Przystań. Rozdział 11

Otworzyłam lekko powieki, ale po chwili znowu je zamknęłam, bo światło raziło mnie zbyt mocno. Ból głowy przypominał uczucie pękającej czaszki. Jęknęłam, zaciskając mocno zęby. Podjęłam drugą próbę. Tym razem nie zamknęłam oczu i wpatrując się w sufit, zaczęłam przypominać sobie ostatnie zdarzenia. Dean.
Był tu, a Max zbił mnie do utraty przytomności. Momentalnie zawładnął mną wstyd, ponieważ pragnęłam śmierci, zapominając o Lilianie, która czekała na mnie w domu. Rozejrzałam się po „naszej” sypialni, zatrzymując się wzrokiem na mężczyźnie śpiącym tuż obok w fotelu. Przełknęłam gulę w gardle, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. Leżałam, jak kłoda, lustrując mojego wroga. Jego twarz wyglądała tak niewinnie, beztrosko. Gdyby ktoś powiedział mi cztery lata temu, że ten człowiek jest popieprzonym psycholem – wyśmiałabym go. Miał rozchylone wargi i pochrapywał cicho.
Ten widok z pozoru był taki miły, przyjemny, ale ja odczuwałam jedynie strach. Wiedziałam, co kryje się pod tą śpiącą buźką.
Chęć ucieczki zawładnęła moim umysłem poraz kolejny, ale tym razem bałam się zrobić cokolwiek. Z każdą sekundą patrzenia na tego potwora, powstrzymywałam się przed wybuchnięciem szlochem.
Brałam coraz to głębszy oddech, czując ostry ucisk w klatce piersiowej, wpuszczałam jeszcze więcej powietrza. Wyobrażając sobie martwe ciało Maxa, zaczęłam się uspokajać. Czy stawałam się taka jak on? Byłam w stanie zrobić wszystko, aby się stąd wydostać.
– Chess – moja głowa poleciała w stronę dobiegającego głosu. – Kochanie – urwał, kładąc głowę na mojej piersi. – Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam. Nie chciałem tego, przepraszam – zaczął powtarzać jak mantrę przeprosiny, a ja musiałam udawać dobrą dziewczynę, która mu wybacza.
– Bardzo się bałam – wychrypiałam, chcąc wzbudzić w nim jeszcze większe poczucie winy. Jeśli w ogóle czuł się winny. – Wszystko mnie boli.
– Straciłem kontrolę. Myślałem, że się śliniłaś do mojego kumpla – usłyszałam skruchę w jego głosie. – Byłem w takim amoku, że zostawiłem cię z Gilbertem i zadzwoniłem do Deana. Uświadomił mi, że nie flirtowałaś z nim, wtedy poczułem się jak ostatni chuj.
– Zadzwoniłeś do Deana? – zapytałam zszokowana.
– Tak. Wybacz mi, proszę – złapał za moją dłoń, podnosząc do ust. Miałam ochotę zaśmiać się kpiąco, kiedy złożył na niej pocałunek. Jedyne co mogłam zrobić, to uśmiechnąć się lekko. Wziął to za dobry znak, bo pochylił się, a jego wargi znalazły się na moich. Walczyłam ze łzami, modląc się, by ten koszmar niedługo się skończył. Miałam nadzieję, że nie dobierze się do mnie, kiedy byłam cała w siniakach. Odetchnęłam z ulgą, kiedy odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość.
– Odpocznij. Pójdę zrobić jakieś śniadanie, okej? – sięgnął po pasmo włosów, zatykając mi je za ucho. Pokiwałam lekko głową, czując głód w żołądku. – Kocham Cię, mała.
– A ja ciebie, Max – starałam się brzmieć jak najbardziej naturalnie. Po chwili zostałam sama i moje łzy nareszcie znalazły ujście. Skuliłam się w kłębek, ignorując ból w brzuchu. Robiło mi się niedobrze, na myśl, że kopał mnie jak przedmiot. Byłam jego marionetką, z którą mógł robić dosłownie wszystko.
Zastanawiałam się, czy Max pozwoliłby mi skontaktować się z matką. Był bardzo potulny, więc postanowiłam później go o to zapytać.
Dwadzieścia minut później chłopak wrócił do sypialni z dużą tacą wypełnioną po brzegi jedzeniem. Usadowił się po drugiej stronie łóżka i pocałował mnie w skroń. Croissanty posmarowane nutellą smakowały znakomicie. I, choć Max bardzo starał się osłodzić moje cierpienie słodyczami, odczuwałam większą chęć, żeby zginął. Nienawidziłam go w każdym calu i byłam przekonana, że jego nastrój zmieni się w ułamku sekundy. Odepchnęłam strach na bok i odezwałam się po chwili.
– Tęsknię za rodzicami, Max – przyznałam, patrząc mu smutno w oczy. Ani drgnął. – Mogłabym zadzwonić, chociaż do mamy? Na pewno się martwi, wiesz, jaka jest – tłumaczyłam mu. Jego twarz była pozbawiona emocji. Po minucie pokiwał głową.
– Wiem, skarbie. Tyle, że będzie chciała, byś wróciła, a ja na to nie pozwolę. Nie wypuszczę cię stąd nigdy więcej – obiecał, przez co moim ciałem wstrząsnął dreszcz strachu. – Dam ci zadzwonić, dobrze? Tylko na chwilę i nie powiesz gdzie i z kim jesteś. Zrozumiano? – przytaknęłam szybko, czując podekscytowanie. Perspektywa usłyszenia głosu rodzicielki napawała mnie spokojem. Byłam w stanie przystać na wszystkie jego warunki.
– Dziękuję – wyszeptałam i wysiliłam się, aby pocałować go w usta. Uśmiechnął się, wyjmując srebrnego iPhone’a. Wpatrywałam się w ekran, kiedy zastrzegł numer, po czym podał mi komórkę. Wpisałam tak dobrze znany mi numer i po chwili usłyszałam sygnał.
– Słucham? – głos mamy nie brzmiał tak radośnie, jak zawsze. Słychać w nim było przygnębienie, przez co moje serce zabolało jeszcze bardziej.
– Mamo. To ja – zadrżałam, ale od razu to ukryłam przed Maxem.
– Boże, Chalessa! Gdzie jesteś?! – wykrzyczała do słuchawki, aż musiałam oddalić ją o parę centymetrów. – Garret! Nasza córka się odezwała! – na dźwięk imienia mojego ojca, łzy pojawiły się w moich oczach. Wątpiłam, że się zainteresował moim zniknięciem. – Zgłosiliśmy na policję twoje zniknięcie, Chess. Gdzie jesteś, córeczko? – szlochała. Max bezgłośnie powiedział mi, żebym przekazała matce o wycofaniu zgłoszenia.
– Nic mi nie jest – skłamałam. – Pójdźcie na policję i wycofajcie to, dobrze? Jestem cała i zdrowa – brnęłam dalej w kłamstwa. – A co z Lilianą?
– Wszystko z nią dobrze, cho... – nagle Max wyrwał mi telefon z ręki, rozłączając połączenie.
– Starczy. Może jeszcze zaczęłaby pierdolić o swoim zięciu – parsknął. Poczułam, jak moje policzki robią się czerwone ze złości.
– To moja mama! Rozmawiałam z nią niecałe dwie minuty, Max! Jesteś cholernym egoistą! – z chwilą wypowiedzenia tych trzech ostatnich słów, jego dłoń zderzyła się z moim policzkiem.
– Zamknij się! Powinnaś być wdzięczna, że w ogóle usłyszałaś jej głos. Jesteście kurwa identyczne. Obydwie nie do zniesienia. – warknął. Skóra zaczęła mnie piec, a łzy kapać na zieloną koszulkę. Nie spodziewałam się tak szybkiej zmiany u niego. Momentalnie zrobiło mi się słabo i poczułam mdłości. Wstałam z prędkością światła, biegnąc w stronę łazienki. Wpadłam do niej, a zaraz za mną Max. Pochyliłam się nad muszlą, pozbywając się zawartości żołądka. Po kilku chwilach oparłam głowę o zimne kafelki. Chłopak usiadł koło mnie i nie było już po nim widać wrogiej miny.
Musiałam opłukać usta, więc wstałam. Zakręciło mi się w głowie jeszcze bardziej niż przedtem, ale Max przytrzymał mnie przed upadkiem. Mówił jakieś słowa pocieszenia, ale nie słuchałam go. Nie opierałam się, gdy zaprowadził mnie do łóżka i przykrył nas kołdrą.
Brakowało mi sił do walczenia z nim. Nie wiedziałam już, co mogę mówić, żeby nie było źle. Jego denerwowało dosłownie wszystko. Przygryzłam wargę, znowu na niego patrząc. Bawił się palcami, nie odrywając wzroku od sufitu. Kiedy wrócił na ziemię, wydawać się mogło, że minęła wieczność. Wolałam milczeć, niż mówić coś, co wyjdzie na moją niekorzyść. Starałam się wyprzeć z pamięci obraz mojej poturbowanej twarzy. Nie spodziewałam się, że wyglądam tak źle. Pod moim okiem widniało duże limo, łuk brwiowy był rozcięty, a strużka krwi zaschła już dawno. Moja dolna warga była spuchnięta a czoło pokryte siniakiem. Próbowałam nie myśleć o bólu żeber. Bardzo prawdopodobne było, że mi je złamał, ale mogłam zapomnieć o szpitalu. Stwierdził, że rany nie są aż tak poważne, a lekarz wyśmiałby mnie.

***
Cztery dni później czułam się trochę lepiej. Męczyły mnie jedynie mdłości, spowodowane jakimś zatruciem. Nie miałam apetytu i nie mogłam niczego przełknąć. Na moje szczęście Max nie podniósł na mnie ręki, ale znęcał się nade mną w inny sposób. Kiedy zauważył, że nie jęczę już z bólu jak wcześniej, jego łapska dotykały mnie nocami. Zaspokajał swoją potrzebę, po czym zasypiał. Wtedy bezszelestnie wychodziłam z łazienki, bo te doznania potęgowały mdłości. Brzydziłam się samej siebie i tego, że pozwalałam mu wykorzystywać moje ciało. Tylko co mogłam innego zrobić?
Zaczęłam się rozbierać, obserwując ślady na moich biodrach. Max obchodził się ze mną brutalnie, gwałcił bezlitośnie. Nie  pisnęłam ani słówkiem, bo chciałam uniknąć poturbowania twarzy. Kątem oka zauważyłam, że mój brzuch był zaokrąglony. Nie uszło to mojemu zdziwieniu, ponieważ nie jadłam dużo, do tego zawsze miałam szczupłą sylwetkę. Może zaczęłam tyć ze stresu, a każdy posiłek mi w tym pomagał. Weszłam do kabiny i odkręciłam wodę. Poczułam lodowata ciecz, spływającą po moich nagim ciele. Łzy zaczęły się z nią łączyć, a ja modliłam się, by te wymioty, zaokrąglający się brzuch nie okazały się ciążą. Nie zniosłabym jeszcze i tego. Nie byłabym w stanie nosić pod sercem dziecko potwora. Powtarzałam sobie, że to nie może być prawda. Przecież to niemożliwe, że przez dwa miesiące ten sadysta mógł stworzyć we mnie nowe życie.

Majla

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 1734 słów i 9739 znaków.

4 komentarze

 
  • agnes1709

    Mała, zapomniałaś o nas?:sad2:

    7 kwi 2018

  • Majla

    @agnes1709 Nie zapomniałam, kochana. Za jakiś czas coś dodam <3

    8 kwi 2018

  • Fanka

    :bravo: Świetna kolejna część  :bravo:

    16 sty 2018

  • Majla

    @Fanka Dziękuję, kochana ;*

    16 sty 2018

  • Fanka

    @Majla  :kiss:

    16 sty 2018

  • Somebody

    Wspaniale. Dwie łapki zostawiam. Super  :kiss:

    15 sty 2018

  • agnes1709

    @Somebody Oż Ty podstępna bestyjo:lol2: A ja mogę zostawić cztery, i co?:P A nawet pięć, jak zechcę:dancing: Sorki, ale wiesz, że to pokręcona ja i nigdy nie potafię zachować powagi:D

    15 sty 2018

  • Majla

    @Somebody Aż ciepło się na serduszku robi <3 dziękuje ;)

    16 sty 2018

  • agnes1709

    :bravo: Jeszcze bym czytała, i jeszcze, i jeszcze...

    14 sty 2018

  • Majla

    @agnes1709 :D

    14 sty 2018