Dzień Kobiet, czyli uważajcie na życzenia, bo mogą się spełnić! (część 2)

Dzień Kobiet, czyli uważajcie na życzenia, bo mogą się spełnić! (część 2)***

ROZDZIAŁ 2/6

*

     Pierwszy powrót na siłownię okazuje się nieudany – impreza wciąż trwa w najlepsze. Co gorsza, także drugi nie zwiastuje wyczekiwanych zmian. Na dodatek zmęczone nogi, plecy oraz wyschnięte gardło ewidentnie zaczynają się buntować. Dlatego też, po dłuższym wahaniu, Stenia znów podchodzi do recepcji i chrypi:
     – To może ja dzisiaj zacznę od łazienki, jadalni i tak dalej? Wiecie, też mam swój grafik i nie mogę tak czekać do nie wiadomo której godziny.
     – W sumie fakt… To co, wpuszczamy? – Blondi drapie się tipsem po policzku, jednocześnie zerkając pytająco na kolegę, który wychyla się zza lady z wyjątkowo znudzoną miną. – A zresztą, wuj z tym! Wchodzi pani! Wszystkie drzwi powinny być otwarte, a jakby co, to klucze są tutaj!
     Nie chcąc zaprzepaścić okazji, Stenia szybko znika na zapleczu. W parę chwil rozkłada wszystkie niezbędne przyrządy oraz ingrediencje, po czym zabiera się za sprzątanie.
     Przed upływem trzech kwadransów spogląda nie bez satysfakcji na lśniącą podłogę, zastanawiając się, co właściwie robić dalej? Wreszcie postanawia, że niech się dzieje, co chce – płucze mop, nalewa świeżej wody do wiadra i popycha wózek w kierunku podwójnych drzwi z mlecznego szkła. Nie otwiera ich jednak, gdyż uprzedza ją wychodząca właśnie z sali para.
     – Eee… A pani tu czego? – rzuca pretensjonalnym tonem dobrze zbudowany trzydziestolatek, marszcząc spocone czoło.
     – Ja tylko… muszę przecież posprzątać i…
     – Przepraszam, ale to zamknięte spotkanie! Jak skończymy, to powiemy! A teraz proszę się zająć czym innym! Na przykład w damskiej ubikacji kończy się papier, a kosze są pełne! – dopowiada jego towarzyszka o podejrzanie pełnych ustach i jeszcze pełniejszym biuście, po czym ostentacyjnie odwraca się na pięcie, kołysząc nie mniej pełnymi pośladkami.
     Stenia natomiast stoi w milczeniu, odprowadzając odchodzących zrezygnowanym wzrokiem. Aż nazbyt dobrze zdaje sobie sprawę, że im nie odpowie. Po pierwsze – bo z wiadomych względów nie może. Po drugie – gdyż nic by to nie dało. Po trzecie zaś – nawet gdyby mogła, a jej reakcja cokolwiek by zmieniła, i tak tego nie zrobi. Bo tak. Czy raczej: bo nie. Dlatego tylko obraca wózek ze stygnącą wodą i popycha go z powrotem w głąb korytarza.

     Kryje się na zapleczu, gdzie opada bezsilnie na krzesło i wyciąga poklejonego taśmą smartfona. Wie, że musi się czymś zająć choćby na chwilę, bo inaczej zaraz zwariuje – nawet jeżeli owym zajęciem będzie bezsensowne przewijanie fejsa. Niestety, wraz z każdym kolejnym postem, zdjęciem czy filmikiem, jej stan się nie poprawia. Raczej odwrotnie: atakujące zewsząd życzenia, serdeczności, kwiatuszki i słitfocie zakochanych par przynoszą nie spokój, a nasilający się ścisk w żołądku. Wreszcie z odrazą odrzuca telefon na stolik i mimowolnie zerka w stronę lustra.
     – I co się gapisz? Tak, do ciebie mówię! – rzuca półgłosem.
     Siedząca naprzeciwko adresatka tychże grzeczności odpowiada na zniewagę gorzką parodią uśmiechu, po czym odgarnia opadającą na czoło, poprzetykaną srebrzystymi odrostami grzywkę.
     – A śmiej się, śmiej! Jakbyś jeszcze miała z czego! – niezrażona tak jawnym lekceważeniem Stenia kontynuuje tyradę. – Co sobie myślałaś, że w dzień kobiet ktoś da ci prezent? A dostałaś jakiś na walentynki? Na święta? A może w zeszłym roku? Oczywiście, że nie! A wiesz, dlaczego? Bo wszyscy cię ignorują! Olewają. Mają serdecznie gdzieś, żeby nie powiedzieć gorzej. Nie wierzysz? A co się stało przed chwilą? Widziałaś pogardę na twarzy tej panienki? Przecież ona nawet nie starała się być uprzejma! A czemu? Bo wiedziała doskonale, że nie musi! Jesteś dla niej nikim! Zresztą nie tylko dla niej… Jasne, twoim zdaniem to pewnie tylko jakaś napuszona, bogata lalunia, i nie należy oceniać wszystkich jej miarą! No to proszę: jak ci się odwdzięczyli na uczelni za dwadzieścia lat harówki? A pamiętaj, że to byli twoi znajomi! Państwo doktory i profesory, psia ich mać, wszyscy niby na poziomie. No, jak? Bukiecikiem kwiatów, tandetnym wazonikiem i bezwartościowym listem pożegnalnym! Albo może mi powiesz, kto ostatnio dzwonił do ciebie z życzeniami? Może mąż? Nie? A zastanawiałaś się, z jakiego powodu? Bo przez lata robiłaś z siebie udręczoną świętoszkę od siedmiu boleści, a jak wreszcie do ciebie dotarło, że powinności matki to coś więcej niż robienie kanapek do szkoły, a żony rozkładanie nóg z wielką łaską raz na dwa tygodnie, było już za późno! O wiele za późno. Tylko że twój facet zdążył zawczasu zmądrzeć i poukładać sobie nowe życie z nową kobietą, za to ty wolałaś się zadręczać, jaka to jesteś nieszczęśliwa, poniżana i uciskana! Zwłaszcza przez ten wstrętny, katotalibański patriarchat! Znalazła się, wojująca feministka w mocno średnim wieku… Nie rozśmieszaj mnie, bo mi się zajady porobią! Nie miałaś odwagi, żeby zmienić siebie samą i chociaż spróbować zawalczyć o małżeństwo, a chciałabyś świat naprawiać? Wolne żarty! Przecież jesteś tchórzem. Tchórzem i chwiejem! Jakby tego było mało, swoimi żalami tak zaszczułaś dzieci, że uciekły przy pierwszej okazji. Od razu za ocean, bo pewnie się bały, że bliżej jeszcze je znajdziesz. Brawo, no brawo! Nie ma co, tylko pogratulować! Karierę też jak widać zrobiłaś, oj tak! Żeby w kilka lat stoczyć się z bądź co bądź cenionej wykładowczyni do sprzątaczki na nocną zmianę, to trzeba się naprawdę postarać! A jakby i tego było mało, od dawna nie dbasz o siebie, ubierasz w odrzuty z pomocy dla powodzian, palisz i pijesz… No wybacz, ale w to, że masz w tej butelce tylko colę, mogłabym jeszcze uwierzyć, gdyby nie jeden drobniusieńki fakt. Nawet nie taki, że ewidentnie się zataczasz i bełkoczesz bez sensu, ani że wali od ciebie jak z meliny, ale przecież właśnie siedzisz i gadasz do lustra. Tak, właśnie tak! Może lepiej byś poszła z lekarzem porozmawiać? I to takim od głowy? O ile nie jest za późno. Poza tym, co ty sobie myślisz, że to coś zmieni? Nie bądź bardziej żałosna, niż już jesteś… O, patrz, za chwilę północ! Zdążysz jeszcze wypowiedzieć życzenie! No, mów, na co czekasz, na pewno się spełni! Może sobie zażycz, żeby zjawił się jakiś super seksowny facet i cię za te wszystkie lata przeleciał. Przeleciał. Za lata. Haha, nieźle mi się powiedziało, co? Tylko nie zapomnij zawczasu poprosić, żeby koniecznie miał spaczony gust albo chociaż poważną wadę wzroku, bo inaczej nawet cię nie dotknie. Bo wybacz, kochana, ale na takie numerki to jesteś za stara i za brzydka. Ty… ty… ty durna, kurwa, cipo!

     Po tych ostatnich, wykrztuszonych na resztce oddechu słowach, nagle milknie. Nie tylko z powodu użytego w emocjach obelżywego słownictwa, którego zwykle stara się unikać jak ognia, lecz przede wszystkim przez gwałtownie wzbierające mdłości. Próbuje jeszcze rozpaczliwie zachować resztki kontroli, ale już po paru krokach wie, że ręka przysłaniająca usta niewiele pomoże. Przyspiesza więc, a ostatnie metry dzielące ją od ubikacji przebiega, próbując nie poślizgnąć się na wciąż wilgotnych kafelkach. Z nie najlepszym zresztą skutkiem.

***

Tekst i okładka (c) Agnessa Novvak

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 08.03.2021. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na FB i Insta (niestety nie mogę wkleić linków, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz