,, A tyle chciałem z siebie dać- nie zdążyłem..."cz 4

,, A tyle chciałem z siebie dać- nie zdążyłem..."cz 4,, Człowiek wyodrębnił się ze świata zwierząt dzięki pracy i umiejętności myślenia, zmieniał warunki swego życia i siebie samego przez celową i długotrwałą działalność kulturową oraz stopniowo tworzył wciąż wyższe formy swego bytu: technikę,  gospodarkę, stosunki społeczno- ekonomiczne, sztukę, religię, moralność, prawo (…)’’
,, Pradzieje człowieka’’ Josef Wolf i Zdenek Burian, 1982


Rozdział 4  
Wszystko dla mamy

          Moje pierwsze wspomnienia z dzieciństwa zaczynają się, gdy miałem pięć lat, a siostra cztery. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat od tego wieku, ale tak samo jak również nie wiem, dlaczego niczego wcześniej nie pamiętam. Być może tak musi być, a być może, dlatego, że byłem zbyt mały i mój maleńki móżdżek niczego wcześniej nie zarejestrował.
           Ciężko to stwierdzić, dlatego wcale do tego nie wracam.
          Najbardziej widocznie pamiętam chwile, kiedy będąc już pięciolatkiem musiałem bardzo wcześnie wstawać. Mama rozpoczęła swoją pracę w Łaźnicach, jako kucharka. Miała wtedy wielkie szczęście, gdyż wszystkie posady były wtedy pozajmowane, no, ale kto mógłby się oprzeć słodkiemu wyrazowi twarzy mojej mamy? Bo zapomniałem też wspomnieć, że oprócz nienagannej urody mojego ojca moja mama również była szkolną pięknością. Miała czarne długie włosy, które pięknie kręciły jej się jak królewnom kiedyś w wielkich pałacach, no i duże brązowe oczy z długaśkimi rzęsami mówiły same za siebie. Usta miała dosyć wąskie, ale za to bardzo zmysłowe. Twarz miała wiecznie opaloną jak rumiane schabiki, które smażyła pracując na stołówce. Ciało mojej mamy nadawało się na super modelkę i do tego lekko zaokrąglone biodra, które pięknie kontrastowały ze zgrabnymi nóżkami i małymi stópkami. Moja mama była super pięknością, lecz miała jeden dziwny szczegół, który nijak się miał do jej całego wyglądu. Otóż jej dłonie były duże i silne z dodatkiem grubych palców. W sumie mogło to być spowodowane ciężkimi pracami w polu już od małego dziecka i być może przez to jej dłonie były takie ,męskie''. Gdyby jednak nie te ,,łapy'' moja mama z pewnością mogłaby uchodzić za najwspanialszą piękność wprost z wielkiego miasta. Nic więc dziwnego, że ojciec nie musiał wcale zmuszać się, aby ją uwieść, bo nie dosyć, że była piękna, to jeszcze miała dużą gospodarkę z hektarami o których ojciec solennie pamiętał uwodząc moją mamę.
          Każdego ranka, gdy mama miała akurat ranną zmianę wstawała za piętnaście czwarta rano, a ja wstawałem razem z nią. Szykowałem jej drzewo na rozpałkę, aby mogła napalić w starym kopciuchu i rozgrzać nieco nasze pomieszczenie. Wchodząc do naszego domu od razu znajdowało się w kuchni, gdzie po prawej stronie był pokoik babci, a zaraz obok na drugiej ścianie był nasz pokój, który dzielił stary kopciuch i obok niego mała komódka, gdzie trzymaliśmy drzewo na rozpałkę. Na następnej ścianie, która była na wprost wejścia do naszej kuchni znajdowało się stare łóżko i nad nim duże drewniane okno. A po lewej stronie stała lodówka, meble, no i drewniany stół, który był prawie na wprost okna. W naszym pokoiku pod ścianą z lewej strony stało łóżko rodziców, które było jedynie starym siennikiem, ale całkiem wygodnym do spania. Zaraz na wprost wejścia pod oknem stał drugi siennik, na którym spałem ja ze siostrą, lecz nie trwało to długo, bo potem ojciec stwierdził, że nie wypada abym spał z siostrą i do tamtej pory ja spałem z ojcem, a siostra z mamą. Strasznie jej tego zazdrościłem i miałem wielkie pretensje, że muszę spać z ojcem, za którym nie przepadałem. W nocy często nie spałem, gdyż jego donośne chrapanie wprost nad moim uchem nie było przyjemnym przeżyciem. Jednak to chrapanie było niczym w porównaniu z dodatkowymi oparami z jego pyska, kiedy to często pił bimber i ja musiałem to świństwo wdychać. Jego oddech przechodził wtedy wszelkie możliwości gazów i oparów, a także innych substancji, które zapierały mi dech w piersiach. Dzięki bogu nie było to codziennie, gdyż inaczej pewnie już dawno wąchałbym kwiatki od strony korzenia.
          Ania, moja siostra czasami sypiała z babcią, gdyż lubiła jak ona opowiadała jej wymyślone historie, które potem przychodziły jej na sen i pozwalały zapomnieć o życiu, jakie wiedliśmy z ojcem. Ja wtedy delikatnie wyślizgując się z pod pierzyny ojca, która i tak nie przykrywała mojego ciała wskakiwałem z zadowoleniem pod pierzynę do mamy. Tam dopiero było mi ciepło. Mama przytulała mnie do siebie i głaskała po głowie. Uwielbiałem te chwile i gdybym mógł oddałbym wszystko, aby noce z mamą trwały wiecznie i nigdy się nie kończyły, bo tylko wtedy wierzyłem, że jednak mnie kocha. Muszę jeszcze dodać, że gdyby nie ona nie wiem czy przebrnąłbym przez całe swoje życie i przetrwał to wszystko, co było i co jeszcze miało nadejść.
          Tego dnia też miałem to szczęście i gdy tylko zadzwonił jej budzik wskazując za piętnaście czwarta rano wyskoczyłem z pod pierzyny mamy i ubrałem się w mig, aby nie tracić tego ciepła tak mi cennego, gdyż było ono ciepłem od mamy.
          - Wygarnij popiół- powiedziała mama szykując się do wydojenia krowy.
          - Dobrze mamo. A gdzie są zapałki? -Pytałem, aby móc jak najszybciej oddać trochę ciepła za starego kopciucha i móc rozgrzać zmarznięte już dłonie i ciało.
          - Michałku nie podpalaj sam. Jeszcze się poparzysz- powiedziała ciepłym głosem krzątając się po kuchni.
          - Ale ja chcę ci pomóc mamo. Masz za dużo pracy, a ja jestem już przecież prawie dorosły- odparłem patrząc w jej zmęczone oczy.
          Mama uśmiechnęła się czule. Pocałowała mnie w czoło i przeczesując moje włosy poszła po wiadro, które służyło tylko do dojenia krowy. Nikt z nas nie mógł go dotykać. Jedynie sama mama, bo tylko ona doiła u nas krowę. Ojciec w ogóle nie palił się do tego zajęcia, a ja sam nie potrafiłem udoić tyle mleka, co mama. Czasami bardzo chciałem jej pomóc, ale nie umiałem tak zwinnie i szybko naciskać na wymiona. Raz nawet pociągnąłem trochę za mocno i krowa uderzyła kopytem o wiadro wylewając przez to połowę udojonego już mleka. Bardzo ją wtedy przepraszałem, ale ona o dziwo nie była na mnie zła.
          - Nic się nie stało syneczku. To tylko mleko- powiedziała tego razu.
          Nic jednak nie potrafiło powstrzymać moich łez, nawet ona.
          - Ale ja na prawdę chciałem ci pomóc- łkałem.
          - Już dobrze moje dziecko, już dobrze- przytuliła mnie.- Pamiętaj, że cię kocham i nie zmieni tego nic, nawet wylane mleko- pocieszała mnie.
          Tak bardzo żałowałem, że nie potrafię być jej przydatny. Nawet głupiego wymiona nie potrafiłem dobrze złapać. Byłem zrozpaczony, bo zdawałem sobie sprawę jak wielką wartość ma dla nas udojone mleko. Nasza Mućka, bo tak ją nazwałem, dawała najtłustsze mleko we wsi, które oddawaliśmy do wiejskiego skupu, gdzie można było nawet dostać 1.20 zł za litr, gdy było odpowiednio dużo tłuszczu. Oczywiście od naszej Mućki zawsze była odpowiednia ilość, więc jak miałem być spokojny?
          - Michałku kochany, pieniądze to nie wszystko- mawiała mama.- Najważniejsza jest miłość i oddanie, bo gdy szanujesz innych, to i oni będą ciebie szanować, a przez pieniądze niekiedy potrafią być same kłopoty.
          Przytuliłem się do niej jeszcze mocniej i kolejny raz dziękowałem niebiosom, że to właśnie mnie Bóg obdarzył najwspanialszą i najukochańszą mamą na całym świecie. Miałem nadzieję, że gdy dorosnę znajdę właśnie taką dobrą dziewczynę jak moja mama.
          - Jesteś kochany Michałku, nie zapominaj o tym. Taki mały, a taki pomocny.
          - Nie jestem pomocny, bo przecież gdyby nie ja to miałabyś znów całe wiadro mleka, a nie połowę- łkałem.
          - No już, spokojnie- dostałem kolejnego buziaka w czoło.- To ja teraz dokończę doić naszą Mućkę, a ty leć przynieś no jej siana, dobrze? Pościelimy jej trochę pod kopyta, to na pewno odwdzięczy się nam i jutro da więcej mleka, a tym samym nasze małe straty zostaną nadrobione, tak?
          -Ale jesteś pewna?- Pytałem chcąc się upewnić czy da się jednak podratować tą sytuację.
          - Na pewno, na pewno. To leć synuś, bo czas goni.
          - To ja lecę mamo, lecę! Dla ciebie zrobię wszystko!
          I pobiegłem po siano przeszczęśliwy, że nie wszystko zostało stracone. Głęboko wierzyłem, że mama wie, co robi, gdyż jeszcze nigdy mnie nie okłamała, a nawet, jeśli, to tego nie pamiętałem.
          Zaraz po tym jak się uwinąłem z sianem przybiegłem do domu i uszykowałem mamie drewka na rozpałkę i trochę starych kartek, które dała mi babcia, abym mógł porysować. Lubiłem rysować, ale teraz one bardziej przydadzą się na rozpałkę, niż na moje zachcianki. Miałem przecież jeszcze trochę czasu na rozpoczęcie nauki, więc mogłem to sobie darować.
Wszystko dla mamy.
          Opatuliłem się starym swetrem mamy i czekałem na jej przyjście. Nie minęła chwila i mama wkraczała do kuchni ze świeżo udojonym wiadrem mleka, na które czekałem z niecierpliwością. Co prawda nie było to pełne wiadro mleka i żal mnie trochę ścisnął, jednak i tak dostałem swoją porcję od mamy. Uwielbiałem te chwile, gdy mama pozwalała mi zebrać z wierzchu tę przepyszną piankę, która tylko ona potrafiła zrobić podczas szybkiego dojenia krowy. Tego dnia również przecedziła mleko do kany i na koniec przelała mi do kubeczka jeszcze ciepłe mleko z resztkami pianki. Jak cudownie było napełnić swój pusty brzuszek ciepłym mlekiem. Tak się nim rozkoszowałem, że nawet nie zauważyłem jak mama rozpaliła w kopciuchu ogień. Zrobiła to tak szybko, jakby wystarczyło tylko o tym pomyśleć i ogień sam się pojawiał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
          Mama umyła dokładnie swoje ręce i przetarła kankę, dookoła, aby była czysta. Pomogłem jej wystawić ją na dwór obok płotu do naszego wjazdu na podwórko, gdzie za moment miał przejeżdżać mleczarz i ją zabrać. Potem mama prawie biegiem przebrała się w czyste ubrania, w których chodziła tylko do pracy i wsiadając na swojego starego składaka pognała na nim do pracy, gdzie i tam czekała ją harówka. Ja w tym czasie pilnowałem, aby w kopciuchu nadal się paliło i donosząc po trochu drewna z dworu, które zbieraliśmy latem z okolicznych lasów, czy zagajników, rozkoszowałem się przyjemnym ciepłem, które po trochu zaczęło wypełniać nasz dom.
          Gdy w pokojach, gdzie spali tata i Ania zrobiło się trochę cieplej ojciec wstawał z łóżka budząc tym samym siostrę i nakazując, aby zrobiła mu jakieś śniadanie. Siostra jak zwykle niechętnie podnosiła się z łóżka i powłócząc nogami szła do pokoju babci budząc ją i prosząc o uszykowanie śniadania dla taty. Babcia chcąc nie chcąc wstawała i ubierała się gramotnie, podczas gdy Ania znów wskakiwała tym razem pod jej pierzynę i znów zasypiała. W końcu miała cztery latka, więc trudno było jej sie dziwić. Sam miałem ochotę znów zasnąć, ale wolałem nie narażać się ojcu. Do moich obowiązków należało, bowiem dopilnowanie, aby nie wygasło w kopciuchu, z którego czasem leciało więcej dymu niż ciepła. Stąd właśnie jego nazwa ,,kopciuch''. Było to dosyć dorosłe zajęcie, bo przecież miałem zaledwie pięć lat, ale w oczach ojca powinienem już dawno wykonywać wszystkie prace, które wykonuje mężczyzna, mimo iż on sam nie robił prawie nic.

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i obyczajowe, użyła 2217 słów i 11696 znaków.

Dodaj komentarz