,, A tyle chciałem z siebie dać- nie zdążyłem..." cz 21

,, A tyle chciałem z siebie dać- nie zdążyłem..." cz 21,, Archantropy (…). Głównym obowiązkiem kobiet była opieka nad dziećmi i ich wychowywanie, ale również zbieranie jadalnych roślin i owoców oraz małych zwierząt’’
,, Pradzieje człowieka’’ Josef Wolf i Zdenek Burian, 1982  
Rozdział 21  
Pieniądze to nie wszystko

          Idąc do pierwszej klasy nie miałem nawet Elementarza, który posiadał każdy uczeń z naszej szkoły. Na szczęście nasza nauczycielka pożyczała mi swój. Mogłem wtedy pooglądać obrazki i skrupulatnie przyglądać się literom, które miałem nadzieję szybko zapamiętać. Powtarzałem sobie wszystko, co pani mówiła po parę razy, aby w domu przy oprzątaniu móc sobie to przypominać. Niekiedy jednak wszystko mi się myliło, bo zamiast A jak agrafka, ja mówiłem A jak Agata, która nie jest już moja. B jak brać, bo ten baran zabrał mi miłość, która była dla mnie ważna. C jak ciężar, który czułem na sercu, gdy tylko pomyślałem jak Tomek tuli sie do Agaty. D jak demon, który mnie opętał, bo nie umiem nie myśleć o Agacie. E jak Elementarz, którego nigdy nie miałem, bo ojciec musiał przepić wszystkie pieniądze. F jak frajer, którym się czułem, bo pozwoliłem, aby Agata zakochała się w innym. G jak głupek, bo tak siebie w myślach nazywałem. I tak dalej. Moja złość wymyślała coraz to inne słowa, lecz kiedy pani zapytała mnie czy mógłbym powiedzieć alfabet ja nie pamiętałem nic. Pani nauczycielka powtarzała mi, abym w końcu skupił się na lekcjach, a nie tylko myślał o niebieskich migdałach. Ale ona nie miała pojęcia jak ważne dla mnie były moje myśli. A były one przeróżne i z chwili na chwilę coraz bardziej męczące. Pierwsze moje myśli teraz zaprzątała Agata, choć gdy tylko wyobraziłem sobie jak spaceruje się z Tomkiem po wsi, to zaraz na płacz mi się zbierało, a wtedy miejsce Agaty zastępowała moja mama. Dzisiejszej nocy słyszałem jak ojciec bił ją za ścianą, a ona błagała go, aby jej tylko nie zabił, bo przecież mają jeszcze dzieci małe, czyli mnie i Ankę. Serce mi się krajało na samą myśl, że nic nie mogę poradzić na to, aby przestał. Zresztą, czy ta nauczycielka wiedziała, co się dzieje w moim domu? Czy miała pojęcie, że nie myślę o niebieskich migdałach, ale o mamie? Wątpię, bo patrząc na jej modne i nowe ciuchy, a także na mocno wymalowaną twarz było widać, że nie musiała się liczyć w domu z każdym groszem, a i twarz skoro miała ładną, to pewnie nigdy od nikogo po niej nie dostała. Dla niej ja z siostrą byliśmy jedynie kolejnymi biednymi dzieciakami ze wsi, jakich wokół nas było nie mało. Nie mieliśmy ładnych ubrań, ani też zimą ciepłych kurtek, a i buty nasze miały wiele do życzenia. Ja nadal byłem chudy i najmniejszy z klasy, co w danej sytuacji było małym plusem, bo ubrania starczały mi na dłużej. Moja garderoba składała się z dwóch par starych i pocerowanych przez mamę skarpet, trzech par połatanych spodni i kilka starych swetrów i koszul. To musiało mi wystarczyć, póki znów któraś z mamy koleżanek nie da jej znoszonych ubrań po swoich dzieciach i które kolejny raz okażą się na mnie za duże, ale będą mi służyły na długo.
          Jak ja zazdrościłem kolegom, którzy przychodzili do szkoły w nowych butach, nowym plecaku, czy też nowych ubraniach. Czasem żal mi było własnego losu, gdy zbliżałem się do własnej ławki w klasie i bałem się posadzić na krzesełku mojego posinionego tyłka, bo samo chodzenie już sprawiało mi wielki ból. A ojciec? W ogóle się niczym nie przejmował. Chlał pędzonkę dzień za dniem, by potem sam szatan mógł kierować jego rozumem, bo nikt normalny by się tak nie zachowywał w stosunku do swojej rodziny.
          Mama moja usychała z każdym dniem bardziej i pomału zaczęła wyglądać na starszą niż w rzeczywistości była, choć i tak dla mnie zawsze będzie najpiękniejsza. Zdarzały się jednak takie dni, kiedy ojciec nie pił, więc razem z mamą wychwalaliśmy jego pracę. Mówiliśmy, że jest taki mądry i zdolny i że tylko on będzie potrafił domurować taki piękny pokoik do naszego domku. Chwaliliśmy go za wszystko i to jak najbardziej przekonująco, ale nie wzbudzając jego podejrzeń. Byliśmy zdolni niemal do wszystkiego, aby tylko umilić mu życie i aby wziął się w końcu do murowania, bo bez tego pokoju bardzo ciasno nam było. Ojciec połykał haczyk i unosząc się dumą zaczął brać się do pracy niczego nie podejrzewając. Oby nigdy się tego nie dowiedział, bo nikt nie wie jak byśmy wtedy skończyli.
          Każdego dnia zapał ojca rósł, aż zamiast tylko pokoiku wymurował nam też mały korytarzyk, kotłownię i łazienkę. Pomagałem ojcu we wszystkim, bo nigdy nie było wiadomo, kiedy jego zapał opadnie. Oczywiście nikt mu się do pracy nie wtrącał, choć nie raz widziałem, że mógłby coś zrobić inaczej. Nadal dopingowaliśmy go we wszystkim, aż pewnego dnia przyszedł do nas gość od bimbru i wszystko stanęło. Nagadał ojcu, że, po co się przemęcza skoro jedną robotę już ma i że tylko czas swój marnuje, bo on nie ma z kim pić. Oczywiście honor ojca nie pozwalał mu patrzeć jak inny pije i dołączając się do niego zrobił kreskę na mnie i mamie. Zaczęły się też opowieści o komunie, jej złych stronach i o tym, że my to mamy za dobrze z nim, bo jaki ojciec budowałby dom, skoro można się przecież napić i też jakoś żyć? Wtedy to dotarło do mnie, że niepotrzebnie tak mocno ojca wychwalaliśmy, bo teraz wszystko na surowo zostało i sami sobie będziemy musieli poradzić.
          W czasie gdy ojciec porzucił wykończenie budowy jedzenie u nas jeszcze kupowało się na kartki. Zresztą nie przypominam sobie rzeczy, na które nie trzeba było mieć tej karteczki, która wyraźnie wydzielała nasz prowiant. Jednym słowem było tego tyle, co kot napłakał. A ile trzeba było się wystać, aby kupić pętko kiełbasy, a ile razy też było, że gdy dochodziło się do kasy to brakowało jedzenia i zamiast tego brało się masło, albo kawę, bo nic innego nie było. Braliśmy wtedy to, co było, bo lepszy rydz niż nic. Niekiedy jednak opatrzność boska nad nami czuwała, bo po przeczekaniu nocy pod sklepem udawało się zakupić jakieś mięso i wędlinę, a wtedy byliśmy przeszczęśliwi.
          Nałogi ojca potrafiły sprowadzić na nas same nieszczęścia. Nie dosyć było tego, że pił to jeszcze palił i to nawet dwie paczki dziennie. Gdy szedł wtedy do sklepu, to zamiast cukru, którego żeśmy dawno nie widzieli potrafił przynieść paczkę papierosów, a my nie mówiąc ani słowa musieliśmy obejść się smakiem. Dobrze jeszcze, że mamie niekiedy udało się, co przynieść z pracy, same resztki, ale zawsze było to coś, bo inaczej, choć nawet z kasą w portfelu to głodni byśmy chodzili. Na nic się nasze pieniądze nadawały, skoro towaru w sklepach mało było i nie zawsze do połowy kolejki towaru starczało. Takie to były ciężkie czasy. Ale i tak nie było nam wtedy aż tak źle, żeby nie mogło być gorzej.

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i obyczajowe, użyła 1377 słów i 7114 znaków.

Dodaj komentarz