro nam dotykanie palcami magicznego punktu dostarcza tak miłych doznań, to może samcowi także.
Podczas kolejnego chłodnego poranka, przywarłam piersiami, do szerokich pleców Raga. Spał twardo, a jego męskość była sflaczała. Dotknęłam go, wyczuwając palcami miękkość i delikatność pokrywającej go skóry. Pomyślałam - dziwne, że nie marznie, przecież to jedyny fragment ciała, zupełnie pozbawiony sierści. Wprawdzie był odczuwalnie chłodny, ale szybko się ogrzał w mojej dłoni. Zaczęłam poruszać nią tak, jak robiły to młode samce – w górę i w dół. Przesuwałam skórę, wysuwając i chowając w nią główkę węża. Przesunęłam też dłonią po orzeszku, obejmując go i trzymając chwilę w ciepłej otoczce. Gdy powróciłam do naciągania skóry na główkę, poczułam wyraźne powiększenie chędożnika. Zaczynał twardnieć. Rag się przebudził i obrócił na wznak. Nie przestałam delikatnie go pieścić. Gdy chciał się podnieść, by ustawić mnie w pozycji kopulacyjnej, powstrzymałam go, kładąc mu dłoń na piersi. Uległ. Powróciłam do przesuwania skóry na jego twardym, stojącym, naprężonym kołku. Dyszał coraz szybciej, by w końcu wystrzelić mlekiem wprost na swoją klatę i brzuch.
Nie mogłam dopuścić do zmarnowania dziecięcego pokarmu, więc podniosłam się, opierając dłonie po obu stronach jego brzucha i zaczęłam zlizywać długie, białe smugi pokrywające jasną sierść. Podążałam z dołu do góry, aż dotarłam do twarzy, na której dostrzegłam także kilka kropli. Oblizałam je i zbliżyłam wargi do jego ust. Pomyślałam, że może spodoba mu się to, co robiłam kiedyś z Ahą. Zaczęłam ściskać jego wargi i lizać je. Po chwili wyrwał się ze zdumienia i też zaczął lizać i miażdżyć moje wargi. Leżałam na nim, czując przyspieszone bicie naszych serc, a na udzie pulsowanie twardej męskości. Przesunęłam więc je, sprawiając, że gorąca głowa znalazła się tuż przy wejściu do mojej chędożki. Teraz przy każdym drgnięciu, dotykała mojego punktu rozkoszy. Niewiele myśląc, cofnęłam się lekko, wbijając w siebie chędożnika i zaczynając poruszać biodrami, najpierw nieśmiało, na boki, potem w przód i w tył. Spojrzałam w oczy Raga – był kompletnie zdezorientowany. Nie miał pojęcia, że można chędożyć w ten sposób. Ja zresztą też. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak robił, ale było mi bardzo przyjemnie.
Oderwałam się od jego ust. Oparłam dłonie o piersi samca i zaczęłam podskakiwać nadziewając się raz, po raz na twardą dzidę. Widziałam w jego oczach, że zaczyna mu się to podobać. Widząc moje rozbujane piersi, chwycił je, ściskając mocno. Zajęczałam z rozkoszy, więc zaczął je ugniatać, by sprawić mi więcej radości. Zaczynałam szaleć ze szczęścia i podniecenia. Byłam dumna, że wymyśliłam nowy sposób chędożenia, a ta duma potęgowała tylko moje doznania. Wkrótce ciało przeszył mi rozkoszny piorun. Omdlałam z przyjemności, padając na swojego samca. On jednak jeszcze nie doszedł. Miał świeżo opróżniony zbiorniczek. Zrzucił mnie z siebie, każąc dosiąść swojego chędożnika Kai, która przebudzona hałasami, przyglądała się z zaciekawieniem naszemu aktowi. Wykonała polecenie bezzwłocznie, nadziewając się na ociekającego moimi sokami twardziela. Widziała jak to robię, więc od razu zaczęła podskakiwać, wbijając do końca samczą końcówkę.
Ena także przyglądała się temu, oblizując wargi. Zrobiło mi się żal, więc rozsunęłam jej uda i zaczęłam lizać wilgotną już szparkę. Trochę tym Enę zaskoczyłam, lecz nie zamierzała protestować, czując gorący język na swoim najwrażliwszym miejscu. Lizałam ją okrężnymi ruchami, czasem obejmując wargami nabrzmiały guziczek. Jak mu się przyjrzałam, to przypominał męskiego chędożnika, tylko w zmniejszonym rozmiarze. Ssałam go i lizałam, ciesząc się pomrukami Eny, świadczącymi o rozkosznej przyjemności, obejmującej jej ciało. Pamiętając jak pieszczota piersi korzystnie wpływa na samopoczucie, sięgnęłam dłońmi do jej sutków, nie przerywając ani na chwilę lizania gorącej szparki, mokrej od soków i mojej śliny. Teraz oprócz mnie, jęczeli już wszyscy. Jeszcze chwila intensywnych pieszczot i Ena zadrżała, wstrząśnięta ogromnym orgazmem, który przeszył jej ciało od stóp, do głowy. W ostatniej chwili uniosłam się, unikając zmiażdżenia rozedrganymi udami. Dzięki temu widziałam, jak intensywnie przeżywa ekstazę. Zacisnęła uda i podkurczyła, zginając nogi w kolanach. Cała zwinęła się wokół nich, wciąż trzęsąc się z rozkoszy i cichutko pojękując.
W tym samym czasie doszła Kaja, drżąc i zaciskając chędożkę na wypełniającym ją konarze, który pod wpływem tych impulsów, zalał ją mlekiem. Kaja opadła osłabiona na klatę Raga, a ten, ujmując jej małą buźkę w potężne dłonie, zaczął lizać usta i przyciskać do nich swoje wargi. Patrząc z boku, doszłam do wniosku, że to o wiele bardziej zbliża ludzi, niż zwykłe chędożenie. Moją uwagę przykuło mleko, wyciekające z chędożki Kai, wąską strużką płynące po woreczku kryjącym orzeszek. Przeciągnęłam po nim językiem, zbierając nim pokarm, ale z rozpędu liżąc także rozwartą norkę i mały, okrągły otworek powyżej. Kaja zamruczała z rozkoszy. Co się stało? Czyżbym odkryła kolejne miejsce, wrażliwe na dotyk, na pieszczoty? Dla sprawdzenia, powtórzyłam. Znów moich uszu dobiegło westchnienie. Może to tylko przez liźnięcie chędożki? - pomyślałam, ale by to wykluczyć, zaczęłam lizać już sam otworek. Kaja mruczała, poddając się pieszczocie z wyraźnym zadowoleniem.
Poczułam język na swojej chędożce – to Ena, po przeżytej rozkoszy, postanowiła się odwdzięczyć, liżąc wypiętą przeze mnie norkę. Jej nos, od czasu do czasu dotykał małego otworka. Postanowiłam sprawdzić, jakie to uczucie, gdy znajdzie się na nim język, więc dłonią nakierowałam usta Eny na trochę wyżej położoną okolicę. Było bosko! Ena lizała go zapamiętale, ze zwierzęcą namiętnością, wsuwając nawet końcówkę języka do środka rozluźnionej dziurki. Robiłam to samo z dziurką Kai. Podobało mi się zaciskanie rozetki na języku. Moja norka znów ociekała sokami podniecenia. Złapałam dłoń Eny i skierowałam jej palce do mokrej muszelki. Wypełniła mnie nimi, w krótkim czasie doprowadzając do kolejnej ekstazy. Padłam twarzą pomiędzy pośladki Kai, dysząc ciężko prosto w jej czarne oczko. Zamruczała tylko z radością, wciąż całując usta Raga.
Dodaj komentarz