Dzień Kobiet, czyli uważajcie na życzenia, bo mogą się spełnić! (część 3)

Dzień Kobiet, czyli uważajcie na życzenia, bo mogą się spełnić! (część 3)***

ROZDZIAŁ 3/6

*

     Wciąż zamroczona Stenia podnosi się powoli z podłogi. Opiera rękę na krawędzi muszli, chwyta za podajnik papieru, klęka, prostuje kręgosłup… W końcu jakimś cudem staje przed umywalką i podnosi wzrok. Przegląda się w lustrze raz, drugi i piąty, jakby miała nadzieję  zobaczyć coś innego. Albo najlepiej od razu kogoś. Jak nietrudno się domyślić – bez rezultatu. W końcu rezygnuje więc i klnie, tym razem bezgłośnie. Na więcej nie ma już ani chęci, ani ochoty, ani tym bardziej siły.
     Na wciąż miękkich nogach zaciąga do toalety wiadro i czym prędzej zmywa z podłogi resztki kolacji, kawy i coli. No i wódki. Zaraz potem hojną porcją mydła zapiera bluzkę oraz spódnicę w umywalce, wyżyma je i rozkłada na kaloryferach. Dopiero teraz dotyka ostrożnie boku czoła, które owszem, boli pod najlżejszym naciskiem, lecz na szczęście jakoś specjalnie nie puchnie. Podobnie zresztą jak policzek. Warga wydaje się cała, zęby i nos tak samo…
     Przemywa twarz oraz szyję chłodną wodą i zamyśla się. Zdaje sobie sprawę, że musi zaczekać na podeschnięcie ubrania, jednak pozostaje pewien problem: gdzie miałaby to zrobić? Niby może schować się tutaj i liczyć, że w najbliższym czasie nikt nie będzie chciał skorzystać z kibelka, lecz nie wydaje się to najlepszą opcją. Na dodatek na stoliku wciąż leżą jej rzeczy, na czele z telefonem. Nie wspominając już o tym, że sama przepierka ciuchów nie wystarczy. Całe jej ciało potrzebuje odświeżenia. I to konkretnego, do czego niezbędny będzie prysznic.
     Wychyla więc ostrożnie głowę na korytarz. Pusty. Przemyka więc dyskretnie do sąsiedniej łazienki, gdzie porywa ręczniki oraz żel do mycia dla gości, czym prędzej zrzuca bieliznę na krzesełko i wskakuje do najbliższej kabiny.
     Tym razem, dla odmiany, zajętej.

     Jest tak zszokowana, że momentalnie zapomina o calutkim bożym świecie. Tymczasem stojący naprzeciwko niej, wyższy o ponad głowę mężczyzna obraca się powoli. Dostojnie, wręcz majestatycznie, niczym w scenie wyjętej żywcem z jakiegoś romansidła. Jednego z tych, które telewizja puszcza w paśmie nocnym, bo na dzienną emisję są dalece zbyt odważne… Najpierw ukazuje pokrytą równo wytrymowanym zarostem twarz, później szerokie ramiona, aż wreszcie okręca się na pięcie i staje w rozkroku. Przeciąga dłonią po ociekających wodą włosach barwy kruczych skrzydeł, strzepując mieniące się w świetle jarzeniówek krople.
     – Przepraszam bardzo za impertynencję, lecz z całą uprzejmością muszę zasugerować, iż niniejsze miejsce zdecydowanie nie jest wolne! – mówi aksamitnie miękkim, głębokim głosem i unosi policzki w zniewalającym uśmiechu.
     Zamiast zareagować w choć trochę sensowny sposób, Stenia zamiera z bezruchu. Wpatruje się w oczy tak ciemne, jakby zostały wytoczone z obsydianu. W idealnie prosty nos, pełne usta, bielutkie jak z reklamy zęby, mocny podbródek, wyrzeźbioną niczym u antycznego herosa klatkę, odrysowany jak od linijki sześciopak… Po sekundzie zawahania podąża spojrzeniem jeszcze niżej, i z wrażenia aż zakrywa usta dłonią. Nie, żeby była wielką koneserką filmów wiadomego gatunku, jednak idealny kształt oraz wielce niebagatelny rozmiar prężącej się dumnie męskości, przywodzą jej momentalnie na myśl czołowych aktorów branży rozrywkowej.
     Dopiero wówczas dociera do niej, co właściwie robi. Mianowicie nie mniej i nie więcej, a gapi się roznegliżowana na równie nieubranego faceta. Nieziemsko wręcz przystojnego, ociekającego tak wodą, jak i seksem, wyraźnie pobudzonego faceta. Coraz wyraźniej pobudzonego. Tak bardzo, że rośnie dosłownie w oczach. Rośnie, rośnie i…
     – Hmm… – Młody bóg pomrukuje hipnotyzująco. – W takim razie ośmielę się coś zaproponować: skoro bowiem przydarzyło się nam tak niezwykłe spotkanie w tak niezwykłych okolicznościach, może skorzystalibyśmy z nadarzającej się okazji? Owszem, mam świadomość, iż jest to bardzo bezpośrednia sugestia, jednakże jesteśmy tutaj całkiem sami, a o odpowiedni nastrój zaraz się postaram… Cóż o tym sądzisz, moja piękna?
     Na dźwięk słowa „piękna” Stenia gwałtownie się rumieni. Wciąż nie może pojąć, co się właściwie dzieje i skąd ten facet w ogóle wziął się pod prysznicem, lecz pojmuje, że nie powinna tego robić. Zdecydowanie nie! Nie powinna tak przed nim stać, nie powinna tak na niego patrzeć, nie powinna sobie wyobrażać nie wiadomo czego! Nie! Właściwie to wcale nie powinno jej tu być! Odruchowo przysłania się więc rękami i odskakuje. Na jej nieszczęście, także i tutaj podłoga jest nadto śliska, by błyskawicznie uciec spod nóg.

     Nie upada jednak. Atletyczna ręka przytrzymuje ją w ostatniej chwili za plecy i znów podrywa do pionu. Druga zaś znienacka obejmuje pośladki. Mocno, odważnie, bezczelnie wręcz. Nie czekając na pozwolenie, podąża w górę, ku szyi, po czym przez ramię wraca na biodra. Sięga już brzucha. I niżej.
     – Nieee… Nie! Nie mogę! Zostaw mnie…
     Stenia jeszcze się broni, protestuje i próbuje wyrwać z uścisku, lecz wyjątkowo mało przekonująco. Co prawda resztki zdrowego rozsądku wciąż wrzeszczą, że cała ta sytuacja jest tak skrajnie nieprawdopodobna i w gruncie rzeczy absurdalna, że po prostu niemożliwa, jednak ona nie słucha. Nie chce słyszeć! Nie chce uciec z krzykiem, wezwać ochrony, ani nawet dłużej zasłaniać się przed pełnym pożądania wzrokiem. Zdaje sobie za to coraz wyraźniej sprawę, że w głębi duszy pragnie, by to wszystko, co właśnie się dzieje, było najprawdziwszą prawdą.  
     Pragnie być adorowana, doceniana i szczerze komplementowana. Pragnie być postrzegana jako kobieta, która naprawdę ma jeszcze sporo do zaoferowania mężczyznom. Pragnie nagiego, pociągającego samca, obłapiającego jej ciało z bardzo jednoznacznymi zamiarami. Pragnie kochanka, który byłby nim w pełni znaczenia tego słowa – delikatnym i czułym, a jednocześnie zdecydowanym czy wręcz władczym, który nie skończy po kilku minutach.
     Pragnie seksu! Tutaj! Teraz!
     – Uspokój się, proszę, śliczna! – Nieznajomy szepcze wprost do ucha, całkowicie przejmując kontrolę nad sytuacją. – Może twe słowa temu przeczą, lecz ciało twierdzi zupełnie coś innego. Masz ochotę, przyznaj się! Wyczuwam to doskonale, oj tak! Obiecuję, że będę dla ciebie dokładnie taki, jak tylko sama zechcesz! Jak tylko sobie wymarzysz! Jak tylko sobie zażyczysz!
     – Przecież ja wcale nie jestem ładna… – Wzdycha tak cicho i bez przekonania, aż sama sobie nie wierzy.
     – Och, jakże możesz tak mówić! Dla mnie przecież jesteś najpiękniejsza! I taką właśnie, naturalnie namiętną, najbardziej cię pragnę!
     Jakby na potwierdzenie tych słów silna, nieco szorstka dłoń wnika pomiędzy uda. Rozchyla spłoszone płatki i bez zbędnej zwłoki wnika pomiędzy nie. Po sekundzie jednak wycofuje się, zmierzając do ust. Jej ust.

***

Tekst i okładka (c) Agnessa Novvak

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 08.03.2021. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na FB i Insta (niestety nie mogę wkleić linków, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz