Przystań. Rozdział 4

– Zatrzymaj się! – krzyknęłam. Kierowca przez moment nie wiedział o co chodzi, ale wykonał polecenie. Po chwili biegłam w stronę auta. Policjant zaczął torować mi drogę, mówiąc, że nie mogę się zbliżać, ponieważ to niebezpieczne. Spojrzałam dla pewności na tablicę rejestracyjną i zaczęłam szlochać. Chciałam podbiec do karetki, ale mężczyzna mi uniemożliwił. Co za palant.
– Niech mnie pan przepuści, tam jest ojciec mojej siostrzenicy! – błagałam. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, widząc Ninę, przytuliłam się do niej. Podszedł do nas jeden z ratowników..Miałam nadzieję, że ten udzieli mi odpowiedzi.  
– Tommy nie zginął – powiedział, najwyraźniej go znał. – Ale jest w krytycznym stanie i zaraz zostanie przewieziony do szpitala – zrobiło mi się słabo. Chciałam jak najszybciej tam jechać. Ruszyliśmy zaraz za karetką. Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, słysząc, że nie zginął. Z drugiej zaś, bałam się, że nie wyjdzie z tego. Przed oczami stanęła mi niska blondyneczka z pięknym uśmiechem. Zaniosłam się płaczem, myśląc o tym, co będzie z Lilianą. Na szczęście przyjaciele nie odzywali się za dużo. Widziałam, że Nina jest bliska łez, ale trzymała się, dodając otuchy. Tommy był ważny dla mnie, nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, wyskoczyłam z samochodu, jak z procy. Widząc ciało na noszach, w moich oczach po raz kolejny wezbrały się łzy. Zakryłam usta dłonią, patrząc na jego zmasakrowane ciało. Twarz Tommy’ego była zakrwawiona, cała w ranach i zadrapaniach. Wpadłam do budynku, błagając lekarzy, by go uratowali. Nie mogłam iść dalej, ponieważ otworzyli drzwi i wbiegli do sali operacyjnej. Złapałam się za kasztanowe włosy, ciągnąc z całych sił. Osunęłam się po ścianie, cicho szlochając. Nie wiem ile tak siedziałam, pół godziny, godzinę? Może dwie. Nina wraz z Chadem musieli wracać, ale widziałam po niej, że z wielkim trudem zostawia mnie tu samą. Nie byłam tu jednak tylko ja. Rodzice Tommy’ego zjawili się kwadrans po tym, jak został przewieziony do szpitala. Jego matka Therese zasłabła, gdy dowiedziała się, w jakim stanie jest jej syn. Ojciec natomiast starał nie załamywać się, choć było mu trudno. Co chwila próbował dowiedzieć się czegoś nowego. Operacja dłużyła się w nieskończoność, to od niej miało zależeć, co będzie dalej. Patrzyliśmy na drzwi, w oczekiwaniu na wyjście doktora. Jak się okazało, przez mocną wichurę, drzewo spadło na dach samochodu, miażdżąc go całkowicie. To, że Tom przeżył było cudem. Nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że Liliana zostałaby sierotą. Straciła mamę, nie mogła stracić i ojca.  
Sięgnęłam pamięcią do dni, w których mężczyzna pomógł mi przetrwać piekło, które wywołał Max. Otaczał mnie opieką, jak nikt dotąd, nawet były chłopak nie okazywał takiego wsparcia.
Spojrzałam w stronę korytarza, z którego dobiegały kroki. Rodzice podążali w naszą stronę,  
widziałam po nich, że są równie załamani, jak my. Wstałam i podeszłam do matki, przytulając się mocno. Nie miałam już sił, czy płakać, łzy zaschły na moich policzkach.
Po chwili oderwała się ode mnie, i podeszła do Therese, by jakoś ją pocieszyć.
– Co z nim? Wiadomo cokolwiek? – zapytał mój ojciec. Potrząsnęłam głową, wkładając ręce do kieszeni bluzy, którą dała mi przyjaciółka. – Chalessa, przynieść ci coś do picia albo jedzenia? – zaproponował. Zainteresowanie z jego strony wywołało u mnie niemałe zdziwienie. Nie jadłam nic od paru godzin. Nie dałam jednak po sobie poznać. Przez ostatnie miesiące żyłam z nim, jak pies z kotem. Nigdy nie byłam Mają, i to go irytowało. Ona zawsze potulnie się do niego zwracała, robiąc oczy kota, a złość nagle z niego wyparowywała. Ja natomiast nie dawałam sobie dmuchać w kaszę, i mówiłam otwarcie co myślę, jak można się domyśleć, byłam tą gorszą córeczką. Każdy z rodziny mówił, że mam cięty języczek po matce.  
– Nie chcę nic jeść, ale potrzebuję kawy – powiedziałam zachrypniętym głosem. Zrobiło mi się ciepło na sercu, nawet przez taki mały gest. Obaj faceci wybrali się do bufetu, a ja usiadłam na krześle, obok matki i Therese. Kobieta nieco się uspokoiła, ale nadal czekaliśmy na jakiekolwiek wieści. Siostra Tommy’ego – Ellie, miała przyjechać dopiero, jak skończy pracę, ale poprosiła rodziców, by dzwonili, gdy dowiedzą się czegoś nowego.  
Ellie była w moim wieku, młodsza od swojego brata o pięć lat. Mieszkała ze swoim chłopakiem w kawalerce na obrzeżach miasta. Po ukończeniu szkoły postanowiła od razu iść do pracy. Jej chłopak – James, zatrudnił ją w swojej firmie przewozowej. Lubiłam ją, zawsze była żywa i wiedziała, czego chce od życia. Czasami spotkałyśmy się na kawie albo u Toma całkiem przypadkiem.  
Dziesięć minut później, piłam dużą latte. Ojciec nie wziął zbytnio moich słów do serca, kupując kanapkę i batonika, które leżały na kolanach. Skręcało mnie w żołądku, więc nie dałabym rady niczego przełknąć. Wstałam, kierując się powoli w stronę toalety, znajdującej się po lewej stronie długiego korytarza. Zamknąwszy drzwi, oparłam się dłońmi o umywalkę, odkręcając kran. Przemyłam swoją twarz letnią wodą, sięgając po ręcznik papierowy.  
Wyjęłam telefon z torebki, patrząc na godzinę. Minęła północ. Miałam jedną wiadomość od Niny, która pytała, czy operacja się skończyła. Odpisałam, że jeszcze nie i schowałam telefon z powrotem do torby.  
– Jeżeli on z tego nie wyjdzie, George? – załkała Therese. Zamknęłam oczy, próbując nie dopuszczać do siebie czarnych scenariuszy.  
– Wyjdzie z tego, jest silny – przytulił małżonkę, głaszcząc po włosach. Chodziłam po poczekalni w tą i we wtą, pytając w myślach, ile to jeszcze potrwa. Chciałam usłyszeć tylko, że operacja przebiegła pomyślnie.  
Parę minut po pierwszej lekarz wyszedł, podchodząc do nas. W jednej chwili wszyscy wstaliśmy.  
– Dobry wieczór – przywitał się doktor Brown – Udało nam się usunąć krwiaka w głowie – zrobił pauzę, patrzyłam na niego wyczekująco. – Ale podczas wypadku doszło do poważnego urazu mózgu. Pojawił się obrzęk, mimo naszych starań, niestety pacjent zapadł w śpiączkę – spojrzałam na matkę Tommy’ego, która momentalnie opadła na krzesło.
– Obudzi się, prawda? – głos mi się łamał. Może to było chwilowe, może za parę dni się obudzi. Mina lekarza mówiła jednak co innego.  
– Czas pokaże, pani Shay. Nie możemy niczego zagwarantować, trzeba jedynie czekać. Zostanie teraz przewieziony na OIOM, będziecie mogli wejść do niego za parę godzin – wyznał, odchodząc od nas. Therese zaczęła krzyczeć, że to niemożliwe, by jej syn zapadł w śpiączkę. Było mi jej cholernie żal, ale nawet lekarz nie mógł na chwilę obecną za dużo powiedzieć. Łzy spływały po moich policzkach od paru minut, byłam całkowicie bezsilna.  



***
Trzydzieści minut później wiozłam rodziców do domu. Znajomy Chada podrzucił mój samochód pod szpital, zanotowałam w głowie, by mu podziękować jutro. Gdyby nie on, musielibyśmy wracać taksówką. Starałam się trzymać, i nie płakać, przynajmniej dopóki nie zostanę sama. Musiałam jechać do siostrzenicy, która została pod opieką niani. Tata zaproponował żebym wzięła małą i przyjechała do nich na noc. Zapewniłam go, że poradzę sobie ze wszystkim, i nie muszą o nic się martwić.  
Jadąc do domu Tommy’ego, nie powstrzymałam się od kolejnego potoku łez.  
Trzeba było przygotować się na to, że mężczyzna może się nie wybudzić. Jego stan może się znacznie pogorszyć i odejdzie na tamten świat. Stojąc na światłach, uderzyłam z całej siły pięścią w kierownicę, łkając na cały samochód.  
– Nie poradzę sobie bez niego, nie poradzę – powtarzałam sobie jak mantrę. Musiałam teraz zająć się jego córką, na pewno tego by chciał.
Wjechawszy na podjazd, zauważyłam, że światło w kuchni się świeci. Pani Alice nie wiedziała co się stało. Została wezwana na moja prośbę, miałam szczęście, że nie odmówiła.  
– Dobry wieczór, Alice – zastałam ją przy stole, z kubkiem herbaty. Spojrzała na mnie, uśmiechając się potulnie, pytając czy wszystko w porządku. – Tommy, miał poważny wypadek i jest w śpiączce – nie miałam siły opowiadać jej wszystkiego ze szczegółami. Alice dobrze znała Toma, ponieważ mieszkała obok jego rodziców, przyjaźniąc się z nimi.  
– Tak mi przykro, kochanie – podeszła do mnie, kładąc rękę na ramieniu. – Jeśli będziecie czegoś potrzebować, dzwoń do mnie – wskazała dłonią w stronę holu. – Nakarmiłam maleńką i położyłam ją spać.  
– Dziękuję ci bardzo – sięgnęłam po torbę, wyjmując z niej portfel. Podałam wynagrodzenie, kobieta mimo protestów w końcu wzięła pieniądze, żegnając się ze mną.  
Byłam zmęczona, ale udałam się jeszcze do jednego miejsca. Przez drzwi widać było palącą się lampkę nocną. Otworzyłam drzwi, wchodząc bezszelestnie do środka. Popatrzyłam na  
pokój, który malowałam wraz z brunetem. Ściany pomalowane na fuksję pokryte były gdzieniegdzie motylkami. Małe łóżeczko zrobione z jasnego drewna stało w prawym rogu pokoju. Obok niego znajdowała się półka z książeczkami Liliany, rzadko kiedy zasypiała bez nich.Nad książkami stało zdjęcie w ramce. Tommy wraz Mają, która była w zaawansowanej ciąży, stali przytuleni przy choince. Jej ostatnie Boże Narodzenie, westchnęłam. Podeszłam do dziecka, które słodko spało. Kołderka w serduszka okrywała jej malutkie ciało. Ręce miała położone nad głową, z ustami lekko otwartymi, cichutko oddychała. Alice zapewne bawiła się w fryzjerkę, ponieważ Liliana miała dwa słodkie warkocze. Pocałowałam maleńką w głowę, gasząc lampkę, stojącą na stoliku z zabawkami.  
Usiadłam na sofie, bolała mnie strasznie głowa od wydarzeń z ostatnich godzin. Postanowiłam poszukać jakiś tabletek przeciwbólowych. Po chwili popiłam lek wodą mineralną. Leżąc pod kocem, spojrzałam na wyświetlacz, który się zaświecił.  
Pomyślałam, że napisała Nina, ale wziąwszy telefon do ręki zatrzęsłam się. Wiadomość od Maxa.

Majla

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 1906 słów i 10542 znaków, zaktualizowała 24 lip 2017.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Somebody

    Dla mnie wciąż super :kiss:

    25 lip 2017

  • Użytkownik Majla

    @Somebody  Cieszę  się!  :kiss:

    25 lip 2017

  • Użytkownik agnes1709

    No i już się spieszysz, ochrzanie na privie soczyście. Łapkę klikam, ale swoje w tyłek dam!:spanki:

    24 lip 2017

  • Użytkownik Majla

    @agnes1709  Oj kochana :D

    24 lip 2017