,, A tyle chciałem z siebie dać- nie zdążyłem..." cz 19

,, A tyle chciałem z siebie dać- nie zdążyłem..." cz 19,, Śmierć innych istot żywych nie zmienia środowiska w istotny sposób, każde pokolenie ludzi natomiast pozostawia po sobie pomniki kultury, dzieła sztuki, środki produkcji itp., przekazuje też następnym pokoleniom metody pracy, wiedzę i znajomość świata’’
,, Pradzieje człowieka’’ Josef Wolf i Zdenek Burian, 1982

Rozdział 19  
Coś nowego

          Nawet nie wiem, kiedy i nadeszły już żniwa. Czas leciał mi nieubłagalnie, gdyż każdego dnia robiłem prawie to samo. Dzięki, lub przez tamten pamiętny dzień, gdy dostałem od ojca w twarz zauważyłem pewną zmianę w zachowaniu Anki. Już nie musiałem jej prosić jak kiedyś, aby mi w czymś pomagała, tylko niekiedy sama nawet proponowała swoją pomoc. Sama chętnie pomagała mi w oprzątaniu zwierząt, a gdy w połowie czerwca uczyłem się kosić kosą żyto, ona szła za mną i przesuwała je równo na boki, aby ten, kto je wiązał za nami nie krzyczał, że robię to źle i krzywo.
          Odkąd pamiętam na naszych polach zawsze było siane to samo. Żyto, owies, pszenica i gorczyca jedynie zmieniały swoje miejsca, aby ziemia nie zrobiła się jałowa. Tak nam tłumaczył ojciec, gdy tylko przyuważył, że z uwagą wpatrujemy się w nasze plony. Potem sadziliśmy ziemniaki, które zbieraliśmy dopiero przy końcu wrzenia, lub na początku października zależnie od pogody. Ja osobiście bardzo lubiłem zbierać ziemniaki, bo wtedy przychodzili do nas sąsiedzi i pomagali nam je zbierać. A potem, gdy nasze zbiory dobiegły końca to my chodziliśmy do sąsiadów i odpracowywaliśmy ich pomoc. Tak to już u nas bywało, bo mało, kto we wsi miał pieniądze, a ta forma zapłaty odpowiadała nam wszystkim.
          Praca jak praca, raz cięższa, a raz lżejsza, tylko najgorsze w tym wszystkim było to, że po pracy zawsze na stole gościła gorzała, jakby, kto chlebem miał częstować. Starsi pili, a my tylko gapiliśmy się na nich jak z chwili na chwilę ich język plątał się coraz bardziej, a pod koniec to już można było ze trzy razy usłyszeć tą samą historię i wtedy dopiero można się było dowiedzieć, kto prawdę mówił, a kto zmyślał i co chwila dodawał inny wątek. Potem ciężko było odprowadzić ojca do domu, bo zalany był w trupa, a nikt nawet sąsiada na noc w domu nie chciał. Trzeba było go prawie ciągnąć po ziemi, bo waga jego przekraczała nasze możliwości, ale jakoś trzeba był dać sobie z nim radę. Bywało też, że budził się nagle z amoku i siadał na ławeczce przy domu i za żadne skarby nie chciał wejść do domu twierdząc, że to jeszcze nie ten czas. Współczułem wtedy mamie, bo ona biedna czekała za nim i pilnowała go, żeby ino sobie, jakiej krzywdy nie zrobił, bo z pijanym ojcem to nigdy nie było wiadomo, co nas czeka. Mógł od tak po prostu pójść spać, a mógł siedzieć do późna na dworze, aby rano pokazać mamie, że nikt się jego losem nie przejął i teraz będzie chory. Dlatego mama zawsze czekała tak długo, aż nie położył się na łóżku i nie zaczął chrapać, bo tylko to oznaczało, że na prawdę śpi. Nie zasługiwał na to, tak jak mama nie zasłużyła, aby męczyć się z nim przez całe życie, choć miał ojciec u mnie jeden jedyny plusik, dzięki czemu nie mogłem znienawidzić go do cna. Tym plusikiem byłem właśnie ja, bo gdyby nie on nie byłoby mnie na tym świecie i nie mógłbym wtedy pomagać mamie, ani nawet marzyć o swojej wymarzonej rodzinie. Po prostu nie byłoby mnie i tylko i wyłącznie za to miał u mnie plus.
          Żal mi było mamy, bo ona zawsze się o niego zamartwiała, choć moim zdaniem nie potrzebnie. Ojciec czy trzeźwy czy też pijany nigdy sobie krzywdy nie wyrządził. Gorzej było z nami, bo niekiedy zupełnie bez powodu ojciec przychodził i ni z gruszki ni z pietruszki potrafił nas pobić nawet nie podając żadnego powodu. Siostra moja jak zawsze sprytna i czujna, gdy tylko zauważała, że ojciec sie zbliża, to albo chowała się babci pod spódnicę, bo babcia nosiła takie długie i szerokie, że nawet jej tam nie było widać, albo uciekała gdzie pieprz rośnie i przychodziła dopiero wtedy, gdy zauważyła, że ojcu już przeszło. W sumie ja też mógłbym uciekać, ale nie mogłem. Nie mogłem zostawić tam mamy samej, bo wtedy cała jego złość wylądowałaby na niej, a tak to rozkładało się na dwóch i mama aż tak bardzo nie cierpiała. Kochałem ją ponad wszystko i dla niej mógłbym zrobić na prawdę wszystko. Tylko dla niej.
          Co jakiś czas zaglądałem na grób Tobiego i przynosiłem mu jeden kwiatek. Raz była to stokrotka, raz kaczeniec, a czasem nawet mlecz ładnie rozkwitnięty. Nadal brakowało mi Tobiego, ale teraz jakoś lżej mi było na sercu. Odkąd wykopałem mu grób i pochowałem tam cząstkę niego czułem, że jest już bezpieczny. Raz nawet przyszedł mi na sen, w którym się do mnie uśmiechał. Wyciągnął swoją rączkę do mnie, a ja podałem mu swoją. Ucieszył się bardzo i przez ten gest wiedziałem, że jest mu tam dobrze. Nie musiał mi nic mówić, bo oczy jego powiedziały mi już wszystko. Podziękował mi za opiekę i odpłyną na chmurce do nieba. Obudziłem się wtedy z uśmiechem na twarzy. Tobi dał mi znać, że jest już szczęśliwy, a dzięki temu ofiarował spokój i dla mojego serca. Od tamtego czasu zanoszę mu po jednym kwiatku, aby wiedział, że był dla mnie jedynym bratem, którego nigdy nie miałem. Wiem, że to może było dziecinne z mojej strony, ale robiłem to, co uważałem za stosowne. Robiłem po prostu to, co pewnie zrobiłby dla niego prawdziwy brat. Pamiętałem o nim.
          Niedługo po tym jak jakiś facet uprzątnął gruzy, jakie pozostały po spalonym domu Tobiego. Na ich podwórku zaczęli pojawiać się obcy ludzie. Oglądali wszystko tak dokładnie, jakby mieli kupić pomidory na rynku i szukali najmniejszej plamki, aby móc wymienić warzywo na ładniejsze. Po tamtych ludziach pojawiali się następni i następni, aż pewnego dnia usłyszałem od sąsiada, że ktoś tę posiadłość kupił. Podobno poszła za marne grosze, ale to nie było istotne. Niebawem miał tam zostać pobudowany nowy dom. Jego właściciel nie był zamożnym chłopem, a jego żona wyglądała, na co najmniej czterdzieści lat. To również nie było dla mnie istotne. Ciekawił mnie jednak jeden fakt. Mieli oni syna imieniem Tomasz. Jeszcze nie widziałem go i nie wiem, w jakim był wieku, ale bardzo chciałem go poznać. Tobi też w rzeczywistości miał na imię Tomek. Czy możliwe, więc jest, że to Bóg kazał im się tu pobudować żebym pamiętał o Tobim?

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i obyczajowe, użyła 1276 słów i 6632 znaków.

Dodaj komentarz