Rozdział 9
Ciocia Celina
Gdy tylko przyuważyłem, że ojciec po południowym oprzątaniu robił sobie godzinne drzemki, nie zastanawiając się ani chwili korzystałem z okazji i biegłem prosto przez łąki i pola, aż docierałem do domu cioci Celiny. Tam mogłem spokojnie napić się i nawet zjeść, gdy tylko byłem głodny.
Ciocia Celina była starszą siostrą mamy, która mieszkała siedem budynków dalej od nas. Wystarczyło, że wybiegałem na nasze pole i biegłem na wprost, a niedługo znajdowałem się na przeciwko jej domu, który dzieliła jedynie ulica.
Pamiętałem, aby zawsze rozejrzeć się przed przebiegnięciem na drugą stronę tak jak radziła mi mama.
Ciocia Celina Gorecka wyszła za mąż za Edwarda Józeficza i mieli oni dwóch synów i dwie córki. Ciocia Wyszła za mąż dużo wcześniej niż moja mama za mojego ojca. Nazywała się teraz Celiną Józeficz i była moją ulubioną ciocią. Być może, dlatego, że mieszkała najbliżej nas, a być może, dlatego, gdyż tylko ona rozumiała, za jakiego człowieka wyszła moja matka.
Gdy więc ojciec smacznie spał ja w mig nie myśląc nawet nad konsekwencjami, bo przecież mógł się obudzić dużo wcześniej, dałem susa przez pola i tak dobiegłem do cioci Celiny. Otwierając drzwi do jej domu i szukając jej wzrokiem wbiegłem z korytarza prosto do kuchni.
- Ciociu! Ciociu!- Wołałem ją i przestałem dopiero wtedy, gdy zauważyłem, że stała przy stole i strugała ziemniaki zapewne na obiad. Wtuliłem się w jej spódnicę i przez moment nie zamierzałem jej puszczać.
- Michałku, co się stało?- Pytała wystraszona ciocia Celina.
- Oj ciociu, tak bardzo chce mi się pić!- Krzyczałem.- Tata powiedział, że nie umiem pracować i nie pozwolił mi się napić...- Płakałem.
- Już kochanie ci daję, tylko poczekaj wytrę ręce szybko w ściereczkę i już ci daję dziecino- mówiła ciocia zdziwiona tym, co powiedziałem.
Ciocia umyła pod kranem dłonie i widziałem jak pospiesznie nalewa mi herbatki z termosu, który stał u niej na stole. Ściereczkę odłożyła na drążek, który był doczepiony do węglowej kuchni i szybko podała mi kubek z herbatką. Wypiłem ją jednym duszkiem nie zważając na to, że była odrobinę gorąca. Buzię wytarłem w rękaw swojej bluzki i podziękowałem Bogu, że zesłał mi taka dobrą ciocię i to tak blisko domu odłożyłem pusty kubek na stół.
- Dziękuję ci ciociu kochana- wpadłem w jej ramiona sprawiając, że na jej spracowanej twarzy pojawił się uśmiech.
- Och nie ma za co, dziecko. Przecież to tylko herbatka- odrzekła.
- Oj jest ciociu, jest za co. Myślałem, że padnę z pragnienia- mówiłem ze łzami w oczach.
- Już dobrze kochanie- pogłaskała mnie po głowie jak mama.- Do mnie zawsze możesz przychodzić, kiedy tylko chcesz, pamiętaj, ale czy aby nie jesteś trochę za mały w takie podróże? Przecież tu jest ulica.
- Wiem ciociu, ale mama już mnie nauczyła jak mam przebiec, aby mnie nic nie przejechało, a poza tym, moje pragnienie było tak duże, że chyba przebiegłem jak struś pędziwiatr!
Ciocia zaśmiała się.
- No, a mama nie będzie się o ciebie zamartwiała?- Pytała łagodnie ciocia sadzając mnie na krzesełku obok siebie.
- Ale mama jest jeszcze w pracy. A ja biegłem polami prosto do ciebie, bo do niej za daleko, a tata chyba jeszcze śpi, bo zawsze tak robi w tym czasie...
- Spokojnie mój mały- uspakajała mnie.- Nie musisz tak szybko opowiadać, bo znowu zaschnie ci w ustach i co wtedy zrobisz?
Uśmiechnąłem się do cioci.
- Znowu uściskam cię jak najlepiej potrafię i nawet dam ci buziaka!- Wykrzyczałem i rzuciłem się cioci na szyję.
Ona zaśmiała się i też mocno mnie przytuliła.
- Już dobrze kochanie, ale wracaj lepiej do domu, bo lepiej żeby ojciec zobaczył cię na podwórku, jak wstanie.
- Wiem ciociu, wiem- posmutniałem.- Chcę jeszcze ci powiedzieć, że kocham cię najbardziej na świecie! Zaraz po mamie oczywiście- dodałem pospiesznie.
- Ja też cię kocham Michałku. To idź teraz do domku i bądź grzeczny, dobrze?
- Dla ciebie i dla mamy zrobię wszystko!
Spojrzałem jednak na nią błagalnym wzrokiem znad spódnicy, a ona promiennie się do mnie uśmiechnęła.
- Wiesz co ciociu?
- Co kochanie?
- Jak będę miał kiedyś dziewczynę i ona urodzi mi dzieci, to nigdy nie zabronię im pić herbaty. Będą sobie mogli wypić jej tyle, ile tylko zapragną.
- Wiem kochanie, wiem. Ty masz dobre serduszko, a dziewczyna, która się w tobie zakocha, a ty to odwzajemnisz, będzie największą szczęściarą na świecie- powiedziała mi ciocia.
- I wiesz co jeszcze?- Spojrzałem jej w oczy.- Dam jej wszystko ciociu. Wszystko, co tylko będzie chciała. Nawet rowerek!- Powiedziałem niezmiernie poważnie i znów się do niej przytuliłem.
Ciocia nagle posmutniała, ale też przytuliła mnie do siebie.
- Wiem kochanie, a teraz wracaj już do domku, bo gdy ojciec zobaczy, że cię nie ma...
- Nie musisz mi przypominać ciociu- spuściłem głowę na dół.- Ale wiesz co?
- Co takiego?
- A będę mógł czasami do ciebie przychodzić?
- Dziecko, ale ty zawsze możesz do mnie przyjść. Uprzedź tylko o tym kogoś, aby nikt cię nie szukał niepotrzebnie, bo pożytku z tego nie będziesz miał.
- Wiem ciociu- odsunąłem się od niej.-Wiedz tylko, że jesteś najlepszą ciocią na świecie!- Krzyknąłem i całując ją mocno w policzek wybiegłem z chałupy pokonując ten sam kawałek drogi, co poprzednio.
Miałem ogromne szczęście, bo gdy zatrzymałem się w końcu już na naszym podwórku ojciec właśnie wyszedł z domu.
- Widzę, że nie próżnowałeś- powiedział ojciec przeciągając się ospale.- Cieszy mnie, że sapiesz i dyszysz, bo to znaczy, że może jednak nadajesz się do roboty.
Podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach. Potem skierował się do naszej bramy, gdzie właśnie wjeżdżała nasza mama. Poczekał aż zatrzyma swój rower i podchodząc do niej posłał jej najwspanialszy uśmiech na świecie, na jaki było go stać.
- Kochanie, tak się cieszę, że jesteś już w domu. Bardzo za tobą tęskniliśmy, prawda synuś?
- Tak tato, bardzo.
Mama podała ojcu swoje torby z zakupami.
- Weź zanieś to do domu skarbie. Będziemy mieli dziś wspaniały obiad- rzekła z uśmiechem, a mnie na samą myśl aż zaburczało w brzuchu.
Ojciec zabrał od niej torby, a ona odprowadziła swój składak do obory. Wychodząc z niej spojrzała na mnie i podarowała mi przecudny uśmiech, jaki rzadko widywałem na jej twarzy.
- Byłeś grzeczny synuś?- Pytała mnie, jak co dzień.
- Tak mamusiu. Przygotowałem jedzenie do świnek, wyszczotkowałem i nakarmiłem Gniadego, kurom też dałem i zebrałem aż jedenaście jajek!- Dodałem dumnie.
- To wspaniale syneczku- przytuliła mnie zapracowanymi rękami i razem szliśmy przytuleni w stronę domu.- Jestem z ciebie taka dumna.
- Cieszę się mamusiu.
Otworzyłem jej drzwi do domu, by pokazać jak bardzo ją kocham i szanuję. Mamusia znów podarowała mi najwspanialszy matczyny uśmiech na świecie sprawiając tym samym, że znów dostałem siły na kolejne wszelakie ciężkie prace, jakie mnie jeszcze dzisiaj z pewnością czekały.
Mama weszła do kuchni i zaraz zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy z torby. Miała przy tym pełen ufności uśmiech, który miał oznaczać, że nie kłamała, jeśli chodzi o dzisiejszą ucztę. Pierwszą rzeczą, jaką wyciągnęła z torby był jej kucharski fartuch. To nieco osłabiło nasz zapał, ale czekaliśmy na to wielkie ,,coś''.
- Zobaczcie kochani, co wam dzisiaj przyniosłam!- Krzyknęła radośnie, a wnet Ania z babcią również okrążyły nasz stół.- Mam dwa słoiki gotowanych ziemniaków, surówkę z kapusty i marchwi, którą sama robiłam i która smakuje wprost bajecznie, bo dodałam jeszcze odrobinę majonezu, no i jeszcze w dużym słoiczku mam sosik, który nie robiłam ja, ale jest równie smaczny. Mam jeszcze kostkę margaryny, kostkę smalcu, no i całe pięć klopsików z papryczką!- Mówiła radośnie, bo to był pierwszy raz, kiedy przyniosła do domu gotowy obiad.
Oniemiałem z zachwycenia. Aż usta nie potrafiły mi się zamknąć tak bardzo już pragnąłem, aby te wszystkie pyszności znalazły się już w moim żołądku.
- Będziemy mieli ucztę! Będziemy mieli ucztę!- Krzyczała radośnie Ania podskakując wokół stołu.
- Dla mnie może być- odparła babcia i już przysiadła się do stołu nie zważając na zdziwienie ojca.
- Czy to wszystko jest naprawdę nasze mamo?- Zapytałem przełykając resztę śliny, która już była gotowa zmieszać się z tymi pysznościami.
- No przecież matka wyraźnie mówi, nie?- Powiedział ojciec wyraźnie przygaszając mój entuzjazm.
On zawsze potrafił nawet z najwspanialszej chwili zrobić coś oczywistego. Przy nim nie dało się bujać w obłokach, bo każde jego słowo potrafiło nieodwracalnie przywrócić nas na ziemię. Jego świat był całkowicie pozbawiony fantazji. Liczyło się tylko to, co jest tu i teraz, a wszystko inne nie miało najmniejszego sensu. Na całe szczęście nie miał wglądu w moje myśli i fantazje, a póki nikomu o nich nie mówiłem mogłem nadal snuć plany na przyszłość. Oczywiście moją i mojej najukochańszej, która być może niebawem przyjdzie na ten świat.
- Już dobrze- uspokajała nas mama.- Coś wam powiem, ale nie możecie nikomu o tym wspominać, dobrze? Inaczej wygnają mnie z pracy i nasze uczty się skończą, więc lepiej nie kuśmy losu, ok?
Wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami.
- Co to za tajemnica?- Zapytała nagle Ania, która w tej chwili miała jeszcze większe oczy niż w rzeczywistości.
- Otóż moje koleżanki z pracy powiedziały mi, że jeżeli zostanie coś z obiadu, bo czasami jakieś dziecko zachoruje i nie przyjdzie na obiad, to mogę zabrać to do domu! Czy to nie wspaniale Ryszardzie?
Mama spojrzała na ojca oczekując równie wielkiego entuzjazmu na jego twarzy. Ojciec szybko przyswoił dobre wieści, bo to oznaczało, że codziennie będzie mógł, a przynajmniej od czas do czasu, zjeść coś innego, no i wypić, bo przecież wtedy pieniędzy będzie w domu więcej i nie zwracając uwagi na nas wszystkich wziął mamę w ramiona i podnosząc do góry mocno pocałował ją na naszych oczach. Ja oczywiście odwróciłem głowę zawstydzony takim zachowaniem ojca, lecz Anka wpatrywał się w nich, jakby myśląc czy to jest przyjemne, czy nie. Babcia zasłoniła jej oczy swoimi dłońmi, na co zareagowała z wielkim oburzeniem, a ja się zaśmiałem. W końcu ojciec postawił mamę na ziemi, a ona nie wiedząc, co dalej zrobić stała tak przez moment.
- Ryszardzie, a dzieci?- Zapytała w pośpiechu.
Ojciec nic nie odpowiedział. Widziałem zaskoczoną minę mamy, choć nie uszło mojej uwadze, że jej się to podobało. Ojciec nieczęsto się tak zachowywał, więc było to dla niej małą nowością, za którą chyba tęskniła. Mama kochała go i bardzo potrzebowała jego bliskości, czego on nie zauważał. Ja widziałem to w jej oczach i czułem, że też chce być potrzebna i przez niego kochana, dlatego przytulałem ją, kiedy tylko mogłem, aby dać jej to o czy marzyła, a czego od dawna nie miała. Wiedziałem, że moje uściski nie potrafią zastąpić bliskości ojca, mimo tego dawałem jej z siebie wszystko, aby choć na moment wiedziała, że jest dla mnie wszystkim.
Patrząc na mamę, uczyłem się potrzeb, jakie kobiety oczekują od swoich mężów i jakie chyba rzadko są im zaspokajane. Uczyłem się od mamy, czego by w życiu pragnęła i na czym najbardziej jej zależało, aby w przyszłości dać to mojej dziewczynie, a potem żonie. Chciałem, aby mojej wymarzonej nie brakowało w życiu niczego i abym mógł odgadywać, o czym myśli, aby spełnić jej marzenia, pragnienia i wszystko o czy tylko zapragnie pomyśleć. Już wiedziałem, że kobieta bardzo potrzebuje jak mąż okazuje jej swoje uczucie i jest przez niego doceniana. Wiedziałem też, że lubi, kiedy się ją przytula i całuje. Ja tak od siebie to bym chyba dodał jeszcze jakieś prezenty, które sprawiałbym jej bez żadnych okazji. Powiedziałbym jej wtedy, że to ona jest moją okazją, o którą będę dbał i którą będę kochał do końca swojego życia, a po śmierci będę przy niej czuwał, jako dobry duch, czy Anioł Stróż, który nie pozwoli, aby ktokolwiek na świecie skrzywdził moją ukochaną, bo zakładam, że to ja umrę pierwszy oczywiście.
- A co. Niech dzieci patrzą i uczą się, że kobieta powinna pracować i mieć głowę na karku tak jak moja żoneczka!- Dodał ojciec, a ja od razu spostrzegłem, że mamie ten komentarz nie sprawił żadnej przyjemności.
Ojciec czasami na prawdę potrafił zachowywać się jak kretyn. Zamiast samemu znaleźć pracę i pomóc trochę mamie, to on jeszcze chwalił to, że to ona pracuje, a nie on. Żal mi było mamy. Czy na prawdę nie mogłaś znaleźć kogoś innego? Przecież tylu facetów chodzi po świecie, więc dlaczego on? Oj zwiodły cię te jego piękne oczy i wygląd, ale cóż teraz masz? Chowasz w domu darmozjada, który ino patrzy jak tu dziób zamoczyć i w czym. Nie tego dla ciebie chciałem mamo, oj nie tego.
Mama ukrywając rozczarowanie słowami ojca wzięła się za nakładanie nam obiadu. Oczywiście jak zwykle ojcu nałożyła najpierw. Siedział on przy stole i gapił się na tył mamy, a ja znów odwracałem wzrok. Podała nam wszystkim pachnący obiadek na talerzykach i jak zwykle porcja ojca była największa, a jej najmniejsza. Nie wiem po co dawała mu więcej jedzenia, skoro to nie on pracowała na to tylko ona. Nawet to ja za niego robiłem na podwórku, podczas gdy sam siedział w parniku i chlał co znalazł. Postanowiłem jednak nie myśleć dłużej o ojcu, gdyż zabierało mi to apetyt, a przecież byłem niesamowicie głodny.
W milczeniu każdy z nas pochłonął wszystko, co mieliśmy na talerzach. Ja nawet wylizałem swój talerz, aby jak największa ilość znalazła się w moim brzuszku. Trzeba było przyznać, że wszystko było przepyszne. Nie to, że w domu mama nie gotowała dobrze, tylko dlatego, że tam było dodane coś, czego mama nie dodawała w domu, albo na co nie było nas stać. W każdym razie podziękowałem mamie za ten cudowny obiad i nawet pocałowałem ją w policzek, aby pokazać tacie, że też ją kocham.
- Miałaś rację mamusiu. Ta surówka to było niebo w ustach!
- Ja również dziękuję ci skarbie za wspaniały obiad- dodał pospiesznie ojciec patrząc na mnie wrogo. Wstał od stołu i również całując ją w policzek poszedł do naszego pokoju na poobiednią drzemkę.
- Tylko dopilnuj wszystkiego Michał- powiedział nie patrząc na mnie tuż przed zamknięciem drzwi do pokoju.
Doskonale wiedziałem, co to oznaczało. Było dziesięć minut przed godziną czternastą, więc znów musiałem nakarmić świnki, konia, krowę, no i kury. Jedne nakarmić, inne dopoić.
Czasami odpuszczałem sobie kury, no bo przecież biegały po całym podwórku, więc same mogły o siebie zadbać. Wystarczy, że przed spaniem rzucę im miskę ziarna i resztki starego chleba, a na pewno też nie jedno jajko z tego będzie.
Wstałem od stołu i podszedłem do Ani pytając ją szeptem na ucho, czy by mi nie pomogła. Przecież mogła czasami zrobić coś ze mną, a nie tylko siedzieć z babcią w domu.
- A co ja jestem?- Pytała oburzona.- Wszyscy są w domu, a ja mam ci pomagać? Nie masz rąk?
- Ale z ciebie siostra!- Krzyknąłem i odwracając się do niej plecami pomogłem mamie wstawić brudne naczynia do zlewu.
Babcia poszła do swojego pokoiku. Położyła się na łóżku, a ja podałem jej książkę, która jeszcze nie skończyła czytać. Podziękowała mi uśmiechem, a ja na dodatek położyłem jej pod głowę poduszkę, aby miała wygodnie.
Babcia uwielbiała czytać. Odkąd pamiętam zawsze siedziała z książką w dłoniach i uciekała się do świata, gdzie rozgrywały się jej powieści. Po jej minach mogłem zawsze wyczytać, czy to, o czym czyta jest smutne, czy nie. Raz nawet zapłakała, bo jej ulubiony bohater nagle zginął, choć miał się ożenić z młodą kobietą, co go kochała najbardziej na świecie. Babcia opowiedziała mi kawałek i w sumie to nawet mogłoby być ciekawe, tylko, że ja nie miałem czasu na czytanie tak jak ona.
- Poczekaj mamusiu, ja pozmywam- powiedziałem widząc na jej twarzy zmęczenie po pracy.
- Nie trzeba Michałku. Ja pozmywam, bo to moje zajęcie, a ty, jeśli chcesz, to nakarm zwierzęta, dobrze?
Widząc ten pełen przepracowania wzrok mamy nie mogłem postąpić inaczej jak tylko wypełnić jej polecenie. Przecież nie mógłbym jej odmówić. Kochałem ją póki co najmocniej na świecie i póki moja dziewczyna jeszcze się nie pojawiła, to ona miała pierwszeństwo we wszystkim. Za nią nawet wskoczyłbym w ogień, choć najpierw bym zrobił wszystko, aby ona wyszła z tego cało. Ja mógłbym zginąć. Trudno. Ważne, aby ona przeżyła.
Przytuliłem ją mocno i wybiegłem na dwór. Teraz to były moje obowiązki i musiałem je wypełnić.
Prawie w biegu nakarmiłem świnki uparowanymi ziemniakami z ospą, potem koniowi również dałem ospy, podałem mu również połowę wiadra wody, bo tylko tyle zdołałem unieść. Gdy wszystko wypił znów naniosłem mu wody i niedopitą resztę wlałem mu do koryta. Opczesałem go dokładnie z brudu i zarazków, jak kazał mi ojciec i kiedy jego sierść była znów czysta i lśniąca, wróciłem do kurnika i zebrałem resztę jaj, jakie doniosły jeszcze nasze kurki, no i zmęczony wróciłem do domu.
- Kochanie, nakarmiłeś świnki?- Zapytała mama zmiatając podłogę.
- Tak mamusiu- odparłem i na moment usiadłem przy stole.
- A wyczesałeś Gniadego? Bo wiesz przecież, że ojciec ma na jego punkcie bzika.
- Tak mamo. Zrobiłem absolutnie wszystko, co należało zrobić.
Oparłem sobie brodę na łokciach i zapatrzyłem się w okno. Dostrzegłem małą biedronkę chodzącą po tamtej stronie okna i przez moment jej się przypatrywałem. Wyobrażałem sobie, że chodzi teraz po moim oknie w nadziei, że może znajdzie coś do jedzenia dla swoich małych biedroneczek, które być może teraz czekają na nią z pustymi brzuszkami. A tak w ogóle to ciekawe, co jedzą biedronki? Może pyłki kwiatków? A może okruszki jedzenia? A może małe muszki, które chadzają niczego nie świadome po naszym murze?
- Kurkom też dałeś?- Zapytała mama kończąc zamiatanie.
- Tak. A wiesz co? Ja już nie mam na dzisiaj siły absolutnie do niczego- podniosłem się od stołu i usiadłem na wersalce, która stała zaraz za stołem w kuchni.
- To odpocznij sobie dziecko. Ja w tym czasie pozamiatam jeszcze przed domem, co by nie wnosiło się tyle piachu do domu.
Nagle do domu wpadła Anka nanosząc w ten sposób mnóstwo piasku, które dopiero, co uprzątnęła nasza mama.
- Mamo, mamo daj mi pić!- Krzyczała.
- Już córcia ci robię, momencik.
- Anka!- Krzyknąłem.- A sama to nie możesz sobie zrobić? Przecież widzisz, że mama jest zajęta. Może sama byś jej pomogła, co?
Anka spojrzała na mnie zdziwiona, że ja każę jej coś zrobić, a sam siedzę na wersalce.
- Ja? A babcia gdzie?- Pytała siostra popijając podaną przez mamę herbatę.
- Babcia odpoczywa- odparła mama.- Nie martw sie tak Michałku. Ja dam sobie radę. W końcu i tak przez cały czas robie to samo, więc nie trzeba mi odpoczynku. Jeszcze nie teraz.
- Mogłabyś choć raz w życiu pomóc!- Krzyknąłem do siostry z nerwami
- Spadaj! Ja mam inne zajęcie. A jak tobie się nudzi, to sam pomóż mamie, a nie wylegujesz się na wersalce i prawisz mi morały!
Nie zdążyłem jej nic odpowiedzieć, bo zaraz wybiegła z powrotem na dwór. Ale byłem na nią wściekły! Co ona takiego ważnego robiła, że nawet mamie nie chciała pomóc? Przecież miała już cztery lata!
Jak zwykle mama mogła zawsze liczyć tylko na mnie. Podszedłem do niej i wyciągnąłem jej z rąk szczotkę i zacząłem wymiatać z domu to, co przyniosła za sobą Anka. Wszystko wylądowało na podwórku, gdzie natychmiast sfrunęły gołębie i zaczęły robić resztę.
- Dziękuję Michałku- usłyszałem za plecami.- Wiesz, gdyby nie ty, to nie wiem czy ze wszystkim bym sobie poradziła- przeczochrała moje włosy mama.
Byłem całkowicie wyczerpany, ale złość na Ankę dodała mi jeszcze siły i wiedziałem, że gdy mama mnie jeszcze o coś poprosi, to ja spełnię to, choćbym musiał robić to resztkami sił. W duchu nienawidziłem ojca, że śpi sobie smacznie, podczas, gdy mama jest zaganiana pracą. Po czym on w ogóle odpoczywał? Chyba jedynie z nudów zasypiał.
- Mamusiu- podszedłem do niej.- Powiedz, w czym jeszcze mogę ci pomóc. Nie chcę, żebyś się przepracowywała- przytuliłem ją.
- Jesteś kochany syneczku- pocałowała mnie w czoło. -Idź i pobaw się trochę na dworze, bo niedługo ojciec twój wstanie. Ty już wystarczająco dużo dla mnie robisz. Jesteś moim darem od niebios, wiesz?
Przytuliłem mamę z całych sił do siebie i w duszy dziękowałem Bogu, że to właśnie ona jest moją mamusią. Mało, że była młoda i piękna, to jeszcze robiła, co mogła, abyśmy mieli co jeść. To ona pracowała, gotowała, sprzątała, no i miała na głowie chyba wszystko to, o czym ojciec nigdy nawet nie pomyślał. To ona studiowała nasze rachunki za prąd i wodę, podczas gdy on liczył ilu jeszcze sąsiadom ma naprawić uszkodzone rzeczy, a tym samym ile może jeszcze wypije w tym tygodniu, no i kiedy.
Czasami, gdy podsłuchiwałem jak liczyła na głos ile w danym miesiącu ma wydać na opłaty i jedzenie, słyszałem jak wzdychała, bo zamiast powiększać nasze oszczędności, które trzymała w swoich skarpetach w ukryciu przed ojcem, to one wręcz się zmniejszały.
Ojciec naprawiał coraz to więcej rzeczy. Mamę i mnie denerwowało, że często musiał włączać spawarkę, która brała tyle prądu, co niemiara, przez co znów rachunki za prąd były większe. Jednak nie mówiła nic o tym ojcu. Cieszyła się tylko, że ojciec potrafił naprawić już chyba prawie wszystko, co w przyszłości mogłoby zaowocować jakimiś dodatkowymi pieniędzmi. Niestety nie było tak słodko. Ojciec im więcej naprawiał, tym częściej chodził pijany. Nie brał ani złotówki za naprawy, a jedynie wlewał w siebie kolejne fale alkoholu, którym to właśnie ludzie mu płacili. Nie było to sprawiedliwe, gdyż prąd szedł i szedł, a tu nie było z czego zapłacić. My nie mieliśmy z tego absolutnie nic.
- Dlaczego nie poprosisz o pieniądze?- Pytała pewnego słonecznego ranka mama.- Przecież dobrze wiesz, że to nasz prąd idzie i to my musimy za niego zapłacić. Czy na prawdę nie zdajesz sobie sprawy jak jest nam ciężko? Przecież ja muszę liczyć się z każdym groszem, których wcale nam nie przybywa. Nie możesz chociaż wołać na nich, aby za wykonaną pracę płacili ci choć po marne dziesięć złotych? Przecież to nie jest dla niech aż tak dużo, a nam by pomogło. Choć w połowie pokryłoby wydatki za to co tracimy, gdy ty im naprawiasz różne przedmioty.
- Ale oni nie mają pieniędzy Ela- próbował ją jakoś udobruchać ojciec.
- No jak to nie mają? A na picie to zawsze sie znajdzie, co? No przecież za coś to kupują, a to oznacza, że jednak nie są tak do końca bez grosza- złościła się mama.
- Kochanie- zaczynał ojciec.- Przecież oni sami pędzą samogon, więc nie wydają na niego żadnych pieniędzy. Przecież gdybym ja im powiedział, że od dzisiaj biorę po dychę za łebka, to byłoby to dla nich bardzo krępujące, nie uważasz? No przecież drugi raz to na pewno by nie przyszli.
- Rysiek! Czy ty na prawdę niczego nie rozumiesz?- Krzyczała głośno mama. Mam to gdzieś, że drugi raz by nie przyszli, bo wtedy rachunki byłyby mniejsze, a i ty trzeźwy byś chodził!
- No przecież nie możesz zabronić mi pić, jak to nie za moje. Ja na to nie wydaję, a skoro chcesz wiedzieć, to powiem ci, że prawdziwy mężczyzna musi się czasami napić! Ty nigdy tego nie zrozumiesz, bo jesteś kobietą!
- No tak! Skoro, więc jesteś takim prawdziwym mężczyzną, to, dlaczego pozwalasz abyśmy głodowali! Dlaczego nic z tym nie robisz? Wolisz patrzeć jak dzieciaki głodne chodzą, a sam być zalany w trupa, a niżeli zarobić, choć dziesięć złotych i kupić im lizaka, żeby wiedzieli, że ojca też mają! Nie wstyd ci?
- Mnie ma być wstyd? Durna jesteś doprawdy! Lizaki mam im kupować, aby zęby miały zepsute i potem na dentystę też będziesz wołać. Weź się sama zastanów, co mówisz, a dopiero potem praw mi morały!
Mama mimo krzyków ojca nadal nie dawała za wygraną, jednak schodziła nieco z tonu, bo krzykiem to u niego nigdy nic się nie załatwiło. Na koniec błagała ojca, aby może, choć co drugiej osobie powiedział o pieniądzach, wtedy i napić by się mógł i ona miała by za co zapłacić. Na próżno jednak błagała. Ojciec jak coś już sobie postanowił, to do końca trwał przy swoim.
- Tobie tylko pieniądze w głowie. A czy choć raz pomyślałaś o moich potrzebach? Czy choć raz przeszło ci przez myśl, że prawdziwy mężczyzna też musi się czasem napić? Czy pomyślałaś o tym? Nie! Bo ty tylko o sobie myśleć potrafisz! Ciągle tylko ja i ja! Bo ty chcesz, abym pracował, bo ty chcesz, abym zajmował się oprzątaniem, bo ty chcesz żebym teraz nie pił tylko brał za robotę pieniądze i tak w kółko! Ty niczego nie rozumiesz! Głupia jesteś i za młoda, aby pojąć sens życia kobieto!
Łup!
Mama osunęła się na podłogę. Nie spodziewała się, że ojciec jest zdolny do bicia. Tego dnia po raz pierwszy zademonstrował jej, kto tu rządzi. Uderzył ją tak mocno, że z nosa poleciała jej krew. Wstała jednak, choć niepewnie, bo kręciło jej się w głowie i wtedy dostała po raz drugi. Okręciła się wokół siebie i znów upadła na podłogę.
Od tego dnia patrzyła na niego już inaczej.
- Za co mnie uderzyłeś?- Zapytała, gdy już trochę doszła do siebie i do nosa przykładała kawałek materiału, który leżał w kąciku pokoju.
- Sama się domyśl!- Warknął i wywalając nas z domu zamknął się w naszym pokoju.
Ja podbiegałem do mamy i na przekór ojcu wprowadzałem mamę do domu, aby opatrzyć jej ranę. Mama gorzko płakała w kuchni. Podprowadziłem ją pod wersalkę i kazałem się położyć, a sam brałem czysta szmatkę i przemywałem mamie zaschnięte ślady krwi na brodzie i pod nosem. Mama płakała, a ja tuliłem ją i modliłem się, aby jak najszybciej przestało ją boleć. Anka wbiegała do pokoju babci wtulając się w nią niczym niemowlę wtula się w ciało matki, aby possać pierś. Ja też chciałem tak wtulać się w mamę, ale zbyt ją bolało, aby to zrobić. Potem jednak kładłem się obok niej i przytulałem ją z tyłu. Głaskałem jej cudowne włosy i powtarzałem do ucha jak bardzo ją kocham. Gdy mama zasypiała ja robiłem ostateczne obowiązki na ten wieczór i wracałem do mamy. Znów tuliłem się do niej. Przykrywałem nas starym kocem, jaki znalazłem na tyłach wersalki i oddawałem z siebie tyle ciepła ile tylko zdołałem jej dać. Wiedziałem, że ona musi poczuć się bezpieczna. Bo była bezpieczna właśnie teraz ze mną.
Od tamtego strasznego wydarzenia mama płakała coraz częściej. Coraz bardziej przerażał ją fakt, że ojciec z dnia na dzień staje się coraz większym pijakiem. Ja byłem wściekły na siebie, że nie potrafię mamie pomóc. Wiedziałem, że nic nie mogę w tej sprawie poradzić. Byłem też wściekły na ojca, że zamiast nas wspierać wolał pić wódkę ze swoimi kolegami pokazując, jaki to on jest męski, a w rzeczywistości staczał się coraz bardziej. Pociągając nas ze sobą.
Wieczorem, gdy wszyscy już spali ja prowadziłem rozmowy z Panem Bogiem. Pytałem Go, za co nas tak każe i dlaczego wszystko, co złe spotyka akurat nas? Przecież nie mogliśmy być aż tak złą rodziną, że nie należało nam się nic dobrego. Wiem, że ojciec tym swoim zachowaniem bardzo zaniżał naszą reputację w niebie, no, ale ja starałem się to wszystko podgonić. Mama przecież też się starała, a mimo to nadal nie spotykało nas nic dobrego.
Pytałem też Boga, czy istnieje, choć szansa, że kiedyś ojciec przestanie pić. Albo, chociaż niech nie bije nikogo, kto na to nie zasłużył. Na próżno jednak prosiłem Go i błagałem. Nic mi nie odpowiedział, ani nawet nie dał żadnego znaku, że mnie słyszy. W takim razie nie pozostało nam nic innego, jak samemu zadbać o siebie i jakoś to wszystko przetrwać. Jak widać Bóg o nas zapomniał.
Dodaj komentarz